Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 10

Perspektywa: Dylan

-A więc...chłopcy. Jak wam minął dzień?

-Okropnie.
-Wspaniale.- odpowiedziałem w tym samym momencie. Thomas spojrzał na mnie z politowaniem a następnie kiwnął głową na moją szyję. Szybko przeprosiłem rodziców Thomasa i pobiegłem do łazienki.

-Osz kurwa.-szepnąłem gdy zauważyłem wystające spod mojej koszuli ciemno bordowe malinki. Złapałem pierwszy lepszy puder leżący pod ręką i zacząłem rozsmarowywać go niedbale po szyi. W tym momencie wszedł Thomas.

Wypierdalaj stąd, tylko ciebie mi tu brakowało.

-Nie niszcz pudru mojej matki bo inaczej dostaniesz wpierdol O'Brien.

-To nie jest puder twojej matki.-stwierdziłem odwracając się do niego.

-To czyj niby?!-zdenerwował się blondyn patrząc na mnie mieszanką strachu i złości.

-Twój, skarbeńku.-puściłem mu oczko. -Och spójrz, jestem w twojej łazience więc to chyba wystarczający dowód potwierdzający to, że puder należy do Ciebie.- wytłumaczyłem gdy zauważyłem że Tommy nie zrozumiał.
-Poza tym widać że jesteś pomalowany, słodko wyglądasz.

-A ty co? Sherlock Holmes jesteś?!- wkurzył się dyskretnie ścierając lekki makijaż z twarzy. Patrzył na mnie gniewnym wzrokiem która aż mnie rozczulał.

-Tylko jeśli ty zostaniesz Doktorem Watsonem, skarbie.-klepnąłem go z dużą siłą w pośladek przez co podskoczył przestraszony. Starał się wszelkimi siłami ukryć strach lecz mimo tego co sądził Tommy, jestem dobrym obserwatorem.

Thomas po kilku sekundach podniósł głowę patrząc na mnie wyzywająco.
-Może jeszcze zaproponuj aby zamiast Romea i Julii w teatrze zagrać Sherlocka i Johna, co o tym sądzisz, 'Dylanuneczku'?

Osz ty szmato.

-Nie mów tak na mnie. Nie mam dziewięciu lat a ty nie jesteś moim przyjacielem. Jesteś tylko pierdolonym ścierwem które myśli że pyskatą mordą może sobie wszystko załatwić. Gówno prawda! Tacy jak ty powinni zostać wyruchani do nieprzytomności a później zdechnąć we własnej spermie, a teraz wypierdalaj bo muszę coś zrobić z tą malinką.

-Ty obrzydliwy...kutasie!- Czekoladooki wybiegł z łazienki trzaskając drzwiami. Z dołu słychać było jego matkę a po chwili trzask drzwi wejściowych.

-Tchórz. Zawsze był tchórzem...- westchnąłem a następnie ponownie zabrałem się za nieudolne próby ukrycia działań Teresy.

[...]

Perspektwa: Thomas

-Co zrobił?-zapytał Brad gdy tylko otworzył drzwi wejściowe.

Po moich polikach spływały stróżki łez a ja sam wyglądałem jakbym się urwał z balu maturalnego.

-Wpuścisz mnie?-zapytałem. Przyjaciel od razu przepuścił mnie w drzwich każąc kierować się do jego pokoju. Tak zrobiłem. Ostrożnie wszedłem po schodach by nie obudzić śpiących na kanapie państwo Talbot.

Brad po chwili mnie dogonił. Gdy tylko skierowaliśmy się do pokoju chłopaka, z łazienki znajdującej się obok wyłonił się wielki pan Brett Talbot.

-Zapomniałem wspomnieć że on dzisiaj u mnie nocuje. Sorki, Tom.-zaśmiał się niezręcznie Brad za mną. Niebieskooki dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że nienawidzę Bretta. I to nie dlatego że przyjaźni się z Dylanem chociaż to też jest ważnym czynnikiem. A mianowicie, nienawidzę Bretta Talbota za to jak traktuje ludzi. Nienawidzę go za to, że odebrał na Liama. Nienawidzę go za to, że się nade mną znęca.

-A kogo my tu mamy...Tommyś!-krzyknął sztucznie uradowany. Na jego twarzy wykwitł szyderczy uśmiech który znaczył tylko jedno.

Mam przesrane.

-Brett.-skarcił go Brad kładąc rękę na moim ramieniu. -Daj spokój mojemu przyjacielowi i jeśli ci twoje ciuchy miłe, idź stąd.

Brett zmarszczył brwi patrząc zdziwiony na Brada a po chwili z powrotem się uśmiechnął.
-Zarywasz do Tommysia? Zakochałeś się w tej ciocie, mój drogi kuzynie?

-Oczywiście że nie! Tom to mój przyjaciel do smażonej na głębokim oleju frytki!-zdenerwował się ciągnąc za końcówki swoich włosów.

-Oj, Dylan się nie ucieszy.-wymamrotał pod nosem wysoki blondyn chcąc już odejść.

-A co mu do tego z kim się spotykam, co?-zapytałem skupiając tym samym uwagę Bretta ponownie na mnie.

-Nie obchodzi go.-powiedział szybko jakby właśnie zrobił coś niewybaczalnego poczym szybko schował się w pokoju gościnnym.

Zmarszczyłem nos nie komentując tego. Brad złapała mnie za ręke ciągnąc do jego różowej krainy gdzie spędziliśmy wieczór na rozmowach i netflixie.

[...]

Perspektywa: Scott

Gdy tylko wyszedłem z galerii postanowiłem odpocząć. Zakupy z matką na najgorsza rzecz, nigdy więcej.

Mam około godziny zanim mama do mnie zadzwoni więc mogę spokojnie pójść do parku na lody.

Kto mi zabroni?

Ruszyłem więc w trasę która trwała aż pięć minut poczym przystanąłem w kolejce do budki z lodami za przystojnym brunetem niewiele wyższym ode mnie.

Osz kurwa, ale dupa.
Chce dotknąć.

Chłopiec który zamawiał dwie truskawkowe gałki właśnie odszedł więc naszła kolej przystojniaka przede mną.

-Cześć! Poprosze jedną gałkę lodów cytrynowych i jedną karmelowych w osobnych wafelkach.-odezwał się a ja zamarłem.

Mężczyzna odwrócił się ukazując twarz mojego nowego, dziwnego, trochę napastliwego nauczyciela.

-Dzień Dobry, Scott.-uśmiechnął się zadziornie ukazując rząd białych, lśniących zębów.

-Taa, Dzień Dobry.-odpowiedziałem niezbyt zainteresowany.

Kurwa, podniecałem się tyłkiem mojego nauczyciela!

-Dla Ciebie.-podał mi lody karmelowe. -Mam nadzieje że lubisz bo pasuje mi do Ciebie ten smak.

-Ja..tak. Lubię, dziękuje panie Deegans.

-Wystarczy Jeff, skarbie.-puścił mi oczko przez co poczułem jak na moje poliki wstępuje krwisto czerwony rumieniec. Ukryłem go zanurzając się w gałce lodów.
-Co tu robisz, Scotty?

Scotty?

-Matka zaciągnęła mnie na zakupy, Jeff. Szkoda gadać, od trzech jebanych godzin łaże za nią krok w krok po tych wszystkich sklepach które się chyba nie kończą.

Gdy skończyłem mówić zauważyłem że Jeff zapisuje coś w notatkach telefonicznych. Nie odezwałem się. P

Mężczyzna w wieku około trzydziestu lat podniósł wzrok patrząc na mnie lekko niepokojąco. Jego tęczówki były dziwnie bursztynowe a światło dziwnie się w nich załamywało. Drgnąłem.
-Odprowadzić Cię?-zapytał zauważając to że mu się przyglądam.

-Nie musisz, poradzę sobie.-powiedziałem szybko chcąc się go jak najszybciej pozbyć. Zachowuje się jakby chciał mnie przelecieć, to mój nauczyciel do cholery!

-Nalegam.-usłyszałem w odpowiedzi. Mężczyzn wstał podając mi ręke. Niezgrabnie ją złapałem wstając. Ruszyłem w drogę gdy poczułem rękę na mojej talii, druga wylądowała na pośladku.

-Co ty robisz?! Pojebało cię?!-spnikowałem wyrywając się z objęć tego zboczeńca.

-Uspokój się, kurwa.

-O chuj ci gościu chodzi?! Kim ty jesteś?-mówiłem szeptem by przechodzący ludzie nie zareagowali.

-Idziesz ze mną, śliczny.-odpowiedział jedynie nie zdejmując ręki z mojej talii.

Zaprowadził mnie do czarnego samochodu gdy czekało na nas trzy osoby. Kobieta i dwóch mężczyzn.

-Poznaj Katrine, Angelo i Adrewa, moich pomocników.-powiedział Jeff a następnie wepchnął mnie do samochodu.

-Gdzie mnie zawozisz, jebany porywaczu?!-krzyknąłem na niego gdy mój pseudo nauczyciel usiadł na miejscu kierowcy a samochód ruszył.

-Powiedzieć ci prawdę, skarbie.

NOTKA:
Hejka! Ostatnie komentarze (i groźby) bardzo mnie zmotywowały do napisania kolejnego rozdziału także jest!

Ponad 1k słów więc nie jest tragicznie xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro