Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 8

Perspektywa: Thomas

Od ostatnich wydarzeń minął już tydzień podczas którego z całych sił starałem się unikać ojca na wszelkie możliwe sposoby. Brad skutecznie mi pomagał, wielokrotnie w trakcie trwania minionego tygodnia przesiadywałem u niego, często zostając na noc. Jednak nie wczoraj.

Miałem nocować u Brada jednakże niespodziewanie do ich domu zapukał Brett idiota Talbot, brat cioteczny Brada. Nie dowiedziałem się co się stało lecz był bardzo spanikowany a jego wzrok rozbiegany. Brad grzecznie mnie wyprosił co wcale mnie nie uraziło.

A teraz stałem przed budynkiem szkoły. Ogromnej, zjebanej szkoły.

Jak ja jej kurwa nienawidzę! A to dopiero początek września, ciekawe co będę mówił w czerwcu.

Jeśli do czerwca dożyje. Bo patrząc na to co się ostatnio wokół mnie dzieje, obawiam się że zejdę na kurwicę i nawet te pyszne ciasteczka w osiedlowym nie pomogą.

Wszedłem zmęczonym krokiem do tej zapyziałej dziury kierując się do swojej szafki o jakże fajnym numerze 69.

Pamiętam jak z Dylanem śmialiśmy się z tego do rozpuku. Ironia, on ma numer 96.
Brad stał przy niej wgapiając się w ziemię, nie zareagował nawet na szarpnięcie ramienia gdy jakiś przechodzący obok niego maturzysta niechcący o niego zahaczył. Wysoki blondyn zatrzymał się, odwracając się do Brada.
- Przepraszam Cię. Ty jesteś Brad, tak?

Talbot podniósł powoli wzrok patrząc na twarz rozmówcy a następnie oblał się czerwonym niczym pomidor rumieńcem. Ja postanowiłem nie podchodzić, nie chcę przerywać tej uroczej scenki.

- T-tak to j-ja.-potwierdził Brad.-Nic s-się nie s..stało.

- Och, na pewno?-zapytał się chłopak którego kojarzyłem ze szkolnej drużyny lacrosse.-Jestem Isaac Lahey. Możesz mówić na mnie Issie.-puścił Bradowi oczko a następnie pomknął do przodu wtapiając się w tłum licealistów. Podbiegłem do przyjaciela od razu przytulając go na wypadek gdyby zemdlał.

Brad spojrzał na mnie zaćmionym wzrokiem. Oczy miał wielkie jak dwie monety a światło odbijające się od nich dawał wrażenia wielkiej głębi.

- Ten Isaac jest w drużynie lacrosse z tego co kojarzę ale nie wiem na jakiej pozycji.-powiedziałem klepiąc przyjaciela po policzku gdy temu nadal nie schodził z nich rumieniec.
-Skąd on w ogóle znał twoje imię?

- Nie wiem, Tom...ale on jest przystojny...-rozmarzył się. Przewróciłem oczami śmiejąc się pod nosem. Może ten dzień wcale nie będzie taki zły?

- Ej wy! Sangster i Talbot, co robicie na korytarzu w trakcie lecji?-zawołał do nas nauczyciel WF. Grzecznie go przeprosiliśmy po czym skierowaliśmy się razem do sali historycznej. Weszliśmy nawet nie kłopocząc się pukaniem. Szczurowaty spojrzał na nas jadowicie ale ostatecznie uśmiechnął się sztucznie. Obok tej żałosnej imitacji człowieka stała jeszcze jednak osoba. Był to średniego wzrostu z ciemnymi włosami, wyglądający jakby urwał się z jakiegoś gangsterskiego filmu. Poszedłem do ławki w której siedział Scott.
- Można?

Scott wyrwał się jakby z jakiegoś transu spoglądając na mnie jakbym urwał się z księżyca a na sobie miałbym sukienkę w różowe kwiatki a następnie kiwnął głową robiąc mi miejsce.
- Czemu nie siedzisz z Bradem?

- Brad chce usiąść z Liamem żeby go wypytać o kilka rzeczy. Słyszałeś chyba o tym że ostatnio się pokłóciliśmy tak jakby, co nie?

McCall'owi nie dane było odpowiedzieć bo w tym właśnie momencie odezwał się ten mafioso:
- Jestem Jeff Deegans (Nazwisko na potrzeby ff, więc nie ma ono nic wspólnego z książkami Kati dop.autorki) ale jestem za tym abyście zwracali się do mnie po prostu Jeff.-
Wszyscy zdziwieni kiwnęli głowami.
- Będę pomocnikiem pana Jensena w przygotowaniach do sztuki którą będziecie odgrywać. Domyślam się że macie już ustalonych głównych aktorów bądź aktorki.

Szczurowaty rozejrzał się spanikowany po klasie jakby nie wiedząc kogo wybrać.
- Owszem. Thomas Sangster zagra Julię a Dylan O'brien- Romea.

Poczułem jak moje serce zamiera i po chwili upada na ziemię załamane. Po chwili jednak podniosło się jakby znalazło w sobie resztkę sił witalnych i woli przetrwania a następnie zaczęło bić w zawrotnym tępie.Przez moją twarz przez te kilkanaście sekund przewinęło się setki różnych min. Szok, zamarcie, załamanie.
Z drugiej strony klasy zaś, Dylan, z którego obecności nie zdawałem sobie sprawy awanturuje się i kłóci. Dołączyłbym do niego bardzo chętnie ale jedyne o czym teraz marzyłem to schowanie się do szafy.

Scott spojrzał na mnie ze współczuciem klepiąc mnie po plecach, usiłując pocieszyć a Brad zerwał się z ławki obok klękając obok mnie.
- Hej, Tom spójrz na mnie.-Podniosłem wzrok. - Przeżyjesz to i do tego pocałujesz się z ciachem, powinieneś się cieszyć.-Brad starał się obrócić wszystko w żart jednak mi nie było do śmiechu.

Liam spoglądał na mnie zmieszany nie wiedząc co zrobić. W końcu posłał mi mały uśmiech i odwrócił się.

Dlaczego wszystko ciągle przydarza się mi?

NOTKA:
Jedyne słowo które mi teraz przychodzi do głowy to przepraszam. Tak was cholernie przepraszam za tak długi brak rozdziału. Ostatni miesiąc był dla mnie katorgą.
Weny: zero
Sił witalnych: zero
I jak tu żyć?

Dzisiaj przychodzę do was z krótkim rozdziałem bo nic więcej nie jest niestety w stanie napisać, przepraszam.

Love you

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro