Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 12

Perspektywa: Dylan

Otworzyłem drzwi chcąc wyręczyć Thomasa który nadal pewnie nie otrząsnął się po sytuacji z przed kilku minut.

Mówisz jakbyś ty się otrząsnął.

Ze smutkiem przyznałem swojemu sumieniu rację. Spojrzałem na osobę którą tu przywiało.

-Ugryź niepotrzebnych.- poczułem ostre kły wbijające się szybko i niedbale w moje lewe ramię a Brett stojący za mną krzyknął upadając z chukiem na ziemię.

Ja utrzymałem się na nogach. Spojrzałem na swoich oprawców, dwóch mężczyzn, jeden wysoki z uszami i twarzą...wilka?! W tym momencie oparłem się po ścianie a następnie po niej zjechałem padając nieprzytomny na ziemię.

Perspektywa: Thomas

Gdy usłyszałem głośny krzyk Bretta nieźle myślałem że zwymiotuje z nerwów.

Co to do cholery jest i czemu to teraz wchodzi po schodach?!

Co robić, co robić?

Spojrzałem na okno.

Nie zrobie tego, przecież się zabiję! Podbiegłem szybko do szafy i odgarniając ciuchy zamknąłem się w sródku, przez malutką szparkę obserwując pokój.

Drzwi nieznacznie uchyliły się a do mojego pokoju cicho niczym ninja wkradł się wysokiej postury, przystojny mężczyzna w wieku około dwudziestu pięciu lat.

Miał blond włosy a jego twarz przyozdabiał cwaniacki uśmiech. Więcej niestety nie zdążyłem zajerestrować bo poczułem jak ktoś siłą wyciąga mnie z szafy a następnie mocny cios w tył głowy.

Perspektywa: Minho

-Do zobaczenia, skarbie!-krzyknął za mną Gally gdy wchodziłem do taksówki.

Samochód pojechał a ja zostałem w egipskich ciemnościach na rzadko uczęszczanej ulicy nieopodal mojego domu. Powoli ruszyłem z miejsca.

Chodzą plotki że ta okolica jest zamieszkana nie tylko przez gangsterów ale też przez różne mityczne swtorzenia przez co ludzie boją się tędy zapuszczać. No cóż, ja do takich nie należę.

Szedłem więc przed siebie, mijając zardzewiałe pustostany, zniszczone domy i opuszczone podwórka a wokół mnie unosił się charakterystyczny dla tej części miasta zapach stęchlizny.

Gdy prawie skręciłem w kierunku skrzyżowania prowadzącego już na wprost do mojego domu usłyszałem jakby powarczenia a po chwili mocny ból w lewym przedramieniu a już po kilku sekundach zamknąłem oczy zapadając w niespokojny sen.

Perspektywa: Brad

Usiadłem na moim łóżeczku układając wszystkich moich przyjaciół według wielkości. Ledwo zmieściły się na moim łóżku przez co zabrakło miejsca dla mnie.

Wzruszyłem ramionami rozkładając sobie na ziemię różowy kocyk i purpurową poduszkę.

Byłem sam w domu- mama postanowiła dzisiaj nocować u swojej siostry, czyli mojej cioci i mamy Bretta, więc gdy usłyszałem energiczne pukanie do drzwi z werwą zerwałem się z podłogi biegnąc szybko schodami w dół do drzwi.

W biegu poprawiłem rozczochrane włosy aby nie wyglądać jak Tom i nie narobić sobie wstydu.

-Cześć, młody, zastałem Brada Talbota?-zapytał wysoki, czarnowłosy mężczyzna z charakterystycznym dla podrywaczy błyskiem w oku. Obok niego, lekko z tyłu stał niższy, również umięśniony chłopak z ciemno blond włosami.

-Tak, proszę pana. To ja, w czym mogę pomóc?-zapytałem uśmiechając się życzliwie do mężczyzn. Niższy chłopak spojrzał na mnie jakby z zazdrością i uśmiechnął sztucznie.

-Musisz iść z nami, maleńki.-zaśmiał się czarnowłosy łapiąc mnie delikatnie za ramię. -Nie zmuszaj mnie abym użył siły bo cię nawet polubiłem, Bradziu.-powiedział gdy zacząłem się szarpać.

Spojrzałem na niego przestraszony. Posłusznie ruszyłem na nim podczas gdy drugi, najwyraźniej młodszy chłopak zamykał drzwi do mojego domu kluczem który nie wiadomo skąd wyciągnął.

Perspektywa: Liam

-Odbierz ty jebany chuju!-krzyknąłem zdenerwowany gdy po raz dziesiąty włączyła się poczta głosowa.

-Nie denerwuj się, Liamuś i chodź się przytul.-zagadała do mnie Teresa. Posłusznie wróciłem do niej kładąc się obok niej.

Dziewczyna ponownie miała zdejmować majtki gdy do pokoju wparował kurwa wilk!

Co jest, kurwa?!

Mówiłem że dom przy lesie to wykurwiście zły pomysł ale kto by
słuchał kogoś kto ma 165 kurwa!

-Liam? Liam?! Co to do cholery jest?!-pisnęła Teresa gdy wilk nam się przyglądał.

-Wilk, ty głupia pindo, a jak myślisz?!

Wykurwiście wielki wilk który właśnie ruszył w moim kierunku.
-Uciekaj stąd!-wydarłem się do dziewczyny zanim wilk mnie złapał.

Jedyne co poczułem przed straceniem przytomności to ostry ból w ramieniu.

Perspektywa: Mark

-J-ja rozumiem czemu T-thomas ale dlaczego robisz to też jego przyjaciołom?-zapytałem trzęsąc się niczym galareta. Obok mnie siedziała zakneblowana Elle.

-Twój syn może ci wybaczyć bo zrobiłeś krzywdę jemu, a nie nikomu na kim mu zależy. Dlatego postanowiłem aby jego przyjaciele też ucierpieli.-zaśmiał się Fabio jedząc lody czekoladowe. Obok niego siedział przestraszony chłopak w wieku Thomasa.

Od dwóch godzin nie odezwał się praktycznie słowem, jedynie od czasu do czasu siorbał nosem zapłakany.

-Mark.-odwróciłem uwagę od tajemniczego chłopaka do Fabia. Mężczyzna patrzył na mnie z wyższością.
-Twój synek i jego żałośni przyjaciele przyjechali!-prawie że to wyśpiewał.

Osz kurwa...

NOTKA:
Siedzę sobie właśnie w klasie z moimi facker znajomymi aka żałosnymi dziadami (oprócz dwóch osób) i zaraz mnie chyba szlag trafi więc dokończyłam sobie rozdział XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro