rozdział 11
Perspektywa: Mark
-Dzień Dobry, Panie Sangster.-odezwała się śliczna, brązowowłosa kobieta siedząca za biurkiem.
-Fabio zaraz przyjdzie, proszę usiąść na kanapie i chwilę poczekać.
-Tak, dobrze.-odpowiedziałem zestresowany. Krople potu lały się z mojego czoła który cały czas osuszałem chusteczką higieniczną. Bałem się. A miałem czego.
Nie wywiązałem się z umowy którą z Del Junco ustaliliśmy na pierwszym spotkaniu, a konsekwencje tego mogą być tragiczne.
Po kilku minutach do pokoju wszedł trzydziestoletni, opalony mężczyzna. Wydawał się taki beztroski do tego co przed chwilą zrobił. Pierwszą częścią kary za moje przewinienie było ugryzienie mojej żony. Druga to..
-Mark! Wspaniale Cię widzieć.-westchnął Del Junco zdejmując okulary przeciwsłoneczne które na chuja nie wiem czemu nosił bo na dworze pada.
-Witaj, Fabio.
-Nie wstydź się, zapraszam za mną!-zawołał mnie w następnie razem skierowaliśmy się do dobrze znanego mi pomieszczenia z dwoma fotelami oraz stolikiem z tequilą.
Usiadłem na zwykle zajmowanym przeze mnie karmelowym fotelu a następnie wziąłem się w garść i spojrzałem w oczy gangsterowi.
-Nie krzywdź Thomasa. Nie ma z tym nic wspólnego.
-Thomas jest pyskaty, lubię go wiesz? Ma coś w sobie co przyciąga ale niestety jest synem takiej cipy jak ty.-zaśmiał się sucho.
Skąd on go zna?!
-Znasz zasady, dziwko. Znałeś je a mimo to podjąłeś ryzyko. Teraz gdy okazałeś się zwykłą cipą musisz zapłacić cenę tego, sorry.-wstał klępiąc mnie po policzku a następnie wyszedł.
Mam siedem dni i piętnaście minut.
Siedem dni później.
Perspektywa: Thomas
-Podprowadzić Cię, Tom?-zapytał po raz dziesiąty tego ranka Brad. Stał obok mnie przyglądając mi się podczas gdy ja zakładałem buty.
-Trafię, nie martw się.-zachichotałem wstając. Przytuliłem go jedną ręką. W drugiej trzymałem płyty Troya Sivana które od niego dostałem.
-O, Thomas. Już idziesz?-z kuchni wychyliła się pani Alicia Talbot, mama mojego przyjaciela.
-Tak proszę pani. Dziękuje jeszcze raz za gościnę.-uśmiechnąłem się szeroko do niskiego wzrostu brunetki z niebieskimi oczami i skierowałem się do drzwi.
-Thomas, czekaj! Może Brettuś Cię podwiezie, akurat miał wracać do domu.
-Nie, naprawde nie trz..-przerwał mi schodzący ze schodów blondyn.
-Jasne ciociu, chętnie odwiozę Tommy'ego.-powiedział specjalnie naciskając na zdrobnienie mojego imienia którego używał Dylan gdy jeszcze byliśmy przyjaciółmi.
[...]
-Nie myśl sobie że jazda z tobą w jednym samochodzie to dla mnie przyjemność.-odezwał się Brett po kilku minutach jazdy w niezręcznej ciszy.-Robię to tylko dlatego że ciocia mnie o to poprosiła, no i chciałem Dyla odwiedzić.
-Domyśliłem się tego, Brettuś.-zadrwiłem uśmiechając się tak wrednie jak nigdy. Brett nie miał nawet szansy się odgryźć bo właśnie zaparkowaliśmy pod moim domem przez co szybko wysiadłem z samochodu który dziwnie pachniał perfumami Liama.
Tylko on używał perfumy Violetty.
-Thomas! Gdzieś ty się podziewał, martwiliśmy się z Dylanem o Ciebie!-przywitała mnie na wejściu matka. Podeszła do mnie przytulając mnie na pokaz.
Gdyby nie było tu O'briena już bym dostał szlaban.
-Dzień Dobry, Pani Sangster.-kiwnął głową mojej matce. -Nazywam się Brett Talbot i chodzę do klasy z Dylanem O'brienem.-przedstawił się całując Elle w rękę przez co się zarumieniła.
-Brad jest z tobą spokrewniony?-zapytała.
-Tak, Brad jest moim bratem ciotecznym. Właśnie z Thomasem od niego wracamy.-odpowiedział uśmiechając się czarująco. -Czy pozwoliłaby pani abym spędził trochę czasu z Dylanem oraz Thomasem?
-Och tak, jasne! Idźcie na góre a ja wam coś przygotuje do jedzenia.
Matka jak w transie pobiegła do kuchni wyjmując składniki na grzanki a ja chcąc nie chcąc podążyłem za Brettem do góry gdzie znajdowały się dwie sypialnie- moja, oraz gościnna w której zatrzymał się O'kutas.
Szybko znaleźliśmy się na górze a ja nie wachając się ani chwilę pobiegłem do mojego pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Zamknąłem oczy i odetchnąłem z ulgą.
Wreszcie spokój od Talbota i tego frajera-Dylana.
Oparłem się mocniej o drzwi i otworzyłem oczy akurat w momencie gdy światło flesza mnie oślepiło.
-Co ty tu, kurwa robisz?!-krzyknąłem gdy mój wzrok powrócił do normy. Zobaczyłem leżącego na moim łóżku prawieże nagiego Dylana który szczerzył się jak głupi do sera.
Chcąc niechcąc mój wzrok zniżył się na bokserki O'briena w których widocznie odznaczał się jego penis.
-Weź ty może sobie zwal czy coś bo stoi ci jak koniowi.-parsknąłem zanim zdążyłem się powstrzymać. Zatknąłem sobie buzie dla pewności aby nic więcej tego typu nie wypłynęło z moich ust.
Dylan uśmiechnął się drwiąco.
-Chcesz mi z nim pomóc że tak się patrzysz?-zaśmiał się sucho a ja zdałem sobie sprawę że ani na chwilę nie oderwałem wzroku od jego bokserek. I wtedy się zaczęło, cholera.
-Idź z nim do Teresy, ja się nie dławie kutasami, sorry.-odpowiedziałem znowu nie mogąc powstrzymać mojego pyskatego charakteru. Nie tylko charakteru nie mogłem powstrzymać. Poczułem że w moich majtkach powstaje niezły armagedon, przekląłem w myślach.
Cholera, cholera, cholera nie.
-Tommy, twoje ciało daje mi inne oznaki.-zerknął na moje spodnie a następnie wrócił z powrotem na moją twarz.
-A weź spierdalaj z tąd.-krzyknąłem podchodząc do niego. Złapałem go za ramię siłą wyprowadzając go do drzwi. Nie bronił się.
Otworzył drzwi za którymi stał nie mogący się uspokoić Brett który prawieże turalał się po podłodzę. Warknąłem na obu poczym zatrzasnąłe ponownie tego dnia drzwi a następnie zamykając je na klucz.
-Idioci.
Położyłem się na łóżku i nabrałem ochoty się zabić. Pościel przesiąkła zapachem Dylana a mój koleżka nie chciał opaść. Wręcz przeciwnie.
No bez jaj, nie będę sobie walił myśląc o O'brienie. Aż tak nisko nie upadłem.
Wszedłem pod kołdrę i przykryłem się po same uszy starając się zasnąć. Wyobrażałem sobie różne rzeczy aby penis opadł. Między innymi gołą Hotgan- zadziałało.
[...]
Minęło około dwóch godzin gdy się obudziłem. A raczej zostałem obudzony. Za ściany dochodził dźwięk głośnej muzyki.
Ja pierdole, co za kutasy.
-Zamknąć mordy i ściście to gówno!-ryknąłem na cały dom. Jak dobrze że matka i ojciec są teraz w pracy.
-Tommy, skarbie weź się uspokój się.-zakpił Dylan. Jemu głosu towarzyszył prześmiewczy śmiech Talbota.
Zawarczałem pod nosem i wstałem z łóżka. Muszę tu posprzątać bo ten pokój wygląda jak chlew. Chwilę zajęło mi złapanie równowagi. Pościeliłem łóżko i rozejrzałem się naokoło.
Czemu do cholery na ziemi leży zużyty kondom? I lubrykant?
-Dylan?-zawołałem chłopaka nieżywy otwierając drzwi. Chłopak po kilku sekundach przyszedł patrząc na mnie pytającym wzrokiem.
-Co to jest?-zapytałem. Nadal to do mnie nie docierało. On się z kimś pieprzył w moim łóżku.
On. Się. Pieprzył.
W moim łóżku.
Rykłem na cały dom ponownie tego dnia.
-Czy ty jesteś pojebany?! Czy ty w ogóle masz jakąkolwiek ogładę w sobie albo chociaż sumienie?!
O'kurwiarz spojrzał na mnie lekko przestraszony. Nie dziwie mu się. Dwa razy się tak wkurwiłem. Dzisiaj i w dzień zerwania naszej przyjaźni.
-Thomas, uspokój się, proszę.-odezwał się spokojnym głosem nie chcąc mnie jescze bardziej drażnić.
-Uspokój się? Uspokój się?! Do mnie to mówisz?!-kopnąłem szafkę nocną obok niego.-Tyle czasu nazywasz mnie puszczalskim, pedałem, dziwką a to przecież nie ja pieprze się jak królik w czyimś pokoju a po wszystkim nawet nie sprzątam po sobie!
Jedno trafienie. Drugie. Za trzecim razem zablokował cios łapiąc mnie za nadgarstek który wykręcił tak, że chyba jest skręcony. Rzucił mnie na łóżko trzymając obie moje ręcę oraz kolana i spojrzał mi w oczy.
-Uspokój się.
Nie odpowiedziałem. Byłem jak w transie, nie mogłem oderwać wzroku od brązowych tęczówek O'briena który patrzył na mnie z mieszanką różnych uczuć których w tej chwili nie byłem w stanie określić.
Minęło kilka minut zanim otrząsnęliśmy się z tego szoku. Dylan powoli wstał ze mnie nadal nie odrywając ode mnie oczu.
-Przepraszam. Już to sprzątam..
Przykucnął biorąc w rękę prezerwatywe oraz lubrykant a następnie szybko ulotnił się z pokoju, uprzednio rzucając mi szybkie spojrzenie.
Och, co to do cholery było?
Usłyszałem rytmiczne pukanie do drzwi więc powoli wstałem.
Jednak Dylan był szybszy. Otworzył drzwi a ja usłyszałem jedynie
„Ugryź niepotrzebnych".
NOTKA:
No cóż mogę powiedzieć? Zaczynamy!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro