Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Życzenia

Pov. Freddie Freeman
- Muszę mu wkońcu to powiedzieć, tylko jak? - Powtarzałem ciągle to pytanie w myślach w pół siedząc na łóżku.
Spojrzałem na zegarek obok łóżka, 4.32. Sam nie wiem dlaczego o tej porze zamartwiłem się taki rzeczami.

Większość ludzi wyznają drugiej osobie to co czują. Czasami im to wychodzi, czasem nie, ale próbują. A ja? Nadal układam jak małe dziecko wymyślone scenariusze z nim tylko po to żeby się lepiej poczuć. Nawet nie próbowałem cokolwiek zrobić żeby zauważył że on mi się... podoba? Nawet nie wiem jak nazwać to uczucie. Niby wszystkie objawy "miłości" się zgadzają, ale czy nie lepiej zostać przyjaciółmi? Jaka jest szansa, że on, uroczy, przystojny i zabawny chłopak zwróci uwagę na innego chłopaka, a jeśli to zrobi, to czy będę ja? No wątpię, jestem okropnym typem. Ciągle mu gadam o superbohaterach, pewnie ma mnie dość. Poza tym jak ja wyglądam?

Jestem tylko niskim chłopakiem z nie ułożonymi brązowymi lokami, ze zwykłym brązowym kolorem oczu i te piegi. Każdy z domu uważa, że mi pasują, ale czasami poprostu sie ich wstydzę, nawet nie wiem czemu. Zapomniałbym o kuli, jestem w małym stopniu niepełnosprawny. Żeby chodzić muszę ją mieć, a wszelkie sporty muszę sobie odpuszczać, przynajmniej w tej formie.

Jedyną pozytywną cechą jaką widzę u siebie to bycie zabawnym. Co prawda moje poczucie humoru nie jest wysokich lotów, ale wszyscy w moim otoczeniu je znoszą, nawet Billy odziwo. Uwielbiam to jak zaśmieje się albo chociaż uśmiechnie z jakiegoś mojego idiotycznego żartu. Czuje wtedy ciepło na sercu, które mogłoby nigdy nie mijać. Tylko przy nim się czuje inaczej, tak wyjątkowo. Gdybym tylko mógł ciągle wtulałbym się w niego. Nie wierze w to żeby coś lub ktoś inny byłby w stanie dać mi tyle szczęścia co on. Ale życie to nie bajka Freddy, nic nie jest idealne i muszę się liczyć z tym że to nigdy nie nastanie. Nie chce zepsuć mojej jedynej przyjaźni. Poza nim w moim wieku nie miałem nikogo. Wolę żeby to tak pozostało niż rujnować to co mam. Poprostu muszę odpuścić i pogodzić się z tym że nigdy nie będę w jego typie.

Przekręciłem się na bok w stronę ściany. W tym momencie pragnąłem tylko zasnąć, nie martwić się niczym i się obudzić choć w małym stopniu wyspanym. Gdy już powoli zamykałem oczy, poczułem w środku, że o czymś zapomniałem, o czymś bardzo ważnym dla mnie.

Po chwili nie udanej próby przypomnienia sobie co to mogło być zerknąłem na telefon. Godzina 4.38, 3 luty...

- O Boże przecież to dzisiaj - powiedziałem tak cicho jak mogłem do siebie - urodziny Billy'ego, jak mogłem zapomnieć, ty idioto.

Skarciłem siebie w myślach a potem przeszedłem do tego co mogłem mu dać. Myślałem o jakiś grach, słuchawkach czy filmach DVD, ale każdy mógł mu to dać, nawet nie znając go dobrze.

Chce mu dać coś, co będzie inne od wszystkiego co dostanie, co będzie mu przypominać w pewnym stopniu o mnie. Rozejrzałem się powoli po pokoju. Przeleciałem wzrokiem wszystkie komiksy, figurki, plakaty. Spojrzałem na podłogę gdzie walały się wszędzie ubrania i inne rzeczy. Dostrzegłem jego plecak, cały zielony z hartowaną głową tygrysa.

- Idelanie - powiedziałem w myślach z lekkim uśmiechem - z tego będzie napewno zadowolony.

Szczęśliwy z powodu swojego pomysłu zaśnięcie stało się czymś nie możliwym, jednak po chwili oczy same mi się kleiły.

***

- Wstawaj śpiochu - powiedziała do mnie cicho Mary.

Przetarłem oczy i zobaczyłem ją z wyrazem na twarzy jakby miała coś ważnego mi do powiedzenia.

- O co chodzi? Przecież są ferie, nie musisz mnie budzić - odwróciłem się leniwie na drugi bok.

- Sluchaj, masz szanse jako pierwszy złożyć życzenia Billy'emu bo dopiero co z pokoju wyszedł - na te słowa natychmiast usiadłem i odwróciłem się w jej stronę.

- Na serio? - spytałem z ekscytacją. Ona tylko na to pokiwala głową twierdząco.

Zapominając o tym że moja jedna noga nie jest do końca sprawna, zerwałem się z łóżka. Gdy tylko stanąłem na podłogę to natychmiast się ugiąłem. Gdyby nie Mary która mnie złapała pewnie już leżałbym na podłodze.

- Spokojnie Freddy, on Ci nigdzie nie ucieknie. Poczekaj aż wyjdzie z łazienki - rzekła do mnie po czym podała mi kule.

- Jasne i dzięki - odparłem z uśmiechem - Mary jeszcze mam prośbę, bo pewnie będziesz jechać do sklepu dzisiaj, prawda?

- No tak, dokładnie to jeszcze z Darlą, Eugene, Pedro i tatą. Mama zostaje bo robi tort. Billy'emu pewnie znowu nie będzie się chciało, i dobrze bo jedziemy po prezenty dla niego. A ty?

- Rose mnie nie puści, byłem chory ostatnio a właśnie chce coś kupić. Jak dam ci kasę to mogłabyś to załatwić?

- Weź się nie wydurniaj, kupie ci za swoją.

Nic nie odpowiadając na to, podszedłem do biurka i wyjąłem 10 dolarów ze swojej skarbonki. Odwróciłem się do niej i wepchnąłem w jej dłonie pieniądze.

- Kup pluszaka tygrysa, w miarę dużego.

Opisałem jej jak miał wyglądać, miało to znaczenie. Spojrzała na mnie z dziwnym wzorkiem, pewnie się spodziewała że będzie musiała mi kupić kolejną figurkę Supermana albo następny komiks o Batmanie.

- Hmm całkiem kreatywnie, ale weź te pieniądze...

- Nie, kup je za te - przerwałem jej w połowie zdania, po czym wyszedłem z pokoju.

Wiedziałem że ten tygrys musi być w 100% ode mnie. Tylko on mi powiedział o tym jak ostatni raz był z biologiczną mamą w parku rozrywki. Opowiedział mi o tym tygrysie, którego tak bardzo chciał wtedy. Mówił z przejęciem, widziałem że mu zależało. Uznałem że ta maskotka będzie idealnym prezentem dla niego. Poprostu chce sprawić mu szczęście w ten wyjątkowy dzień dla niego.

Gdy dotarłem pod łazienkę, odczekałem chwilę. Nie wiem dlaczego, ale zacząłem się strasznie denerwować tym, że jak zacznę mówić to walne jakąś głupotę. To było bardzo w moim stylu. Usłyszałem otwieranie drzwi, to właśnie on wyszedł.
Spojrzał się na mnie z lekkim uśmiechem.

- Hej Freddie, co t--

- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Billy! - prawie wręcz wykrzyczałem.
Dopiero potem zorientowałem się że przerwałem mu zdanie, znowu - a no i hej - powiedziałem z zakłopotaniem. Jednak to nie ja byłem najbardziej rozkojarzony.

Popatrzyłem mu w oczy i zobaczyłem w nich jednocześnie zdezorientowanie, zdziwienie, niedowierzanie i na końcu... szczęście, najpiękniejszy widok na świecie.

- No tak to dzisiaj, moja piętnastka - powiedział po czym cicho się zaśmiał - jesteś pierwszą osobą która mi złożyła życzenia od kiedy pamiętam, dzięki to miłe - dodał po czym uśmiechnął się szczerze.

Poczułem się znowu tak wyjątkowo. Jeszcze uszczęśliwiłem mojego jedynego przyjaciela. Nie wierze, żeby było większe szczęście na Ziemi. Znaczy było, ale nie dla mnie. Tylko dotknęło mnie to, że to
były jego pierwsze życzenia od... zawsze? Wolę nie myśleć nawet jak przykre musi być nie obchodzenie swoich urodzin bo nie ma się z kim czy poprostu nikt nie pamięta.

Już miałem się odezwać, jednak poczułem czyjś dotyk na dłoni. To był Billy, jego dłoń złapała moją, a jej ciepło przeszło przeze mnie. Nie chciałem w tamtej chwili wiedzieć dlaczego to zrobił, poprostu chce być blisko niego, żeby czuć to coś czego jeszcze nikt mi nie dał. Wpatrywalismy się w siebie chwile, tylko chwile. Nic nie trwa wiecznie.

Darla obudzona hałasami domowników wyleciała jak strzala z pokoju i przybiegła się przytulić do Billy'ego, co skutkowało końcem trzymania się za rękę. Nie byłem zły na nią, bo po co, tak miało być i tyle.

Najmłodsza domowniczka z energią w głosie zaczęła mu składać życzenia. Nie ukrywam, były to jedne z głośniejszych, które zdołały obudzić Pedro i Eugene. Chłopaki niemal równocześnie opuścili swoje pokoje, a widząc nas również złożyli życzenia. Oczywiście dołączyła Mary, która przyszła nas ogarnąć.

- Darla, Eugene i Pedro, chodźcie do taty, bo musimy go przekonać żeby wstał.

- To w sprawie prez-- - Darla nie dokończyła, ponieważ jej Eugene przerwał.

- Darla cicho to tajemnica - Dziewczynka na te słowa zakryła usta a potem przeprosiła impulsywnie.

Billy zerknął na wszystkich zdezorientowany. Mary widząc to powiedziała mu aby zszedł do Rose, która ma dla niego zadanie. Prawdopodobnie chodziło o pomoc w kuchni, aby go czymś zająć.

Gdy wszyscy się rozeszli w swoje strony ja powędrowałem do łazienki. Wykonałem poranną rutynę, a następnie poszedłem się ubrać. Standardowo była to zielona koszulka z logiem aquamana pod którą miałem żółtą koszulkę z długim rękawem. Na nogi założyłem zwykłe czarne jeansy i skarpety tego samego koloru.

Zszedłem na dół, gdzie widziałem jak rodzeństwo szykuje się do wyjścia. Pomachałem im, a z Mary wymieniłem się porozumiewawczymi spojrzeniami, żeby jej przypomnieć o moim prezencie dla Billy'ego.

Skierowałem się do kuchni gdzie zobaczyłem jak Rose tłumaczyła coś chłopakowi. Podszedłem do nich bliżej.

- Hej Rose, co robicie?

- Będziemy robić ciasteczka - odpowiedziała serdecznie - chodź, dodatkowa para rąk się przyda.

Bez większego zastanowienia podszedłem bliżej nich i stanąłem obok kobiety. Jeśli mam spędzić z Billy'm dodatkową chwile to dlaczego nie, nawet w towarzystwie innych osób.

Rose zaczęła tłumaczyć cały przepis, bo niektóre fragmenty były nie do zrozumienia, przynajmniej dla mnie. W połowie czytania zaczął dzwonić jej telefon. Podejrzewałem że dzwonili z zakupów, pewnie znowu czegoś zapomnieli.

- Zacznijcie robić ciasto, ja muszę zamienić pare słów z Victorem, poradzicie sobie - uśmiechneła się, po czym skierowała się do swojej sypialni.

Zapanowała niezręczna cisza. Wiedziałem, że Billy nie odezwie się pierwszy więc ja postanowiłem przerwać to milczenie, to było bardzo w moim stylu.

Podszedłem do lodówki, po czym ją otworzyłem i wyjąłem z niej pare jajek.

- Łap! - krzyknąłem po czym rzuciłem w niego jajkiem. Odziwo złapał.

- Co ty robisz? - zapytał z lekkim poirytowaniem jednak na koniec lekko się uśmiechnął.

- Musimy sprawdzić czy masz jakieś supermoce będąc w normalnej formie - odpowiedziałem po czym parsknęłem zdając z sobie sprawę jak głupie jest to "sprawdzanie".

- No dobra, ale ty też masz więc ciebie też trzeba przetestować - po tych słowach rzucił we mnie wcześniej złapanym jajkiem.

Nie miałem tyle szczęścia co on więc jajko rozbiło mi się centralnie na środku czoła. Zaczął się głośno śmiać dopóki ja go nie trafiłem w policzek, a potem we włosy.

- Dobra teraz się nie pozbierasz - powiedział Billy po czym złapał butelkę z wodą.

Zacząłem "uciekać" od niego i stanąłem daleko za blatem. Śmialiśmy się z siebie nawzajem. Często dostawaliśmy głupawki, czasem nawet bez powodu. Te chwile były najlepsze od kiedy pamiętam.

Rzuciłem w niego ostatnim jajkiem, niestety nie był to celny rzut, trafiłem w okno. Dalej śmialiśmy się, a on zaczął do mnie szybko podchodzić. Cofnąłem się, po czym dostałem chlustem wody.

- Jak mogłeś! - wydarłem się na niego a potem znowu śmiałem się - dobra ogranijmy kuchnie za nim Rose przyjd- - nie dokończyłem zdania bo wywróciłem się na kanape która stała za mną, cofając się potknąłem się.

Nie zaśmiałem się na początku, on już tak. Podniosłem się na łokciach i rozejrzałem się. Billy odłożył butelkę na blat, a potem wyszczerzył się. Na początku średnio wiedziałem o co mu chodzi. Potem jak szykował się do rozpędu ogarnąłem co zaraz się stanie.

- Billy nie, nie będziesz mnie łaskotać, znowu! - krzyknąłem ze śmiechem do niego.

- Billy tak! - odkrzyknął po czym przybiegł i rzucił się na mnie. Zaczął mnie bezlitośnie łaskotać. Błagałem go między śmiechem, żeby przestał, ale on nie miał zamiaru.
Próbowałem go odepchnąć, ale to było na nic, był za silny. W pewnym momencie odepchnąłem się nogą od kanapy, prawdopodobnie przez łaskotki zrobiłem to. Było to tak mocne, że we dwóch spadliśmy na podłogę z hukiem. Cudem by było jakby Rose tego nie usłyszała.

Tym razem ja leżałem na nim. Byłem blisko niego, za blisko. Momentalnie usiadłem na jego udach i spojrzałem mu w oczy. Byłem niemal pewny że się rumienie, jeśli tak on to widział, bo na mają twarz padały promienie słońca i była dobrze oświetlona.

Billy usiadł oparty na rękach. On też spojrzał mi prosto w oczy. Dlaczego ta cisza musi być taka krępująca, totalnie rozumiem Darle. Musiałem ją przerwać.

- Sorry Billy, nic cię nie boli? - spytałem a w moim głosie można było usłyszeć troskę.

Tak, zależy mi na nim, będę się martwić o niego za każdym razem. Nawet jak miał walczyć z Sivaną, nie wytrzymałem i musiałem mu powiedzieć, że cholernie się martwię, nie dosłownie, ale taki miałem zamiar.

- Nie co ty, wszystko w porządku, a ciebie? - zapytał z lekkim uśmiechem. Czy on za każdym razem musi być aż tak uroczy?

- Też nie - odpowiedziałem trochę speszony.

Dosłownie po skończeniu mojej wypowiedzi weszła Rose do salonu. Momentalnie odskoczyłem od Billy'ego. Najpierw była wpatrzona w telefon, ale do czasu. Gdy oderwała wzrok z lekkim szokiem spojrzała na początku na nas, potem na jajko na oknie i potem znowu na nas.

- Mogłam się po was tego spodziewać - założyła ręce po czym się uśmiechneła. Zazdroszcze jej cierpliwości do nas - no trudno, idźcie umyć włosy i twarz, a ty Freddie przebierz się, masz cały mokry T-Shirt, nie wnikam dlaczego.

- Jasne i przepraszamy, za to - odpowiedziałem po czym chwyciłem kule i wstałem z Billy'm.

W łazience humor nadal nam dopisywał. Albo on albo ja rzucałem jakimś żartem. Śmieszyło nas dosłownie wszystko, popychaliśmy się a czasem Billy ZNOWU próbował mnie łaskotać, tym razem nie udało mu się.

Gdy jakimś cudem ogarneliśmy się, postanowiliśmy pograć na konsoli. Eugene niedawno dostał nowe gry więc uznaliśmy że u niego pogramy póki go nie ma.

- Ja jeszcze pójdę się przebrać, możesz poszukać jakiejś gry - powiedziałem do niego, on na to pokiwał głową.

Poszedłem do naszego pokoju by zmienić oblany T-shirt. Między czasem myślałem nad tym kiedy dać mu ten prezent. No bo tak ze wszystkimi zaraz wtopie się w tło i będę "niewidzialny". Chce mu to dać jak będziemy sami, żeby spróbować powiedzieć mu coś więcej niż puste "wszystkiego najlepszego". Jeśli mnie uważa za najlepszego przyjaciela to chce żeby było to widać że mi też zależy na naszej relacji.

Skończyłem się przebierać i zerknąłem szybko na telefon aby zobaczyć czy ktoś nie pisał. Oczywiście że nikt nie pisał. Na messengerze przewinęła mi się Mary. Odrazu mi się przypomniał ranek, ta rozmowa.

Lubię analizować rzeczy więc i ta sytuacja przeszła mi przez głowę. Dlaczego Mary chciała żebym ja złożył mu jako pierwszy życzenia? Czy ona może wiedzieć co ja czuje? Nie, wątpię, raczej nie pokazuje tego aż tak. Zresztą nie ważne, teraz chodzi o prezent.

Rozejrzałem się po pokoju, na końcu zerknąłem na łóżko. Dobra, wiem co zrobie. Jak najszybciej napisałem sms'a do Mary z prośbą żeby tygryska przyniosła pod łóżko. Wtedy dam mu ten prezent będąc sam na sam z nim.

- Freddie! Za ile przyjdziesz? - krzyknął do mnie z pokoju obok.

- Już idę! - odkrzyknąłem do niego.
Przyszedłem do pokoju i usiadłem obok Billy'ego. Wcześniej chłopak włączył którąś z gier. Zaczynając drugi poziom usłyszeliśmy wołanie Rose żebym zszedł na dół. Podejrzewałem, że reszta wróciła z zakupów i chcą zrobić niespodziankę Billy'emu. Powiedziałem mu, że zaraz wrócę tylko zobacze dlaczego mama mnie wolała.

Schodząc na dół minąłem Mary na schodach. Trzymała pluszaka pod pachą, musiała zobaczyć sms'a. Powiedziałem jej tylko, że nikogo nie ma u mnie w pokoju, więc na spokojnie może odłożyć tygryska. Ona tylko kiwnęła głową i poszliśmy w swoje strony.

Gdy zszedłem do salonu, zobaczyłem,  że cały jest udekorowany w balonach i sempertynach. Na stole było wiele różnych słodyczy i przekąsek. Wszystko wyglądało zwyczajnie, jak zwykle urodziny, ale wiem jak to będzie wyglądało w oczach Billy'ego. Pierwsza jego impreza urodzinowa od praktycznie zawsze, wątpię żeby pamiętał urodziny jak był tak mały. Po chwili podbiegła do mnie Darla.

- Freddy, Freddy! Chodź, zaraz Billy schodzi na dół! - mówiła do mnie bardzo podekscytowana.

Poszedłem za nią do salonu, gdzie już wszyscy byli a Rose trzymała tort. Czekaliśmy jedynie na Billy'ego. Nie trwało to długo. Gdy usłyszałem kroki na schodach zacząłem się lekko stresować, naprawdę nie wiem dlaczego. Nie mogłem uwierzyć że on umie tyle emocji we mnie obudzić. Jestem pewnien, tylko on umie obudzić we mnie takie emocje. Dałbym wszystko, żeby odwzajemniał moje uczucia. Po chwili pojawił się w salonie, stanął jak wryty. Nie dziwie się mu, wątpię żeby na żywo widział coś takiego.

Zaczęliśmy śpiewać "Sto lat", był lekko zawstydzony ale uśmiechał się. Sam zacząłem się szczerzyć jak głupi, ale wtedy nie przeszkadzało mi to. Po skończonym śpiewaniu Darla podbiegła do niego i przytuliła go. On ją również objął i oddał krótki uścisk. Gdy dziewczynka się oderwała od Billy'ego. Rose podeszła do chłopaka z tortem by on zdmuchnął świeczki.

- Pamiętaj o życzeniu! Tylko nie mów na głos - wtrąciła się Darla.

- Jasne, pamiętam - po tych słowach popatrzył się na mnie, jednak szybko odwrócił wzrok widząc, że ja też się na niego patrzę.

Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Czy on miał mnie na myśli? Może on też chce, żebyśmy byli kimś więcej niż najlepszymi przyjaciółmi... nie, nie, to nie możliwe. On nie mógł by się zakochać w zwykłej osobie jak ja. Może popatrzył na coś za mną? Spojrzałem za siebie. Tam była tylko ściana. Czyli to musiałem być ja?... Nieważne, nie pogrążaj się Freddie, to żałosne.

Billy za pierwszym razem zdmuchnął wszystkie świeczki. Wszyscy zaczęli klaskać, po czym Rose zawołała nas do jadalni. Tam poczęstowaliśmy się przy stole ciastem. Zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i niczym. Panowała wesoła atmosfera. Między czasie każdy, no oprócz mnie, dał jakiś prezent. Kiedy ktoś wręczał prezent składał mu jeszcze raz życzenia, tylko bardziej rozbudowane niż zwykłe "wszystkiego najlepszego".

Billy obładowany prezentami postanowił zanieść wszystko do naszego pokoju. Wychodząc z pokoju, Mary podeszła do mnie i powiedziała mi żeby teraz poszedł dać mu tego tygryska. Miała rację, teraz będziemy sami w pokoju, tylko co jej tak zależy. Co raz bardziej się boję, że ona może coś podejrzewać. Chyba zapadłbym się pod ziemie.

Powędrowałem po schodach i gdy doszedłem do pokoju, stanąłem przed drzwiami. Widziałem jak Billy odkłada torby pod biurko. Miałem na początku małą blokadę, poprostu czasami boje się, że powiem coś głupiego i się ośmiesze przed nim. Kiedy rozmawialiśmy pierwszy raz to było mi to obojętne, teraz już nie, zależało mi i to za bardzo. Powoli uchyliłem drzwi i wszedłem do środka.

- Sorry jak jest trochę niezręcznie, oni tak zawsze - po czym zaśmiałem się cicho.

- O czym ty mówisz, mi się mega podoba, nie sądziłem, że kto kolwiek będzie się aż tak mną przejmował, samo zrobienie tych urodzin jest mega sprawą, wasze towarzystwo sprawia, że ten dzień jest sto razy lepszy - wypowiadając te słowa miał ciągle uśmiech na twarzy. Widziałem że to było szczere, on naprawdę nie kłamał.

- To naprawdę miłe - odpowiedziałem mu również uśmiechając się.

Przypominało mi się o prezencie, którego jeszcze mu nie dałem. Nie mogę tego zepsuć, nie teraz.

- Też mam dla ciebie prezent - dodałem po chwili.

- Naprawdę? Nie musiałeś, serio, głupio mi dostawać tyle rzeczy jednego dnia - uśmiechnął się lekko po tych słowach.

- No trudno, dostaniesz jeszcze jeden, odwróć się na chwilę - odpowiedziałem mu na to dalej się uśmiechając.

Billy kiwnął głową po czym odwrócił się plecami do mnie. Schyliłem się powoli obok łóżka. Wyjąłem i wytrzepałem pluszka. Wyglądał tak jak on go opisywał. Średniej wielkości tygrys o jasno pomarańczowym kolorze z piękną białą grzywą. Wstałem z nim i podszedłem do niego.

- Okej, już możesz się odwrócić - powiedziałem ściskając mocno futrzaka jedną ręką.

Gdy spojrzał się na mnie, wyglądał na zaskoczonego, ale nic nie mówił, jedynie lekko rozchylił usta.

- Może nie przypomina idelanie tego tygrysa o którym mówiłeś ale pomysłem, że-- - nie dokończyłem zdania bo Billy przytulił mnie.

Poczułem jak ciepło mi się zrobiło, nie ze wstydu, to było przyjemnie ciepło które za każdym razem przechodziło przeze mnie, gdy spędzałem z nim chwile.

- Freddie, to jest najlepszy prezent jaki kolwiek dostałem - powiedział z wielką radością w głosie nadal trzymając mnie w objęciach - sam tygrys jest wspanialy, ale jeszcze lepsze jest to, że ty pamiętasz co ja mówię i to jak dobrze mnie znasz.

- To nic wielkiego, naprawdę - odpowiedziałem mu na jego piękną wypowiedź.

Gdy oderwaliśmy się od siebie, wymieniliśmy się spojrzeniami uśmiechając się. Z transu wyrwał nas donośny głos Darli. Przypomniało mi się, że nie jesteśmy sami w domu, a na dole prawdopodobnie czekają na nas. Wręczyłem prezent Billy'emu po czym powiedziałem mu, że będę czekał na niego na dole. Gdy przekraczałem próg pokoju usłyszałem jego głos.

- Freddie poczekaj - powiedział do mnie takim tonem jakby miał mi coś ważnego do powiedzenia.

Nie zdążyłem nawet nic odpowiedzieć. Billy podszedł bardzo blisko mnie, nasze twarze dzieliła mała przestrzeń. Chwycił mnie jedną ręką w biodrze, drugą złapał moją rękę. Stał jeszcze chwile patrząc mi głęboko w oczy. Prawdopodobnie na moich policzkach pojawiły się rumieńce. Po chwili poczułem na swoich ustach jego miękkie wargi. Nie mogłem na początku uwierzyć że to się dzieje, byłem pewien że ta chwila jedynie może istnieć w mojej głowie. Znowu poczułem to wspaniałe ciepło, które mogło by już nigdy mnie nie opuszczać. Lekko oddałem jego niepewny pocałunek.

- To było moje życzenie, zmienić naszą relację - powiedział z wielkimi rumieńcami, patrząc się w podłogę - głupio mi naprawdę. Nawet nie wiem czy ty czujesz to samo.

Na początku stałem jak wryty. Nie wiedziałem, że on też może czuć identycznie to co ja. Że on też mógł codziennie myśleć o mnie, ale bał się odrzucenia ode mnie dlatego nic mi nie powiedział, aż do dzisiaj.

- Jesteśmy idiotami wiesz? - powiedziałem do niego lekko się śmiejąc. On jedynie spojrzał się na mnie z zdezorientowaniem - ja od dłuższego czasu chciałem żebyśmy byli kimś więcej, tylko bałem się że weźmiesz mnie za debila i zniszczę najlepszą przyjaźń.

- Masz rację - po czym zaśmiał się - czyli jesteśmy teraz bliżej siebie, jeśli chcesz oczywiście.

- Jeszcze się pytasz? Marzyłem o tym - odparłem z wielkim uśmiechem i jeszcze większymi rumieńcami.

Złożyłem pocałunek na jego policzku i zdecydowaliśmy się wkońcu zejść na dół. Gdy odwróciłem się zobaczyłem Mary.
- Mary! Co ty tu-- - nie dokończyłem zdania, za bardzo zaskoczyła mnie jej obecność.
- Ja? Nic. Poprostu patrzę jak jako ostatni dowiadujecie się o swoich uczuciach.
Było pewne, ona wiedziała o wszystkim od początku.

Dzięki za przeczytanie tego długiego oneshota (3527 słów), mam nadzieję że się wam spodobało :D.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro