4
-Youngjae, chodź do kuchni!
Chłopak cały spocony po koszeniu trawy w słońcu wszedł do pomieszczenia, z którego jego matka go wołała. Chciał odpocząć od roboty, jednak widocznie nie było mu to dane. Youngjae już zapomniał, jak to jest żyć na wsi wśród zwierząt i drzew. Ciągłe obowiązki w ostatnich dwóch dniach całkowicie wykończyły fizycznie młodego Koreańczyka. Jedynymi plusami było to, że nigdzie nie spotkał Daehyuna ani Yongguka.
-O co chodzi, mamo?
-Jennie chciała dziś upiec ciasto w mojej kuchni. Więc musisz iść do sklepu i kupić potrzebne składniki. Ponieważ ja już ich nie mam.
Youngjae widząc minę swojej matki, wiedział już, że coś tu nie gra. To jak zaakcentowała, że to jest jej kuchnia, oraz że nie ma wystarczająco dużo składników, było zdecydowanie podejrzane, ponieważ jeszcze wczoraj ojciec Youngjae robił większe zakupy do domu.
-Mam iść do sklepu? Teraz nie dam rady. Ojciec mnie potrzebuje.
-Więc nie będzie ciasta.
Youngjae nawet wolał, żeby Jennie nie piekła. Jego matka, mimo że nie lubiła tego, była bardzo krytyczna względem kuchni. Rzadko kiedy chwaliła kogoś posiłek, więc nikt nigdy nie wychylał się z gotowaniem czy pieczeniem.
-Ale to nie problem, mamo. Ja pójdę. Youngjae pokazał mi już okolicę, dam radę dojść do sklepu i kupić potrzebne składniki.
Kobieta była zaskoczona nagłą wypowiedzią Jennie, jednak niczego nie powiedziała. Nie chciała się kłócić z synem, który po tylu latach wrócił w końcu do domu. Mimo że nazywanie jej mamą przez narzeczoną Youngjae uważała za zdecydowanie za wcześnie.
-W takim razie dobrze. Pójdziesz do sklepu i kupisz jeszcze trzy kilogramy ziemniaków.
-Ziemniaków? Serio? Masz całą piwnicę tego.
-Youngjae, chyba miałeś pomoc ojcu, prawda?
Youngjae był zaskoczony postawą swojej matki. Nigdy by nie pomyślał, że stać ją na takie zachowanie. Nigdy nikogo nie traktowała z takim dystansem jak Jennie. Przez ostatnie dwa dni jego narzeczona była wszędzie przez panią domu ganiana.
-Dam radę, Youngjae. Nie przejmuj się. Idź pomóc tacie.
•°•°•
Młoda dziewczyna szła zapamiętaną drogą w stronę sklepu, aby zakupić wszystkie potrzebne składniki na ciasto. Chciała jakoś udobruchać matkę swojego narzeczonego, ponieważ zdawała sobie sprawę, że nie została jeszcze zaakceptowana. Bolało ją to, jednak nie chciała martwić tym Youngjae.
Jennie mijając różne gospodarstwa, patrzyła z niesmakiem na różne dziwne obłocone urządzenia, a tym bardziej na obywateli, którzy w podartych, brudnych i trochę przy dużych ciuchach przerzucali różnego rodzaju worki. Teraz była pewna, że nienawidzi miejsc takie jak to. Bardzo dobrze czuła się w Seulu i tylko odliczała już dni do powrotu.
Nagle do nogi dziewczyny przypałętał się czarno biały kot z rudą łatką na główce przy prawym uszku. Według Jennie był ładny, jednak nawet to nie powstrzymało jej przed odsunięciem małego stworzenia butem. Nienawidziła kotów już od dziecka. Zdecydowanie należała to osób, które miłują się w psach.
-No odejdź mały pchlarzu. Wracaj do tej swojej obory, czy gdzie ty tam mieszkasz.
Jednak mimo wielkiej niechęci dziewczyny, kot w dalszym ciągu podchodził do niej i łasił się przy jej nodze. Jennie powtórzyła ruch nogą, tym razem trochę mocniej, jednak nie na tyle, aby zrobić krzywdę zwierzęciu.
Gdy w końcu uporała się z kotem, przyspieszyła kroku, aby nie przyszło do głowy temu małemu futrzakowi iść za nią.
-Sklep.. Youngjae, mówił, że to gdzieś za pomarańczowym domem z brązowym dachem.
Oglądając okolicę młoda Jennie była w coraz większej rozpaczy. Nigdy by nie pomyślała, że w tak małej miejscowości można się zgubić. W szczególności ktoś taki jak ona, ktoś, kto bez problemu odnajduje się w Seulu, stolicy Korei.
-Ktoś tutaj się chyba zgubił.
-Kurwa, nie wiem, czy ten sklep jest w prawo, czy w lewo.
Jennie, zanim zorientowała się, że ma towarzystwo, pozwoliła sobie wypowiedzieć słowa, które przeważnie unika się używać. Ze strachem w oczach, że możne być to ktoś z rodziny Youngjae odwróciła się i ukłoniła lekko, dając do zrozumienia, że żałuję swojego zachowania.
Jednak zamiast reprymendy usłyszała melodyjny śmiech mężczyzny. Teraz Jennie była pewna, że to całkowicie obca osoba, ponieważ nikt w domu Youngjae nie miał takiej barwy głosu.
-Z czego się śmiejesz?
-Z ciebie. Zabawna jesteś.
Dziewczynie nie podobało się zuchwale zachowanie nieznajomego. Więc jedynie z ostrym, aczkolwiek cichym głosem przeprosiła i oddaliła się od mężczyzny. Nie chciała z nikim rozmawiać, nie miała dobrego zdania na temat obywateli w tej miejscowości. Wszyscy, których do tej pory poznała, traktowali ją z wielkim dystansem i oziębłością.
-Sklep jest w prawo.
Mimo niechęci przyjęcia od niego pomocy dziewczyna skręciła w wyznaczoną stronę. Nie miała ochoty błądzić w tej wiosce.
-Wiesz, nigdy cię tutaj nie widziałem.
-Nadal tu jesteś?
Jennie nie widziała już powodu, dla którego miałabym udawać miłą osobę. Ten chłopak wydawał jej się kimś, kto przysporzy jej jedynie problemów.
-Jaka milutka. Masz charakterek. Więc, do kogo przyjechałaś? Znam wszystkich w tej wiosce, więc..
-Nie twój interes.
Jennie dopiero teraz spojrzała na chłopaka, który zrównał z nią kroku. Gęste czarne lśniące włosy, oczy z żywymi i jasnymi iskierkami oraz ponętne usta były zdecydowanie niezwykłym zestawieniem, które dodawało jedynie większego urokowi mężczyźnie. Gdy przesiadła wzrok niżej i ujrzała męskie szerokie i dobrze zbudowane ramiona musiała przyznać sama przed sobą, że ta osoba wywołała na niej niezwykłe wrażenie.
-Zrób zdjęcie. Na dłużej ci wystarczy.
Po słowach nieznajomego Jennie zarumieniła się i przyspieszyła kroku. Nie mogła pozwolić sobie na takie zachowanie, ponieważ miała narzeczonego. W dodatku całkiem możliwe, że Youngjae zna się z tym chłopakiem.
-Zostaw mnie w spokoju.
-Na długo zostajesz?
Jennie była pod wrażeniem upartości tego człowieka. Aczkolwiek cieszyła się, że zdobyła zainteresowanie tak przystojnego mężczyzny. Odkąd związała się z Youngjae, nie miała okazji na flirty z innymi chłopakami. Musiała jednak przyznać przed samą sobą, że brakuje jej czasem spontanicznych wypadów do klubów i niewinnych zabaw, które prowadziły do rozkosznych wieczorów.
-Na tydzień. Więc nie przywiązuj się do mnie.
-Spokojnie. Ładna jesteś, ale nie w moim typie.
Te słowa całkowicie zrujnowały pewność siebie Jennie. Już nie wiedziała, czego mogła się spodziewać po tym mężczyźnie. Jeżeli nie chciał z nią flirtować, to jaki miał interes iść z nią?
-Sklep jest tu za zakrętem. Wrócisz już sama?
-Sama bym dała sobie radę.
-Nie wątpię.
Rozbawienie w głosie nieznajomego jedynie zdenerwowało narzeczoną Youngjae. Dziewczyna, aby nie myśleć więcej, o tym mężczyźnie chwyciła po kartkę, którą przygotowała jej pani Yoo. Myślała, że gdy zauważy, że go ignoruje i ma ciekawsze zajęcia do roboty, on ją zostawi. Jednak i w tej kwestii się myliła. Czarnowłosy wyrwał z jej dłoni świstek papieru i dokładnie wczytał się w zawartość.
-Zamierzasz to wszystko sama nieść? Nie sądzę, aby te twoje chude ramiona udźwignęły, choć połowę z tego.
-Dam sobie radę! Nie lekceważ mnie.
Jennie jak dzika kotka rzuciła się na mężczyznę i wyrwała z jego dużej męskiej dłoni jej własność. Miała już serdecznie dość nieznajomego. Nie potrzebowała osoby, która jedynie potwierdza to, że matka jej narzeczonego z jakiegoś powodu jej nie lubi.
Odwróciła się tyłem i przyspieszyła kroku. Teraz już nie bała się, że nie trafi do sklepu, bo miała go przed oczami, a jej doskonała pamięć pozwoli jej bez żadnych problemów wrócić do posiadłości Yoo. Jedynym jej zmartwieniem był w dalszym ciągu nieznajomy siedzący jej na ogonie.
-Możesz za mną nie iść?!
-Uspokój się. Nie moja wina, że w tak małej miejscowości jest jeden sklep.
Jennie wiedziała, że mimo że chłopak był przystojny, to przez charakterek jej się nie spodoba. Nie lubiła pewnych siebie facetów z wysokim mniemaniem o sobie. To właśnie dlatego pokochała Youngjae. Jej narzeczony był kochanym i opiekuńczym mężczyzną, na którego zawsze mogła liczyć. Szanował jej zdanie i nie traktował jak jedynie przedmiotu do zaspokojenia.
Jennie postanowiła udawać, że nikt obok niej nie idzie i weszła spokojnie do sklepu. Przekazała sprzedawczyni wszystkie produkty, jakie miała za zadanie kupić i gdy pracownica małego sklepiku uporała się z wszystkim, Jennie zapłaciła należytą sumę.
Jak najszybciej chwyciła za cztery pełne reklamówki i próbować je podnieść ruszyła do przodu. Jednak tak jak twierdził nieznajomy, torby nawet nie drgnęły. Wkurzona i zawstydzona dziewczyna spróbowała jeszcze raz i jeszcze raz.
-Niemożliwe.
-Nie chce nic mówić, ale.. A nie mówiłem? Nie masz mięśni. Jesteś typową kobietą z wielkiego miasta.
-Nie odzywaj się. Jakoś dam radę.
Jennie cała czerwona odwróciła się do sprzedawczyni i chowając swoją dumę w kieszeni, uśmiechnęła się do niej.
-Przepraszam, czy mogłabym zostawić tu kilka reklamówek? Wrócę po nie jak najszybciej! Obiecuję!
Sprzedawczyni, widząc błagalne spojrzenie Jennie i rozbawiony wzrok chłopaka jedynie westchnęła i kiwnięciem głowy zgodziła się na propozycje dziewczyny.
-Dziękuję bardzo!
Jennie wzięła jedną reklamówkę i z wielkim trudem ją podniosła. Przeklinała w myślach teraz to, że mimo wolnego czasu nie chodziła na siłownię. Mijając w drzwiach zadowolonego z siebie mężczyznę jedynie podniosła z dumą swoją głowę. Nie chciała dać mu jeszcze większego powodu do śmiechu.
Młoda narzeczona, siłując się z jedną reklamówką, kierowała się do domu swojego chłopaka. Chciała jak najszybciej dojść, aby wrócić po resztę zakupów. Wiedziała, że tym pokaże pani Yoo, że nie jest wystarczająco dobra dla jej syna, jednak nie miała innego wyjścia.
-Księżniczko, zaczekaj.
Jennie, słysząc ponownie ten sam głos i przezwisko, jakie jej nadał ten facet, doprowadziło ją to do furii. Niestety nigdy nie umiała opanować swoich nerwów. Była łatwym celem do wytrącenia z równowagi, przez co nie raz w szkole, do której uczęszczała, również często ją drażnili.
-Czego znowu ode mnie chcesz? Nie możesz się kurwa odczepić ode mnie?
Nie panowała już nad językiem. W tym momencie miała gdzieś to, że jakiś sąsiad mógł donieść to matce Youngjae.
-Spokojnie, Księżniczko. Chyba że chcesz, abym twoje zakupy zostawił na środku drogi i sobie poszedł?
Dopiero teraz dostrzegła, że faktycznie nieznajomy był w posiadaniu jej zakupów. Nie dość, że bez jakiegokolwiek pozwolenia ruszył jej własność, to jeszcze ma czelność ją szantażować. Jennie już nie umiała się opanować. Wiedziała już, że żyłka, która zawsze jej wychodzi, gdy jest wściekła, właśnie ukazała się młodemu mężczyźnie.
-Zanim coś powiesz, docenić to, że ci pomagam. Jako facet nie mogę pozwolić, aby kobieta się tak męczyła. Daj mi być dżentelmenem.
Nieznajomy nie czekając na odpowiedź, odebrał pełną reklamówkę Jennie i ruszył przed siebie. Poznał już wystarczająco ją, aby być pewnym, że dziewczyna zaraz wybuchnie i zrobi sensację na całą wioskę.
-Idziesz?
Jennie musiała przez chwilę pooddychać dość głęboko, aby choć trochę opanować swoje nerwy. W końcu powinna się cieszyć, że ktoś okazał się w tej wiosce na tyle miły, że niesie za nią te ciężkie reklamówki.
Zrezygnowana ruszyła za nieznajomym. Jednak nie uśmiechnęła się do jego. Postanowiła w dalszym ciągu trzymać go na dystans. Nie wiedziała, w końcu czym dokładnie kieruje się młody mężczyzna. W Seulu nikt nigdy nie pomaga nikomu bezinteresownie.
Po pięciu minutach, gdy w końcu doszli do posiadłości Yoo, Jennie ogarnęła się, że to nie ona prowadziła przez całą drogę, tylko ponownie czarnowłosy.
-Skąd wiedziałeś, gdzie masz iść?
-To mała miejscowość. Mówiłem ci już, ja znam tu wszystkich.
Jennie widząc, jak chłopak przekłada reklamówki, aby otworzyć bramę, szybkim ruchem zrobiła to za niego. Mimo że ją denerwował to była mu wdzięczna za pomoc.
Gdy weszła na podwórko, przetrzymała furtkę, aby nieznajomy bez żadnych problemów przedostał się z zakupami.
Przystojny czarnowłosy mężczyzna nie oglądając się na nic, podszedł pod same drzwi od domu i postawił zakupy na schodku. Następnie odwrócił się i wyszedł z terenu należącym do państwa Yoo.
-Tak więc, do zobaczenia ponownie, Jennie.
•°•°•
W końcu mamy rozdział ;*
Do zobaczenia robaczki <3!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro