Rozdział drugi
Arek
Gdy dziewczyna odeszła, od razu Kamila zaczęła pidolić o tym, że musimy ją przyjąć do naszej paczki.
-Kamila, zacznijmy od tego, że to ktoś tam dla naszej kochanej dyrki. A kabla raczej nie chcemy, c'nie?- zapytała Maja.
-Ale dzięki niej, moglibyśmy mieć dużo ulg u właśnie dyrki i u reszty nauczycieli. To też musimy wziąść pod uwagę.- stwierdziła druga z dziewczyn.
-Konrad, no błagam was. Ona nie jest kablem, ale też nie da się wykorzystać. Proszę, ona jest naprawdę dobra i fajna.- dalej mówiła Kamila, gdy ruszyliśmy do sali gimnastycznej.
-Możemy ją wziąść na dwa dni próbne. Każdy z nas tak miał.- powiedziałem spokojny. No nie tyle co spokojny, ale miałem tak naprawdę w to wyjebane. Okej, jest ładna, ale wygląd mnie nie kręci.
-Kogo obgadujemy?- Marcelina nagle pojawiła się pomiędzy mną, a Konradem.
-Wiesz co, nie uwierzysz. Pani Mariolka z martwych wstała, aby nas wpakować do kozy.- powiedziała rudowłosa.
-Kamila! Ty wiesz co to znaczy?- podeszła do niej kolorowo oka.
Marcelina ma jedno oko zielone, a drugie niebieskie. Włosy ma ombre. Z rudego na zielony.
-Co takiego?- zapytała.
-To coś jest nieśmiertelne! Ono wstanie z martwych każdego dnia, gdy tylko zrobię akcję.- Kamila zaczęła się śmiać, a dziewczyna tylko poważnie kiwała głową.
-Okej, to do zobaczenia, Pani Karolak.- powiedziała Kam. Dalej rozmawiały o jakiś głupotach, tak samo ja i reszta grupy. Po całym apelu, udaliśmy się na spotkanie z naszym kochanym wychowawcą, który mnie kocha, gdyż spędzi ze mną o jeden rok za dużo. Usiadłem na swoim miejscu, a reszta na swoich.
-Witajcie, jestem Filip Podharadecki. Będę waszym wychowawcą i będę was uczył fizyki i matematyki. Resztę nauczycieli, poznacie potem, na zajęciach. Jakieś pytania?- zapytał, a rękę podniosła Kornelia, Róża, Julka oraz Marcelina.
-Jak masz na imię?- podszedł do Julki. Chodziliśmy razem do gimnazjum.
-Julka.
-Dobrze, to zadaj pytanie.
-Czy udziela pan lekcji z wychowania do życia w rodzinie?- gdy o to zapytała, ja tylko się raz zaśmiałem, a reszta klasy... no cóż. Olali to.
-Niestety, nie będę. Pani dyrektor o tym decyduje.- powiedział, po czym podszedł do Marceliny.- a ty?
-Jestem Marcelina i czy będą rozszeżenia z języków obcych?
-Tak, będą z hiszpańskiego i niemieckiego. A co do innych języków, to jeszcze nie jestem pewny.- odpowiedział, a ja już dalej nie słuchałem. Dał nam plan lekcji, i dał nam zezwolenie, na opuszczenie szkoły.
-Ja się już żegnam, idę z Anastazją i chłopakami na lody. Do jutra!- i odeszła, a tuż po niej Maja jej siostra i Kamila.
-Stary, mam wyzwanie. A raczej zakład.- uśmiechnął się, patrząc w miejsce, gdzie oddalała się Marcelina.
-Słucham.
Dam, dam, dam! Drugi rozdział. Taki trochę w smutku pisany, ale muszę jakoś nadrobić zaległości na watt, także do wszystkich książek, w miarę systematycznie, będą wkładane rozdziały. O ile będą... dobra nie ważne, ja już się żegnam!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro