Niespodzianka!
W końcu po pewnym czasie upadłam na kolana i skuliłam się w parku. To co się dzisiaj wydarzyło przeszło moje "oczekiwania".
Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku, a potem ich stos. Trzęsłam się, płacząc. Nagle poczułam na ramieniu czyjś dotyk. Odwróciłam się i wbiłam obojętny wzrok w Edwarda.
- Idź - chlipnęłam, krzywiąc się. Kolejny strumyk łez wyleciał mi z oczu, "przyozdabiając" bruk.
- Melody - zaczął aksamitnym głosem
- Nie! Nic nie mów! - zaszlochałam z rozpaczy.
- Ja.. wcale nie jestem taki zły, jak myślisz. Też mam uczucia - spojrzał mi głęboko w oczy, siadając obok mnie. W nozdrzach zawitał mi znajomy, przyjemny zapach. Przełknęłam ślinę.
- Miałam wrażenie, że chciałeś się mnie pozbyć - skomentowałam, marszcząc lekko nos.
Skinął powoli głową.
- Ty nic nie rozumiesz - miał nieodgadniony wyraz twarzy.
- Rozumiem, wręcz za doskonale - mruknęłam pod nosem, ciągle drżąc.
- Po prostu zacznijmy od nowa, proszę - wbił we mnie swój hipnotyzujący wzrok. Czułam się, jakby znał moje myśli...
- Czemu ci tak na mnie zależy? - spytałam i kiedy już otwierał usta, aby mi odpowiedzieć, wtrąciłam - Co takiego odróżnia mnie od innych dziewczyn?! No co?! Idź do Amberly, ta jest najpiękniejsza - podsunęłam ze łzami w oczach.
Potarł skronie i spojrzał na mnie rozgniewany.
- Na prawdę siebie nie doceniasz - warknął.
Wstrzymałam oddech i schowałam głowę między kolanami.
- Wybaczysz mi? - spytał nagle.
- Za to, że chciałeś mnie zabić? Czy za to, że jesteś takim dupkiem?! - wypaliłam na głos.
Z jego gardła dobył się gulgot, ale nie taki zwykły. Brzmiał, jak wilk szykujący się do ataku.
- Nie przeginaj, kochanie. Chodź - złapał mnie za biodra i podrzucił w górę. Pisnęłam głośno, zdziwiona jego siłą.
- Przestań - zawołałam, śmiejąc się. Coraz bardziej działał mi na nerwy. I znowu smutek przejął nade mną kontrolę.
- Nie, proszę cię - przetarł moją łzę kciukiem.
- Jestem szalona - zachichotałam panicznie - właśnie stoję przed.. moim największym koszmarem!
Zmarszczył brwi, a jego piękna twarz stała się jeszcze bardziej męska.
- I nie boisz się mnie obrażać, co?
- Nie - odparłam, cicho śmiejąc się pod nosem.
- A to szkoda, bo powinnaś - na jego twarz wpełz tajemniczy półuśmiech.
Złapał mnie w talii, przez co przeszły mnie dreszcze od stóp do głów, po czym przerzucił mnie sobie przez ramię. Bąknęłam pod nosem parę nieprzyjemnych słów na jego temat, przez co zaczął szybciej chodzić, jakby miał ochotę "uciec od tego co powiedziałam"
- Puść mnie - ułożyłam dłoń w pięść i uderzyłam nią w jego plecy. Efekt był zadziwiający. Jego nic nie zabolało natomiast ja poczułam ból na całym ciele. Co on, kurde ma żelazny kręgosłup?! Jęknęłam, obolała.
Natomiast Edward postanowił się tylko zaśmiać cicho, chociaż i tak wychwyciłam w jego tembrze śmiechu perfekcyjność. Już się rozpływałam... Potem na domiar złego, kiedy postawił mnie na ziemi, złapał moją rękę i poprowadził do stojących obok aut. Mrowienie rozprzestrzeniło się po całym moim ciele, a iskierki ognia zaczęły wypalać mi niewidzialną dziurę w brzuchu. Zmierzyłam go wygłodniałym wzrokiem. Od razu mnie puścił, śmiejąc się melodyjnie.
- Chyba źle na ciebie działam - podsumował z łobuzerskim uśmiechem.
Uniosłam kącik ust i posłałam mu krótkie spojrzenie.
- Możliwe? - niestety moja odpowiedź brzmiała bardziej, jak pytanie.
- Mels, chodź - powiedział miękko, po czym wskazał swoje auto. Spojrzałam na lamborgini* z niedowierzaniem.
- To t-twój samochód? - wyszeptałam , a oczy od razu rozszerzyły mi się do wielkości spodków.
Wyjął z kieszeni kluczyki niemal niezauważalnie, a po zaledwie sekundzie zabrzmiał krótki sygnał. Wybałuszczyłam oczy jeszcze bardziej, a na moje usta wkradł się niechciany grymas. Jakim cudem jego stać na takie auto? To nie fair! Czemu musi być taki idealny? Zawsze wszystko najlepiej.. Taa..Taa.
- Wszystko okej? - spytał cicho, uśmiechając się pod nosem.
- To nie twoje auto - stwierdziłam po chwili ciszy. Zaśmiał się dźwięcznie.
- Wobec tego czyje?
- Od teraz moje - zażartowałam i pobiegłam szybko do drzwiczek pasażera, lecz zanim moja dłoń nacisnęła na klamkę, obok mnie pojawił się Edward i uśmiechając się figlarnie, otworzył mi kurtuazyjnie drzwi.
Prychnęłam pod nosem.
- Nie musisz zgywać gentlemana - spojrzałam na niego spod rzęs. Jego uśmiech ustąpił miejsca powadze.
- Nie muszę, ale chcę - wyjaśnił, patrząc na jakiś nieznany mi punkt na twarzy.
Westchnęłam i wparowałam niczym mały, podekscytowany myślą o worku pełnym cukierków dzieciak. Wszystkie rzeczy w samochodzie obdarzyłam pełnym uznania spojrzeniem. To za wspaniałe, aby było prawdziwe! Z tej całej ekscytacji nawet nie zauważyłam, jak Edward odpalił silnik. Chociaż on i tak porusza się bezszelestnie...
- Opowiedz mi coś o sobie - poprosił, spięty.
- Niby czemu? - odpyskowałam, patrząc jak mija inne auta. Zacisnął mocniej palce na kierownicy.
- Nie wypominaj mi czegoś co stało się kiedyś.. - zaczął poddenerwowany.
- Okay, rozumiem. Nie umiesz utrzymywać emocji na wodzy. Ogarniam, ale nie wiem tylko czemu jeszcze nie poszedłeś z tym do psychologa - podniosłam brew, licząc na sprzeciw. Uśmiechnął się ponuro.
- Oj, gdybyś ty wiedziała do czego jestem zdolny to na pewno byś tak do mnie nie mówiła - zatrzymał samochód i brutalnie nachylił się w moją stronę. Zastygłam w bezruchu, przypatrując mu się ze strachem i podekscytowaniem.
- Boisz się? - wymruczał mi do ucha. Co dziwne, nie czułam strachu.
- Nie - odparłam, rozkoszując się jego zapachem, jak i pięknem.
- A powinnaś - wycedził i oblizał usta, co w jego wykonaniu wyglądało bardzo, ale to bardzo seksownie.
- Jeśli chcesz, abym ci "wybaczyła" - wykonałam cudzysłów w powietrzu - to masz przestać mnie zastraszać, jasne?
- Kotku, robię co chcę i kiedy chcę, zrozumiano? - jego potężny głos zagrzmiał po całym lamborgini. Czułam jak puls przyspiesza mi tempa.
- T-tak - po prostu nie mogłam inaczej odpowiedzieć. Był za bardzo przekonujący. Nagle odsunął się ode mnie i znowu zaczął jechać krętą ulicą. Widziałam gdzie się patrzył i zdecydowanie nie była to droga, ale jak..?
Zmarszczyłm brwi, przyglądając się jego włosom ułożonym w nieładzie. Charakterystycznym nieładzie. Jęknęłam cicho, widząc jak przyspiesza.
- Zwolnij, a zresztą dokąd jedziemy?! - nagle mnie olśniło. Tak przyćmił mnie swoją urodą, że nawet nie spostrzegłam się gdzie jesteśmy. Jechał dalej szosą, nie odzywając się.
- Halo?! - potarłam kark, stresując się coraz bardziej.
Nadal milczał. Wpatrywał się w kierownicę ze skupieniem.
- Edward! - rozpięłam pasy i już byłam gotowa wyskoczyć z auta, kiedy on jak na złość zamknął automatycznie drzwiczki. Szarpnęłam za klamkę. Zero efektu.
- Edward, do cholery! Co odstawiasz tym razem?! Bo jeśli to jakiś żart.. - spostrzegłam się, że wjeżdżamy na zalesione terytorium, więc od razu przerażona umilkłam.
- Nie, proszę - łzy wylały mi się potokiem i zaczęły spływać po podbródku.
- Poczekaj w samochodzie. Muszę coś załatwić - posłał mi szybkie, porozumiewawcze spojrzenie i zatrzymał auto na skraju szosy. Już obmyślałam w myślach plan ucieczki, kiedy wyruszył w głąb lasu. Szarpnęłam za klamkę. Kurde! Czy ten chłopak aż tak mi nie ufa? W sumie ma rację, bezpieczniej pozostać w słynnym lamborgini. Co on tym razem chce zrobić? Mam nadzieję, że nie ma to nic wspólnego ze mną...
-------------------------------
{NIESPODZIANKA, KOCHANI! <3}
Napisałam rozdział wcześniej - ogólnie piszę co sobotę ^-^ Dziękuję za Wasze komentarze, przyjmuję je do serca i dosłownie skaczę z euforii czytając je. Za waszą radą piszę i horror i romans. Chociaż będzie więcej romansu, nie oznacza to, że zabraknie akcji ;) Pozdrawiam, stokroć wdzięczna za gwiazdki i komentarze SecretGirlKatherine :):):):)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro