Może jednak warto żyć?
Wreszcie weekend! Wzdychałam sobie cicho, gotując mleko. Greta, moja młodsza siostrzyczka spojrzała na mnie wyczekująco.
- Melody, ja chcę mleko z chrupkami!
Uśmiechnęłam się krzywo.
- Zaraz.
Wyjęłam z szafki miskę i nalałam mleka. Wepchnęłam małej kukurydziane płatki do rąk i chwiejnym krokiem podeszłam do stołu. Niestety, jak można się spodziewać zawartość naczynia rozlała się niefortunnie na moje buty.
- Kurka wodna! - krzyknęłam, ledwo powstrzymując przekleństwa cisnące mi się na język.
- Mel.? - spytała Greta, podbiegając do mnie i wysypując przy tym płatki, w tym również część ich wylądowała na moich butach.
- Mam dosyć! Ja mam.. m-mam już dosyć! - wybiegłam z kuchni, jak poparzona i wyszłam na dwór, nie ubierając nawet kurtki. Dopiero teraz zauważyłam, że lamborgini stoi przed moim domem. Podeszłam do samochodu szybkim krokiem, po czym zapukałam w szybkę. Na siedzeniu kierowcy siedział spokojnie Casanova, który jak zwykle wyglądał zniewalająco. Siedział sztywno, zaciskając usta.
- Edward! - zawołałam, na co on otworzył drzwiczki.
- Burnts - zmarszczył brwi, patrząc uważnie na moje usta.
- Nie ważne! Masz zapałkę? - oparłam się ręką o karoserię auta.
- Po co ci? - spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Tata potrzebuje do kominka, bo podpałką po prostu.. - skłamałam, nie będąc zdolna dalej mówić. Czułam się okropnie.
- Po prostu? - wstał mozolnie z siedzenia i delikatnie ujął moją dłoń w swoją. Poczułam coś gorzkiego w ustach. Pomijając już fakt, że przez jego dotyk ręka całkowicie mi zdrętwiała.
- Po prostu.. on musi mieć coś, aby zapalić ten ogień, nie? - brnęłam dalej, czując pustkę w głowie.
- A wiesz co ja myślę? - złapał mój podbródek.
- C-co? - wymamrotałam, patrząc mu głęboko w oczy.
- Że chcesz popełnić samobójstwo - nagle kolana mi zmiękły i zapewne gdyby nie to, że zdołał mnie podtrzymać w talii, osunęłabym się na grunt.
- Nie twoja sprawa! Od przejmowania się mną są moi rodzice!
- Zapewne masz rację, Mels, ale jeśli nie ja to kto cię powstrzyma? - podniósł brew, a ja poczułam się, jakby z mojego serca wyrwano ogromny kawałek smutku, który przed chwilą tak mnie dręczył. Kiedy tak wpatrywał się we mnie, wystąpiło u mnie dziwne poczucie szczęścia.
- Co cię dręczy, Mel.? - spytał, kiedy niezdolna do jakiegokolwiek mówienia, odsunęłam się od niego.
- Wszystko..
- Wszystko?
Kiwnęłam głową.
- Tak.
- Nie, nic cię nie dręczy - nagle poczułam jego oddech na swoich ustach. I tylko na nim mogłam się skupić przez dobre parę sekund.
- Nic mnie nie dręczy? - miałam wrażenie, jakby ktoś wkradł mi się do umysłu i manipulował tym co mówię.
- Nic, a nic - uśmiechnął się szyderczo, chuchnął w moje usta, po czym wszedł do samochodu i jak gdyby nigdy nic odjechał, pozostawiając mnie sparaliżowaną. Nic mnie nie dręczy. Nie popełnię samobójstwa...
Jak mantra, powtarzałam te słowa w głowie co zdawało mi się na prawdę dziwne. Starałam się powstrzymać potok myśli, ale niestety mi się to nie udało.
- Co on najlepszego ze mną robi?! - oparłam dłonie na kolanach, wypinając przy tym pupę. Na moje nieszczęście przechodni był młodym mężczyzną, który zdecydowanie nie odmówił sobie, aby zahaczyć wzrok na mojej wciśniętej w rurki pupie. Od razu się wyprostowałam i przygryzając policzek, poszłam pozwiedzać trochę miasto. Uśmiechnęłam się leniwie, widząc kątem oka, że nadal mi się przygląda. Chętnie, bym mu teraz powiedziała parę niezbyt miłych słówek, ale w końcu muszę opanować swoją agresję.
- Przepraszam - powiedział i obecnie szedł ze mną łeb w łeb.
Zaskoczona, wybałuszczyłam oczy.
- Ty mnie przepraszasz?
- No.. tak. Chyba tak - zawahał się, patrząc na mnie oczami niewiniątka.
- Wreszcie normalna osoba - mruknęłam.
- Słucham? - spytał niczego nieświadomy.
- Jestem Melody - wyciągnęłam do niego rękę. Ujął ją szybko i ucałował jej wierzch.
- A ja Luke - podniosłam swój wzrok na jego twarz i dopiero teraz ujrzałam z kim mam doczynienia.
- Luke!!! - zapiszczałam i rzuciłam się na niego.
- Kurczę! Mel, jak mogłaś mnie nie poznać?! - otulił mnie szczelnie swoimi ramionami.
- Za dużo rzeczy obciąża moją głowę, ale gdybym przyjrzała ci się dokładniej to na pewno bym cię rozpoznała, tak jak teraz - zapewniłam go, z szerokim uśmiechem na ustach.
- Tęskniłem - wyszeptał mi do ucha, głaszcząc moje plecy.
- Gdzie byłeś tyle lat?! - mokre łzy spływały mi po podbródku.
- To tam, to tu - westchnął ciężko - Już cię nie zostawię. Obiecuję - pasma jego brązowych włosów połaskotały mnie w kark.
- Przysięgnij - zażądałam, czując jak cały ból z tego miesiąca mija.
- Przy.. - urwał i zaczął mnie łaskotać. Chichotałam, jak szalona. Dawno, aż tak dobrze się nie bawiłam.
Burnts POV*
Siedziałem spokojnie na kanapie, myśląc nad tym czy udało mi się uszczęśliwić Melody moją niespodzianką w rodzaju tego jej przyjaciela, Luke'a. I tak nie dowie się, że to ja go przywiozłem do naszego miasta. Zacisnąłem mocno palce na wezgłowiu, wyobrażając sobie Melody, śmiejącą się w towarzystwie chłopaka. Nie rozumiem, czemu ona mnie tak interesuje?! Nagle do salonu wkroczyła wynajęta przeze mnie wampirzyca.
- Burnts, skarbie - zaszczebiotała, patrząc na mnie zafascynowana.
- Co? - uśmiech zszedł mi z ust i zapadł się na dobre pod ziemią.
- Nudzi mi się - miauknęła i w sekundę znalazła się obok mnie, rozłożona na sofie.
- To zabij kogoś - podsunąłem, wiedząc o co jej chodzi.
- Niet - przybrała rosyjski akcent. Zabawne, czy ona na serio myśli, że pociągają mnie Rosjanki?
- Żałuję, że cię wynająłem.. Wracaj do siebie - rzuciłem jej rozgniewane spojrzenie, na co ona od razu wyszła z pomieszczenia. Wielce zadowolony przełączyłem kanał telewizyjny. Chociaż leciało dużo, wartych uwagi filmów to ciągle Melody zaprzątała moje myśli. Jakim cudem worek krwi może być dla mnie aż tak ważny? Miała być zabawką, niewolnicą, a stała się moim uzależnieniem. Kocham patrzeć, jak niezdolna jest do jakiegokolwiek ruchu, jak oniemiała się we mnie wpatruje, jak widzę w jej oczach przerażenie i jak czuję w jej sercu szczerość oraz miłość. Żałuję, że ja nic nie czuję, że jestem bezlitosnym potworem, ale odkąd moja ukochana zmarła, wraz z nią padły i moje uczucia.
Melody POV
Siląc się na uśmiech, ucałowałam Luke'a, mojego przyjaciela z dzieciństwa w policzek.
- Będę tęsknić - wyznałam, przeczesując włosy palcami.
- Wiesz, że ja bardziej - uśmiechnął się nieśmiało - to co, kiedy kolejne spotkanie?
- Nie wiem - machnęłam ręką - mam tyle na głowie.. Burnts, Amberly, ślub...
- Eh, Mel., mówiłem ci. Ten cały Burnts nie jest ciebie wart - zapewnił, a na jego czole pojawiła się mała zmarszczka.
- Wiem, Lukey, wiem. Problem w tym, że moje serce tego nie wie.
- Sama mówiłaś, że on jest nieprzewidywalny. Szczerze? Za to wszystko co ci zrobił, mam ochotę go udusić - spojrzał na mnie troskliwie, przechylając lekko głowę.
- Bo jest, ale to nie takie proste. Ja po prostu wierzę, że jest inny. Widzę w nim pewne dobro, jak i zło. I czuję, że ma pewne kompleksy, ale nie znam ich i nigdy zapewne nie poznam - odparłam zrezygnowana, myśląc o wszystkich przygodach z Burntsem.
- Kompleksy? - odchylił się do tyłu na piętach i wyjął z kieszeni paczkę papierosów.
- Taa - dotknęłam dłonią swojego policzka, jakbym szukała śladu. Śladu bólu, który przeżyłam.
- Hmm - wyjął zapalniczkę i odpalił papierosa - może ktoś się nad nim znęcał?
Wybuchłam śmiechem, a z oczu poleciała mi jedna łza, którą szybko otarłam.
- On i ból?! To raczej on się nad innymi znęca! Na przykład nade mną - powiedziałam donośnie - Do zobaczenia, Lukey. Muszę wszystko sobie poukładać w głowie.
- Pa, Mel - włożył papierosa do ust i po chwili wypuścił mały obłoczek - Zero samobójstwa.
- Zero - pokręciłam głową z rozbawieniem.
- Inaczej wiesz co cię czeka - zagroził, wyciągając mały palec w moją stronę.
Zdusiłam w gardle paniczny śmiech.
- Tak, wiem!
I zanim otworzyłam drzwi, w uszach zabrzmiał mi sygnał SMS'a. Spojrzałam na ekran i uśmiech od razu mi zniknął. Wiadomość bowiem była od nieoczekiwanej mi osoby - Katherine. Napisane było "uciekaj".
Przeczytałam tego krótkiego SMS'a od eks przyjaciółki z dobre pięć razy i wtedy usłyszałam szczęk kości, którego nigdy nie zapomnę. Obróciłam się i....
------------------------------------------
Uuuuu, co się teraz stanie? ;) Komentujcie śmiało xx :) Bardzo mi miło, kiedy widzę wasze opinie *-*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro