Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"I co ty na to?"

Późniejszy bieg wydarzeń był w miarę oczywisty. Karetka zabrała zmarłych, chociaż może wśród nich byli nieliczni żywi, tyle że omdleni. Czemu to mi zdarzają się takie mroczne przygody?! Odkąd w moim życiu pojawił się Casanova, wszystko staje się gorsze. No, prawie wszystko. Czuję się, jakbym jadła gorzki cukierek. Owszem, jest to słodycz, ale niestety gorzka.
- Idzie pani z nami - powiedziała policjantka, która akurat przyjechała na miejsce zbrodni.
- Jak to? - spojrzałam na nią, jak na chorą psychicznie. Brunetka w średnim wieku ujęła moje dłonie w kajdanki. Przedmiot wbijał mi się w nadgarstki tak mocno, że krzyknęłam.
- Przepraszam, skarbie - zagruchała, patrząc na mnie mętnym wzrokiem. Zacisnęłam mocno usta, aby nie rzucić w jej stronę parę niestosownych epitetów, ale niestety palca nie powstrzymałam. Środkowy gostek postanowił pokazać swój majestat i się wyprostować.
- Wie pani co ja dzisiaj przeszłam?! - wykrzyczałam nagle, łapiąc gwałtownie powietrze do płuc - Był sobie spokojny dzień, póki nie zjawił się On! Wie pani kim jest "On"?! Jest Onem!!!! - wrzeszczałem bzdury ze zmęczenia - I człowiek chce tu sobie odpocząć, idzie i nagle słyszy krzyki! I wie pani co?! - urwałam, a ona spojrzała na mnie, jak na wariatkę - widzę stos truposzów! Dosłownie.. A teraz jakaś cholerna policja chce mnie ze sobą zabrać ... - wyrzuciłam z siebie, kiwając głową na boki.
- Najwyraźniej nie potrzebuje pani tak bardzo przesłuchania, jak psychologa - mruknęła pod nosem kobieta. Spiorunowałam ją spojrzeniem mówiącym, aby nie przeginała. Psycholog? Phi!
- Chyba dla pani! - nadal krzyczałam, jak opętana. Tego było za wiele..
- Dziecko, uspokój się - popchnęła mnie w stronę samochodu policyjnego. Szarpnęłam rękoma, ale i tak nie zdołałam się wyrwać z jej uścisku. Zostałam brutalnie wepchnięta do auta. Jęknęłam, obolała, ale się nie poddałam. Może faktycznie coś jest ze mną nie tak, ale jeśli widziało się na własne oczy umierającą kobietę..
- To nie było znamię. To ugryzienie - wyszeptałam sama do siebie, przez co na prawdę mogłam brzmieć, jak chora psychicznie.
- Uhm - odezwał się kierowca, wymieniając znaczące spojrzenie z policjantką. Westchnęłam ciężko. Ciągle miałam w głowie obraz martwych ciał. Ta krew lejąca się z ich oczu, nosa oraz to znamię... Poruszyłam się niespokojnie, a kajdanki wbiły mi się mocniej w nadgarstki. Syknęłam z bólu.
- Numer telefonu twoich rodziców..? - spytała niejasno kobieta.
- 010101010 - odparłam machinalnie.
- Mama czy tata? - zadała kolejne pytanie, marszcząc brwi.
- Mamaaaaaa - zaśmiałam się, niczym opętana. Faktycznie, może i mam słabą psychikę, jeśli chodzi o straszne zdarzenia.
Kierowca przechylił głowę i spojrzał na mnie z lusterka.
- A więc to ona - szepnął - nasza Wybawczyni - podsumował, krzywiąc się.
- Słucham? - policjantka obróciła się na fotelu.
- Nic, nic - posłał jej słaby uśmiech, chociaż i tak nie mógł oderwać ode mnie swoich zielonych, jak trawa oczu.
- Co? - burknęłam do niego,
Uśmiechnął się zawstydzony.
- Dowiesz się w swoim czasie, Melody.
Zastygłam w bezruchu, śledząc go podejrzliwym wzrokiem.
- Skąd znasz imię tej dziewczyny? - spytała nagle, zaskoczona komendantka. Dosłownie, odebrała mi to z ust.
- Poznaliśmy się - skłamał, posyłając mi dwuznaczne spojrzenie.
Co??! W życiu go na oczy nie widziałam!
- Gdzie..?
- Na imprezie - jego usta ułożyły się w fałszywy uśmiech.
- Aha, rozumiem - komendantka wysłała mi przesączony odrazą grymas.
- To nie prawda - obroniłam się niemal natychmiastowo - on kłamie - kopnęłam w siedzenie.
- Chyba na prawdę jest ci potrzebny psycholog, Mel. - puścił do mnie perskie oko, na co oblizałam usta z obrzydzeniem. Za kogo on się uważa?! Nagle w samochodzie zabrzmiał kawałek Maroona 5 "Animals". Kobieta odebrała z niechęcią telefon.
- Uhm. - przyłożyła słuchawkę do dłoni - jak jest "do widzenia" po angielsku?
O mało nie parsknęłam śmiechem kiedy zobaczyłam, że kierowca również nie zna na to odpowiedzi.
- Good bye - wysapałam zdumiona, prychając cicho pod nosem. Brunetka wysłała mi jedno wdzięczne spojrzenie. Ponieważ mi się nudziło, postanowiłam zrobić coś mało miłego, wykorzystując fakt, iż nie umieją angielskiego.
- Ehm, almost yesterday you told me that this man is a huge idiot and now your talking to him so nicely?!* - zawołałam w stronę słuchawki tak głośno, jak tylko mogłam. Po zaledwie minucie, usłyszałam efekt moich działań.
- Ty głupia dziewucho!! - policjantka rozpięła pasy i rzuciła się na mnie z pięściami. Kierowca gwałtownie zahamował, przez co obie <ona atakując, ja broniąc się> przeturlałyśmy się i wypadłyśmy na zewnątrz. Na prawdę słabe muszą być te zawiasy skoro nie wytrzymały naszego nacisku.. No chyba, że ona jest taka gruba. Zachichotałam pod nosem.
- I co mi teraz zrobisz zołzo?! - wykrzyczała mi do ucha, przyciskając do drzewa. Jej siła była niczym, w porównaniu do Amberly czy Edwarda. Uśmiechnęłam się niecnie.
- Nic ci nie zrobię - przewróciłam oczami, po czym kopnęłam ją z całej siły w goleń. Zapiszczała i upadła na ziemię co dało mi trochę czasu do ucieczki. Biegłam i biegłam.. z półminuty. Kierowca tylko na mnie czekał. Chwycił mnie w pasie i zasyczał mi do ucha, abym stała spokojnie. Oczywiście go nie posłuchałam, co skończyło się opłakanym skutkiem.. Przylgnął do mojego wątłego ciała i przygryzł płatek mojego ucha. Obrzydzona, potrząsnęłam głową.
- Ja daję inne kary.. Melody - rzekł z satysfakcją, co mnie bardzo, ale to bardzo zdenerwowało. Zmarszczyłam nos, spoglądając do tyłu, na niego z niesmakiem.
- I co ty na to? - nagle przede mną wyrosła policjantka, wycierając krew z nosa.
- Uhm, sorry? - uśmiechnęłam się przepraszająco, na co ona tylko splunęła.
- Idiotka - wycedziła i pacnęła mnie mocno w ramię.
- Rany - skomentowałam z przekąsem - kim jest ten człowiek, że tak ci na nim zależy?!
- Nie bądź taka dociekliwa, dzieciaku - wywarczała spod zaciśniętych zębów i pokierowała mnie do auta. Po paru okropnie dłużących się minutach dotarliśmy na komendę. Rozglądając się dokoła, po pewnej chwili ujrzałam mamę. Siedziała spokojnie przed brzydkim blondynem w mundurze. W ciągu trzech godzin pomogłam im wszystkim dojść do rozumu i wytłumaczyłam ich głupocie, iż to nie ja. Najwyraźniej zrozumieli moje elokwentne wytłumaczenia, bo zrezygnowali z dalszych przesłuchiwań.
- Wreszcie - mruknęłam sama do siebie, patrząc na jakiś punkt w dali. Zostawiłam mamę samą i poszłam do pobliskiego parku. Mam już zdecydowanie dosyć przygód..
------------------------------>
Tłumaczenia :
*Jeszcze wczoraj powiedziałaś mi, że ten facet to idiota, a teraz mówisz do niego tak ładnie?!*
Dziękuję Wam za to, że czytacie Zakazaną Miłość :* ps.ps: wolicie aby to był bardziej romans czy horror? ;) chętnię poznam waszą opinię *-*
Pozdrawiam, SecretGirlKatherine;*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro