Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24. Run

Woda owijała się wokół moich nadgarstków i wtedy ujrzałam moją mamę - zmarłą mamę. Stała przede mną ze swoim radosnym uśmiechem.
- Mama? - wyszeptałam ze łzami w oczach. Od razu rzuciłam się ku niej i wtuliłam się w jej wychudzone ciało. Nadal wyglądała tak, jak w trakcie swojej choroby. Mama zamknęła mnie w swoim uścisku.
- Moja mała dziewczynka - powiedziała cicho, a może mi się zdawało - tęskniłam - dodała, głaszcząc mnie po plecach. Wcisnęłam głowę w miejsce pomiędzy jej karkiem, a szyją.
- Czy to już? - wykrztusiłam, pełna obaw.
- Nie dopuszczę, abyś umarła tak młodo, skarbie - powiedziała łagodnie i odepchnęła mnie delikatnie. Łzy ciekły mi po policzkach i po dobrych, paru sekundach cała moja bluzka przemokła. Jej zielone oczy przyglądały mi się ze współczuciem.
- Kocham cię - wypaliłam i objęłam ją w pasie, jakby bojąc się, że mi ucieknie.
- Ja ciebie też - szepnęła w moje włosy - ale teraz musisz mnie uważnie wysłuchać.
Pokiwałam głową.
- Wampiry istnieją, kochanie i to właśnie przez jednego z nich umarłam - powiedziała beztrosko.
- Co takiego?! - poczułam przypływ furii.
Ręka mamy zaczęła powoli znikać. Łzy zakręciły się w jej oczach.
- Miał na imię Travis. Zabił mnie, a teraz poluje na moją jedyną córkę, ciebie - przyznała, przełykając głośno ślinę.
- Jak się obudzisz, idź po tatę oraz Gretę i zabierz ich do łazienki. Zacznij zdejmować kafelek po kafelku i wejdź do kryjówki. Biegnij z nimi, aż dotrzesz do domu Burntsa. Tam jest bezpiecznie. Zaufaj mu, choćby nie wiem co. To jedyna osoba, która naprawdę zadba o twoje bezpieczeństwo - wymamrotała, a ja krzyknęłam widząc jak tułów mamy zaczyna znikać.
- Mamo! Nie! Nie! Chcę tu zostać! Chcę.. - załkałam głośno, gestykulując i łapiąc mamę za ramię.
- Zawsze przy tobie będę - uśmiechnęła się słabo - masz walczyć, Melody. Mi długie życie nie było dane, ale tobie jest - nagle ryknęła i zaszlochała głośno.
- Ma-mo!!! - również ryknęłam, gdyż znikała jeszcze szybciej niż poprzednio i zanim jej obraz całkowicie mi się rozmył, zauważyłam jej uśmiech, pełen wątpliwości. Nagle poczułam swoje ciało, całe ciężkie. Podniosłam powoli powieki i zaniemówiłam. Byłam u siebie w pokoju.
Spójrz za okno!
Znowu usłyszałam ten okropny głos w mojej głowie, ale wyjątkowo się go posłuchałam. Wytrzeszczyłam oczy. Z białej limuzyny po koleji zaczęli wychodzić mężczyźni w kapturach. Wiedziałam kim są i przede wszystkim wiedziałam czego chcą. Stałam, tak przed oknem, obserwując ze stresem każdy ich krok w stronę naszego domu. Po pewnej chwili otrząsnęłam się i z głośno bijącym sercem, wyparowałam z pokoju, wołając tatę. Już miałam zejść po schodach, kiedy nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Nie teraz, Melody! - odkrzyknął z furią.
Greta...
Szybko pobiegłam do pokoju mojej młodszej siostry.
- Chodź, migiem! - powiedziałam i mimo jej głośnych protestów, zaciągnęłam ją do łazienki.
- Melody! - wrzasnęła, zaskoczona mrugając oczami.
- Nic nie mów - zażądałam i tak, jak mama mi powiedziała zaczęłam zdejmować kafelek po kafelku. Do teraz było to dla mnie bardzo dziwne, ale w końcu już wcześniej były wycięte. Greta pisnęła głośno, wyrywając mi się z półuścisku.
- Uspokój się! - zawołałam, kiedy ukazała się ogromna ciemna dziura. Szybkim ruchem zepchnęłam ją w ciemność i sama do niej dołączyłam. Na szczęście tym razem nie zemdlałam. A jeśli będą tu trupy? Lub inne wampiry? A co jeśli nas złapią? Potrząsnęłam głową, chcąc zapomnieć o tych prawdopodobnych tezach. Greta skuliła się przy ścianie i zaczęła szlochać.
- Nie czas na płacz. Musimy uciekać - szepnęłam miękko.
- Przed czym? - spojrzała na mnie zapłakanych oczami.
- Długa historia. Po prostu mi zaufaj - wyciągnęłam do niej dłoń. Przyjęła ją i resztę podróży przebyła w spokoju. Już sama nie wiem ile godzin szłyśmy tak tymi krętymi korytarzami, póki wreszcie rozpoznałam wejście do domu Burntsa. Od razu pchnęłam wrota i resztką sił pociągnęłam mocno Gretę za ramię. Obie zakrztusiłyśmy się kurzem.
W ogromnym salonie, siedział na sofie Burnts. Zważywszy, że wszystko w jego pałacu było ze srebra lub ze złota, pięknie przyozdobione z najbogatszą jakością, Greta niejako się zdziwiła. Kiedy wparowałyśmy już do pokoju, Burnts rzucił mi jedno, wszystko wiedzące spojrzenie.
- Nie udzielę wam pomocy - powoli wstał z kanapy i posłał mi jeden, mały uśmiech.
Moje i Grety łzy kapały na podłogę. Postąpiłam o krok do przodu.
- Proszę! Błagam! Ja... zrobię wszystko! Tylko zaopiekuj się nią! - odwróciłam głowę w stronę Grety i uśmiechnęłam się słabo, po czym ponownie spojrzałam na Burntsa. Zaintrygowany oparł rękę o wezgłowie białej sofy.
- Interesujące - urwał, dodając swojemu słowu tajemniczości - Jesteś zdolna poświęcić nawet siebie dla tej kolejnej nędznej istoty - stwierdził leniwie. Obruszyłam się i podeszłam do niego, aby go spoliczkować. Niestety szybko złapał moją rękę, uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch. Greta zapiała kilkakrotnie, rzucając się w moją stronę.
- Stój! - krzyknęłam, na co od razu posłusznie przystanęła.
Burnts posłał mi zwycięski uśmiech i w niemal sekundę ułożył mnie na sofie.
- Zaraz twoja siostrzyczka zobaczy, jak słaba jesteś...
Mamo, czemu powiedziałaś, że można mu zaufać?
Zacisnęłam mocno powieki i czekałam na ból. - Powiedziała, że mogę ci zaufać - wyszeptałam bardziej sama do siebie niż do niego. Casanova położył się na mnie, mocno wciskając moje wątłe ciało w kanapę.
- Kto ci powiedział takie bzdury, mała? - uniósł triumfalnie mój podbródek.
- Myślałam, że mnie lubisz - przyznałam i otworzyłam powoli oczy. Burnts zaśmiał się szorstko - brzmiało to tak... męsko. Czułam, jak ciepło rozlewa się wzdłuż mojej talii.
- Jesteś bardzo, ale to bardzo naiwna. Wiesz ile miałem takich jak ty? Tysiące - westchnął, zapewne przypominając sobie resztę, tak nieszczęśliwych dziewczyn jak ja.
- Oszczędź Gretę - szepnęłam mu w usta.
Przekręcił głowę na bok i przelotnie musnął moje wargi. Dla mnie to wystarczyło, aby wzniecić ogień tlący się gdzieś wewnątrz mnie.
- Tu będziecie bezpieczne - stwierdził po namyśle - i będziecie mogły tu zostać, jeśli...
Wstrząsnęło mną. Czy on właśnie powiedział, że ja też mogę u niego zostać?
- Jeśli...? - czekałam w napięciu, przyglądając się jego pięknej twarzy.
- Będziesz moją własnością - wymruczał mi do ucha, przyprawiając o miłe mdłości i znajome uczucie strachu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro