Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

Wstałem jak zawsze o 5:00. Strasznie lubiłem takie poranki, gdy dopiero co słońce wschodzi, a miasto powoli budzi się do życia. Udałem się do kuchni, gdzie zrobiłem sobie herbatę z cytryną. Ubrałam na siebie wełniany sweter i zabierając ze sobą kubek z napojem wyszedłem przed dom na taras. Popijając ciepłą herbatkę oglądałem wychodzące słońce i rozmyślałam. Nikt, a nikt nie wie o tym, że jestem homo. Piłkarz który jest gejem? To nie przejdzie. Ludzie takich jak ja nienawidzą. Lepiej więc się nie ujawniać. Ale od jakiegoś czasu zaczął mi się podobać mój klubowy przyjaciel - Marc Bartra. Nie wiem co się dzieje. Ale to gdy po wygranym meczu mnie przytula, to jak się uśmiecha, jak czasem rzuca swoimi tekstami z podtekstem, to jakoś na mnie działa. On tak na mnie działa. Gdy widzę jak się przebierać po treningu, mam ochotę się na niego rzucić. Marc mnie cholernie pociąga i nic tego nie zmieni. Musze się jednak chamować, bo boję się że przyjaciel coś zauważy i czym prędzej zakończy naszą przyjaźń. Nim się obejrzałem słońce już wysoko świeciło na niebie, a kubek z herbatą był już pusty.

Wróciłem do domu i odstawiając kubek na kuchenny blat, po czym udałem się do łazienki. Wziąłem długą kompiel, nie spieszyłem się, gdyż czasu miałem pod dostatkiem. Jak to się mówi, kto rano wstaje temu Pan Bóg daje. Gdy się już umyłem i wytarłem ręcznikiem ruszyłem w stronę garderoby. Ubrałem na siebie bokserki i skarpetki, jeansy, jakaś koszulkę z nadrukiem i dużą ciepłą bluzę z kapturem zakładaną przez głowę. Na nogi założyłem biało - zielono - różowe jordany. Zszedłem schodami na dół, gdzie w kuchni otwierając lodówkę z dziesięć minut zastanawiałem się co by tu zjeść. Ostatecznie postawiłem zrobić naleśniki. Wyjąłem miskę i potrzebne składniki. Kolejno do miski wrzucałem 2 szklanki mąki, szczypta soli, szczypta cukru, 2 łyżeczki proszku do pieczenia, łyżeczka cynamonu, 2 jajka i 1 i szklanka mleka. Całość wymieszałem na gładką gęstą masę. Na rozgrzaną patelnię rozlewałem kółko masy o średnicy około 10 centymetrów. Gdy na placuszku pojawiały się bąbelki przewcacałem placek na następną stronę. A już po minucie zdejmowałem naleśniki z patelni na talerz i rozlewałem kolejną porcję. Powtarzałem tę czynności póki miska z masą nie opustoszała, a na talerzu leżał stosik naleśników. Nie zdążyłem zabrać się do jedzenia, bo przeszkodził mi w tym dzwonek do drzwi. Udałem się do holu i przekręcając zamek w drzwiach je uchyliłem. Za drzwiami stał jak zawsze uśmiechnięty mój przyjaciel. Wpuściłem go do środka i zamknąłem za nim drzwi.

- Siemasz Bartra. Co Cię tak wcześnie sprowadza? -spytałem przybijając z Marcem piątkę na powitanie.

- Cześć. A co nie można już odwiedzić swojego przyjaciela? - chłopak się zaśmiał po czym dodał.
- Pomyślałem że wpadnę do Ciebie przed treningiem pogadać, a potem wybierzemy się razem na stadion.

- Tak. Jasne. Zjesz śniadanie? - zaproponowałem udając się do kuchni i z szafki wyjąłem dodatkowy talerz.

- Nie dzięki, jadłem już. -odparł mężczyzna siadając na krzesełku przy kuchennej wyspie.

Przyłożyłem kilka naleśników nutellą, górny naleśnik posmarowałem także kremem i ułożyłem na niego skrojonego banana i dałem trochę bitej śmietany. Postawiłem talerz z naleśnikami przed moim gościem i podałem mu widelec.

- Smacznego. -posłałem przyjacielowi uśmiech, a ten tylko się zaśmiał kręcąc głową.

- Dbasz o mnie lepiej niż moja żona. -chłopak się zaśmiał, a ja przygotowywałem swoją porcję.

- Potraktuje to jak komplement. -posłałem mężczyźnie przyjazny uśmiech po czym do dwóch wysokich szklanek nalałem soku pomarańczowego i jedną szklankę dałem dla Bartry. Usiadłem naprzeciwko przyjaciela i zacząłem jeść moje naleśniki.

- Omomo. Gotujesz lepiej od Melissy, ale nie mów jej tego. -zaśmiałem się cicho, bo Marc zaczął delektować się daniem, jakby to był jego ostatni posiłek.

- Spokojnie, będę milczał. -zapewniłem przyjaciela.
Gdy zjadłem ostatni kęs naleśników spojrzałem na mężczyzne i cicho się zaśmiałem.

- No co? -spytał zdezorientowany chłopak, a ja się tylko zaśmiałem.

- Ujebałeś się jak małe dziecko. Chodź tu. -zbliżyłem się do chłopaka chwytając serwetkę. Ująłem jego twarz w dłoń, a serwetką starannie i delikatnie wytarłem resztki kremu z koncika ust chłopaka. Spojrzałem w piękne oczy chłopaka i opadłem na swoje miejsce zgniatając serwetkę i rzuciłem ją do kosza, los chciał że nie trafiłem, trudno. Wstałem z miejsca i ją poprawiłem wrzucając do kosza. Wróciłem na swoje miejsce i zacząłem powoli sączyć sok ze szklanki, czekając, aż przyjaciel skończy jeść.

- Dziękuję. -odparł piłkarz wypijając szklankę soku na raz.

- Nie ma sprawy. Możesz wpadać codziennie. Jesteś tu mile widzianym gościem. -dopiłem swój sok zbierając naczynia po śniadaniu. Zabierając szklany talerz natrafiłem na palce Marca, który podawał mi naczynie. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Spojrzeliśmy w swoje oczy po czym Bartra puścił talerz, a ja wstawiłem wszystko do zmywarki włączając ją. Wróciłem do przyjaciela, który siedział zamyślony.

- Co jest? -zagadnąłem wzbudzając z transu kumpla.

- Przyjaźnimy się, prawda? -zaczął niepewnie piłkarz, a ja pokiwałem głową na tak.

- No tak. Coś się stało? -dopytywałem.

- Wszystko jest wporządku tylko gdyby coś się zadziało co miałoby wpływ na naszą przyjaźń, to powiedziałbyś mi o tym. Prawda? Wkońcu tak robią przyjaciele, a my nimi jesteśmy. Racja? -spojrzałem w oczy chłopaka. Czyżby się czegoś domyślił? Nie nie mógł. Zachowywałem się naturalnie, więc co się stało?

- No tak, na tym polega przyjaźń. Jedziemy już na trening? - zmieniłem temat, bo bałem się, że to zajdzie za daleko i się wygadam.

- Tak jedźmy. -poparł mnie chłopak wstając na równe nogi i udając się w stronę holu.

Zabrałem swoją torbę ze strojem na trening i telefon. Wyszliśmy z domu zakluczając dom na dwa spusty. Schowałem klucze do kieszeni i wsiadłem do auta przyjaciela, w którym ten już siedział i czekał na mnie. Chłopak odpalił auto i włączył radio, bo wyczuwał, że nie będzie nam się teraz rozmowa. Gdy dojechaliśmy pod Signal Iduna Park weszliśmy do środka i udaliśmy się do szatni. W środku było już kilkoro piłkarzy, z którymi się przywitaliśmy i zajęliśmy swoje miejsca.
Zaczęliśmy się przebierać. Zmieniłem koszulkę na klubową i ubrałem moje spodenki piłkarskie. Na stopy wciągnąłem żółto - czarne getry, a do nich włożyłem ochraniacze na piszczele. I ubrałem moje korki. Spojrzałem przed siebie. Siedział tam Marc i gapił się na mnie zacięcie o czymś myśląc. Zarumieniłem się lekko, mam nadzieję że nikt tego nie zauważył. Zaczęli się schodzić piłkarze, Marc wyrwał się z zamyślenia i dołączył do innych i zaczął się przebierać. Przyznam że było na czym oko zawiesić, mięśnie, wyrzeźbione ciało, nie dziwię się, że każda laska na niego leci. Wyszliśmy na murawę, gdzie był już trener i zaczął trening. Minęły jakieś 4 godziny i trener zakończył trening. Wszyscy udaliśmy się pod prysznic. Gdy się już umyłem wróciłem do mojej szafki i ubrałem na siebie swoje ciuchy, po czym spakowałem strój do torby i usiadłem na ławkę czekając na Marca, który mnie przywiózł, ale ten jeszcze nie przychodził.

- Hej, Erik. Podwiozę Cię, zbieraj się. -to był Reus. Postanowiłem skorzystać z okazji.

- Wielkie dzięki. -zabrałem swoje rzeczy i opuściłem stadion w towarzystwie Reusa. Wsiedliśmy do auta piłkarza i ruszyliśmy w stronę mojego domu. W międzyczasie napisałem smsa do Bartry.

Do Marc:
Reus mnie odwiezie. Dzięki i cześć. :-)

Wysłałem wiadomość i już po chwili byliśmy na miejscu.

- Wielkie dzięki Reus. Może wejdziesz? -zaproponowałem z uprzejmości.

- Nie dzięki, jestem umówiony. Ej, Erik. Nie trać na niego czasu. Nie jest wart Twojego cierpienia. -spojrzałem na niego z podniesioną bawią.

- Ale skąd Ty wiesz?

- Każdy to wie. To widać Erik. I nie martw się, nie potępiamy Cię za to, że jesteś gejem. Naprawdę. Ale nie trać czasu na Marca, poważnie. On tego nie widzi, a Ty się krzywdzisz. -pierwszy raz widziałem jak 11 Borussii się czymś tak przejęła.

- Dziękuję za wszystko Reus. Pomyślę nad tym. Lecę. Cześć. -wysiadłem z samochodu piłkarza i wszedłem do domu uprzednio otwierając drzwi. Zostawiłem torbę treningową w holu i udałem się do kuchni, gdzie z lodówki wyjąłem butelkę wody i upiłem kilka jej łyków. Postanowiłem ogarnąć dom. Wstawiłem pranie, odkurzyłem podłogi i wytarłem kurze. Wróciłem do kuchni. Zaglądając do kilku szafek i lodówki myślałem co zrobić na obiad. Postawiłem na pizze, bo zostanie jeszcze na kolacje.
Wyjąłem miskę. Z 2 szklanek mąki, odrobiny soli, 2 łyżek stołowych oleju i 50 gram drożdży rozpuszczonych w 1/2 szklance wody, zagniotłem ciasto, które zostawiłem pod przykryciem w ciepłym miejscu. Dalej zabrałem się za robienie sosu. Do miski wałem łyżkę oleju, łyżkę octu, 2 łyżeczki cukru, szczypta soli, pieprzu, czerwonej papryki, bazyli, tymianku i kminku. Wszystko wymieszałem. Do mieszanki dodałem 2 łyżki koncentratu pomidorowego i wszystko wymieszałem. Następnie pokroiłem kilka plasterków salami, czarne oliwki, cebulę, czerwoną paprykę. Na tarce starałem duży kawałek sera. Gdy ciasto wyrosło wyjąłem je z miski i przełożyłem na blat kuchenny wyspany mąką. Ciasto rozwałkowałem na kształt koła i przełożyłem na wcześniej przygotowaną kratkę, którą pościeliłem papierem do pieczenia. Krawędzie koła lekko zagniotłem do środka, by sos nie wypływał poza pizze. Ciasto posmarowałem dużą ilością sosu. Następnie ułożyłem na połowie pizzy plastiki salami, a na drugiej połowie wcześniej przygotowane warzywa, by wszystko na koniec móc posypać dużą ilością sera i wstawić do rozgrzanego piekarnika na ok 20 minut. W między czasie sprzatnąłem brudne naczynia. Zdążyłam pograć na telefonie w jakąś głupią grę i popisać chwilę na klubowej konwersacji (pozdrawiam moją ulubioną piłkarską książkę champions|bvb chat). Jak napisałem im, że idę wyjąć pizze z piekarnika Marc oznajmił, że zaraz u mnie będzie, a wszyscy już sobie myślą nie wiadomo co. Wyjąłem pizze z piekarnika i pokroiłem ją na 12 równych części. Pizze postawiłem na ławie w salonie i wyciągnąłem z lodówki piwo i w tym samym czasie usłyszałem dzwonek do drzwi. Poszedłem otworzyć drzwi mojemu przyjacielowi, chodź myślałem, że robi sobie żarty. Zaprosiłem mężczyznę do salonu, gdzie otworzyłem mu butelkę piwa i kazałem się rozgościć, kiedy ja poszedłem jeszcze do lodówki po dodatkowe piwa. Usiadłem na kanapie obok kumpla i upałem łyk piwa. Wyjeliśmy z Marcem telefon w tym samym czasie słysząc powiadomienia o wiadomościach z czego się zaśmieliśmy.

Auba:
Elo.
Jest ktoś?

Ja:
Jestem ja z Marcem

Auba:
Czyżby randka?

Ja:
Nie

Marc:
Tak ;-)

Spojrzałem na przyjaciela i zmarszczyłem lekko brwi, a ten się zaśmiał i zabrał mi telefon i piwo i odstawił na stolik. Piłkarz odwrócił się do mnie, więc ja zrobiłem to samo spoglądając na Bartre. Moje serce szybko biło, a cały ja się zdenerwowałem.

- Kiedy chciałeś mi powiedzieć, że wolisz mężczyzn?

- Ja no wiesz. Ten..yym -byłem zakłopotany, nie dałem rady nic powiedzieć.

- To powiedz mi, kiedy zamierzałeś mi powiedzieć, że Cię kręcę?

- Dobra. Jestem gejem. I nie zamierzałem Ci nigdy powiedzieć, że mi się podobasz. Ale gdy Reus już się domyślił to cały klub, jak nie cały świat musi wiedzieć.

- Dlaczego nie chciałeś mi powiedzieć?

- Bo to zniszczyłoby naszą przyjaźń, a to ostatnie co chciałbym zrobić.

- Teraz już wiem i nic się nie dzieje. Nie masz co się martwić.

- Ta, jasne. Teraz Ci to nie przeszkadza, ale zobaczysz. Minie kilka dni, a odwrócisz się ode mnie.

- Nie gadaj głupot stary. Nigdy się od Ciebie nie odwróce. Obiecuje. -zapewnił chłopak, a ja postanowiłem mu zaufać. Ciekawe, czy piłkarz dotrzyma danego słowa. Mam nadzieje, że tak.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro