8
Jestem w życiowej rozterce bo nie wiem, czy złamać wam serduszko czy nie...
Poza tym, przepraszam za tak długą nieobecność tutaj, ale miałam na serio zabiegany maj. Co chwilę byłam w Warszawie i nie miałam czasu nawet na sen, a co dopiero na pisanie ff :')
No ale proszę bardzo! Jest rozdział!
No nie przedłużając – życzę wam miłej lektury i zostawcie coś po sobie ♥
***
12 grudnia zbliżał się nieubłaganie szybko. Tak bardzo jak Jimin bał się ciemności i burzy, tak też bał się lekarzy, a to że zmuszony był aby odwiedzać ich co jakiś czas wcale mu nie pomagało.
W wieku 13 lat pierwsze objawy jego choroby dały się we znaki i w taki właśnie sposób dowiedział się o swojej wrodzonej wadzie serca, która niestety pozwalała mu żyć tylko do pewnego momentu. Dziwne przeczucie w jego głowie mówiło, że ten moment był coraz bliżej.
Po tym jak wyznał Jungkookowi miłość, coś się w nim zmieniło. Zaczął martwić się jeszcze bardziej, gdyż uświadomił sobie, że prawdopodobnie za niedługo straci najważniejszą dla siebie osobę. Już nigdy nie ujrzy jego czekoladowych, łagodnych oczu patrzących na niego z całą miłością. Nie poczuje jego różowych warg, które tak idealnie pasowały do jego i smakowały lepiej niż cokolwiek innego. Nie dotknie już jego delikatnych, dużych dłoni, które przytrzymywały go by nie upadł. To łamało mu serce, co było kompletnie śmieszne biorąc pod uwagę, że rzeczywiście było już praktycznie na resztkach swoich sił.
Starał się czerpać z życia jak najwięcej, a że to właśnie Jungkook był jego życiem postanowił, poświęcić mu całą swoją miłość i ostatnie chwile.
Siedział właśnie na blacie w kuchni czekając, aż woda się zagotuje. Obok niego stały już dwa kubki, gotowe aby zalać je wrzącą wodą, a Jimin przeszywał jeden z nich spojrzeniem. Jego nogi zwisały w powietrzu, podczas gdy drobne ręce zaciśnięte były na kancie blatu. Zaciskał je tak mocno, że aż zbielały mu knykcie, gdy intensywnie się nad czymś zastanawiał.
Na dworze było już ciemno, a nocna aura zakłócana była tylko świecącymi latarniami, które oświetlały ulice złotym blaskiem. Twarz Jimina pogrążona była w półmroku, ale można było na niej dostrzec pojedyncze łzy spływające po jego policzkach. Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że płacze, dopóki nie usłyszał gwizdu czajnika. Powoli zeskoczył z blatu, ocierając mokre policzki i wyłączył palnik, na którym gotowała się woda. Ostatnio zainwestował nawet w normalny czajnik, do którego nie potrzeba było prądu. Po ostatniej burzy, gdzie wywaliło korki nie mógł zrobić sobie nawet herbaty, co było dla niego największym ciosem.
Zalał kubki gorącą wodą i starając nie przewrócić się, poszedł wolnym krokiem do salonu, gdzie czekał już na niego Jungkook. Przez moment musiał stanąć, ponieważ widok tego pięknego chłopaka siedzącego na jego kanapie był dla niego jak największy dar. Jego brązowe włosy ułożone były w nieładzie i lekko opadały mu na czoło, a czekoladowe oczy skupione były na widoku za oknem. Powoli zaczynało padać, więc w całym mieszkaniu roznosiły się ciche rozmowy z telewizora i odgłos opadających kropel, co dodawało przytulnej i miłej atmosfery. Jimin w końcu wyrwał się z transu, przez co cicho odchrząknął zwracając na siebie uwagę Jungkooka. Brunet odwrócił swój wzrok z okna i skierował go na różowowłosego.
Nie mógł powstrzymać ciepłego uśmiechu, kiedy ujrzał tę rozkoszną istotę. Mógł śmiało powiedzieć, że Jimin był piękny. Przepraszam, on był przepiękny. Jego zarumienione policzki, wydatne usta i czekoladowe oczy tworzyły idealną całość, a świadomość że był on tylko Jungkooka sprawiało, że wszystko było jeszcze lepsze. Jungkook był dumny, że mógł nazywać go swoim. Całkowicie wymazał z pamięci swoją przeszłość, ponieważ teraz chciał dzielić swoje życie z Jiminem. Z Park Jiminem, który znaczył dla niego więcej niż wszelkie skarby świata, a nawet własna rodzina, której i tak już dawno nie miał. Jimin był dla niego wszystkim.
Różowowłosy podszedł do kanapy i postawił kubki z herbatą na niskim, białym stoliku, po czym zajął miejsce obok swojego chłopaka. Było to dla niego niesamowite i od dnia, w którym wyznał mu miłość, za każdym razem gdy pomyślał o Jungkooku jak o swoim chłopaku, przebiegały go dreszcze. Oparł swoją głowę na ramieniu bruneta i ułożył się wygodnie, owijając swoje ramię dookoła talii Jungkooka.
-Co oglądasz? – Zapytał cicho, skupiając swój wzrok na telewizorze, ale niestety przyjemny zapach Jungkooka go dekoncentrował.
-Coś ładnego. – Odpowiedział Jungkook z lekkim uśmiechem.
-Chodzi mi o tytuł, Kookie.
-A mi chodzi o ciebie, Jiminie.
Jimin podniósł głowę, zwracając spojrzenie na bruneta. Mimo, że ten komplementował go codziennie, on nadal czuł się dziwnie i niezręcznie, kiedy ten nazywał go ładnym czy pięknym. Ufał Jungkookowi z całego serca, ale wciąż nie czuł się piękny i nie rozumiał, dlaczego ten go za takiego uważał.
-Przestań – Jimin pisnął, uderzając swojego chłopaka w ramię. –Nie jestem ładnyyyy.
-A właśnie, że jesteś! – Jungkook zachichotał, dotykając palcem noska różowowłosego, na co ten go lekko zmarszczył. – Jesteś przepiękny, kochanie.
-Koookie... - Starszy jęknął, chowając swoją zarumienioną twarz w szyi bruneta.
Jedna rzecz, która go oczarowywała, oprócz ust Jungkooka, był jego zapach. Pachniał naprawdę dobrze i gdyby Jimin tylko mógł, zlizałby z niego tą woń. Kiedy był przy Jungkooku odczuwał nigdy przedtem nieznane uczucia i coś co inni chyba nazywają pożądaniem, ale Jimin nigdy tego nie czuł więc nie był do końca pewny.
Jungkook chwycił podbródek różowowłosego w swoje palce, zmuszając go aby ten na niego spojrzał. Kiedy w końcu ich spojrzenia się spotkały, młodszy nie czekał ani sekundy dłużej i złączył razem ich wargi. Z ust Jimina wydobył się cichy jęk na ten nagły kontakt, ale za moment rozluźnił się, uświadamiając sobie, że to przecież usta które kocha najbardziej.
Jungkook powoli poruszył wargami, na co Jimin niemal natychmiast mu odpowiedział. Ich usta masowały siebie nawzajem w słodkim pocałunku, a ich ciepłe oddechy się ze sobą mieszały tworząc miłosną mieszankę. Brunet przyciągnął do siebie swojego chłopaka, wciągając go sobie na kolana i położył dłonie na jego talii, przez co Jimin jęknął w jego usta. Ten odgłos sprawił, że Jungkook zacisnął mocno oczy, próbując się opanować. Wiedział, że Jimin nie był gotowy jeszcze na kolejny ważny krok, jakim był seks i wolał poczekać, aż ten da mu znać iż chce to zrobić, niż zmuszać go do czegokolwiek.
Jednak Jimin owinął swoje ramiona dookoła szyi bruneta i przycisnął się do niego jeszcze mocniej, tak jakby odległość między nimi była za duża. Wplątał swoje palce we włosy Jungkooka i delikatnie pociągnął za ich końcówki, na co tym razem to Jungkook jęknął. Nie mógł tego powstrzymać, podniecenie buzowało w jego żyłach. Powoli oderwał się od ust różowowłosego, aby zaczerpnąć odrobiny powietrza i spojrzał mu prosto w oczy, które błyszczały od nieznanego uczucia. Jimin czuł dziwny nacisk w dole brzucha i nie miał pojęcia jak ma sobie z tym poradzić, gdyż to coś domagało się uwagi i spełnienia. Nie zdążył nic powiedzieć, ponieważ usta Jungkooka zaczęły delikatnie muskać skórę jego odsłoniętej szyi. Jimin zaczerpnął gwałtownie powietrze, ponieważ ten dotyk był tak dobry i przyjemny. Miał ochotę krzyczeć z rozkoszy. Usta bruneta zassały lekko skórę starszego zostawiając na niej różowy ślad, który i tak za moment zniknie. Jimin odchylił głowę, odsłaniając swoje obojczyki, wciąż trzymając palce wplątane we włosy swojego chłopaka lecz kiedy Jungkook pocałował miejsce pod jego szczęką niekontrolowany głośny jęk wydobył się spomiędzy jego warg.
-Jiminie, wszystko w porządku? – Jungkook natychmiast przerwał spoglądając z troską na chłopaka.
-T-tak. – Głos Jimina drżał, kiedy próbował uspokoić swój oddech. – Z-zrób tak jeszcze r-raz.
Brunet uśmiechnął się, na widok swojego chłopaka będącego kompletnym bałaganem. Jego różowe usta opuchnięte były od pocałunków, a policzki zarumienione od nadmiaru wrażeń. Jednak nie mógł pozwolić swojej miłości czekać, dlatego pocałował delikatnie to samo miejsce po czym zassał tam kawałek jego alabastrowej skóry, trochę mocniej niż przedtem. Uścisk na włosach Jungkooka się zacieśnił, kiedy ten ssał i lizał kawałek szyi Jimina. Oddech różowowłosego gwałtownie przyspieszył i czuł się jakby jego serce miało zaraz eksplodować. Naprawdę.
Nagle Jimin poczuł jakby w jego serce wbiło się milion igieł, mocny ścisk sprawił, że zabrakło mu oddechu i gdyby Jungkook nie poczuł, że palce Jimina wyplątują się z jego włosów nie zwróciłby na to w ogóle uwagi. Od razu oderwał się od jego szyi i spojrzał na bladą twarz swojego chłopaka.
-Jiminie?! – Owinął swoje ramię dookoła jego talii, aby ten nie upadł. – Jimin, wszystko okej. Halo kochanie! - W jego głosie można było usłyszeć panikę i czyste zmartwienie lecz kiedy Jimin bezwiednie opadł na jego klatkę piersiową łzy zaczęły spływać po jego policzkach.
Potrząsł chłopakiem, ale ten nie dawał oznak życia. Jego powieki były opadnięte, a rzęsy rzucały cień na blade policzki, które jeszcze przed chwilą płonęły od emocji.
-Ja pierdole. – Jungkook przeklnął, niemal dławiąc się łzami. Powoli zsunął różowowłosego ze swoich kolan i ułożył go bezpiecznie na miękkiej kanapie. Wstał gwałtownie i zaczął szukać kluczyków od samochodu. Nie było czasu, aby czekać na karetkę, sam musiał go zawieźć. Kiedy w końcu zlokalizował szukany przedmiot wsunął na swoje stopy trampki i podniósł bezwiedne ciało Jimina, układając go w swoich ramionach. W takim stanie starszy wydawał się jeszcze bardziej kruchy i bezbronny. Jeżeli to byłoby w ogóle możliwe.
Nie fatygował się, aby w ogóle zakluczyć drzwi. Po prostu wybiegł z mieszkania ze swoją miłością na rękach i popędził w stronę samochodu. Ułożył go na tylnim siedzeniu, podczas gdy sam zajął miejsce za kierownicą i nie zastanawiając się ani chwili dłużej, ruszył gwałtownie w stronę szpitala. Na szczęście było już całkiem późno i ruch na ulicach był niewielki, ale nawet gdyby był nie przeszkodziłoby to Jungkookowi w dostaniu się do szpitala.
Mknął przez ciemne ulice Seulu, co jakiś czas spoglądając na Jimina, czy wszystko z nim w porządku.
-Błagam Jimin, nie umieraj. – Wyszeptał, czując jak gorące łzy torowały sobie ścieżki na jego policzkach.
***
Szpitalna aparatura pikała, utrzymując Jimina przy życiu. Maska tlenowa, którą miał na sobie wpuszczała do jego płuc powietrze, bez którego prawdopodobnie by nie przeżył lecz mimo tego wszystkiego coś w jego głowie podpowiadało mu, że nie może jeszcze umrzeć. Miał jeszcze wiele spraw do załatwienia na tym świecie.
Jungkook siedział na białym krześle, przy łóżku swojego chłopaka trzymając go za chłodną dłoń. Było około dziesiątej wieczorem lecz nie miał zamiaru ruszyć się stamtąd ani na krok. Musiał być przy Jiminie, przecież był on miłością jego życia i gdyby tylko mógł oddałby mu wszystko co tylko miał, nawet własne serce. Choć to i tak już dawno zrobił. Nagle usłyszał ciche skrzypnięcie drzwi, przez co odwrócił na nie wzrok. Przez uchylone drzwi wszedł Taehyung, który bez zastanowienia rzucił się w kierunku łóżka, na którym leżał Jimin. Nawet nie zwrócił uwagi na Jungkooka, który siedział tuż obok. Dla niego liczył się tylko jego najlepszy przyjaciel, choć od kilku dobrych lat mógł nazywać go swoją miłością.
-Matko, Jimin tak bardzo cię przepraszam. – Szepnął całując różowowłosego w czoło. Jungkook wziął głęboki wdech, ponieważ musiał się opanować, aby nie zrobić sceny tutaj w szpitalu. – Nie zostawiaj nas jeszcze, Chim. – Powiedział cicho.
-Możesz mi powiedzieć o co tu chodzi? – Głos zabrał Jungkook, zwracając na siebie uwagę Tae.
-Och ty też tu jesteś. – Powiedział przez zaciśnięte zęby brązowowłosy.
-Oczywiście, że tu jestem. Przecież go kocham. – Odparł młodszy, patrząc Taehyungowi prosto w oczy.
Tae poczuł ukłucie w sercu, kiedy usłyszał słowa Jungkooka. Obwiniał się za to, że nie wyznał Jiminowi swoich uczuć i musi teraz patrzeć, jak ktoś inny mu go powoli zabiera. To on zawsze przy nim był, dbał o niego i pilnował aby nic mu się nie stało. Siedział dniami i nocami przy jego łóżku, kiedy Jimin poczuł się gorzej i biegał od lekarza do lekarza szukając dla niego jakiegoś ratunku. A mimo to, starszy wybrał kogoś innego. Nie mógł na to patrzeć, bo z każdą kolejną chwilą jego serce pękało jeszcze bardziej, a przecież było mu ono bardzo potrzebne, ponieważ to właśnie w nim Jimin posiadał specjalne miejsce.
-Mógłbyś odpowiedzieć na moje pytanie? – Spytał Jungkook przerywając ciszę.
-Myślę, że Jimin sam powinien ci na nie odpowiedzieć. – Odparł Taehyung, odrywając swój wzrok od Jungkooka, kierując go na różowowłosego.
Jimin wszystko słyszał, tak naprawdę odzyskał przytomność w momencie kiedy Tae wszedł do sali lecz był to dla niego zbyt duży wysiłek, aby uchylić powieki. Jednak kiedy usłyszał pukanie do drzwi zmusił się do otwarcia oczu, gdyż był to prawdopodobnie lekarz, a naprawdę chciał wiedzieć czy z jego wynikami wszystko w porządku.
-Jimin? – Powiedział Taehyung, kiedy zobaczył jak jego przyjaciel w końcu otwarł oczy. –Jiminie, jak się czujesz? Wszystko w porządku? Boli cię coś?
Różowowłosy nie mógł nic powiedzieć, przez maskę tlenową na jego ustach lecz pokiwał tylko głową dając Taehungowi znać, że wszystko z nim dobrze. Jednak tak nie było. Czuł ostry ból w klatce piersiowej, a jego gardło płonęło. Miał ochotę się rozpłakać, ponieważ dawno nie czuł takiego bólu, który odbierał mu nawet logiczne myślenie.
Wszyscy usłyszeli ciche odchrząknięcie i zwrócili swoje spojrzenia w kierunku drzwi. Stał w nich wysoki młody mężczyzna, który był lekarzem prowadzącym Jimina.
-Czy mógłbym poprosić was o wyjście? Chciałbym porozmawiać z Jiminem. – Powiedział głębokim głosem, uśmiechając się lekko.
-Oczywiście. – Powiedział Taehyung, mając już do czynienia z takimi sytuacjami. Wstał w kolan i pociągnął za sobą Jungkooka zostawiając Jimina samego w lekarzem.
Doktor Namjoon zajął miejsce na krześle, na którym jeszcze przed chwilą siedział Jungkook. Wypuścił z płuc ciężki oddech i spojrzał na swojego pacjenta.
-Niestety nie mam dla ciebie dobrych wieści. Już podczas ostatniej wizyty twoje wyniki nie były za dobre lecz teraz pogorszyły się o prawie sześćdziesiąt procent co jest jednoznaczne z tym, że jeżeli nie znajdzie się dla ciebie dawca niestety nie zostało ci dużo czasu, Jimin. – Powiedział, przełykając ślinę. Nienawidził przekazywać swoim pacjentom złych wieści, ale jego praca wiązała się także z tym. – Jesteś na liście oczekujących już bardzo długo lecz nadal nie znalazł się dawca.
Po policzkach Jimina zaczęły spływać gorące łzy. Zaczął szlochać i zacisnął mocno oczy kręcąc głową jakby chciał wyprzeć te informacje ze swojego umysłu. Zdjął maskę tlenową i z wielkim oporem próbował wydusić z siebie słowa, które nie sądził że kiedykolwiek wypowie.
-I-ile czasu mi jeszcze zostało, doktorze? – Powiedział przez łzy, wybuchając płaczem kiedy wypowiedział ostatnie słowo.
-Około dwóch tygodni. – Doktor Namjoon czuł jak kąciki jego oczu zaczynają piec. Przez te kilka lat zdążył dobrze poznać tego chłopaka i uważał, że tak wspaniała osoba jak on nie zasługiwała na taki los.
Jimin zaczął płakać jeszcze mocniej kiedy usłyszał swój wyrok. Zostało mu 14 dni. 14 dni.
Czuł, że ta chwila zbliża się wielkimi krokami, ale nie sądził że jest ona tak blisko. Zostały mu dwa tygodnie, przez które musi zrobić to wszystko czego nie zrobił przez całe życie, a przede wszystkim oddać wszystkie chwile osobie, którą kocha najbardziej na świecie. Jungkookowi.
I tak właśnie życie Park Jimina, chłopaka który nazywał roślinki, kochał wszelkie stworzenia i w wolnych chwilach popijał mleko truskawkowe, powoli dobiegało końca.
***
Sprawy się skomplikowały, że tak powiem.
A to ja kiedy skończyłam pisać ten rozdział:
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro