2
Zapraszam was moje owieczki na kolejny rozdział!
Dzisiaj pojawi się jeszcze jeden, a z racji tego że szykuje mi się prawie dwutygodniowa majóweczka rozdziałów będzie sporo.
No więc nie przedłużając - życzę miłej lektury i zostawcie coś po sobie♥
***
Jimin leżał na szpitalnym łóżku patrząc w pustą przestrzeń. Szpitalna biel była ostatnio dla niego codziennością i nie mógł nic na to poradzić. Znalazł się w sytuacji bez wyjścia, a miał przecież dopiero 23 lata. Chciał cieszyć się życiem, ale to co w nim siedziało niszczyło go od środka.
Wybudził się z transu mrugając kilkukrotnie, kiedy usłyszał ciche skrzypnięcie drzwi. Odwrócił głowę i ujrzał zdyszanego przyjaciela, który stał w drzwiach ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy. Taehyung podszedł do niego bez słowa i ukucnął przy łóżku, natychmiastowo odgarniając różowe kosmyki z czoła Jimina.
-Jiminie co się stało? – Zapytał cicho z troską. W jego oczach panował smutek i czułość.
-Wszystko w porządku. – Uśmiechnął się lekko Jimin. – Tylko zasłabłem. Nic poważnego.
-Ale już jest okej? Jak się czujesz? Jest ci niedobrze? Może zawołać lekarza?
-Tae... powiedziałem, że wszystko w porządku. – Zaśmiał się cicho, łapiąc dłoń przyjaciela, kreśląc na niej małe kółeczka.
-Jezu Jimin tak się zmartwiłem jak do mnie zadzwonili. Od razu tu przybiegłem, gdy tylko się dowiedziałem, że znowu jesteś w szpitalu. – Powiedział, chwytając jego policzek.
Jimin był naprawdę wdzięczny, że spotkał na swojej drodze kogoś takiego jak Taehyung. Mimo, że był on cholernie dziwny i czasami zachowywał się jak ktoś z innej planety, to Jimin nie mógł znaleźć słów aby opisać jak bardzo go kocha. Zawsze przy nim był i trwał tak długo, aż nie poczuł się lepiej.
-Wiesz, że ten chłopak czeka przed salą? – Zapytał. – Pytał się ostatnio o ciebie i powiedziałem mu, że ma przyjść dzisiaj. Kim on tak w ogóle jest?
-Jak to czeka przed salą? Przecież powiedziałem mu, że ma sobie iść. –Powiedział podenerwowany Jimin, unosząc się do siadu. –Nie mam pojęcia kim on jest. Jakiś czas temu przyszedł po kwiaty dla dziewczyny i był strasznie oschły, a potem jak gdyby nigdy nic pojawia się znowu w kwiaciarni i prawi mi komplementy.
-Prawi ci komplementy? – Taehyung o mało nie zachłysnął się powietrzem, patrząc na Jimina szeroko otwartymi oczami. – A co jeśli on jest jakimś zboczeńcem i tylko czyha na takie urocze istotki jak ty?
-Nie bądź głupi Tae... Wydaje mi, że jest niegroźny, ale nie jestem nim w żaden sposób zainteresowany. – Odparł spokojnie Jimin, co było dla niego typowe. Rzadko kiedy unosił głos, a o przeklinaniu nie było mowy. Był zbyt niewinny, żeby pozwolić sobie na bluźnierstwa.
-Ja bym mu tak do końca nie ufał. Coś mi tu nie pasuje.
-A czy ja powiedziałem, że mu ufam? Przecież widziałem go dzisiaj drugi dzień na oczy i jedyne co o nim wiem to to, że ma na imię Jungkook.
-Ale i tak uważaj na siebie Jimin. Jeśli będzie cię zaczepiał to wiesz do kogo się zgłosić! – Odparł Taehyung wypinając dumnie pierś i wskazał na siebie palcem.
-Haha. Oczywiście, że wiem.
Trwali chwilę w ciszy, a Jimin już mógł poczuć jak tęskni za swoją różową pościelą i białym łóżkiem. Nie marzył o niczym innym jak tylko zakopać się pod kilkoma warstwami mięciutkiego puchu i przytulić się do swojego gigantycznego misia. Jimin tak bardzo nienawidził samotności, a prawie dwumetrowy pluszak zapewniał mu choć odrobinę bliskości. Mógł wtedy poczuć jakby ktoś przy nim był, a ciepło które od niego biło odganiało wszelkie zmartwienia. Naprawdę zżył się z tym misiem i traktował go jak kogoś bardzo dla niego ważnego.
Spokojną ciszę przerwał głos pielęgniarki, która jakby czytała w myślach Jimina oznajmiła mu, że może już wrócić do domu. Więc różowowłosy nie przedłużając zaczął wygrzebywać się ze szpitalnego łóżka, co w jego wykonaniu wyglądało niesamowicie uroczo. Posłanie znajdowało się kilkadziesiąt dobrych centymetrów nad ziemią, a Jimin nie grzeszył raczej wysokością, dlatego niezdarnie z niego zeskoczył stając pewnie na swoich drobnych stópkach.
-No dalej Tae! Chcę już się napić mleka truskawkowego! – Powiedział radośnie, tak jakby nic się nie stało.
-No idę już idę. – Taehyung pokiwał głową z rozczuleniem i ruszył za swoim pełnym energii przyjacielem.
***
Jimin wyszedł z sali ubierając swoją ulubioną jeansową kurtkę z futerkowym kołnierzem. Już miał ruszyć w kierunku windy, kiedy czyjaś dłoń skutecznie go zatrzymała. Przez moment spanikował i chciał zawołać Taehyunga, ale usłyszał znajomy głos, który sprawił że się odwrócił.
Za rękę trzymał go niejaki Jungkook, który wyglądał na wyraźnie zaspanego. On naprawdę tutaj czekał. Wpatrywał się w niego z przejęciem.
-Jak się czujesz?- Zapytał cicho.
-Czuję się dobrze. – Odpowiedział Jimin, nieśmiało spuszczając wzrok. Przecież on go nawet nie znał, dlaczego się nim tak przejmował. Spojrzał na bruneta, który wyglądał jakby czekał na dalsze słowa, ale żadne nie wypłynęło z ust Jimina.
Jungkook pokręcił głową, odwracając spojrzenie i uśmiechnął się patrząc w bok.
-Cieszę się, że wszystko z tobą w porządku. Ale na przyszłość ostrzegaj, kiedy poczujesz, że mdlejesz.
-Okej zapamiętam. – Szepnął ledwo słyszalnie Jimin i chciał wyrwać swoją dłoń, ale uścisk bruneta tylko się wzmocnił. – Czy możesz już mnie puścić, chciałbym pójść do domu. –Drugi skinął i puścił jego rękę pozwalając Jiminowi odejść.
Różowowłosy uśmiechnął się tylko delikatnie i po chwili ponowni ruszył w kierunku windy, gdzie czekał już na niego Tae.
-Co to było? – Zapytał Taehyung, wyglądając na zdezorientowanego. – Powiedział ci coś niemiłego? Mam do niego iść?
-Tae spokojnie, spytał się tylko jak się czuję. Nie panikuj.
-Ale Jimin to nie jest normalne żeby całkiem obca osoba, nagle się tak tobą zainteresowała.
-Ahh... Może po prostu chciał być miły. – Powiedział Jimin patrząc na swojego przyjaciela z irytacją. Czasami zachowywał się jak jego matka, a przecież nie od tego byli przyjaciele. – Chodźmy już, naprawdę chcę być już w domu.
***
Jakieś pół godziny potem Jimin siedział już w swoim puchowym, błękitnym fotelu, popijając upragnione mleko truskawkowe. Kiedy tylko przekroczył próg swojego mieszkania przywitał się ze wszystkimi swoimi roślinkami, podchodząc do każdej z osobna i wymawiając jej imię. Ostatnio nawet myślał, żeby kupić sobie królika, ale zrezygnował z tego pomysłu, uświadamiając sobie że nie byłby w stanie poświęcić mu wystarczająco dużo czasu, przez pracę w kwiaciarni.
W telewizji leciała właśnie jakaś drama i prawdę mówiąc Jimin miał łzy w oczach, ponieważ był typem osoby, która niesamowicie wczuwa się w relacje bohaterów. Z resztą nawet w prawdziwym życiu potrafił popłakać się, kiedy jakiemuś dziecku upadnie lód, albo jakiś piesek piszczy pod sklepem. Był naprawdę wrażliwy, dlatego nie lubił wdawać się w jakieś bliższe kontakty, bojąc się odrzucenia i zranienia. Właśnie z tego powodu jego najlepszymi przyjaciółmi były rośliny, które nie potrafią ranić, a tym bardziej odchodzić.
-No pocałuj ją! –Krzyknął w stronę telewizora, prawie opluwając się mlekiem. Już miał krzyknąć ponownie, ale usłyszał powiadomienie dochodzące z jego kurtki. Z tego wszystkiego, nie wyjął nawet telefonu z kieszeni w pełni oddając się odpoczynkowi. Odstawił szklankę z napojem i wstał z fotela naciągając rękawy za dużej bluzy na swoje drobne dłonie. Poczłapał w kierunku wieszaka i sięgnął do kieszeni po swój telefon w odcieniu różowego złota. Chyba nie trzeba wspominać, że różowy był jego ulubionym kolorem. Chciał odblokować telefon i zobaczyć, kto zakłóca jego wieczorny seans, ale jego uwagę przykuła mała karteczka, która prawdopodobnie wypadła z kieszeni kiedy wyciągał komórkę. Kucnął i chwycił kawałek papieru, obracając go w palcach. Był on starannie złożony, dlatego Jimin ostrożnie rozłożył karteczkę. Wpatrywał się w bezruchu w siedem słów, nakreślonych na niej czarnym długopisem.
Jesteś piękniejszy od wszystkich kwiatów na Ziemi.
***
Przepraszam za taki rozdział w sumie o niczym, ale spokojnie moi drodzy.
KOCHAM WAS WIECIE PRZECIEŻ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro