Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 30

#fireinmyheartlr


Miesiąc później.

Ostatnie tygodnie były dla mnie trudne pod względem wysiłku włożonego w utrzymanie równowagi emocjonalnej. Sprawy o wykorzystywanie seksualne i przemoc potrafią ciągnąć się latami, ale Vargas obiecał, że zrobi wszystko, by wniesione przeze mnie zarzuty przeciwko Kevinowi włączyć do już toczącego się procesu, dzięki czemu nie będę musiała miesiącami czekać na rozprawę. Prokuratura uznała, że działania Kevina były istotnie powiązane ze sprawą Los Cuervos Negros, a piekło, jakie mi urządził miało na celu zdobycie dowodów i było elementem konspiracji.

Kevin został zatrzymany w związku z tamtą sprawą, ale to, co zrobił mnie i moje zarzuty wobec niego będą rozpatrywane w osobnej, przyspieszonej rozprawie, która odbędzie się za kilka godzin. Vargas to prawdziwy rekin. Potrzebował zaledwie miesiąca, aby wszystko załatwić, wnieść oficjalne zarzuty i uzyskać zgodę sądu.

Aresztowanie młodego Stanforda nie obeszło się bez echa. I o ile jeszcze cztery tygodnie temu dziennikarzy koczujących pod naszym domem było już naprawdę niewielu, teraz na powrót depczą nam po piętach. Znowu starają się nas osaczyć, próbując wymusić jakikolwiek komentarz w związku ze sprawą.

Kiedy dwa tygodnie temu po raz pierwszy przeczytałam nagłówek gazety głoszący: "CZY CÓRKA JEDNEGO Z NAJBARDZIEJ ZNANYCH ADWOKATÓW W SAN DIEGO PRZEŻYŁA PIEKŁO?" zwymiotowałam. Takich nagłówków było o wiele więcej. Spekulacje na temat tego, co wydarzyło się między córką Leonarda Duncana, a synem jednej z najbardziej szanowanych rodzin w mieście, nie kończą się. A ja odważnie postanowiłam uciąć je wszystkie. Nie zgodziłam się, aby rozprawa była jawna, ale poprosiłam, żeby na sali został jeden z niezależnych dziennikarzy, który otrzymał zgodę na napisanie relacji z procesu, ale nim otrzyma zgodę również na jej publikację, najpierw odda nam ją do weryfikacji. Uznałam to za najlepszą z opcji, by zamknąć usta wszystkim hienom i odzyskać odrobinę spokoju.

– Wzięłaś tabletki, które rano przygotowała ci Laura? – pyta Ayden, wyrywając mnie z letargu.

Powoli przenoszę na niego wzrok. Jego ciemne tęczówki są dzisiaj moją kotwicą. Kotwicą, której łapię się kurczowo, by utrzymać się na powierzchni. Za kilkanaście minut czeka mnie jedna z najtrudniejszych chwil w moim życiu.

– Nie. – Zaprzeczam cicho. – Muszę być świadoma. W pełni.

Ayden kręci głową, wzdychając.

– Maluchu – zaczyna łagodnie. – Nie musisz zgrywać twardzielki. Wiem, że ci ciężko. Wiem, że cholernie boisz się, że się rozpadniesz, ale możesz być pewna, nie pozwolę ci na to. Wytrwasz. Tabletki miały pomóc ci uporać się z lękiem, spójrz tylko, jak drżą ci dłonie...

– Muszę skoncentrować się na zeznaniach. Nie mogę pozwolić, by cokolwiek przytłumiło mi jasność umysłu. O prochach pomyślę później, kiedy będę miała ten koszmar za sobą. W chwili, gdy wrócę do domu i będę musiała ponownie zmierzyć się z bólem.

Ayden bez słowa wyciąga ramiona, a ja natychmiast się odsuwam.

– Nie. – Potrząsam głową. – Nie możesz mnie teraz przytulić, bo jeśli to zrobisz, całkowicie się posypię.

W jego oczach błyska smutek pomieszany z rezygnacją. Widzę, że bardzo chciałby mi pomóc. W tych ciemnych tęczówkach dostrzegam cholerną potrzebę przejęcia na siebie choć części mojego cierpienia. Widzę w nich też złość, że nie jest w stanie w tym momencie nic zrobić.

Na korytarzu przed salą zjawiają się obrońcy Kevina. Spoglądam przelotnie w ich stronę, by już po chwili na powrót utkwić wzrok w dłoniach, złączonych płasko na udach. Powietrze jest gęste, cholernie ciężkie, jakby ktoś na siłę próbował wtłoczyć mi je do płuc. Splątane myśli ponownie zaczynają krążyć mi w głowie, szarpiąc się jak złapane we wnyki dzikie zwierzęta.

Jestem przerażona, ale wiem, że muszę to zrobić. Bo to jedyny sposób, by zamknąć ten rozdział. Sprawić, by nie miał nade mną już ani grama władzy.

Moje ciało drży. Zamykam oczy, sztywniejąc na kilka sekund, gdy słyszę komunikat, że za dziesięć minut rozpocznie się rozprawa. Serce tłucze mi się w klatce piersiowej tak mocno, że jestem pewna, iż wszyscy wokół mogą to usłyszeć.

Mój ojciec, Vargas oraz ich pomocnicy stoją obok wejścia do sali i coś do siebie szepczą. Tata rzuca mi co rusz zmartwione spojrzenia. Jest opanowany, jak zwykle, ale tylko ja wiem, że choć z zewnątrz wydaje się pieprzoną, niezachwianą oazą spokoju, w jego wnętrzu szaleje burza. Boi się o mnie. Cierpi, bo ja również cierpię.

– Proszę wchodzić – mówi urzędnik, wskazując ręką wnętrze sali.

Podnoszę się. Ayden mocno łapie moją dłoń, a następnie również wstaje. W kolejnej chwili łapie moje policzki w swoje ciepłe dłonie i zagląda mi pewnie w oczy.

– Siła. Nosi. Twoje. Imię. – akcentuje wyraźnie każde słowo. – On nie ma już nad tobą żadnej władzy. Próbował zgasić twój blask i mu się nie udało. Nadal błyszczysz, Luna. Jego czyny nie były w stanie cię zniszczyć, więc nie możesz pozwolić, by wspomnienie o nich zgasiły iskrę, jaką z takim trudem na powrót udało ci się rozpalić.

Łzy napływają mi do oczu, ale nie jestem w stanie wydusić z siebie żadnego dźwięku. Po prostu kiwam głową, biorąc szarpany, bolesny wdech.

Ayden całuje mnie w czoło, a następnie razem wchodzimy do dużego pomieszczenia. Siadam w pierwszej ławce, a chłopak zajmuje miejsce tuż za mną. Kevin już tu jest. Siedzi na ławie oskarżonych. Czuję na sobie jego spojrzenie, ale nie mam odwagi odwrócić głowy.

Gdy sędzia Sarah Thompson otwiera posiedzenie, odczytując numer sprawy, a prokurator wygłasza mowę otwierającą, przedstawiając zarzuty Kevina, staram się tłumić mdłości. W chwili, gdy tuż po złożeniu przysięgi zajmuję miejsce na stanowisku świadka, przez mój umysł przelatuje myśl, czy nie lepiej byłoby jednak uciec. Szybko rezygnuję z tego pomysłu. To zaszło za daleko, by teraz się poddać.

Biorę głęboki, szarpany wdech. Zimny pot oblewa moje plecy, a żołądek zaciska się w supeł. Wciskam drżące dłonie między uda, starając się zapanować nad ciałem, ale to cholernie trudne. Jakiś impuls powoduje, że na moment zawieszam wzrok na Kevinie.

On również na mnie patrzy. Wygląda, jakby był jednocześnie niepewny, wystraszony i zły. W chwili, gdy nasze spojrzenia się krzyżują, jego usta wykrzywiają się w aroganckim, typowym dla niego psychopatycznym półuśmiechu. Układa wargi w dziubek i cmoka w moją stronę, a jego obrońca natychmiast przywołuje go do porządku.

Znowu mnie mdli...

Zaciskam powieki, chcąc powstrzymać falę wspomnień, ale one już wdzierają się przez zbudowany przeze mnie mur, znajdując niewielką dziurę.

"A teraz pokażesz mi, jak bardzo jest ci przykro, że mnie okłamałaś..."

"To nie jest moje dziecko, dziwko."

"Już nie jesteś w ciąży..."

"Miałem lepsze od ciebie, ale muszę brać, co jest."

"Jesteś tylko nic nie wartą dziwką."

"Za dobrze się bawiłem i trochę mnie poniosło..."

"Zafunduję ci najlepsze pieprzenie w życiu..."

– Luna – słyszę z głębi sali.

Unoszę głowę, oddychając płytko, a moje spojrzenie krzyżuje się z parą zaniepokojonych oczu Aydena. Zaciskam palce na krawędzi poręczy, rozpaczliwie chwytając się mojej kotwicy. Ayden pokazuje dłonią, że mam wziąć głęboki wdech i sam również wciąga w powietrze w płuca, a gdy to robię, on powtarza tę czynność razem ze mną. Dopiero moment później czuję, że zaczynam odzyskiwać grunt. Mrugam kilkakrotnie, by pozbyć się mgły sprzed oczu i biorę jeszcze kilka uspokajających oddechów.

Przetrwam. Niedługo będzie po wszystkim.

Vargas podchodzi, trzymając w dłoniach plik dokumentów. Jest maksymalnie skupiony na sprawie, spokojny i opanowany, czego nie można powiedzieć o moim ojcu, zajmującym miejsce przy stole obrońców.

Prokurator spogląda na mnie uważnie, jakby chciał się upewnić, że jestem w stanie mówić.

– Dziękuję, że zdecydowała się pani złożyć zeznania – zaczyna, a ja modlę się w duchu, by spłynęła na mnie choć odrobina jego spokoju – proszę pamiętać, że w każdej chwili może pani poprosić o przerwę.

Kiwam głową, przełykając ślinę. Skupiam wzrok na mężczyźnie i powoli wypuszczam powietrze z ust.

– Proszę powiedzieć, w jakich okolicznościach poznała pani oskarżonego? – Gabriel zadaje pierwsze pytanie, wydawać by się mogło – najłatwiejsze.

Odchrząkuję, poprawiając się na niewygodnym krześle.

– Cztery lata temu miałam wypadek samochodowy, w którym doszło u mnie do poważnych uszkodzeń kręgosłupa i lewej nogi. Rok później trafiłam do ośrodka rehabilitacyjnego, gdzie poznałam Kevina. Myślałam, że odwiedza tam swojego kuzyna, bo tak mi powiedział, co, jak się później okazało, było kłamstwem – odpowiadam, starając się zachować maksymalne skupienie i opanowanie.

– Jak rozwijała się wasza relacja?

– Na początku był miły i naprawdę czarujący. Przez pierwsze tygodnie w ogóle nie podejrzewałam, że z nim może być coś nie tak. Dużo rozmawialiśmy, polubiłam jego poczucie humoru i sposób bycia. Umówiliśmy się do kina, bawiłam się dobrze, więc później zaczęliśmy spędzać ze sobą czas regularnie, aż w końcu zostaliśmy oficjalnie parą.

Vargas kiwa głową, spoglądając w swoje notatki, a następnie przechodzi do kolejnego pytania:

– Jak rozwijała się wasza relacja na przestrzeni kolejnych miesięcy?

Czuję ucisk w brzuchu, więc na kilka sekund zaciskam powieki. Biorę kolejny wdech, zaciskając dłonie w pięści.

– Kevin bardzo stopniowo zaczął zachowywać się inaczej. Najpierw były to zmiany ledwie zauważalne. Nie był już tak czuły, szybciej się irytował, przestało interesować go, co mam do powiedzenia i ogólnie, co dzieje się w moim życiu. Pierwsza czerwona lampka zaświeciła mi się, gdy na jednej z imprez jakiś mężczyzna postawił mi drinka. Kevin... oskarżony zarzucił mi, że wysyłałam mu sygnały, zwyzywał od dziwek, po czym wyszarpał na zewnątrz, siłą wpychając do samochodu. Kolejnego dnia przeprosił, obiecując, że to się nigdy więcej nie powtórzy, a ja mu uwierzyłam, zwalając wszystko na ilość wypitego alkoholu...

– Jednak powtórzyło się, czy mam rację? – dopytuje, więc kiwam głową.

– Umówiliśmy się na wyjście do jego znajomych. Przyjechałam do niego, a kiedy weszłam do środka od razu zorientowałam się, że coś jest nie w porządku, bo dziwnie mi się przyglądał. Nie podobało mu się, jak wyglądam. Uznał, że mam za krótką spódniczkę i powiedział, że wyglądam jak kurwa... – urywam, potrząsając głową na tamto wspomnienie – uznał, że nigdzie tak nie wyjdę, więc zaczęliśmy się kłócić. Miałam tego dosyć i chciałam wyjść, ale złapał mnie za ramię i popchnął. Upadłam, uderzając głową o stół i straciłam przytomność...

– Co było potem?

– Ocknęłam się po kilkunastu dobrych minutach. Wtedy też zrozumiałam, że ta relacja nie ma dłużej prawa bytu. Kręciło mi się w głowie, ale wstałam, oznajmiając, że między nami koniec.

– Rozumiem, że nie zgłosiła się pani wtedy po pomoc medyczną, nie złożyła zawiadomienia na policji? – dopytuje prokurator.

– Nie. – Potrząsam głową. – Oskarżony zaczął się śmiać. Głośno i bezczelnie. Kazał mi usiąść, a następnie otworzył laptopa i pokazał mi filmy i zdjęcia...

– Jakie filmy? – Sędzia Thompson pochyla się lekko do przodu.

– On... – czuję, jak zaczynają szklić mi się oczy. Biorę głęboki wdech, ponownie się wiercąc, a następnie kontynuuję – Jakiś czas wcześniej obudziłam się rano w jego mieszkaniu kompletnie nie pamiętając, co działo się poprzedniego wieczoru. Oskarżony wmówił mi wtedy, że za dużo wypiłam i urwał mi się film, jednak wtedy zrozumiałam, że to była nieprawda. Odurzył mnie, prawdopodobnie dosypał mi do drinka tabletkę gwałtu, przez którą totalnie odpłynęłam. Wtedy też nagrał nas podczas zbliżenia, ale nie to było najgorsze...

Z sali dochodzi jakieś poruszenie, ale staram się nie odrywać wzroku od moich złączonych dłoni. Jeśli teraz na kogokolwiek spojrzę, nie będę w stanie mówić dalej. Vargas daje mi chwilę. Nie ponagla, tylko czeka, aż nabiorę siły.

– Najgorsze było to, że zaprosił do ujęć swoich obrzydliwych kolegów. Chciał zachować narrację, że urządziłam sobie orgię, będąc kompletnie naćpana. Na filmiku byłam naga, niemal nieprzytomna, wokół walało się pełno alkoholu, na stole leżały narkotyki...

– Sprzeciw! – wykrzykuje obrońca Kevina. – Nie ma dowodów na to, co mówi świadek. To tylko pomówienia...

– Wysoki sądzie – zaczyna Vargas, rzucając pełne politowania spojrzenie adwokatowi Stanforda – prokuratura jest w posiadaniu wspomnianych nagrań. Proszę o dopuszczenie materiału dowodowego do sprawy.

– Oddalam sprzeciw i dopuszczam materiał dowodowy.

– Z uwagi na traumatyczne przeżycia związane z tym materiałem, świadek wystąpił z prośbą o obejrzenie materiału tylko przez strony decyzyjne z włączeniem oczywiście obrońcy oskarżonego.

– W tej sytuacji nagranie zostanie odtworzone w warunkach ograniczonego dostępu. Pozostałych proszę o opuszczenie sali i powrót za piętnaście minut.

Tak też się dzieje.

Wychodzimy z sali. Ojciec również ją opuszcza, choć niechętnie. Zabroniłam mu tego oglądać. To był mój warunek.

Przerwa zarządzona przez sędzię trwa dla mnie całą wieczność. Ayden przez cały czas, podczas którego oczekujemy na ponowne wezwanie, masuje moje plecy, szepcząc raz po raz jak bardzo jest ze mnie dumny i jak świetnie sobie radzę.

Kilkanaście minut później znowu znajduję się na miejscu świadka. Chcę mieć to już za sobą. Zaczynam nawet modlić się w duchu o to, by mieć to już za sobą.

– Przedstawiony materiał w żadnym stopniu nie dowodzi, że mój klient odurzył świadka i nagrał film bez jej zgody – wtrąca obrońca Kevina zanim jeszcze zdążę wziąć porządny wdech.

Złość rozlewa mi się w żyłach, gdy słyszę te słowa.

– Mecenasie Hopkins, będzie miał mecenas możliwość zadania świadkowi pytań, gdy przyjdzie kolej obrony. Tymczasem proszę pozostawić ocenę materiału dowodowego ławie przysięgłych – sędzia Thomson natychmiast przywołuje mężczyznę do porządku, a ja pozwalam sobie na ledwie zauważalny uśmiech.

– Panno Duncan, czy jest pani w stanie kontynuować? – Vargas spogląda na mnie uważnie, więc kiwam głową.

– Po pokazaniu mi filmów i zdjęć Kevin powiedział, że jeśli od niego odejdę, wszystko trafi do sieci i że skontaktuje się z jakimś dziennikarzem głównego nurtu, budując narrację, że córka jednego z najbardziej wpływowych prawników w mieście, naćpana urządza sobie orgię za pieniądze bogatego ojca.

– Czyli szantażował panią? – stara się doprecyzować.

– Tak. Nie mogłam od niego odejść. Nie mogłam pozwolić, by reputacja moich rodziców legła w gruzach. Zresztą to nie odbiłoby się tylko na nich. Ja także byłabym skończona, musiałam myśleć o najbliższych. Mam młodsze rodzeństwo, które jeszcze chodzi do szkoły. Nie chciałam sobie nawet wyobrazić, jakie piekło zgotowaliby im rówieśnicy. Dzieciaki potrafią być naprawdę okrutne...

– Czyli była pani w związku z oskarżonym pod przymusem?

– Tak. – Kiwam głową. – Pragnęłam się od niego uwolnić z całych sił, ale nie mogłam... – dodaję, głos lekko mi się załamuje.

– Rozumiem, że w tamtym momencie nie miała pani pojęcia, że pojawienie się oskarżonego na pani drodze nie było przypadkowe? – dopytuje.

– Zgadza się. Dowiedziałam się o tym dużo później, gdy usłyszałam rozmowę Kevina z jego ojcem, o czym wspomniałam na poprzedniej rozprawie.

– Wysoki sądzie – Vargas zwraca się do kobiety – do materiału dowodowego dołączone zostało nagranie, z którego jasno wynika, że Theodore Stanford zlecił synowi zbliżenie się do świadka i wejście ze świadkiem w relację romantyczną, mając na celu zdobycie materiałów i twardego dysku, których poszukiwał Thiago Ramirez.

– Oskarżony zniszczył mi życie – mówię, choć nikt o nic mnie nie pytał. Wszystkie pary oczu natychmiast zwracają się w naszą stronę. – Pastwił się nade mną. Znęcał się psychicznie i fizycznie i to wszystko dla jakiejś teczki i twardego dysku. Nie miałam ze sprawą Thiago Ramireza nic wspólnego, wysoki sądzie, a mimo to zostałam brutalnie złamana, ponieważ Kevin postanowił przy okazji węszenia w moim domu, zrobić sobie worek treningowy także ze mnie.

– Sprzeciw. – Hopkins wstaje gwałtownie. – Brak dowodów na oskarżenia przedstawione przez świadka.

Otwieram usta, czując potworny ucisk w brzuchu.

Słucham?

– Wysoki sądzie, zgłoszony przez obronę sprzeciw to jawne podważanie wiarygodności świadka i bagatelizowanie doświadczonej traumy. Prokuratura zgromadziła wystarczający materiał dowodowy, aby dowieść, że zeznania świadka to nie jedynie słowo przeciwko słowu.

– Oddalam sprzeciw. Proszę kontynuować.

– Panno Duncan – Gabriel zwraca się do mnie – W styczniu dwa tysiące siedemnastego roku, ciężko pobita trafiła pani do kliniki Evelyn Stanford, matki oskarżonego. Proszę opowiedzieć o okolicznościach.

Zaciskam powieki i zaczynam pocierać spocone dłonie o spodnie. Znowu mnie mdli. Znowu czuję się tak, jakby cały grunt usuwał mi się spod nóg. Przypominam sobie wszystko, minuta po minucie, cios po ciosie, ból, krew... Przez moje ciało przetacza się fala dreszczy, oddech przyspiesza, a serce zaczyna wybijać nierówny rytm.

– Tamtego wieczoru pojechałam spotkać się z Kevinem do jego mieszkania – zaczynam drżącym głosem – dzień wcześniej dowiedziałam się... – urywam, spoglądając na ojca. Siedzi zgarbiony. Widzę, jak ogromną trudność sprawia mu ponowne słuchanie o piekle, w jakim znalazłam się będąc z Kevinem. Jego oczy zioną bólem, a już za moment ponownie złamię mu serce, wyjawiając tajemnicę, o której wiedzieli tylko Ayden, Kira i Liam. – Dzień wcześniej dowiedziałam się, że jestem w ciąży – mówię wreszcie.

Na sali zapada cisza. Gęsta i lepka. Wciskająca się pomiędzy każdą szczelinę pomiędzy słowami.

Ojciec przygląda mi się z otwartymi ustami. Grymas niedowierzania pomieszanego z bólem przecina jego twarz. Pozwalam jednej samotnej łzy spłynąć w dół i zmuszam głowę do zwrócenia się w kierunku prokuratora.

– Jak oskarżony zareagował na tę informację? – ciągnie Vargas spokojnie.

– Początkowo był zaskakująco milczący, ale to nie trwało zbyt długo. Wpadł w szał. W ciągu sekundy ze spokoju przeszedł do furii. Wyzywał mnie, używając najgorszych epitetów, a potem mnie uderzył, krzycząc, że go zdradziłam. Płakałam, wrzeszcząc z bólu. Prosiłam, żeby się uspokoił, ale on nie przestawał kopać i szarpać. Nie patrzył, gdzie bije. Był a amoku. Leżałam tam zakrwawiona, tracąc nasze dziecko. a on ciągle wrzeszczał, że jestem dziwką. Poroniłam. Odzyskałam przytomność już w klinice. Kazał mi wtedy kłamać, że zostałam napadnięta na ulicy, a ja zrozumiałam, że cała ta sprawa została zamieciona pod dywan z pomocą jego matki.

Słyszę szepty roznoszące się po całej sali. Potem dociera do mnie cichy, przytłumiony dźwięk.

Płacz.

To tata płacze, ukrywając twarz w dłoniach. Sekundę później zdaję sobie sprawę, że i moje policzki są mokre od łez.

Widzę, że Ayden właśnie przysuwa się bliżej ojca i kładzie dłoń na jego ramieniu, chcąc dodać mu otuchy, ale jego wzrok utkwiony jest we mnie. Para ciemnych oczu zdaje się krzyczeć, że wszystko jest w porządku. Wytrwam. Niedługo będzie po wszystkim. Jestem silna. Jestem dzielna. Poradzę sobie z tym.

– Wysoki sądzie. W ramach przeprowadzonego przez prokuraturę śledztwa przedprocesowego przeciwko oskarżonemu Stanfordowi udało nam się dotrzeć do dokumentacji medycznej z pobytu świadka w klinice Evelyn Stanford. Jest w niej mnóstwo nieścisłości, co dowodzi, że tamtego wieczoru zostały przekroczone granice uprawnień. Udało nam się również skontaktować z osobą, która była świadkiem, gdy oskarżony przywiózł nieprzytomną Lunę Duncan do kliniki. Pielęgniarka zeznała, że towarzyszył mu ojciec. Theodore Stanford wypowiedział wówczas takie słowa, cytuję: "Ciągle mnie zawodzisz, Kevin. Mogłeś ją zabić. Dlaczego zawsze muszę po tobie sprzątać?"

– Panie prokuratorze, czy zamierza pan powołać wspomnianą osobę na świadka w toku dalszego postępowania? – pyta sędzia.

– Tak, Wysoki Sądzie. Świadek został wezwany i złoży zeznania po zakończeniu przesłuchania pani Duncan.

– Proszę kontynuować przesłuchanie – kobieta wskazuje na mnie dłonią.

– Jakie były pani stosunki z oskarżonym po tym, jak wyszła pani ze szpitala?

– Jeszcze gorsze – parskam bez cienia wesołości. – Mam wrażenie, że po tym pobiciu pozbył się już na dobre wszelkich skrupułów. Wcześniej też się go bałam, ale po pobiciu za każdym razem serce stawało mi w piersi, gdy pojawiał się w pobliżu. Przerażał mnie do szpiku. Obawiałam się o własne życie.

– Czy możemy skupić się na konkretach, zamiast na emocjonalnych zagrywkach świadka? – wypala Hopkins, a jego słowa spotykają się z ogólnym poruszeniem.

Vargas mrozi go spojrzeniem, oczy mojego ojca i Aydena właśnie ciskają w niego gromy, natomiast sędzia Thompson spogląda na niego z wyraźną dezaprobatą.

Nim jednak ktokolwiek zdoła cokolwiek powiedzieć, ja zrywam się z miejsca, rażona dziwnym impulsem. Ogień wybucha mi w żyłach, serce zaczyna dudnić szaleńczo, a złość pomieszana z ogarniającym mnie od stóp do głów bólem przejmują kontrolę nad moim ciałem i umysłem.

Opuszczam miejsce świadka i szybkim krokiem podchodzę do stołu, za którym siedzą Kevin i jego obrońcy. Uderzam otwartą dłonią o blat i wlepiam rozwścieczone, ale jednocześnie wypełnione cierpieniem spojrzenie w mecenasa.

– Uważa pan, że moje zeznania to emocjonalna gra, aby pogrążyć pana klienta? – podnoszę głos. – Właśnie przez takich jak pan ofiary przemocy boją się zwrócić o pomoc. Przez takich jak pan, zarzucających ofiarom kłamstwo i próbę manipulacji najczęściej nie dochodzi nawet do procesu. Przez ludzi takich jak pan, którzy bronią oprawców, ofiary żyją w przekonaniu, że nie zasługują na pomoc i na to, żeby ktoś im uwierzył. Żyją w przekonaniu, że to ich wina. Ale wie pan co? Ja już wiem, że to, co zrobił mi pański klient, nie było moją winą. Potrzebowałam tygodni terapii i próby samobójczej, by to do mnie dotarło. Kevin Stanford znęcał się nade mną psychicznie i fizycznie. Odebrał mi wszystko. Godność, poczucie własnej wartości, możliwość założenia rodziny – wyrzucam z siebie na jednym wdechu. Hopkins nie jest w stanie nawet spojrzeć mi w oczy. – Tak, panie mecenasie. Pański klient odebrał mi możliwość założenia rodziny, ponieważ tamtej nocy, gdy pobił mnie, doprowadzając do poronienia, coś na zawsze się we mnie popsuło i już nigdy nie będę mogła mieć dzieci. Kevin Stanford, syn jednej z najbardziej szanowanych rodzin w tym cholernym mieście, przyszły prawnik o nienagannej opinii wielokrotnie mnie gwałcił, bił i nigdy nie zapominał o tym, by przypomnieć mi, jak bardzo jestem nic nie warta, jaka ze mnie bezużyteczna dziwka i jak bardzo mną gardzi. Dla niego to za każdym razem trwało kilka chwil, a dla mnie trwa do dzisiaj. Za każdym razem, gdy brał w posiadanie moje ciało bez mojej zgody ja modliłam się w duchu, by to wszystko już się skończyło. Czas się rozmywał, a ja przestawałam być człowiekiem i stawałam się bezwładnym ciałem. Ciałem, które było bierne, nieruchome, jak szmaciana lalka włożona w ręce okrutnej osoby. Ciałem, które nie należało już do mnie. Do dzisiaj pamiętam wszystko. Każde słowo, każdy cios, każdy, niechciany dotyk. Pamiętam każdy, pierdolony ból, rozrywający mnie na strzępy, którego nic nie mogło zatrzymać. Pamiętam także ciszę, przychodzącą, gdy było już po wszystkim. Martwą, głuchą, duszącą ciszę, gdy szorując ciało pod prysznicem starałam się udawać, że nic się nie stało. Gdy klękałam nad ubikacją i próbowałam wyrzygać z siebie całe upokorzenie i cierpienie. Człowiek, którego pan tak zaciekle broni, zniszczył mi życie, bo akurat taki miał kaprys. Zrobił to świadomie, z pełną premedytacją, doprowadzając niewinną osobę do ruiny. Sprowadził mnie na samo dno piekieł, mecenasie Hopkins. Moje dzisiejsze zeznania to nie jest emocjonalna gra, tylko fakty. I mam nadzieję, że nigdy nie spotka to żadnej ważnej kobiety w pana życiu. Bo być może czas leczy rany, ale tego rodzaju ran nie uleczy nigdy.

Z tymi słowami odwracam się na drżących nogach i wracam na swoje miejsce. Moje policzki są mokre, dłonie trzęsą się jak osika, a serce dudni w piersi. Na sali panuje głucha cisza. Sędzia przygląda mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy, spojrzenie Aydena wyraża czystą dumę, a tata wciąż płacze.

Krzyżuję wzrok z przenikliwą parą oczu Vargasa i biorę głęboki, poszarpany wdech.

– Nie mam więcej pytań – mówi.

Cztery proste słowa, ale jak wymowne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro