Rozdział 25
#fireinmyheartLR
Miłego czytania <3
***
Wychodzę z sali całkowicie rozstrojona. Dochodzi osiemnasta, a ja czuję się tak, jakby przejechał po mnie walec. Przesłuchanie Vargasa było niczym w porównaniu do tego, przez co przeciągnęła mnie obrona tych trzech skurwieli. Usta bolą mnie od powtarzania: odmawiam odpowiedzi na to pytanie, a prokuratora od ciągłego: sprzeciw.
Oh, gdyby tylko wiedzieli, że jeśli zdecydowałabym się odpowiedzieć na pytania odnośnie Kevina, zrobiłabym im więcej szkód, niż pożytku. Jednak oni uczepili się tego tematu, bo zorientowali się, że coś jest na rzeczy, skoro podczas rozmowy z Gabrielem tak usilnie go unikałam. Jedynie Theodore zdawał się rozumieć, skąd wynika moja niechęć do zeznań na temat jego syna.
Niemal zbiegam po schodach. Vargas oraz mój ojciec są tuż za mną. Czuję, jak mój żołądek kolejny raz kurczy się w proteście, głównie ze stresu i zmęczenia. Gdybym miała nieco więcej siły i pewność, że nie zaszkodzi to procesowi i ojcu, odwróciłabym się i przywaliła Vargasowi w twarz. To, co wydarzyło się na sali, jest jego winą.
Docieramy na parter, od razu kierując się na tyły budynku. Potrzebuję świeżego powietrza. Potrzebuję znaleźć się jak najdalej od sądu.
Zarówno mój organizm, jak i psychika są dzisiejszym dniem wyczerpane, więc idąc, zataczam się delikatnie, jakbym była co najmniej po trzech piwach. Życie mnie dzisiaj postanowiło przygnieść nieco bardziej, skoro w ostatnich dniach los odpuścił. To się chyba nazywa balans, choć nie do końca o to mi chodziło, kiedy błagałam wszechświat o stabilizację i równowagę.
Docieram już niemal do ostatniego korytarza przed drzwiami na zewnątrz, gdy nagle zza zakrętu wyłania się Martinez w towarzystwie Aydena. Bardzo wkurwionego Aydena.
Zatrzymuję się, zaskoczona widokiem chłopaka, a tata niemal wpada mi na plecy. Nim jestem w stanie jakkolwiek zareagować, odezwać się, a nawet mrugnąć, Prescott dopada do Vargasa i łapie go za poły marynarki, przez co z ust wydobywa mi się pisk zaskoczenia.
– Lubisz łamać umowy, skurwielu? – syczy Ayden – chcesz, żebym złamał swoją?
Martinez natychmiast chwyta go za biceps i odciąga do tyłu.
– Uspokój się, narwany szczeniaku – warczy, piorunując go spojrzeniem, z którego Prescott kompletnie nic sobie nie robi, mimo że widać w nim wyraźne ostrzeżenie.
– Ale po co te popisy? – Vargas poprawia wygnieciony materiał, wykrzywiając usta w nieco lekceważącym uśmieszku, choć w oczach błyska cień zaskoczenia i rezerwy, jakby w istocie wcale nie bagatelizował wybuchu chłopaka, mimo iż jego postawa wyraża co innego.
– Ayden – odzywam się, odszukując jego dłoń. – Daj spokój, naprawdę nie warto. Jestem zmęczona, chcę po prostu stąd wyjść.
Chłopak jak na komendę przenosi wzrok na moją twarz. Splata nasze palce, a jego oddech powoli się wyrównuje. Strzela na karku, posyłając prokuratorowi ostatnie, pełne pogardy spojrzenie, a następnie odwraca się, ciągnąc mnie do wyjścia.
– Nie musiałeś przyjeżdżać – mówię, choć w gruncie rzeczy naprawdę cieszę się, że go widzę.
– Oglądałem ten cyrk z pokoju przesłuchań. Nagrywają materiały dla ławy przysięgłych, gdyby na etapie rozstrzygnięcia chcieli wrócić do zeznań – tłumaczy, ton jego głosu wreszcie łagodnieje.
– Nie wiedziałam, że ktoś ma do tego prawo. – Marszczę brwi.
– Jestem świadkiem nadzwyczajnym. – Wzrusza ramionami. – Zresztą, to dzięki mnie połapali tych wszystkich chorych pojebów, więc jeśli mówię, że chcę śledzić proces, muszą się zgodzić.
Ayden zakłada kaptur na głowę i okulary przeciwsłoneczne, kiedy tylko zbliżamy się do bramy, a wysoki mur już nie chroni nas przed paparazzi, jednak nie czeka na nas żadna hiena, co każe mi przypuszczać, że wszyscy rzucili się na Vargasa, który wyszedł od frontu.
Uśmiecham się szeroko, widząc Nathaniela. Hall odpala silnik, kiedy tylko nas dostrzega, po chwili odwzajemniając uśmiech.
– Słyszałem, że byłaś cholernie dzielna – odzywa się, kiedy zajmuję miejsca na tylnym siedzeniu.
Jestem zaskoczona, gdy Prescott również siada ze mną z tyłu, zamiast na fotelu pasażera. Posyłam mu pytające spojrzenie, a on w odpowiedzi ponownie łapie moją dłoń. Coś ciepłego rozlewa mi się w okolicy serca, ale staram się zachować kamienny wyraz twarzy, by nie dawać mu satysfakcji.
Małe kroczki.
– Byłam, ale jakim kosztem – parskam. – Vargas zachował się jak pieprzona hiena. Jego zachowanie na sali sądowej i to, co próbował zrobić, niczym nie różnią się od tego, czego chcą od nas te marne dziennikarzyny.
– Spokojnie, maluchu. Osobiście policzę się z Gabrielem – przekonuje Ayden, wzmacniając uścisk.
I ja mu wierzę, bo lata znajomości z chłopakiem nauczyły mnie jednego: on nigdy nie rzuca słów na wiatr.
– Zdecydowanie zasłużył, żeby ktoś tak dla zasady porysował mu tę nową furę... – prycha Hall. – Na bazę? – pyta, spoglądając na nas w lusterku wstecznym.
– Nie. – Kręcę głową. – Najpierw do domu. Mama czeka na wieści. Na pewno odchodzi od zmysłów.
Na samo wyobrażenie zdenerwowanej i zestresowanej mamy robi mi się chorobliwie przykro i czuję dziwny chłód na ciele. Dałaby się za mnie poćwiartować. Za każdego z nas. Ani trochę nie zasłużyła na te wszystkie nerwy, które towarzyszą jej codziennie przez tę sprawę.
– W porządku. Dawno nie piłem jaśminowej herbaty Laury. Chętnie to nadrobię – śmieje się Nathaniel, a następnie wyjeżdża spod budynku sądu i włącza się do ruchu.
***
Staję w wejściu między kuchnią, a salonem i, zakładając ramiona pod biustem, opieram się ramieniem o futrynę. Z pewnego rodzaju nostalgią obserwuję siedzących przy kuchennej wyspie Aydena, Nathaniele, Liama, Lincolna oraz Lucasa. Wszyscy popijają jaśminową herbatę mojej mamy, słuchając z uwagą trajkotania tego najmłodszego, który właśnie z przejęciem opowiada im o swojej najnowszej grze.
Jeszcze kilka tygodni temu byłam pewna, że już nigdy więcej nie doświadczę tego widoku. Dlatego w tym momencie wydaje mi się on tym bardziej surrealistyczny. Jednak gdy tak na nich patrzę, pochłoniętych w rozmowie, uśmiechniętych, w pewnym sensie zrelaksowanych, zdaję sobie sprawę, że z całą pewnością podoba mi się to co widzę, a ciepło, jakie rozlewa się w moim wnętrzu, znikając gdzieś w okolicy serca jest na to najlepszym dowodem. Przyzwyczajam się do nowej rzeczywistości i do myśli, że Ayden znowu w niej jest. Chciałabym umieć się już w pełni cieszyć z tego, że żyje, wybaczyć i ruszyć do przodu.
– Też momentami ciężko mi uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. – Mama staje za mną, zniżając głos do szeptu. – Jednocześnie jestem bardzo wdzięczna za to, że widzę tych pięciu młodych mężczyzn w naszej kuchni, a w szczególności widok jednego z nich mnie raduje.
Odwracam się powoli w jej stronę i uśmiecham się lekko.
– A ja nadal mam ochotę go rozszarpać – wzdycham, niemal natychmiast czując gorzki smak kłamstwa na języku.
Mama parska cicho, kręcąc głową. Posyła mi jedno z tych swoich wszechwiedzących spojrzeń i uśmiecha się z politowaniem.
– Córcia, kogo chcesz oszukać, co? Starą matkę? – gładzi moje ramię, ponownie kręcąc głową.
Czuję ciepło na policzkach, więc odchodzę kilka kroków, by złapać dystans.
– Możemy wrócić do tematu przesłuchania i tego, jak bardzo jesteś ze mnie dumna? – pytam kąśliwie, spoglądając na jej rozciągniętą w uśmiechu twarz.
– Oczywiście, że jestem z ciebie dumna. Jesteś najsilniejszą osobą, jaką znam. Ale jeszcze bardziej dumna jestem z tego, że znowu masz w oczach te iskierki. Cieszę się, że twoje oczy znowu stały się... – urywa, szukając odpowiedniego słowa – żywe – kończy wreszcie.
Dreszcz przebiega mi wzdłuż kręgosłupa. Słowa mamy trafiają prosto do serca, sprawiając, że coś dziwnego dzieje się w mojej głowie, a ręce nagle zaczynają drżeć.
Odwracam się z powrotem w kierunku kuchni i spoglądam na najważniejszych mężczyzn w moim życiu. W tej samej chwili Ayden unosi głowę i patrzy mi prosto w oczy, uśmiechając się lekko. Jego spojrzenie jest pełne miłości, ciepła i pewności. Cholernej pewności, że tym razem wszystko pójdzie zgodnie z planem i jeszcze zdążymy być obrzydliwie szczęśliwi. Gdy tylko ten cyrk się skończy. Oboje na to zasłużyliśmy. Cholernie zasłużyliśmy.
– Jedziemy? – pytam, potrząsając głową.
Staram się odgonić wszystkie uczucia, które powodują, że mam ochotę się rozpłakać.
– Jasne – odpowiada, zeskakując z hokera. – Hall, zbieramy się. Lu chce jechać.
– Dziewczyny na mnie czekają – tłumaczę, uciekając spojrzeniem przed rozbrajającymi tęczówkami Prescotta.
Jestem pewna, że robi to celowo. Umyślnie patrzy właśnie tak, bo doskonale wie, że to powoduje iż moje serce po prostu topnieje.
– Nie dopiłem herbaty. – Nathaniel unosi kubek, spoglądając na mnie z teatralnym wyrzutem.
Przewracam oczami, parskając.
– To weź na wynos – mówię. – Czekam w samochodzie.
Z tymi słowami odwracam się, ruszając do wyjścia. Po drodze cmokam mamę w policzek, a następnie zakładam torebkę na ramię i opuszczam dom.
***
Dostaję sms akurat w chwili, gdy parkujemy w podziemiach bazy i wysiadamy z nissana.
Kira: Kiedy będziesz?
Ja: Za minutę. Właśnie przyjechałam.
Chowam komórkę do tylnej kieszeni spodni i ruszam do wejścia. Ayden dogania mnie w sekundę, chwyta nasze dłonie, uśmiechając się w ten rozbrajający sposób, a następnie nachyla się, szepcząc:
– Jak za starych dobrych czasów, maluchu.
Z trudem powstrzymuję się przed parsknięciem. I to są te jego małe kroczki? Nie powiem, że bardzo mi to przeszkadza, bo bym skłamała. Nie protestuję, kiedy raz po raz szuka okazji do kontaktu fizycznego, ale nie tego intymnego, prowadzącego do zbliżenia, ale tego nie niosącego ze sobą żadnego ładunku erotycznego. Tak, jakby starał się nadrobić stracony czas, gdy byliśmy rozdzieleni na wiele miesięcy. I wiem, że możliwość ponownego trzymania mnie za rękę ma dla niego wyjątkową wartość, bo ja również to czuję.
Spinam się nieco, gdy w bazowej kuchni zastajemy Connora, zgarbionego przy stole. Unosi głowę. Najpierw przelotnie spogląda na mnie, potem na Aydena, a następnie na nasze splecione palce. Coś dziwnego błyska w jego oczach. Twarz na ułamek sekundy wykrzywia grymas. Wstrzymuję oddech, gdy CJ wzdycha cicho, a następnie bez słowa wstaje i wychodzi.
Gdyby nie fakt, jak potraktował mnie wczoraj, może byłoby mi go nawet żal, ale po słowach, jakie padły z jego ust wiem, że nie zasłużył na współczucie.
– A temu co? – pyta Ayden, unosząc brew.
Kira, dotychczas zwrócona tyłem do nas, odwraca się, uśmiechając w ten niepokojący sposób.
– Nie wiem. Nie jestem jego matką. – Wzrusza ramionami.
Tym razem to ja unoszę brwi, szukając w jej oczach odpowiedzi. Nie dostrzegłam obrażeń na ciele Connora, co przyjmuję z ulgą. Dziewczyna nie spełniła groźby o potraktowaniu go krzesłem.
– Pójdę podpytać – informuje Nate, wymijając nas, po czym udaje się w kierunku salonu.
– Ja idę pogadać z Ismaelem – mówi Ayden. – Ah, wiedźmo z czerwonym czerepem, byłbym zapomniał. – Unosi palec, spoglądając na Kirę, a ta w odpowiedzi na jego słowa furka pod nosem, przestępując z nogi na nogę, jakby właśnie powstrzymywała odruch ruszenia na niego. – Z tym waszym babskim wieczorem to macie czas tak do dwudziestej drugiej. Potem porywam Lunę...
– Och, czyżby? – Marszczę nos, zaskoczona słowami chłopaka.
– Przygotowałem niespodziankę. – Puszcza mi oczko, znowu się szczerząc.
– Prescott, dupku, lepiej sobie uważaj – syczy Kira, grożąc mu pięścią. – Jak nie chcesz znowu dostać patelnią.
Śmieję się cicho, a Ayden jedynie kręci głową.
– Jesteś niezrównoważona i sam nie wierzę, że to mówię, ale cholernie mi tego brakowało przez te wszystkie miesiące, Ki – wyznaje szczerze, a następnie ze śmiechem opuszcza pomieszczenie.
– Wyjebię mu znowu – odgraża się dziewczyna. – Przysięgam, że jak tylko nadarzy się okazja, zrobię to. I nie obchodzi mnie kompletnie, że będziesz się na mnie wściekać.
Chichoczę, patrząc na jej bojową postawę. Naprawdę nigdy nie znudzi mi się obserwowanie konfrontacji tych dwojga.
Ściągam skórzaną kurtkę oraz torebkę i odkładam je na wieszak, a następnie staję przy blacie, by pomóc przyjaciółce z przekąskami.
– Gdzie reszta? – pytam, mając na myśli dziewczyny.
– Sol zaraz powinna wrócić z wolontariatu, a Tina szykuje nam spa.
Kiwam głową, biorąc od Goldman nóż i deskę, na której zaraz ułożę pokrojone sery.
– O co chodzi z CJ'em? – zagaduję wreszcie, bo nurtuje mnie to, odkąd tylko go zobaczyłam, siedzącego z miną zbitego psa.
– Dałam mu do zrozumienia, że jest skończonym bucem, ot co – Kira odpowiada wreszcie, po upływie dłuższej chwili.
Staram się powstrzymać narastającą irytację. Prosiłam ją przecież, żeby zostawiła ten temat i absolutnie nie próbowała chłopaka umoralniać. Wiem, że jej zachowanie podyktowane jest troską. Walczy o mnie jak lwica. Jednak mimo wszystko wolałabym, aby akurat do tej sprawy się nie wtrącała.
– Ale po co, Ki? Przecież cię prosiłam – wzdycham, ganiąc ją wzrokiem.
– Nie mogłam się powstrzymać, wybacz, ale nie pozwolę, żeby ktokolwiek traktował cię w taki sposób, zwłaszcza teraz, kiedy przesłuchania dosłownie orają cię na każdy możliwy sposób. Słyszałam, że dzisiaj było ciężko – zmienia temat – jak się czujesz? Chcesz o tym pogadać?
Moja Kira zawsze wie, jak sprytnie wybrnąć, gdy coś nie jest dla niej wygodne. Typowe.
– Jedyne, czego chcę, to zapomnieć o tym dniu i oddać się błogiemu relaksowi z przyjaciółkami. Mam nadzieję, że wybrałyście jakąś odmóżdżającą komedię, byle nie romantyczną – zaznaczam ze śmiechem, odkładając gotową deskę z przekąskami na stół.
– Tina twierdzi, że lepszy na dzisiaj będzie mocny horror. Wybrała Koszmar z Ulicy Wiązów – mówi Kira, a mi od razu robi się ciepło na sercu.
Tak dobrze mnie znają i tak bardzo o mnie dbają. Czym sobie na to zasłużyłam.
Otwieram usta, żeby coś powiedzieć, ale rozprasza mnie dźwięk podniesionych głosów z salonu. Marszczę brwi, spoglądając pytająco na Kirę, ale ona jedynie wzrusza ramionami. W chwili, gdy coś z głośnym hukiem spada na podłogę obydwie zrywamy się z miejsca, biegiem ruszając do salonu.
Teraz wyraźnie docierają do mnie wyzwiska i odgłosy kłótni.
Ja przekraczam próg salonu jako pierwsza, a Kira wbiega tuż za mną. Dostrzegam Aydena, który z rządzą mordu w oczach popycha Connora. Ten nie pozostaje mu dłużny, odpychając go z równie dostrzegalną nienawiścią w spojrzeniu.
– Co tu się dzieje, do cholery? – wykrzykuję, a gdy dostrzegam satysfakcję w spojrzeniu mojej przyjaciółki, nagle do mnie dociera. – Powiedziałaś mu?! – pytam, nie kryjąc wyrzutu.
Atmosfera w pomieszczeniu naładowana jest mnóstwem złych emocji i jestem niemal pewna, że zaraz dojdzie do rozlewu krwi.
– Aydenowi? – dopytuje, zakładając ramiona pod biustem. – W życiu. – Kręci głową. – Jemu powiedziałam. – Wskazuje na Quentina.
Patrzę Gahanowi prosto w oczy, a gdy na jego twarzy pojawia się uśmiech tak perfidny, że niemal przechodzą mnie ciarki, już nie mam żadnych wątpliwości.
Och, CJ... Masz tak bardzo przejebane...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro