Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13


Budzą mnie promienie słońca. Wdarły się do sypialni przez niezasłonięte okna i rozgościły się, rzucając na białe ściany ciepłą, pomarańczowo żółtą poświatę. Przecieram oczy i ziewam, przeciągając się. Powoli zaczynają wyostrzać mi się pozostałe zmysły. Do moich uszu dociera śpiew ptaków i gwar ludzi z placu pod kamienicą. Wysokie okna pozwalają z łóżka obserwować niebieskie, bezchmurne niebo i czubki drzew, na których siedzą Modrowronki oraz Błękitniki.

Zerkam w lewo, na śpiącą Kirę i uśmiecham się delikatnie. Rozmowa, jaką odbyłyśmy w nocy, przyniosła naszej relacji dawno oczekiwane i upragnione oczyszczenie. W ostatnich tygodniach można było wyczuć rosnące między nami napięcie. Niewypowiedziane pretensje i żal o sprawy, których rozwiązaniem powinnyśmy zająć się od razu, zanim część z nich urosła do rozmiarów Everestu.

Jest mi lżej z myślą, że wszystko sobie wyjaśniłyśmy i mamy ponownie czystą kartę. Potrzebowałam mojej najlepszej przyjaciółki. Potrzebowałam tego, żebyśmy znowu były sobą. Tymi dwiema, odrobinę nierozgarniętym dziewczynami, mającymi nie do końca równo pod kopułą. Luną i Kirą. Duetem, tworzącym jedną, niepowtarzalną całość.

Kira przewraca się na brzuch, wydając z siebie jakiś bliżej nieokreślony dźwięk, ale nie budzi się. Uśmiecham się pod nosem ponownie, po czym ostrożnie wysuwam się z pościeli.

Czuję się trochę tak, jakby ktoś uderzył mnie czymś ciężkim w głowę. Nadmiar emocji i wrażeń, poważna rozmowa i niedobór snu. Gdy się kładłyśmy, słońce już wschodziło, a teraz nie ma jeszcze nawet dziewiątej. Cztery godziny spania to zdecydowanie za mało, by zregenerować skołowany umysł.

Wsuwam stopy w kapcie i po cichu opuszczam sypialnię, uprzednio zasłaniając kotary, by moja przyjaciółka mogła jeszcze trochę pospać. W salonie otwieram obydwa okna, chcąc wpuścić do mieszkania więcej wiosennego, orzeźwiającego powietrza. Będę się nim cieszyć ile wlezie, bo lada moment zastąpi je letnie i duszne.

Nalewam wodę do podstawy Makinetki, a następnie zasypuję lejek zmieloną kawą, którą wczoraj kupił mi CJ. Potrzebuję dobrego, czarnego i naprawdę mocnego napoju Bogów, mimo iż na co dzień piję latte. Dzisiaj muszę postawić się na nogi. Mój umysł musi zacząć odpowiednio pracować. Tym bardziej, że mam dzisiaj zajęcia.

Stawiam kawiarkę na gazie, po czym ruszam pod szybki, zimny prysznic.

Piętnaście minut później, przebrana w dżinsy i top, z mokrymi włosami siadam na parapecie, dzierżąc w dłoniach kubek z parującym napojem. Sam zapach sprawia, że czuję orzeźwienie. Biorę łyk, wystawiając twarz ku słońcu. Lekki wiatr rozwiewa moje wilgotne włosy. Kawa jest piekielnie mocna, ale smaczna. Kto wie, może ją polubię bardziej i będę piła taką częściej. Dziadek zawsze powtarzał, że jeśli pić kawę, to tylko prawdziwą. Czarną, bez cukru. Mocną. A wszystko inne, to pomyje.

Uśmiecham się do swoich myśli. Minęło tyle lat, a moja tęsknota nie zmalała ani odrobinę.

Opieram się plecami o wnękę i podciągam nogi. Upijam kolejny łyk, po czym biorę głęboki wdech, po chwili powoli wypuszczając powietrze z ust. Powtarzam czynność kilkakrotnie.

Co mam teraz robić? Zupełnie nie wiem. Ayden wrócił i to jest fakt, z którym nawet nie ma co dyskutować, pytanie jednak, co ja mam z tym faktem zrobić. Jestem na niego wściekła, tym bardziej po tym, gdy dowiedziałam się, że ojciec brał w udział w tej konspiracji. Gdy tylko przypominam sobie, że chłopak, za którym poszłabym w ogień, upozorował własną śmierć i z premedytacją mnie zostawił, moje serce przecina tysiące ostrzy. Ból, jaki odczuwam w związku z jego oszustwem i kłamstwami, jest nadal świeży. Pulsuje we mnie, sprawiając, że nie umiem oddychać. I wiem, że głęboko w podświadomości jestem szczęśliwa, że on wrócił do mojego życia. Gdzieś głęboko we mnie czuję tę pieprzoną ulgę. Ale myśl, jak wiele przeszłam ja, jego matka, mała Zoe... Wszystkie osoby, które go kochały, a które zostawił. Ta myśl trzyma mnie mocno, nie pozwalając przebić się żadnemu innemu uczuciu poza złością i żalem. Ta myśl sprawia, że codziennie rano, po przebudzeniu, mam wrażenie, jakbym ponownie się rozpadała. I tak codziennie. Odkąd wrócił, a ja poznałam prawdę, czuję się rozbita.

Jednak skłamałabym mówiąc, że ta wściekłość pozbawiła mnie miłości do niego. Kocham go. Kocham go nieustannie i bez wytchnienia. Kocham go tak bardzo, że to aż boli. Nigdy nie przestanę. Niezależnie od tego, jak wiele razy jeszcze mnie zrani ani co zrobi. Będę go kochać jednocześnie nienawidząc z całych sił.

Bo dawno temu oddałam mu serce. I nie ważne, co się wydarzy. Ja nie chcę go z powrotem.

Wzdycham przeciągle i otwieram oczy. Z frustracją zdaję sobie sprawę, że codziennie podejmuję próbę przemyślenia tego, co się wydarzyło i wciąż bez skutku. Każdego dnia rozmyślam o tym samym, dochodzę do tych samych wniosków, ale to wciąż donikąd mnie nie prowadzi. Niczego nie zmienia. Nie sprawia, że czuję się lepiej.

Pieprzone życie.

Spoglądam na podłączony pod ładowarkę telefon. Odkładam kubek na bok i ruszam w kierunku stolika.

Chyba wypadałoby w końcu go włączyć. Nie wiem, czy ojciec wyjaśnił mamie, co się między nami wydarzyło, czy powiedział jej cokolwiek, żeby aż tak nie świrowała. Na pewno podjął jakąś próbę, jednak nie sądzę, by na tym etapie wyznał jej prawdę. W tej sytuacji Laura na milion procent wciąż odchodzi od zmysłów. Wyszłam z domu z walizką i jeszcze powiedziałam te wszystkie gorzkie słowa...

Należało mu się.

Włączam komórkę i rzeczywiście po chwili przychodzą mi powiadomienia. Nieodebrane połączenia od Kiry, Mamy, Liama i Nathaniela oraz sporo wiadomości.

Mama: Córciu, zadzwoń, proszę. Bardzo się martwię, musimy porozmawiać.

Wzdycham ponownie, zagryzając wargę.

Ja: Zadzwonię do ciebie jutro. Dzisiaj chciałabym jeszcze przemyśleć pewne rzeczy, a kiedy zaczniesz te swoje psychologiczne gadki nie uda mi się to. Kocham Cię, mamo. Nie martw się o mnie. Wszystko się ułoży.

Kiedyś, dodaję w myślach, po czym klikam w ikonkę wyślij.

W następnej chwili wchodzę w konwersację z Liamem.

Liam: O co wam poszło? Ojciec po kłótni z matką zamknął się w gabinecie. Od godziny rozmawia z kimś przez telefon i wrzeszczy.

Liam: Luna, kurwa, odbierz ten jebany telefon. Martwię się.

Liam: Okej, gadałem z Nathanielem, kazał dać ci dzisiaj spokój i że wyjaśnicie mi wszystko w swoim czasie. Jeśli masz jakiś problem albo potrzebujesz pomocy i nie chcecie mi powiedzieć, to was wszystkich zajebię.

Liam: Chodzi o jakąś sprawę z Prescottami? Ja pierdolę, Lu...

Odczytuję wiadomości po kolei i ta sprawia, że na moją skórę wypełza gęsia skórka. Liam nie wie, w przeciwnym razie już by tu był. Ale musiał coś usłyszeć. Pewnie gdy ojciec się z kimś kłócił, zakładam, że z Vargasem, ewentualnie Hudsonem albo samym Aydenem. Klikam w kolejnego smsa.

Liam: Pogadamy? Dlaczego wyłączyłaś telefon?

Liam: Luna?

Liam: Jadę do ciebie.

Ja: Rozmawiałeś z ojcem?

Nie muszę długo czekać na wiadomość zwrotną. Przychodzi niemal natychmiast.

Liam: Nie. Nie chce ze mną gadać. Chodzi wściekły, wszyscy schodzą mu z drogi.

Uśmiecham się pod nosem. I bardzo dobrze. Niech sobie Leonardo chodzi wściekły. Niech ma za swoje.

Ja: W takim razie nie pogadamy. Nie o tym, co się wczoraj stało. Wyjaśnię ci wszystko, jak będę mogła. Na razie proszę was jedynie o kilka dni spokoju i zrozumienia. Jest ze mną Kira, nie musisz się martwić. Nie przyjeżdżaj.

Liam: Jesteś, kurwa, najbardziej upartą osobą, jaką znam.

Parskam.

Ja: Zapomniałeś o Kirze.

Liam: Obie jesteście niezrównoważone, uparte i doprowadzicie mnie kiedyś do kurwicy.

Ja: Nie dramatyzuj.

Liam: Nie wkurwiaj mnie. To nie ja się wyprowadziłem z domu, krzycząc do ojca, że nie ma już córki.

Ja: Daj mi kilka dni. Jak będziesz naciskał, zablokuję twój numer.

Kilka minut czekam na wiadomość od Liama. Już mam odłożyć komórkę, gdy w końcu na ikonce koperty ukazuje się czerwona kropka.

Liam: Mózg sobie zablokuj...

Parskam i uznaję to za koniec rozmowy. Chowam komórkę do kieszeni akurat w chwili, gdy w drzwiach staje moja przyjaciółka. Wygląda jakby miała potężnego kaca. I pewnie ma, ale nie alkoholowego. Jej włosy sterczą na wszystkie strony, a oczy są podkrążone.

– Dzień dobry – mówię – chcesz kawę?

– Uhm. – Kiwa głową. – Masz ciepłą wodę? Muszę wziąć prysznic. Czuję się... Kurwa, w ogóle się nie czuję.

Pociera powieki palcami, a następnie przeczesuje dłonią swoje czerwone loki.

– Tak, jest. CJ mi wczoraj wszystko ogarnął. Weź prysznic, a ja zrobię śniadanie.

– Nie wiem, czy przełknę cokolwiek – oznajmia, potrząsając głową na boki, jakby chciała pozbyć się z niej niechcianych myśli.

– Przełkniesz. Musisz coś zjeść. Wiem, jak się czujesz. Już minął szok i teraz jesteś skołowana jeszcze bardziej niż wczoraj. Pewnie chce ci się wymiotować od nadmiaru wrażeń i emocji, bo przecież jak często człowiek dowiaduje się, że ktoś, na kogo pogrzebie był nagle wstał z martwych. Wiem, co czujesz, bo sama czułam się identycznie.

– Lu, to dość zabawne, bo od wczoraj mnie pocieszasz, opiekujesz się mną i dbasz, żeby poprawić moje samopoczucie, podczas gdy to ja powinnam zająć się tobą – stwierdza, przyglądając mi się z uwagą.

– Raz ja opiekuję się tobą, innym razem ty mną. Tak działa przyjaźń, Ki. Szoruj pod prysznic, a ja biorę się za tosty. – Macham ręką, wskazując jej łazienkę.

Czerwony łeb wzdycha przeciągle, mówiąc coś jeszcze pod nosem, po czym posłusznie rusza się umyć.

Uśmiecham się pod nosem, gdy nalewam jej kawy do kubka i wyciągam chleb. Uwielbiam tę swobodę i luz, gdy wszystko jest między nami w porządku. Czuję teraz chwilowy spokój, pomimo szalejącej wokół burzy. Kira zawsze potrafiła przynieść mi ukojenie i podarować skrawek normalności, gdy wszystko wokół sypało się jak domek z kart. Jej energia, sposób bycia i poczucie humoru. Kira Goldman jest osobą, która gdy wchodzi do pomieszczenia, natychmiast je sobie zawłaszcza. Jest chodzącą kulą ognia, która swoim ciepłem ogrzeje tych, których kocha i spali tych, którzy skrzywdzą ją lub jej bliskich.

Doskonale wiem, że niezależnie od sytuacji, nawet gdybyśmy były pokłócone i mega na siebie wściekłe, ona, jeśli tylko zaszłaby taka potrzeba, rzuciłaby wszystko, jeżeli potrzebowałabym pomocy i udzieliłaby mi jej bez najmniejszego zawahania. To niesamowite uczucie mieć pewność, że nie ważne, co zrobię, jaką podejmę decyzję, ona zawsze będzie stała za mną murem. Niezależnie od czegokolwiek, ona po prostu jest przy mnie, ze mną i dla mnie. Jest moją osobą.

Pół godziny później Kira dołącza do mnie w kuchni. Ja w tym czasie zdążyłam wypić kawę przeznaczoną dla niej i zrobić przyjaciółce świeżą. Ki siada przy stole, mając na sobie jedną z moich sukienek i turban na głowie. Wygląda już nieco lepiej, niż gdy stanęła w drzwiach tuż po przebudzeniu, ale wciąż na jej twarzy widnieje skołowanie i zmęczenie nadmiarem informacji i odczuć. Cała ta sytuacja wyraźnie ją przytłoczyła i mam wrażenie, że czerwony łeb po raz pierwszy w życiu naprawdę nie wie, co powiedzieć.

– Jak się czujesz? – odzywam się pierwsza, podsuwając jej talerz z tostami pod nos. – Jedz. Musisz coś zjeść – zachęcam.

Zadziwiający jest fakt, że poprzez obecność Kiry, ten potężny gniew, jaki czułam wczoraj do ojca i Aydena, jaki czułam jeszcze dzisiejszego ranka, teraz powoli zamienia się w ledwie tlącą się złość. Wiem, że dzieje się tak dlatego, że akurat nie ma ich w pobliżu, ale i tak jestem niesamowicie wdzięczna, że dzięki Kirze nie muszę mierzyć się z taką ilością emocji.

– Chyba lepiej, ale jestem mega skołowana. Budziłam się wiele razy. Ciągle do mnie nie dociera, że to się na serio dzieje. Jakbyśmy były w jakimś pojebanym filmie – wzdycha, wgryzając się w chrupiącą kanapkę. Przeżuwa kilka kęsów, po czym odzywa się z pełną buzią – a jak ty sobie z tym poradziłaś?

Patrzę na nią dłuższą chwilę, nie bardzo wiedząc, w jaki sposób odpowiedzieć.

– Nie poradziłam sobie – mówię zgodnie z prawdą, wzruszając ramionami. – Oswoiłam się z myślą, że żyje. Oswoiłam się z myślą, że mnie okłamał. – Zaczynam wiercić się na krześle, bo nagle jest mi cholernie niewygodnie. Wreszcie podciągam nogi pod brodę, wzdychając przeciągle, po czym odchrząkuję, kontynuując: – Ale nie wiem, czy kiedykolwiek będę potrafiła wybaczyć mu fakt, że przez półtora roku cierpiałam tylko dlatego, że on postanowił zabawić się w bohatera. Żyłam z poczuciem winy, że to ja sprowadziłam śmierć na niego i Kemala. Zagryzałam zęby z bólu, który palił mnie żywym ogniem, bo tęsknota za nim zabijała mnie każdego dnia od nowa. Umarłam za życia i nawet piekło, jakie urządził mi Kevin nie odbiło się na mnie tak, jak utrata Aydena. I naprawdę nie kupuję ich tłumaczeń, że chciał mnie chronić. Wtedy byłam w niebezpieczeństwie, a teraz co? Już nie jestem? Za cholerę tego nie ogarniam – wyrzucam z siebie, gestykulując żywo.

Kira z uwagą słucha mojej tyrady, kończąc w międzyczasie śniadanie, które dla niej przygotowałam. Chwilę po prostu mi się przygląda, po czym wzdycha, odchylając się na oparcie krzesła.

– Nie chcę, żebyś mnie teraz źle zrozumiała – zaczyna – kawał z niego fiuta, że odwalił tę całą akcję. Jestem na niego wściekła i z prawdziwą przyjemnością przypierdolę mu znowu, jak tylko będę miała okazję, ale teraz, gdy emocje zaczynają opadać... – urywa, patrząc mi prosto w oczy. – Naprawdę dobrze widzieć go żywym – mówi wrrszcie. – I wiem, że masz w głowie dokładnie to samo.

– Gdzieś podświadomie na pewno się cieszę, ale póki co cała związana z tym otoczka skutecznie odbiera mi radość z tego, że żyje. Nie da się wymazać szesnastu miesięcy bólu i cierpienia, spowodowanego stratą w kilka tygodni.

– To prawda. – Kira kiwa głową. – Co teraz będzie? Co dalej?

– Nie wiem. – Rozkładam ręce. – Nie mam pojęcia, co planują. Wiem natomiast, że gdy tylko informacja o tym, że Ayden Prescott żyje, i że upozorował swoją śmierć, bo został świadkiem nadzwyczajnym, trafi do opinii publicznej, rozpęta się prawdziwe piekło. I nie sądzę, byśmy byli w stanie jakkolwiek się na to przygotować. A to prędzej czy później się wydarzy. Przecież nie będzie przez resztę życia się ukrywał.

– Niezależnie od tego, co będzie dalej... – mówi Ki, podnosząc się z miejsca. Podchodzi do mnie, oplata moją szyję ramionami i całuje mnie w skroń – ... będę przy tobie. Kira Goldman zgładzi każdego, kto choć spróbuje cię skrzywdzić.

Ponownie mnie całuje, a ja aż przymykam oczy ze wzruszenia. Przytulam policzek do jej policzka, uśmiechając się. Czy to jest odpowiedni moment, by wspomnień jej o Kevinie, który od czasu do czasu raczy mnie wiadomościami, i który pewnego wieczoru stanął przede mną, by błagać mnie o nie zeznawanie przeciwko niemu w sądzie? Absolutnie nie. Kira użyłaby wszystkich swoich kontaktów, by go odnaleźć i przypomnieć mu, że miał się do mnie nie zbliżać, a robiąc to popełnił poważny błąd.

– Dziękuję – szepczę. – Jesteś...

– Jestem genialna, wiem – kończy za mnie, na co parskam śmiechem.

– Owszem. Jesteś genialna, fantastyczna, piekielnie inteligentna i moja – dodaję, na co czerwony łeb kłania mi się teatralnie, po chwili obracając się wokół własnej osi.

– Ty to wiesz, jak mnie dowartościować – przyznaje, śmiejąc się cicho. – Jakie mamy plany na resztę dnia? – pyta, jednocześnie zaczynając sprzątać naczynia ze stołu.

Również podnoszę się z krzesła i zabieram się za pomoc w ogarnięciu po śniadaniu.

– Po południu mam zajęcia z dziewczynkami, potem jestem wolna. Jeśli chcesz, możesz pojechać ze mną. Wieczorem możemy wpaść na bazę. Chciałabym jeszcze raz podziękować Connorowi za wczorajszą pomoc. Gdyby nie on, w lodówce nie miałabym nic, oprócz światła, ani ciepłej wody – tłumaczę.

Kira zanosi naczynia do zlewu, lecz nim bierze się za mycie, spogląda na mnie przez ramię.

– Ten CJ to coś za często ci ostatnio pomaga – unosi brew w ten typowy dla siebie sposób. – Jesteś pewna, że to tylko z czystej życzliwości? – docieka, a podłużna zmarszczka, jaka pojawia się właśnie na jej czole każe mi przypuszczać, że właśnie tworzy sobie w głowie jakieś scenariusze.

– Nic nas nie łączy, oprócz przyjaźni, jeśli o to pytasz – prostuję.

– Hmmm – ponownie unosi brew. – A mnie się wydaje, że to tylko twoje zdanie – wyrokuje, za co gromię ją spojrzeniem.

Może i ma w tym trochę racji, w końcu nie mogę zapominać o tamtym wieczorze, gdy mnie pocałował, ale w życiu jej tego nie powiem, bo nie da mi spokoju.

– Daj spokój. – Macham dłonią, po czym zanoszę resztę brudnych naczyń do zlewu.

Moja przyjaciółka bacznie mi się przygląda, gdy chowam jedzenie do lodówki, następnie ścierając stół.

Nagle zdaję sobie sprawę, że jest coś, co muszę z siebie wyrzucić, bo wciąż męczy mnie związany z tym kac moralny, a co spowoduje, że to odwróci uwagę czerwonego łba od insynuacji związanych z domniemaniami na temat relacji mojej i Connora.

– Przespałam się z Aydenem – wypalam bez ostrzeżenia, na co Kira jedynie cicho parska.

Odkłada umyte kubki na suszarkę, po czym wyciera blat i zlew.

– Też mi nowość. Zakładam, że nie raz. Mówiłaś, że jest niezły... – urywa w pół zdania, odwracając się przodem do mnie. Widzę, ja odpowiednie trybiki przeskakują na swoje miejsce, gdy mi się przygląda, a po chwili jej usta układają się w idealne "o". – Że przespałaś się z nim jakoś teraz? Niedawno? Po jego powrocie?

Kiwam głową.

– Tak wyszło – odpowiadam, czując, jak moje policzki pąsowieją.

– Luno Duncan. – Kira kładzie ręce na wcięciu w talii i posyła mi zszokowane, ale nie oceniające spojrzenie. – Ty jesteś, kurwa, niemożliwa. – Potrząsa głową, wybuchając śmiechem. – Opowiesz mi wszystko w drodze do centrum – zarządza, ciągnąc mnie za rękę do sypialni, byśmy mogły ogarnąć się do wyjścia.

***

– Kiedy przyjedziecie do nas obydwie? – pyta Zoe, uśmiechając się do nas w ten typowy, uroczy sposób, który kradnie serca. – Mam nową planszówkę. Może jutro? – pyta z nadzieją.

– Jak się uda, to wpadniemy w weekend, młoda – Kira czochra małą po włosach, posyłając jej równie rozbrajający uśmiech.

Czekamy przed budynkiem na jej nianię, które samochód pojawia się na horyzoncie akurat w chwili, gdy o tym myślę. Zawsze z nią czekam, chyba że to dzień, gdy sama ją odwożę.

– Na pewno niedługo was odwiedzimy, promyczku – zapewniam ją. – A tymczasem uciekaj, bo Nancy już na ciebie czeka.

Popycham ją delikatnie w stronę kobiety, która właśnie wysiada z samochodu, by przejąć od nas dziewczynkę.

– Obiecujesz, że zobaczymy za kilka dni? – docieka, patrząc na mnie z nadzieją, a ja kiwam głową.

– Obiecuję, promyczku. Wezmę ze sobą wiaderko lodów i krakersy – mówię.

– Dobrze, to trzymam was za słowo. – Z tymi słowami wsiada na tylne siedzenie, a Nancy pomaga zapiąć jej pas.

Macha do nas ostatni raz, nim kobieta zamyka za nią drzwi. Po chwili odjeżdżają, więc i my z Kirą ruszamy do auta.

– Uwielbiam tego małego diabełka – odzywa się Kira, zajmując miejsce po stronie pasażera. – Aż się boję pomyśleć, jak zareaguje i co zadzieje się w jej małej główce, gdy dowie się, że jej brat jednak żyje.

Włączam się do ruchu, krzywiąc nieznacznie na słowa przyjaciółki.

– Przeraża mnie to – wyznaję. – Martwię się o nią i o Isabelle. Będą w szoku, to na pewno. Mam nadzieję, że federalni pomyślą o jakiejś opiece psychologicznej dla jednej i drugiej.

– Powinni. – Kira zgadza się ze mną. – Przyznaj się, że tak naprawdę nie jedziemy na bazę po to, żebyś podziękowała Connorowi. Po prostu chcesz zobaczyć, jak ładnie przyjebałam Prescottowi, co? – patrzy na mnie wymownie, a ja nie umiem się powstrzymać i parskam śmiechem.

Coś w tym jest, owszem. Gdzieś podświadomie chcę się zwyczajnie upewnić, że wszystko z nim w porządku. Z tego, co już zdążyłam się dowiedzieć, nie miał wstrząśnienia mózgu, mimo utraty przytomności, ale limo jest podobno na pół twarzy. Pisałam z Colinem, czego nie powiedziałam Kirze...

– Jesteś okropna – przyznaję.

– Wiem o tym – mówi dziewczyna z nutką dumy w głowie. – Nadal nie mogę uwierzyć, że poszłaś z nim na całość.

Jęczę z zażenowania, słysząc słowa przyjaciółki.

Czy tego żałuję? Teraz już wiem, że nie. Nie żałuję żadnej chwili spędzonej z Aydenem. Bo wciąż, bezsprzecznie, to właśnie on jest miłością mojego życia. Niezależnie od tego, jak wiele razy mnie zranił i jeszcze zrani. Jak wiele razy mnie okłamał i jeszcze okłamie. To wszystko nie zmieni faktu, że gdy myślę o miłości mam przed oczami właśnie jego twarz.

Seks z nim był impulsem, chwilą zapomnienia, wszystko działo się tak szybko... Czy to był błąd? Być może. Miałam wtedy w głowie chaos, mętlik i teraz, gdy się nad tym zastanawiam, również mam.

Bo ponownie stanął przede mną, cały i zdrowy. Żywy. A ja ponownie poczułam to, co zawsze przy nim czułam. Odepchnęłam na moment wściekłość i pozwoliłam sobie na to, by zapomnieć. Patrzył na mnie, a ja po prostu płonęłam, choć jeszcze nawet nie zdążył mnie dotknąć.

Niczego nie żałuję, nawet jeśli kolejnego dnia bolały mnie przez to, co zrobiliśmy i serce i dusza.

– Niczego nie żałuję – szepczę tak cicho, że ledwie mnie słychać.

– I dobrze. Życie nie polega na tym, byśmy żałowali tego, co zrobiliśmy. Jedyne, czego powinniśmy żałować to rzeczy, których nie zrobiliśmy. Że nie zaryzykowaliśmy. Niewykorzystane szanse i pogrzebane nadzieje – mówi Kira filozoficznym tonem.

Uśmiecham się pod nosem.

– Coach Kira po roku w Rosji – parskam, za co dostaję kuksańca pod żebra.

– Jeb się – prycha, po chwili spoglądając na mnie z uniesioną brwią. – A, zapomniałam. – Przykład teatralnie dłoń do ust. – Już to robiłaś.

Zaczyna się śmiać, gdy gromię ją wzrokiem.

– Jesteś wredna – komentuję, jednak bez cienia złości.

Uwielbiam się z nią przekomarzać.

– Ale i tak mnie kochasz. – Wzrusza ramionami, opierając się wygodnie na siedzeniu.

– Kocham – zgadzam się z nią – ale za to, że jesteś dla mnie taka okropna, wykreślam cię z testamentu – dodaję.

Kira zaczyna się śmiać, więc i ja po chwili wybucham śmiechem.

– Stara śpiewka. Wszyscy wiemy, że Toyota trafi do mnie – mówi, wciąż się śmiejąc.

Nie wiedziałam, jak bardzo potrzebuję odzyskać normalną relację z moją przyjaciółką, dopóki ona nie pojawiła się w drzwiach mieszkania dzisiejszej nocy. Kocham nasze przekomarzanie się i fakt, że dzięki niej spadł mi z serca głaz ważący tonę, nawet pomimo tego chaosu i masy problemów, jakie atakują mnie z każdej strony.

Kątem oka spoglądam na mojego czerwonego łba i uśmiecham się szeroko, na co ta odpowiada takim samym, szczerym uśmiechem.

Dzięki, Ayden.

***

Kolejny rozdział za nami. 

Koniecznie zaglądajcie na moje pozostałe social media: Instagram/Twitter(x)/TikTok - Lea Revoy, tam jest mnie zdecydowanie więcej. I przypominam o hasztagu #fireinmyheartLR pod którym możecie dodawać swoje reakcje do rozdziałów. Zostawcie tam dzisiaj odrobinę miłośći, bo hasztag zaczyna umierać. 

Kocham Was mocno i do następnego.

Wasza Lea <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro