Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

           Kiedy Viktor spotyka Yuriego po raz pierwszy, wie o nim najpewniej więcej, niż logicznie powinien na temat paroletniego chłopca w niebieskim dresie.

           Notatki Yakova są pełne słów, które rozumiał, ale nie potrafił w żaden sposób przetrawić — nie ma pojęcia, w jaki sposób mogą odnosić się od dziecka, które dopiero co zaczęło dosięgać do zlewu bez pomocy. Zanim Yuri nauczył się jednak chodzić prosto, tak, jak większość dzieci powinna, na swoich nogach miał zasadzone łyżwy. Sunął po lodowych taflach, tak, jakby był do tego urodzony, ku wyraźnemu zafascynowaniu wszystkich trenerów, z którymi spotkała się jego matka, starając się pozbyć ciężaru tego talentu z jej biednych, zapracowanych rąk. Nikt nie miał z tym problemu i w końcu, kim był Viktor, żeby ze wszystkich ludzi mieć z tym jakiś większy problem.

           Nie spodziewał się po prostu, że spotka tego dzieciaka tego samego dnia, kiedy usłyszał o nim po raz pierwszy.

           — Zazdrosny? — rozlega się radosny głos wśród ludzi, którzy stali się dla niego jak rodzina. — No dalej, Vitya, nadal jesteś ulubieńcem — drażni się kolejny, a Viktor jedynie się uśmiecha i wzrusza ramionami.

           Nigdy nie był szczególnie nieszczery z samym sobą, tak, kiedy w końcu ściąga z łyżew ich nakrycia i wsuwa się na lód, nawet nie udaje, że nie zerka co jakiś czas w stronę Yakova. Był wtedy chudszy i wyprostowany, ze zmarszczkami formującymi się na jego czole i pod oczami, nadającymi mu dostojnego, aczkolwiek nie starczego wyglądu. Tuż obok niego, stoi kobieta młodsza — na oko przypominająca Viktorowi jego matkę w młodszych latach. Blond włosy związała w elegancki kok, wypuszczając jedynie parę kosmyków, a usta pomalowała czerwoną szminką, przyciągając nią do swoich dużych, zielonych oczu. Stała wyprostowana, wyraźnie niepewna w swoich ruchach, z czerwonym płaszczem zarzuconym na plecy i całkowicie białych łyżwach, wyglądających na całkowicie nowe.

           Stoją w odpowiedniej odległości od siebie, parę metrów dalej mając małego chłopca — Viktor wie, że to chłopiec, wie, że to Yuri Plisetsky, wie o nim absolutnie wszystko, co dało się wyczytać z tekstów Yakova — ale mimo tego, nie może powstrzymać się od myślenia, że wygląda jak miniaturowa kopia swojej matki. Nawet włosy ma dłuższe, dłuższe niż miał nawet sam Viktor w jego wieku, wiecznie zaczepiany i ciągany w przedszkolu przez silniejsze dzieci.

           Yakov w końcu musiał zauważyć, że Viktor mu się przygląda; przez moment, Viktor miał ochotę uciec, ale zamiast tego, jedynie zatrzymał się w miejscu, wpatrując się w swojego trenera.

           — Vitya. — Głos Yakova jest surowy, ale wyraz jego twarzy zdradza, że jest po prostu zbyt dumny, żeby brzmieć na zadowolonego. — Nie spotkałeś jeszcze Yuriego.

           To nie było pytanie, ale Viktor nadal przytakuje i podjeżdża nieco bliżej, uśmiechając się czarująco do czerwonej szminki, która z bliska wyglądała sucho i nieprzyjemnie. Kobieta drży, szczerząc się jeszcze szerzej, a Viktor bardzo szybko odgonił od siebie myśl o tym, że lada moment wywróci się na swoich łyżwach i będą ją ściągać z lodowiska na jej krwistoczerwonym płaszczu.

           Nie zwraca na nią szczególnej uwagi i przenosi wzrok na główny element całego tego zgromadzenia.

           Mały Yuri ma rumieńce na twarzy, włosy nienagannie uczesane i otaczające jego pyzatą buzię i parę czerwonych rękawiczek, idealnie wpasowujących się w kolor płaszcza matki. Na jego widok, Viktor po prostu się uśmiecha, tym razem szczerze i kuca, tak, żeby byli na tym samym poziomie.

             — Cześć. — Yuri otwiera oczy szczerzej, wygląda, jakby lada moment miał paść na zawał. — Jesteś Yuri, tak? Jestem Viktor.

           Zielone oczy rozszerzają się, na niewinnej buźce pojawia się szeroki uśmiech i w tym momencie, Viktor doskonale wie, że papiery, które znalazł, nie mogły być aż tak daleko od prawdy; może są bardziej podobni, niż chciał przed sobą przyznać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro