3
Zniknęłam w cieniu i pojawiłam się u wrót zamku Lucyfera. Zawsze jak na niego patrzę wywołuje u mnie te same uczucia; strach, zachwyt i zazdrość. Każdy demon o takim marzy. Wielki zrobiony z czarnej cegły zamek o pięknym i upiornym wystroju. Zadzwoniłam do bramy. Jak zwykle otworzyła mi jakaś umęczona dusza i zaprosiła do środka. Ogród otaczający zamek był o dziwo bogaty w rośliny. Piękne ciemne pnącza wiły się po ścianach i kwitły krwistymi winogronami. Drzewa były bezlistne. Zamiast tego kwitły różnymi kwiatami, oczywiście w piekielnych kolorach. Na ziemi poza wspaniałymi kwiatami i krzakami z krwistymi owocami, z ziemi wydostawały się kamienie szlachetne wszelkiego rodzaju. Ścieżkę na której szłam wykonano właśnie z nich, dzięki czemu błyszczała w ciemności, jak same kamienie. Poza tym było tu wiele fontann i rzeźb wszelkiego rodzaju. Wszystko komponowało się wspaniale i otaczało cały zamek. Mimo to nie był ani trochę monotonny.
Wchodząc przez wielkie, czarne drzwi z wyrytymi sposobami tortur, znalazłam się w wielkim holu. Podłoga, jak praktycznie wszystko w pomieszczeniu było czarne. Wykonana z marmuru została idealnie wypastowana. Na oknach wisiały piękne krwiste firanki, a po środku rozciągał się tego samego koloru dywan. Zmierzał on w kierunku równoległych drzwi. Poza nimi z pomieszczenia można było przejść schodami po obu stronach. Na ścianach wisiały obrazy z duchami w środku. Wszystkie się ruszały i rozmawiały. Jedne grały w karty inne krzyczały w rozpaczy, a jeszcze kolejne skakały z obrazu do obrazu. Muszę przyznać, że widok zwalał z nóg. Nad głową wisiał wielki żyrandol zdobiony czaszkami to ludzi, to jakiś zwierząt. Oczywiście pomiędzy obrazami również były pochodnie wystające z tych samych czaszek.
Gdy podeszliśmy do drzwi one otwarły się, a ja weszłam do sali tronowej Lucyfera. Siedział na wielkim tronie, a obok niego dwa mniejsze. Jeden dla Lucka, którego, aktualnie nie było, a drugi dla jego pięknej żony. Jest idealna. Ma piękne czarne długie włosy związane w warkocz z wplecionymi kwiatami z ogrodu i połyskujący welon z pajęczyny. Do tego na czole gościł jej przecudny diadem. Ubrana w gotycką czarną suknie wyglądała jak prawdziwa królowa mroku. Nadmienię, że też taką chce. Na głównym tronie siedział sam władca. Miał dłuższe również czarne włosy i piękne czarne oczy. Jego cera była bledsza od żony, co nie zmienia faktu, że wyglądał potężnie. Ubrany w dostojny strój prosto z baroku pasował idealnie do swej drugiej połówki. Oczywiście był czarny. Na jego głowie była wielka srebrna korona. Wspaniale zdobiona, zresztą jak i diadem. Uklęknęłam przed nimi.
- Wzywałeś - powiedziałam dalej schylona
- Powstań córko Davida - rozbrzmiał głos Lucyfera
Był aksamitny i władczy. Przynosił jednocześnie lęk jak i ukojenie. A przynajmniej dla demonów. Jest idealnym władcą i mało kto wie co mu chodzi po głowie. Jego mina była niewyraźna. Nigdy nie wiadomo jakie skrywa uczucia. Zrobiłam co kazał i zobaczyłam lekki uśmiech na twarzy Marty. Lubiła mnie, a ja ją. Może to dzięki temu, że mój ojciec był jej opiekunem i to on ja tu przywiózł. No wiecie Lucyfer był samotny, więc wypatrzył sobie kobietę i ją sobie przywłaszczył. Kobieta mimo wcześniejszej odrazy i oburzenia, w końcu sama zakochała się w władcy piekieł.
- Jak zapewne przekazał ci mój syn jestem zmęczony twoimi kłótniami z bratem - zaczął, a ja przytaknęłam - Tolerowałem je z ważywszy na to, że twój ojciec był moim najlepszym sługą i przyjacielem. Do czasu, aż zakochał się w tej śmiertelniczce - to zdanie wręcz wysyczał
Przełknęłam ślinę, ale nie przerywałam mu. Rada #1: Jak kiedykolwiek staniecie przed nim nie przerywajcie gdy mówi. To byłoby ostatnie co byś zrobił, lub zrobiła przed śmiercią i skazaniem na jakąś karę.
- Mój mąż chciał powiedzieć, że szanuje cię, ale nie pochwala tego co robisz - wtrąciła się Marta
Tak tylko jej wolno się wcinać w jego słowo. Ach ta miłość. Nawet ich dopadła. Miejmy nadzieję, że mnie nie.
- A także ostrzega, że to ostatnia kłótnia jaką prowadzisz z bratem. Jeśli będzie choć jedna po niej, nie będzie mnie interesowało kto zaczął. Obojgu odbiorę swoje błogosławieństwo, a wież co to oznacza, prawda? - spytał, a ja niepewnie pokiwałam głową
- Oczywiście
- To dobrze i radzę ci nie popełnić tego błędu co ojciec - powiedział
Przytaknęłam i ponownie się pokłoniłam. Gdy dostałam pozwolenie wyszłam. To było stresujące, ale myślę, że nie jest tak źle, a przynajmniej mogło być gorzej. Postanowiłam wrócić i wytłumaczyć im to co muszą wiedzieć. Ostatni raz spojrzałam na zamek Lucyfera.
- Nie zawiodę - powiedziałam pewnie
Zamknęłam oczy i został po mnie tylko kłębek mgły.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro