Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

  Usiadłem na krześle ustawionym tuż obok szpitalnego łóżka Tae. Ta sala stała się już prawie moim drugim domem. Wstrętnym, za jasnym i zdecydowanie zbyt sterylnym miejscem, w którym nigdy nie powinniśmy się znaleźć. Delikatnie pogładziłem wciąż tak samo miękki i gładki w dotyku, ale znacznie jaśniejszy policzek ukochanego. Kiedyś gdy go w ten sposób dotykałem, śmialiśmy się, że moja skóra jest trzy odcienie jaśniejsza od jego i, że przy mnie wygląda jakby wrócił z wakacji w ciepłych krajach, a ja obiecywałem, że któregoś dnia razem pojedziemy w takie miejsce. On będzie jeszcze ciemniejszy, a ja pewnie nie zdołam się opalić ani trochę. Teraz boję się, że nie zdołam dotrzymać obietnicy.

  Lekarze nie są szczególnie chętni do dawania nadziei, dlatego zwykle gdy pytam, powtarzają, że Tae ma niewielkie szanse na przeżycie, ponieważ nie wiadomo, co mu dolega. A powinni wiedzieć i go z tego wyleczyć, jednak nie robią tego. Zaczynając od tej myśli, coraz bardziej pogrążałem się w tej czarnej dziurze pełnej najgorszych myśli i scenariuszy. Wyrwało mnie z niej przeciągłe ziewnięcie, które przerwało miarowe, doprowadzające mnie do szału, pikanie aparatury. Postarałem się o choćby słaby uśmiech.
- Jak się spało, Słońce? - zapytałem kładąc dłoń na jego ręce, tej, w której tkwił wenflon, a on delikatnie ścisnął moje chude palce.
- Nie narzekam, ale lepiej śpi mi się z tobą w naszym łóżku - zaśmiał się, nieco gorzko, trochę smutno. Na chwilę odwrócił głowę, tak, że nie mogłem dostrzec jego twarzy, jednak gdy z powrotem poparzył na mnie, ujrzałem w jego oczach łzy, którym po chwili pozwolił wypłynąć. Usiadłem przy nim i go objąłem, a on zacisnął pięść na mojej koszulce.
- Yoongi, ja nie chcę umierać, tak bardzo nie chcę. Nie chcę cię zostawiać i nie chcę być nigdzie indziej, nieważne jak świetnie by tam było. Chcę tylko być tu z tobą, śmiać się z twoich słabych żartów, brudzić się jedzeniem, chodzić na naszą łąkę i móc cię całować - mówił, krztusząc się łzami i coraz mocniej ściskając przód mojej bluzki. Chciałem powiedzieć Nie umrzesz, wszystko będzie dobrze, dokładnie tak jak chcesz, nie martw się, niedługo wrócimy do domu i opowiem ci jakiś słaby żart, a potem zrobię coś do jedzenia i cały wieczór będziesz mógł mnie całować. Tak bardzo chciałem to wszystko powiedzieć, ale i ja i on wiedzieliśmy, że byłoby to paskudne kłamstwo. Dlatego tylko mocniej go do siebie przytuliłem i sam zacząłem płakać. Mokre linie tworzyły się na moich policzkach cicho i niemal bezszelestnie. Taehyungiem wstrząsały kolejne salwy płaczu, a ja pozwoliłem nam na tę chwilę bezsilności i położyłem się z nim w białej, szpitalnej pościeli, abyśmy wspólnie wylali z siebie wszystkie żale, ponieważ było ich naprawdę wiele. Zdecydowanie zbyt wiele i o wiele więcej niż kiedykolwiek moglibyśmy przypuszczać.

W nocy obudził mnie głośny pisk oraz krzyki lekarzy i pielęgniarek, którzy kazali mi natychmiast wyjść i czekać na korytarzu. Wiedziałem co się dzieje. Jego serce przestało bić. Tępo patrzyłem w szybę, za którą trwało przywracanie akcji serca. Już nie miałem więcej łez, które mógłbym teraz wypłakać, więc tylko stałem i patrzyłem, a moja dusza powoli rozpadała się na kawałki. Bardzo powoli i boleśnie. Nagle z sali wypadł lekarz i oświadczył, że przywrócono pracę serca. Najpierw przyglądałem się mu nie do końca rozumiejąc sens wypowiadanych przez niego słów, a potem usiadłem na podłodze przez nadmiar szoku i tak długo siedziałem tam, wpatrując się w przeciwległą ścianę, aż zasnąłem.

  Kolejnego dnia rano wszedłem po cichu do przeklętej sali oznaczonej jako 37, w której też może dzieją się jakieś cuda, jednak zastałem Taehyunga już obudzonego i z zamyśloną miną.
- Yoonie - powiedział spokojnym głosem gdy mnie zobaczył. Jego twarz była smutna, ale w oczach tliła się jakaś tajemnicza iskierka nadziei. - Posłuchaj mnie - zrobił przerwę, wziął głębszy oddech i na chwilę zacisnął oczy, a ja usiadłem na skraju łóżka tuż obok niego - wiem, że nie mam prawa cię o to prosić, ale chcę spróbować - popatrzył w moje oczy, jakby szukał w nich niemego pozwolenia. Dałem mu je. - To co stało się tej nocy na pewno się powtórzy, wiesz? Tak czuję, że już niedługo tutaj zostanę, a bardzo nie chciałbym umrzeć w tej sali, w tym ohydnym szpitalu... Więc chciałem zapytać czy mógłbyś zabrać mnie do domu, żebyśmy spędzili jeszcze ten jeden, ostatni, piękny dzień razem tak jak robiliśmy to zwykle, a... - urwał na chwilę i przełknął ślinę - a później dałbyś mi tabletki, żebym miał pewność, że umrę w spokoju i po swojemu - Tae zawsze chce robić wszystko po swojemu przeszło mi przez myśl. Jednak chciał mnie zostawić tak szybko, nie dając sobie kolejnej szansy. To było zbyt szybko, nie chciałem się godzić. Jednak tego pragnął, a ja zawsze tylko chciałem, by miał to, czego pragnął. - Proszę cię - szepnął, dostrzegając moją walkę z samym sobą, popatrzyłem więc na niego i nie broniąc się już przed załamującym mi się głosem postanowiłem odpowiedzieć.
- Zgoda - gdy usłyszałem to słowo, pomyślałem, że ma taki nieprzyjemny, metaliczny wydźwięk jak smak krwi, gdy poleje się ona z rozciętej wargi. Wolałbym powiedzieć, że jest egoistą, że musi żyć i nie obchodzi mnie gdzie umrze, ale to byłaby nieprawda, ponieważ, chciałem dla niego jak najlepiej i byłem pewien, że w takiej sytuacji postąpiłbym podobnie. Lub identycznie. Spojrzałem na Taehyunga, uśmiechał się i po raz pierwszy od początku choroby tak szczerze i szeroko. Poczułem się szczęśliwszy, ale później pomyślałem, że przecież nie mógłbym zostać tu bez niego.
- Dziękuję - powiedział i przytulił mnie na tyle mocno, na ile pozwolił mu jego wycieńczony organizm.
- Ale mam warunek - powiedziałem po chwili, uśmiechając się - nigdzie nie puszczę cię samego.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No i w końcu jest! Jeszcze tylko epilooog! Buuuzi <3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro