Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 30

Elizabeth
Proszę- krzyknęłam
Klamka lekko się przechyliła a drzwi zaskrzypiały. Najpierw ujrzałam skrawek czarnego buta  a następnie czyjeś kolano.
- Dzień dobry - usłyszałam znajomy męski głos.
- Co pan tutaj robi?- zapytałam zaniepokojona. Mężczyzna był po 40, ciemnoskóry, wysoki nie wyglądający na miłą, sympatyczną osobę.
- Pani babcia mnie przysłała, żebym sprawdził jak się pani czuje- tym razem w jego głosie nie wyczułam zawiści, złości ani sarkazmu .. wyczułam raczej coś w rodzaju empatii, współczucia co do tego człowieka wogule mi nie pasuje.
- Nie mogłaby w końcu sama do mnie przyjść? - zapytałam zniecierpliwiona.
- Była u pani - powiedział krótko po czym wręczył mi kopertę.- to jest coś co pomoże rozwiać pani wiele niepewności. Proszę jej za nic nie winić.  Ona też jest w tej sytuacji ofiarą.
- Nie wydaję mi się - powiedziałam chłodno - dziękuje. Na pewno przejże.
- Do widzenia
- Do widzenia - powtórzyłam i spojrzałam na kopertę. Była wielkości kartki A4 i bez otwierania było widać jak bardzo jest napełniona.
Zrobiłam kilka głębszych wdechów i otworzyłam kopertę.
Od razu wypadło mi mnóstwo zdjęć, planów, dokumentów.
Zaczęłam po kolei przyglądać się zdjęciom. Większość z nich przedstawiały   jakieś kochające się małżeństwo w różnych okolicznościach.   Na plaży, na łące, w aucie , jednak jedno zdjęcie przykuło moją uwagę. Było na niej znowu szczęśliwe małżeństwo jednak to zdjęcie wyglądało jakby było zrobione z ukrycia, tak jakby ktoś ich śledził.
Następnie spojrzałam na nagłówek jasnego dokumentu: " tajemniczy wypadek pary książęcej ".
Pary książęcej? Zaciekawiona zaczęłam czytać dalej.  To był artykuł pewnego dziennikarza śledczego który otwarcie przyznał, że według niego to nie był zwykły wypadek tylko okropna zbrodnia, która  została doskonale przygotowana.
Po co ta kobieta która rzekomo jest moją babcią, przyniosła mi te dokumenty? I po co? Przecież nawet ich nie znałam. Według dokumentów ich wypadek był tuż po moich narodzinach... mam już dość tego wszystkiego.
Rzuciłam dokumenty i oparłam głowę o kant łóżka. Jak tylko będę wystarczająco silna wynoszę się z tond i  już nie mam zamiaru więcej walczyć o coś co i tak jest nie możliwe.

Bruno

Kolejny nudny dzień spędzony w szpitalu i kolejny dzień na bezsensownym użalanie się nad sobą. Kolega z sali jeśli mogę go tak nazwać nie daje mi się skupić na niczym innym tylko na jego paplaninie. Opowiada mi o swoich dzieciach, o ich szkole, o żonie ... z karzdym kolejnym jego słowem mam ochotę wybiec z tego przeklętego szpitala i pobiec do El... jeszcze jakbym mógł chociaż zrobić krok... 0
- No bo wiesz jak to bywa z żoną, a nie nie wiesz - wypalił nagle mój sąsiad
- Skąd ta pewność ?- zapytałem zirytowany
- No... jakoś przez ten cały czas żadna kobieta do ciebie nie przyszła, nie dostałeś żadnej paczki... nic - zaczął się jąkać - no moja żona jest tutaj prawie codziennie a z dzieciakami przynajmniej 1 w tygodniu.
- To, że nie przychodzi to nie znaczy, że jej nie ma - powiedziałem podniesionym głosem
- Każdy chce kogoś mieć. Nie denerwuj się znajdziesz swoją drugą połówkę...
- Ile razy mam ci powtarzać, że ona jest!! To, że nie może tutaj przyjść to nie dlatego,że nie chce, lub nie istnieje tylko dlatego, że walczy o życie!- krzyknąłem mu prosto w twarz.
- Przepraszam nie widziałem. - powiedział zakłopotany
- Następnym razem sobie odpuść - powiedziałem naburmuszony.

Nagle po pomieszczeniu rozbrzmiało donośne pukanie.
- Mogę - usłyszałem dobrze znany mi głos
- Pewnie chodź - powiedziałem lekko się rozluźniając
- Co tak raczysz- zapytał Sant - Słychać cię, aż na korytarzu ....
- Mieliśmy z kolegą ostrą wymianę zdań - spojrzałem na  wystraszonego kretyna- ale już jest wszystko dobrze  
- No to super. Nie zgadniesz z kim dzisiaj rozmawiałem- powiedział ochoczo Santiago
- Z kim ?
- Z twoją ....
- CO z nią - nie dałem mu dokończyć. Serce zaczęło walić jak oszalałe jak tylko u niej usłyszałem. Nie byłem w stanie o niczym innym myśleć tylko o niej. Co u niej słychać, jak się czuje, czy z nią i z dzieciakami wszystko dobrze.
- Spokojnie kowboju - powiedział z uśmiechem Santiago - z twoją królową wszystko dobrze.
- A z dzieciakami?
- Też - powiedział ze spokojem - jest jedna sprawa jaką muszę z tobą omówić ...
- To mów - ponagliłem go
- Przejdźmy się - powiedział po czym przysunął mi wózek i pomógł mi się  na niego wpakować.
- Jakby lekarz się pytał gdzie jestem - zwróciłem się do sąsiada - powiedz, że jestem na spacerze z przyjacielem
- Dobra - powiedział niepewnie.

- Coś ty mu zrobił?- zapytał Sant po wyjściu z pokoju
- Nie rozumiem - odpowiedziałem ze śmiechem
- No jest potulny jak owieczka- parsknął śmiechem
- Ja o niczym nie wiem. A więc o czym chciałeś ze mną rozmawiać na osobności- ciekawość dała górę i odwróciłem się do Santiago.
- Powiem ale obiecaj,że się nie zdenerwujesz.- odparł
- A czy ja kiedykolwiek się denerwuje? - spojrzał na mnie wymownie- no dobra denerwuję się ale tym razem będzie inaczej ... Obiecuje
- Nie wiem od czego zacząć. - Sant złapał się za głowę - tyle tego jest ...
-Spokojnie - poklepałem go po ramieniu - od początku
- El jest na celowniku byłej agentki wywiadu Brytyjskiego. Cały czas ktoś stoi pod szpitalem. Prywaciaże wynajęci

-------

Hej i jak?
Dajcie znać co sądzicie :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro