Rozdział 1
Mężczyzna otworzył drzwi czarnej limuzyny z której wysiadła niska dziewczyna. Ubrana w czerwoną bluzę, swoimi wielkimi oczami badała teren posiadłości. W drzwiach pojawiła się blond włosa kobieta o niebieskich oczach, która uśmiechnęła się do dziewczyny promiennie.
Czarnooka spojrzała na nią, nie miała zamiaru się uśmiechać. Nie lubiła tego, wolała zachować kamienną twarz niż uśmiechać się sztucznie, choć i w tej sztuce była mistrzynią. Umiała zamaskować swoje prawdziwe oblicze, przykrywała się warstwą cynizmu i ironii. Była oziębła nawet dla najbliższych jej osób.
-Witaj kochana - blondyna podeszła do dziewczyny i ją przytuliła na co nie była gotowa. Jej mięśnie się spięły.
- Cześć ciociu - mruknęła, kobieta uwolniła ją z jej uścisku lustrując twarz czarnookiej.
-Wyrosłaś i wypiękniałaś, pamiętam jak byłaś mała i radosna biegałaś po ogrodzie - westchnęła, przypominając sobie jak jej siostrzenica szczęśliwa bawiła się w tym ogrodzie wspinając się na drzewa. - Byłaś taka mała...
-Wciąż jestem - poprawiła ją, od zawsze nie należała do osób większych niż metr sześćdziesiąt. Wszyscy mówili, że jest wysoka ale ona wcale się tak nie czuła.
- Jak zwykle ironiczna, ty się chyba nigdy nie zmienisz - dziewczyna przewróciła oczami na wypowiedź ciotki. - Chodź twój pokój już czeka.
Blondyna weszła do środka, a za jej śladem czarnooka. Chwilę później stały w ogromnym pomieszczeniu. Czarno-białe ściany, dębowe ciemne panele oraz meble, ciemne zasłony i ogromne łóżko z szarą pościelą. Dziewczyna oglądała cały pokój niecałe sześć minut, a po chwili jej prawy kącik ust lekko się uniósł.
- Dobrze ja nie będę przeszkadzać, twoje rzeczy powinny być zaraz przyniesione o ósmej jest kolacja prosiłabym cię byś na nią przyszła - poinformowała ją i gdy opuszczała pomieszczenie ostatni raz uśmiechnęła się do niej i zniknęła w dżungli korytarzy.
Brunetka stała na środku pokoju, czekając na swoje rzeczy, które przynieśli jej parę minut później.
***
Zeszła na dół w białej koszuli i czarnych spodniach, jej włosy były rozpuszczone i nie poukładane. Zasiadała do stołu, a przed nią pojawiło się pierwsze danie.
Jadła w ciszy, uczono ją tego od małego, wpajano. Przez łzy do perfekcji, po skończeniu wstała i odeszła zostawiąc brudny talerz.
- Zaczekaj - uprzedziła ją ciotka - musimy porozmawiać - powiedziała, nawet gdy dziewczyna stała tyłem widziała jak przewraca oczami i siada z powrotem na swoje miejsce.
- Czy wiesz gdzie chciałabyś chodzić do.... - nie dokończyła bo czarnooka przerwała jej:
- Szkoły? -bardziej zapytała nóż stwierdziła. - ciociu jeśli myślisz że pójdę do Akademii to niestety ale grubo się mylisz.
- Melody... - zaczęła, pierwszy raz od wielu lat uczyła jej imienia. - Akademia będzie odpowiednia dla kogoś takiego jak ty.
- Nie - odpowiedziała i po raz kolejny wstała.
- Melody wracaj - warknęła stanowczo, ale ona nie miała zamiaru wracać. Szybko poznała na górę do swojego nowego pokoju.
Zła położyła się na łóżku rzucając poduszkami w każdy kąt pokoju. Przeniosła wzrok na okno, a w jej głowie zawitał pewien pomysł. Założyła swoją czarną bluzę z kapturem i czarne trampki. Najostrzej jak umiała wyszła za okno, była na najwyższym piętrze ale wcale jej to nie przeszkadzało. Zbiegła po dachówkach i skoczyła na drzewo, łapiąc się gałęzi rękoma.
Stanęła na ziemi i pognała w stronę miasta.
------------------
Komentujcie i oceniajcie do następnego 😉
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro