Rozdział 4
Wróciłam do domu zmęczona, nie myślałam że faceci mogą zadawać tak dużo pytań. Mark opowiadał jak najęty o sobie, o Nathanie i wypytywał mnie o wszystko co mu wpadło do głowy. Westchnęłam ciężko na wspomnienie czekoladowych oczu patrzących na mnie z uwagą, był taki rozluźniony. Usiadłam na skrawku łóżka lustrując mój pokój. Smutno tu - pomyślałam biorąc puchatą poduszkę.
Spojrzałam na swoje rękawice bokserskie, które z sobą przywiozłam.
- A jakby tak... -zaczęłam wstając. Sprawnie włożyłam je na ręce, przed oczami zobaczyłam worek treningowy. Nie myśląc wiele podeszłam do szafy wyciągnęłam z niej sportową torbę i zaczęłam się pakować.
***
Stanęłam przed czarnym workiem, wiążąc specjalne bandaże. Związałam swoje warkocze w charakterystyczne warkocze które towarzyszyły mi przy każdym treningu. Miałam na sobie czarny sportowy biustonosz, sportowe spodnie tego samego koloru i luźną szarą bluzkę na ramiączka z napisem devil którą bardzo lubiłam. Zaczęłam atak. Atakowałam niczym rozdrażniony byk płachtę. Raz. Dwa. Trzy! Z całej siły uderzyłam wiszący przedmiot, który oddał mi tym samym.
Warknęłam pod nosem, czując ból. Ból fizyczny był dla mnie jak kubeł zimnej wody. Spokojnie pomasowałam obolałe miejsce rozglądając się po pomieszczeniu. Ogromna sala ćwiczeń, dużo drogich sprzętów i mało ludzi. Prawdę mówiąc byłam tylko ja i osoby które sprzątały.
Wychodziłam z budynku uśmiechając się pod nosem. Było już późno a ja po prostu wiedziałam. Wiedziałam że będę miała problemy. I to cholerne. Moja ciocia pewnie odchodzi od zmysłów, może zadzwoniła już na policję?
Szłam w ciszy słuchając kolejnej piosenki która zaczęła grać w moich słuchawkach. Jedyną rzeczą jaka mi przeszkadzała były dwa długie warkocze, po których rozplątaniu będę miała jeszcze większe siano niż zwykle. Westchnęłam ciężko, omijając kolejną latarnie. Szłam spokojniejszą częścią miasta, z dala od ludzi, samochodów. Nie lubiłam tłocznych miejsc.
Poprawiłam moją skórzaną kurtkę i zerknęłam na moje czerwone big stary. Kupiłam je w Tokio dawno temu, a mimo to ciągle były dobre.
Stałam przed domem mojej ciotki.
- Rozpętajmy to piekło - szepnęłam do siebie otwierając dębowe drzwi. Od razu uderzył w mnie zapach lawendy, nie przepadałam za nim za bardzo przypominał mi mój rodzinny dom. Rozejrzałam się i jak najciszej zdjęłam buty, nikogo nie ma. Powoli weszłam na górę. Otworzyłam drzwi swojego pokoju i przeszłam zawał serca.
--------------------------
Jak ja lubię urywać w takich momentach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro