129 IMAGIN
Kontynuacja 124 SMS
Był piątek, czyli dzień, w którym miał rozpocząć się wasz rodzinny weekend. Usłyszałaś trąbnięcie pod domem. Wzięłaś na ręce swoją malutką córeczkę, ciągnąc drugą ręką małą walizkę. Nie miałaś pojęcia, gdzie Justin postanowił was zabrać.
Zanim podeszłaś do drzwi, w całym holu rozległ się głośny dzwonek, który przestraszył małą Sophie. Dziewczynka zaczęła płakać.
Odkluczyłaś drzwi, od razu widząc zaniepokojonego Justina. Oddałaś mu dziecko na ręce, patrząc, jak cudownie uspakaja dziewczynkę. Byłaś pod wrażeniem.
-Kochanie, weź walizki. Kenny pomoże zapakować ci je do auta. Ja zajmę się perełką.
Przewróciłaś oczami, słysząc to słodkie przezwisko kierowane w twoją stronę. Nie lubiłaś, gdy tak mówił. Wykorzystywał to przeciw tobie bo wiedział, jak to na ciebie działa. Z każdym wypowiedzianym przez niego zdrobnieniem twoje serce ściskało się, a w brzuchu latało tysiąc motylków.
Wyminęłaś mężczyznę z dzieckiem na rękach słysząc, jak szepcze do niej czułe słówka. Mimo pozorów starał się być jak najlepszym ojcem.
Razem z Kennym zapakowałaś bagaże, po chwili wsiadając do auta na swoje miejsce. Justin siedział już na tylnych fotelach, usypiając dziecko bezpiecznie zapięte w swoim foteliku. Ten widok był rozczulający. Wyobraziłaś sobie, co byłoby, gdybyście żyli jak prawdziwa rodzina. Wspólne mieszkanie, spacery, codzienne śniadania... Jednak sława nie była dla ciebie, z resztą związek z celebrytą też nie. Chciałaś, by twoje dziecko dorastało z dala od fleszy i okładek gazet.
-T.I, coś się stało?-usłyszałaś.
Zamrugałaś kilkukrotnie, orientując się, że bardzo się zamyśliłaś. Poczułaś ciepłą dłoń blondyna na swojej dłoni. Poczułaś się nieswojo.
-Nie, odpłynęłam, przepraszam.-odchrząknęłaś.
Justin uniósł wasze splecione dłonie, całując kilka razy wierzch toich kostek.
-Nie myślałaś kiedyś o tym, że Soph potrzebuje ojca? Takiego na miejscu, który będzie zawsze przy niej?-powiedział to z niesamowitym spokojem.
Wzruszyłaś ramionami.
-Być może. Ale na pewno nie możesz nim być.
Puścił twoją rękę i zmarszczył brwi.
-Że co proszę?
-Posłuchaj mnie, Justin. Jeszcze gdy byliśmy razem, często nie było cię w domu. Teraz twoja kariera jeszcze bardziej się rozkręciła, masz trasę koncertową i jeździsz po świecie. Jak chcesz być z nią na miejscu? Rozumiem, że się starasz, ale najlepiej będzie, jak zostanie tak, jak jest.
-Tak, czyli jak? Mam spotykać się z moją córką raz na dwa miesiące, a moje rodzone dziecko ma wychowywać się z obcym gościem, zamiast ze swoim ojcem?
-Nie chcę, żeby patrzyła na świat pod pryzmatem sławy. Ona zasługuje na normalne dzieciństwo a nie oprowadzanie po salonach.
-Jesteś egoistką, kochanie. Po prostu boisz się, że znów może być tak, jak dawniej. Boisz się, że obudzą się w tobie te uczucia, że na nowo się we mnie zakochasz, że...
-Że znów mnie zdradzisz, i to nie raz, a ja się na tobie zawiodę?
-Proszę cię, przestań. Czy podczas każdej kłótni musisz wygrzebywać stare sprawy?-przewrócił oczami.
-Skończmy tą rozmowę. Nie chcę obudzić Sophie.
Dojechaliście na lotnisko. Justin powiedział ci, że lecicie na jego wyspę, z dala od paparazzi i reporterów, dokładnie tak, jak chciałaś.
Będąc w samolocie postanowiłaś przeglądnąć instagrama. Wolałaś nie rozmawiać z Bieberem, aby nie wszczynać niepotrzebnych sprzeczek.
Chwilę po tym poczułaś delikatne szturchnięcie w ramię, przez co wyciągnęłaś słuchawki.
-Co się stało, Justin?-westchnęłaś.
-Chcę, abyśmy wyjaśnili sobie kilka spraw. Musimy być wobec siebie szczerzy.
-Nie przypominam sobie, żebym cię okłamała.
Bieber pokazał w twoją stronę ten sam post na instagramie Nicka.
-Chcę wiedzieć, co was ze sobą łączy.
-Mówiłam ci, że się przyjaźnimy.
-Więc na czym polega wasza przyjaźń?
-Możesz przestać drążyć? Cholera, jak nie wchodzę ci z butami w życie prywatne. W ogóle dlaczego cię to interesuje?
-Bo cię kocham? Bo jesteś matką mojego dziecka? Bo chcę cię odzyskać i założyć z tobą pełną rodzinę? Bo chcę wiedzieć, czy jakiś palant próbuje dorwać się do mojej kobiety?
-Już nie jestem twoją kobietą.-warknęłaś.
-Kochasz mnie, jak kocham ciebie, więc jesteś.
Mężczyzna zbliżył się do ciebie i wpił w twoje usta. Ułożył swoją dłoń na twojej talii, nie przerywając pocałunku. Ty też nie chciałaś tego przerywać, nie mogłaś. Zbyt bardzo tęskniłaś za miękkością i smakiem jego ust.
-Spróbujmy. Proszę cię, T.I.-szepnął w twoje usta.
-Nie wiem.-odpowiedziałaś.
-Jeśli się nie uda, a do tego nie dopuszczę, to damy sobie spokój, okej? Obiecuję.
Głęboko westchnęłaś. Rozważyłaś wszystkie "za" i "przeciw". Nie chciałaś zostać zraniona, ale jednocześnie chciałaś zapewnić córce pełną, kochającą rodzinę.
-Spróbujmy.
Justin mocno cię objął i przyciągnął do siebie. Bardzo się cieszył.
-Nawet nie wiesz, jaki jestem szczęśliwy. Nie pożałujesz tego, skarbie.
***
Chcecie dalszą kontynuację tego imagina?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro