12. Smoki, złodzieje i cała masa kłopotów
- Nie powinnaś była tego robić, Camellie.
Granatowowłosa piękność, do tej pory z ostentacyjnym znudzeniem oglądająca swoje paznokcie, skrzywiła się.
- Zdecydowanie przesadzasz – wydęła swe kształtne usta jak rozkapryszone dziecko - To moja magia, więc mogę robić, co mi się żywnie podoba.
- Przypominam ci, że mamy umowę.
- Chrzanię tę umowę.
- Pieniądze zabrałaś.
- Wykonałam to, co do mnie należało, już dawno. On jest czymś w rodzaju... napiwku.
Co ci przeszkadza, że zabrałam mu pamięć?
- Bo teraz ONA ją odzyska! - wrzasnął zakapturzony mężczyzna, gwałtownie podrywając się z miejsca – Wykonanie tego planu kosztowało mnie zbyt wiele, nie mogę teraz tego zaprzepaścić! Czy ty jesteś aż taka głupia? Nie znasz działania swojej mocy czy po prostu chcesz zginąć!?
- Uspokój się... - Camellie machnęła lekceważąco ręką, ale zanim zdążyła dodać coś więcej, zimna stal dotknęła jej szyi. Wolno uniosła oczy na mężczyznę, który nagle znalazł się tuż koło niej, i głośniej przełknęła ślinę, tracąc odrobinę swej poprzedniej nonszalancji.
- Nie – wycedził on, wpatrując się w nią nieruchomym, lodowatym wzrokiem - Nie zamierzam. Jeszcze dzisiaj to zakończymy, a potem wszyscy rozejdziecie się w swoje strony.
- Nie mogę się doczekać – charknęła kobieta, po czym odwróciła wzrok, pokonana. Widząc to, mężczyzna krótko zaśmiał się pod nosem, po czym zrobił krok w tył i wsunął sztylet do pochwy.
- Powiadom resztę – zarządził sucho – Niech przygotują się na wielki finał.
Uśmiechnął się pod kapturem, rozkoszując się tymi słowami, a potem odwrócił się w stronę okna i wyjrzał na zewnątrz, kładąc dłoń na zakurzonej szybie.
- Zemsta to zemsta, Jellal – wymamrotał, a w jego oczach zalśniła czysta nienawiść.
Camellie natomiast przyłożyła dłoń do szyi, rzucając wściekłe spojrzenie na sylwetkę mężczyzny i siłą woli powstrzymując się od rzucenia mu kilku dobitnych słów o tym, co myśli na temat szalonych zbirów ogarniętych rządzą zemsty. Niestety, dobrze zdawała sobie sprawę, że tym razem mogłoby skończyć się nie tylko na drobnej demonstracji siły, a na jej głowie na marmurowej posadzce tego małego pokoju na szczycie upiornej wieżyczki. Swoją drogą, kijowe miejsce na prowadzenie tajemnych spotkań, bo człowiek musi zasuwać kilkanaście kilometrów po schodach, a jeżeli do tego ma się na nogach obcasy, tak jak ona, sprawa dodatkowo się komplikuje.
Ale czego nie robi się dla urody.
Chyłkiem wymknęła się z pokoju, stoczyła walkę z owymi schodami i znalazła się w znacznie przyjemniejszej części ich bazy, a mianowicie – komnatach, które objęła w swoje panowanie. Jasne, tylko na określony czas, a jeżeli szefuńcio spełni swoje groźby, to już dzisiaj będzie musiała się stąd wynosić, ale i tak lubiła to miejsce. Zwłaszcza, kiedy na stole, przypięty pasami i obdarzony kilkoma magicznymi pieczęciami leżał on, jedyny, niepowtarzalny, absolutnie cudowny.
Szef niepotrzebnie się spinał. Czy nie wiedział, że z tym smokiem u boku mieli szansę być nawet potężniejsi? Przygotowała już wszystkie narzędzia, wyjęła eliksir i była gotowa zaczynać swoją operację, w wyniku której...
- Niedługo będziesz mój – zachichotała, przeciągając dłonią po klatce piersiowej nieprzytomnego Natsu - Już na zawsze, smoczątko...
//Pv Erza//
Kiedy po długim, przyjemnym śnie wreszcie się budzisz, z własnej woli oczywiście, a nie na czyjeś pobudki bądź budzik, jesteś otoczony taką bańką... radości. Problemy jeszcze cię nie dopadły, świat jest piękny. A potem wszystko bierze w łeb.
Erza stęknęła cicho, czując coś lodowato zimnego na swoim policzku, powoli przesuwającego się w górę i w dół. O, zatrzymało się. Pojawiło się chyba na ramieniu. Co to?
Drżący głos, zawierający sporą dawką niedowierzania oraz strachu, zadziałał na nią jak kubeł zimnej wody, odganiając resztki snu.
- Erciu...? - zapytał głos, a zimna rzecz zacisnęła się na jej ramieniu, przez co poczuła, że i ona drży.
- Ja - burknęła w odpowiedzi, gwałtownie otwierając oczy i stwierdzając z żalem, że miła banieczka prysnęła i jest teraz, o dziwo, zła i obolała - Ile czerwonowłosych kobiet spotkałeś w swoim życiu, co, Jellal!? Przed chwilą byłam w tej cholernej uliczce, więc co ja tu teraz robię? Gdzie Natsu i Lucy?
Chyba nie zabrzmiała tak groźnie, jak zamierzała, bo niebieskowłosy ani trochę nie wyglądał na zmieszanego czy przestraszonego. Potrząsnął tylko głową i otarł twarz rękawem płaszcza, wypuszczając z uścisku jej ramię. Dlaczego jego ręce były takie zimne? Siedzi człowiek w płaszczu, na dworze słońce daje z siebie wszystko, a można odnieść wrażenie, że Jellal znajdował się teraz w chłodni, w samych slipkach do tego. Nie, żeby miała coś przeciwko tej wizji, ale w tym momencie ucieszyłaby się, gdyby założył jakieś rękawiczki.
- Ja... - zaczął niepewnie, ale zabrakło mu słów. Schylił się i, z niezwykłą delikatnością, pogłaskał ją po włosach. Wybrał jednak na to wybitnie zły moment, bo, jak to zostało wspomniane wcześniej, Erza bynajmniej nie była teraz w nastroju na pieszczoty, nawet, jeżeli w grę wchodził ten odwieczny ukochany, generalnie głupi jak stodoła, ale tak drogi jej sercu.
- Ty mi lepiej powiedz, co tu się wyprawia – powiedziała z lekką pobłażliwością, a on speszył się, cofając zaraz rękę i chowając ją do płaszcza. Dobrze, może przynajmniej ją sobie ogrzeje, biedaczysko.
Nie uzyskała jednak żadnych wyjaśnień, bo kiedy on usiłował zebrać jakieś słowa, na przemian się zapowietrzając, rumieniąc i przeciągając dłonią po włosach, do pokoju weszła jakaś kobieta, najpewniej pielęgniarka, i zatrzymała się na progu, z oszołomieniem patrząc na przytomną pacjentkę. Erza odwzajemniła jej spojrzenie, zastanawiając się, czemu, do ciężkiego licha, kobitka wygląda, jakby ukazał się jej duch.
- Mogłaby pani zawołać Porlyuskę? - odezwał się niebieskowłosy, nagle odzyskując mowę - Wydaje mi się, że przede wszystkim ona powinna tu być.
Kobieta wolno skinęła głową, po czym odwróciła się i wyszła, zaś Jellal westchnął, teraz z kolei nerwowo skubiąc wargę.
- Muszę zostawić cię samą. Tylko na sekundę. Zresztą, tutaj nic ci się nie stanie - powiedział po chwili milczenia, rzucił przelotne spojrzenie na Erzę i ostatecznie opuścił pomieszczenie.
Tak jak mówiła, chłop głupi jak stodoła. Nic nie wytłumaczył, zawstydził się jak panna na wydaniu i na koniec zostawił ją samą sobie. Westchnęła z irytacją i zapadła się w szpitalne łóżko, zastanawiając się, czy jak wyrwie sobie tę kroplówkę, to będzie bolało bardzo czy tylko trochę. Prawdopodobnie by to przetestowała, ale odkryła, że nie za bardzo ma nawet siłę unieść dłoń, a co dopiero miałaby siłować się z tą rurkę, wbitą w jej ramię.
Cicho zaklęła, zamykając oczy. Jak tu wróci, to zjedzie go tak, że popamięta.
A potem da buzi w policzek, bo mimo wszystko był upiornie słodki.
//Messenger//
Mały Zboczeniec[Wendy]: Ciuch ciuuuuuuch
Mały Zboczeniec: Pociąg do zrąbania już nadjeeeeeeżdżaa
Mały Zboczeniec: CiCiCiu
Ciocia Lisia[Lissana]: CARLA DO CHOLERY WEŹ JĄ OGARNIJ
#herbata4ever[Carla]: NO PRZECIEŻ SIĘ STARAM
Ciocia Lisia: ZA MAŁO
Psycho Psycholog[Levy]: Ona jest po prostu w szoku, dajcie jej spokój
#herbata4ever: ONA LATA W KÓŁKO JAK PO CIĘŻKICH PROCHACH
#herbara4ever: ODDALAM TWOJĄ PROŚBĘ
Mały Zboczeniec: CiuuciuciuciuuuUUUUUUKURŁACIU
Murzyn[Gray]: W taki sposób do niczego nie dojdziemy, ludzie
Murzyn: To poważna sprawa
#herbata4ever: NO CO TY NIE POWIESZ
#herbata4ever: A JA MYŚLAŁAM ŻE TO SĄ ŻARTY
Ciocia Lisia: Co my niby mamy zrobić, Gray
Ciocia Lisia: Od Jellala żadnych wiadomości, czyli z Erzą nie jest lepiej
Ciocia Lisia: Po Natsu i prawdopodobnej sprawczyni tego zamieszania ślad zaginął
Psycho Psycholog: A co z Lucy?
Murzyn: Ona też panikuje, ale mniej niż Wendy
Murzyn: Innymi słowy, nader zdecydowanym krokiem zmierza przed siebie, odganiając nieostrożnych przechodniów za pomocą łokci
Murzyn: Boję się nawet do niej zbliżyć
Psycho Psycholog: Poprawne posunięcie
Psycho Psycholog: Wait
Psycho Psycholog jest offline.
#herbata4ever: ...
#herbata4ever: Wie ktoś jak wyciągnąć nastolatkę z płotu?
Ciocia Lisia: Poszłabym do ciebie, ale chyba potrzebują mnie w gildii
Ciocia Lisia: Mira jest trochę niedysponowana
Ciocia Lisia: Wysłać ci kogoś?
#herbata4ever: Tja
#herbata4ever: Niby w gildii tyle ludzi, ale jak przyjdzie co do czego to nie ma nikogo
#herbata4ever: Zamawiam Gajella i Lily'ego
#herbata4ever: Przesyłka priorytetowa, of course
#herbata4ever: Chyba że chcą poznać mój gniew
Psycho Psycholog jest online.
Psycho Psycholog: Dzwonił Jellal
Psycho Psycholog: Erza...odzyskała świadomość.
Psycho Psycholog: I wygląda na to, że pamięć również.
//pv. Jellal//
Wyobrażał to sobie nieco inaczej.
Przede wszystkim nie spodziewał się, że jej pamięć wróci tak szybko. Był całkowicie przygotowany na wierne trwanie przy jej boku, względnie na opowiadanie historii o jej życiu, aż zacznie coś sobie przypominać, ale nie na to, że tak po prostu się obudzi i zacznie mówić z sensem.
Przede wszystkim zaś, Erza miała powoli otworzyć swe śliczne oczęta, uśmiechnąć się słabo, ale czule, i delikatnym głosikiem spytać, co się stało, na co on mógłby ją uspokoić, że wszystko jest dobrze. Porozmawialiby chwilę ściszonymi głosami, drżącymi od skrywanych uczuć, a potem delikatnie pocałowałby ją w to piękne czółko, mówiąc, że znajdzie tego, kto jej to zrobił, i wymierzy mu sprawiedliwość.
Ale na drodze pojawiły się dwie przeszkody. Raz, nie opanował się i jego ręka nagle, zupełnie bez udziału jego woli znalazła się na włosach Erzy. Dwa, że sama zainteresowana bynajmniej nie przypominała słodkiej poszkodowanej, a zdawało mu się, że była o krok od podniesienia się z łoża boleści, zdzielenia go przez twarz za te sentymenty i wyruszenia z mieczem w dłoni, aby samej ukatrupić złodzieja pamięci.
Nie wspominając już o tym, że gdy przyszło co do czego, nie potrafił wykrztusić z siebie ani słowa, zachowując się jak pierwszy lepszy podlotek, a nie silny, doświadczony przez życie i wysoce profesjonalny mag.
Za to teraz poinformował już dosłownie wszystkich o tym, że z Erzą wszystko w porządku, chodząc niespokojnie w tę i we wtę po korytarzu, pisząc na telefonie i usiłując odciągnąć swe myśli od tamtego upokorzenia. Średnio co cztery sekundy musiał też mruczeć pod nosem przeprosiny, bo korytarz bynajmniej nie był pusty, a pielęgniarki zdawały się nie rozumieć jego poruszenia i patrzyły na niego, delikatnie rzecz ujmując, wrogo.
Przez to nie zauważył też, że Ultear i Meredy pojawiły się koło niego, czekając w ciszy, aż on wreszcie się zorientuje i raczy powiedzieć im, co dalej. Ostatecznie Ultear zapodała mu szturchnięcie w bok, na co ocknął się i oblał rumieńcem, zastanawiając się w popłochu, czy dziewczyny mogły domyślać się powodu jego zmieszania.
- Erzie wróciła część świadomości. Porlyuska zaraz powinna tu być - powiedział cicho i uniósł rękę, by zahamować zbliżający się potok pytań, głównie dlatego, że dziewczęta uśmiechały się figlarnie, bez zdolności czytania umysłów dokładnie wiedząc, co siedzi w głowie Jellala – Później.
- Strasznie to wszystko zagmatwane - westchnęła więc Meredy, zostawiając koleżeńskie przepychanki słowne na kiedy indziej - Najpierw za pomocą Magii Wspomnień Erza zostaje pozbawiona pamięci, sprawca nieznany. Odkryliśmy, jaka to magia, po przeprowadzeniu analizy etherano w okolicy miejsca zdarzenia. Fairy Tail wyrusza na poszukiwania kogoś, kto mógłby być sprawcą, a wtedy Natsu zostaje porwany i Erzie wraca pamięć. Gray i Lucy podejrzewają, że ta sama osoba stoi za tymi zdarzeniami, w dodatku Gray pisał do ciebie, jak Lucy opisała prawdopodobną sprawczynię. Czyli teraz musimy tylko odnaleźć Natsu i ukarać tą osobę, tak?
- Nadążasz - uśmiechnęła się Ultear - Tylko kolejnym problemem jest to, że aktualnie członkowie Fairy Tail rozproszyli się po całym mieście i nie wszyscy wiedzą, co się dzieje, już nie mówiąc o tym że wszystkie te akcje zbiegły się z sezonem na misje, więc połowa gildii jest poza miastem.
- Krótko mówiąc, jesteśmy w dupie.
- Musimy iść do owego baru, by ponownie zanalizować etherano i zebrać dowody, że to ten sam sprawca – powiedział Jellal, a one pokiwały głowami. Nawet, jeżeli można byłoby porwać się z motyką na słońce, to lepiej jednak było się upewnić, że ich teoria jest prawdziwa, a to wymagało, niestety, poświęcenia odrobiny czasu.
Po chwili cała trójka zdecydowanym krokiem przemierzała szpitalne korytarze, dzielnie wymijając po drodze pielęgniarki, które znajdowały się już na skraju załamania nerwowego przez to ich całe kręcenie się w kółko.
Nie wiedzieli jeszcze, że lepiej było nie ruszać się z tego szpitala.
//pv. Lucy//
Łzy zdążyły już wyschnąć. I bardzo dobrze, bo w tej chwili jakakolwiek słabość była jej bardzo nie na rękę. Żeby tak rozklejać się z powodu chłopaka, z którym ostatecznie łączyła ją tylko przyjaźń i nic poza tym? Teoretycznie, mogłaby też płakać przez to, że prawdopodobnie został uprowadzony, ale ta wizja tylko napawała ją tylko strachem, może złością, ale nie rozpaczą. Prawdziwym powodem płaczu była zraniona duma i dobrze o tym wiedziała.
Głupi, głupi Natsu.
A tak poza tym, jak nagle zdała sobie sprawę, nie za bardzo wiedziała, dokąd idzie. Kiedy ruszyła przed siebie w pierwszym odruchu, kierowana rozpaczą i chęcią zemsty, nie myślała o tym, gdzie chce iść, wobec czego nogi usłużnie prowadziły ją na oślep przez miasto.
- Lucy? Żyjesz?
Pojęła też, że nie słyszy swojego imienia po raz pierwszy. Obróciła się, aby z lekkim zaskoczeniem ujrzeć wiernie podążającego za nią czarnowłosego, a ten pomachał jej za to przed twarzą włączonym telefonem.
- Erza odzyskała pamięć - powiedział krótko, na co wprost poczuła, jak gigantyczny kamień spada jej z serca - Idziemy do niej?
Powinniśmy szukać Natsu, zaszeptało zdradzieckie serce, ale dzielnie je zignorowała. I tak nie ruszyliby ratować go we dwójkę, a na cóż miało przydać się wściekłe krążenie bez celu? Powinna być teraz przy Erzie, tak, jak ta zawsze była przy niej, gdy cały świat starał się pokazać jej, że do niczego się nie nadaje. Jak prawdziwa przyjaciółka, do cholery.
- Idziemy – zadecydowała z nagłą determinacją, co słysząc chłopak uśmiechnął się szeroko.
- No, i wraca moja Lucy – powiedział, po czym odkaszlnął – Nasza, nasza, oczywiście, wszakże jesteś wspólny skarb całej gildii. Będziemy stać i trzymać panią niepokonaną za rączkę, co? Ale najpierw ją ochrzanimy, że narobiła nam tyle stresu.
- A żebyś wiedział – nie mogła się nie roześmiać, łaskawie omijając jego rzekome przejęzyczenie. Nie będzie się nad tym zastanawiała, o nie. Nie tu, nie teraz, gdy wszystko wokół albo się waliło, albo wisiało na ostatnim, zardzewiałym gwoździu.
Umilając sobie drogę lekką pogawędką o Erzie coraz bardziej zbliżali się do szpitala. Po drodze dołączył do nich Happy, zapłakany ze szczęścia, ale absolutnie nie chcący się do tego przyznać, ocierając oczy łapkami i powtarzając, że lecąc tu natknął się na cały stragan z cebulami. Szkoda było na niego patrzeć, od kiedy Natsu zniknął im z radaru, a to, że Erzie zrobiło się lepiej, musiało dać mu nadzieję, że niedługo odzyskają także jego przyjaciela.
Wszyscy mieli na to nadzieję, szczerze mówiąc.
Niestety, nie na próżno od wieków mówi się, że nadzieja jest matką głupich, a pycha kroczy przed upadkiem, bo kiedy już poczuli się na tyle pewni siebie i pewni tego, że wkrótce całe to zamieszanie dobiegnie końca, kolejna rzecz strzeliła w nich znienacka.
Drzwi do szpitala, do którego właśnie doszli, były bowiem otwarte na oścież, co samo w sobie stanowiło dość nietypowy widok, zwłaszcza, że nikt ani nie wchodził, ani nie wychodził, a zwykle pielęgniarki w recepcji wprost goniły z miotłami w dłoniach tych, którzy śmieli się zostawić te drzwi choćby uchylone, krzycząc o mitycznym „przeciągu", który miał powybijać wszystkich pacjentów i pół zastępu lekarzy. Teraz zaś owe bojowniczki o zdrowie leżały bez świadomości na biurku recepcji, a po suficie piął się sino zielony dym, zalatujący siarką.
- Co do... - zaczął z niedowierzaniem Gray, a potem wściekły grymas przebiegł po jego twarzy – Cholera, cholera! Erza!
Nie musieli nawet ustalać, co zrobić dalej. Gray i Lucy zgodnym ruchem zakryli twarze, po czym rzucili się szaleńczo w głąb szpitala, zostawiając Happy'ego na zewnątrz, a im dalej się znajdowali, tym bardziej przerażający widok malował się przed ich oczami – pootwierane na oścież drzwi sal, pielęgniarki, lekarze i pacjenci leżący w bezruchu na posadzce, jakby nagle padli tak, jak stali. Przez tę nienaturalną ciszę nawet odgłos ich butów, uderzających o posadzkę, brzmiał okrutnie złowieszczo, nic dziwnego więc, że oboje mieli dziwne wrażenie, że właśnie znaleźli się w koszmarze sennym. Do tego ten dym, spowijający wszystko w swym morderczym uścisku, pełzając po suficie, ścianach i podłodze, gryząc ich w oczy i drapiąc w gardle.
Nagle oboje stanęli jak wryci, bo w tej ciszy pojawił się dźwięk - odgłos szarpaniny i stłumione okrzyki, potem ciche przekleństwo, poprzedzające mrożący krew w żyłach krzyk.
- Erza - wychrypiał Gray, z niedowierzaniem patrząc przed siebie - To jest...
Blondynka pociągnęła go za rękaw, sygnalizując, że ostatnia rzecz, jaką powinni teraz zrobić, było zatrzymywanie się, a po chwili oboje wpadli jak burza do pokoju szpitalnego, w którym według wiadomości Jellala mieli znaleźć Erzę.
Podłoga była najeżona od malutkich kawałków szkła, złowieszczo odbijających wpadające do pokoju przez zbitą szybę światło. Wiatr szarpał bezlitośnie przeciętą w pół zasłonkę, na białej pościeli widniały drobne, świeże jeszcze kropelki krwi i mała, zmięta karteczka. Gray przełknął głośniej ślinę, zrobił dwa kroki do przodu, unikając szkła, po czym uniósł ją drżącą ręką.
"Obrzeża Magnolii, stara siedziba mrocznej gildii Venn. Wpuścimy trzy osoby. Tik tak, magowie, tik tak..."
_____
2719 słów
_____
Święta przyszły w czerwcu, a od dziś proszę mówić na mnie Feniks, bo powstaję z popiołów
Na początku pragnę zauważyć, iż rozdział ten jest stworzeniem bardzo dziwnym - pisanym w raczej dużych odstępach te lata temu (kiedy był ostatni rozdział - 3 lata wstecz? Dramat), a teraz zaopatrzony w końcówkę i przepuszczony przez ostrza korekty, bo jak już tyle wypociłam, to nie będę pisać wszystkiego od początku
☆Co tu robię?
Tego nawet ja nie wiem, więc nie dam rady odpowiedzieć
☆Czemu opko zdechło?
Ano, w trakcie pisania moja faza na Fairy Tail dokonała aktu śmierci, toteż i chęć do pisania odleciała do krain odległych i tam się zadomowiła. Należy też zauważyć, że zaczynałam pisać będąc nieco młodsza, a człowiek nie krowa i się zmienia, wobec czego na stare rozdziały patrzę kątem oka, jak na słodki przejaw twórczy młodej istotki
☆Co stanie się teraz z opkiem?
Nie powiedziałabym, że teraz nastąpi/nastąpiła reaktywacja - już bardziej chciałabym zamknąć ten "arc" ze złodziejami pamięci, żeby nie kończyć całości cliffhangerem. Planowałam też upchnąć wszystko w jednym rozdziale, ale tak patrzę, że tu się szykuje fight scene, więc niepodobna upchnąć to wszystko w jednym miejscu, a więc szykują się rozdziały następne. Wiem, że to z mojej strony ryzykowne, bo powyższy rozdział skończył się na WIĘKSZYM cliffhangerze, niż poprzedni, ale trzymamy kciuki, że następne 1-2 przyjdą czasowo, tj. nie na przestrzeni kilku lat XDDD
A na koniec chciałabym przeprosić wszystkich, którzy na którymś etapie byli bardzo zainteresowani moim głupiutkim opowiadaniem i zderzyli się ze ścianą [Zawieszone]. Jest mi naprawdę przykro, że tak to się skończyło i pewnie zawiodłam tym kilka osób, ale cóż zrobić, jak życie tak różnie się układa.
No, więc teraz tradycyjnie - dziękuję za przeczytanie rozdziału, zachęcam do zostawienia po sobie śladu w postaci gwiazdeczki bądź komentarza z rozległym opisem tortur, jakim zostanie poddana droga autorka za swą niesubordynację, i życzę wszystkim miłego dnia bądź nocy <3
Buziaczki,
Wandelopa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro