Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

07. DROGOWSKAZY

ARES

Dłubałem widelcem w makaronie, przebierając między krewetkami. Czas wydawał się ciągnąć w nieskończoność, odkąd zasiedliśmy przy stole. W powietrzu wisiało wyczuwalne napięcie, przerywane jedynie opowiastkami Anthei.

            Opierałem głowę na dłoni tak długo, że czułem jej zdrętwienie. Moje myśli uciekały do burzliwych wydarzeń związanych Molly i jej nagłym zaginięciem. Niepokój trzymał mnie w swoich szponach tym bardziej, że ojciec zabronił nam szukać jej na własną rękę. Pomimo jego zapewnień, że policjanci zrobią wszystko, by sprowadzić ją do domu, nie potrafiłem tak po prostu siedzieć.

            Wysiłki, by do niej dotrzeć, nie przyniosły rezultatu. Dzwoniłem, pisałem... aż w pewnym momencie jej telefon przestał odpowiadać.

            – W piątek jest premiera naszego przedstawienia – głos mojej siostry przeciął grobową ciszę. – Przyjdziecie je obejrzeć, prawda?

            – Oczywiście, kochanie. – Mama brzmiała na szczęśliwą.

            – Na którą godzinę zostało to zaplanowane? – dopytywał tata.

            – Na siedemnastą, tuż po zajęciach! – szczebiotała młoda. – Przyjdziesz, tatusiu?

            Słyszałem jego niski pomruk, zapewne się namyślał. Oparł ramię na krześle, które zajmowała dziewczynka, nachylił się nad nią, po czym musnął czubek jej głowy.

            – Mogę się odrobinę spóźnić, ale będę tam tak szybko, jak to tylko możliwe – zapewnił. – To co, jaka rola tym razem?

            – Zagram Annę. – Machała nogami z młodzieńczym entuzjazmem. – A Daphne zagra Elsę! To tak, jakbyśmy były siostrami, prawda, mamo?

            – Prawda, Anthi – odparła z nutą zadowolenia. – A teraz jedz, zanim wszystko wystygnie.

            Dźgałem krewetkę, odrąbując jej ogon, by w następstwie zrobić z niej miazgę.

            – A ty, Ares? – Dobiegł mnie melodyjny głos.

            Zamrugałem, napotykając wzrok mojej siostry.

            – Co? – wymamrotałem.

            – Przyjdziesz na moje przedstawienie? – Karmelowe oczy tętniły nadzieją.

            Przedstawienie pozostawało poza marginesem moich zmartwień, a mimo to nie mogłem znieść wizji przyćmienia jej radości.

            – Tak. Jasne. Pewnie – mruknąłem, prostując się od niechcenia. – Kogo zagrasz?

            Dostrzegłem pojedynczą bruzdę między jej brwiami, a wargi dziewczynki wygięły się w podkowę.

            – Nie słuchasz – stwierdziła zasmucona. – Zagram Annę, odgrywamy Krainę lodu. Odtwórcy najlepszego spektaklu mają szansę wygrać bilety do Disneylandu!

            – Ares jest zmęczony, perełko – interweniował tata. – To był dla niego trudny dzień.

            – Ale mówiłam mu o tym od tygodni – narzekała. – Po prostu jest mi przykro, że zapomniał.

            Widelec wymsknął mi się z dłoni, albo może to ja nieintencjonalnie nim rzuciłem.

            – Byliśmy w Disneylandzie niezliczoną ilość razy – niemalże warknąłem.

            Jadalnię ogarnęła cisza.

            Poczułem na sobie wiele par oczu: spojrzenie mamy było zaskoczone, ojca pełne nagany, a Anthei... zawiedzione. Przez chwilę obserwowałem, jak zwiesiła wzrok, wbiła widelec w makaron i w milczeniu wsunęła go do ust.

            Cholera. Powinienem trzymać nerwy na wodzy, ale w obliczu minionych godzin niewiedzy przychodziło mi to z trudem.

            – Przepraszam – odparłem ze skruchą. – Rozumiem, że to dla ciebie ważne.

            Wzruszyła ramionami, a zasłona rozczarowania okryła jej twarz.

            – Nic się nie stało – wymamrotała cicho.

            Reszta kolacji minęła w lakonicznej wymianie zdań, a jednak mój talerz pozostawał praktycznie nietknięty, nie licząc rozbryzganych krewetek. Po tym, jak Antheia pobiegła do swojego pokoju, czułem się jeszcze bardziej przytłoczony.

            – Kochanie... – Mama sięgnęła po moją dłoń przez stół. – Niewiele zjadłeś. Na pewno jesteś głodny.

            – Nie, mamo, nie jestem – przyznałem ze znużeniem. – Straciłem apetyt.

            Poczucie bezradności zżerało mnie od środka. Molly musiała być przerażona konsekwencjami, dlatego nie wracała do domu, a fakt, że nie pozwolono mi jej szukać, jedynie mnie przygnębił. Miałem kompletnie związane ręce.

            – Och, skarbie... – Ramiona jej opadły. – Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Molly odnajdzie się cała i zdrowa, tylko potrzebuje odrobinę czasu, by się wyciszyć.

            Podgryzłem wnętrze policzka, walcząc z wewnętrzną burzą. Widząc moje zamieszanie, mama okrążyła stół, po czym objęła od tyłu moją szyję i nachyliła się, by złożyć mi czuły pocałunek na policzku.

            – Naprawdę w to wierzę – szeptała mi przy uchu. – Tata nakazał poszukiwania Molly bezpośrednio po zgłoszeniu.

            – To nie była jej wina. – Czułem drżenie we własnym głosie. – Tiana ją sprowokowała, naśmiewając się z niej przy całej klasie, że ona nie ma ojca po tym, jak Molly powiedziała, że jej tata jest biznesmenem w Brazylii.

            – Rozumiem, naprawdę to rozumiem. – Przytuliła mnie jeszcze mocniej. – Wiem, że ci na niej zależy, ale serce mnie boli, gdy widzę, jak cierpisz.

            Zwiesiłem wzrok, kręcąc przy tym głową.

            – To skomplikowane.

            – Wiesz, że możesz z nami porozmawiać o wszystkim, prawda? – Przebiegła mi palcami przez włosy. – Nie chcę, byś zamykał się w sobie. Wycofanie się nie jest rozwiązaniem.

            Wymieniliśmy spojrzenia. Mama rozciągnęła kąciki ust do uśmiechu, który ledwie odzwierciedliłem.

            – Wiem – przyznałem. – Dzięki, mamo.

            Ucałowała mnie w czoło, a delikatny dotyk na policzku stopniowo koił moje nerwy.

            – Mój złoty chłopiec – zacmokała z rozbawieniem. – Och, czy ty musiałeś tak szybko dorosnąć? – jęknęła, ponownie zamykając mnie w czułym uścisku.

            – Mamo... – Próbowałem zaprotestować.

            Telefon taty wydał dźwięk, wzbudzając tym naszą uwagę. Odebrał połączenie, nawiązując rozmowę.

            – Hogan – odezwał się.

            Obserwowałem, jak przyparł dłoń do czoła i wypuścił powietrze z ust, jakby mu ulżyło. Poczułem uścisk w żołądku spowodowany przeciągającym się oczekiwaniem. Mój umysł kłębił się od natłoku pytań pozostawionych bez odpowiedzi.

            – Całe szczęście – mruknął pod nosem. – Jak ona się czuje? Nic jej nie jest?

            Poruszony przypływem emocji, poderwałem się z miejsca i wyswobodziłem z matczynych objęć. Zbliżyłem się prężnym krokiem do ojca, który rzucił mi przelotne spojrzenie i uniósł palec na znak, bym niczego nie mówił.

            – Dobrze, bardzo dobrze. – Potarł ręką brodę w zamyśleniu. – Informuj mnie na bieżąco. Dzięki za telefon.

            – I co? – wyrwałem się z zapytaniem.

            Popatrzył na mnie z rezerwą, jakby analizował to, co mógł mi powiedzieć, a czego nie.

            – Znaleźli ją – zaczął, wsuwając smartfon z powrotem do kieszeni. – Jest na obserwacji w szpitalu, ale jeszcze dziś mają zabrać ją do domu.

            – W którym szpitalu? – Gotów byłem zerwać się do wyjścia.

            Tata chwycił mnie za przegub, odciągając mnie od tego.

            – Jest roztrzęsiona, poza tym nic jej nie jest – mówił, błądząc wzrokiem po mojej twarzy.

            – Muszę ją zobaczyć – nalegałem.

            Potrząsnął głową w odpowiedzi.

            – Ona potrzebuje odpoczynku, Ares – przekonywał mnie. – Mają przygotować ją do przesłuchania w obecności matki, to będzie dla niej wystarczająco stresujące.

            – Tato, proszę... – wycedziłem zdesperowany.

            A mimo tego mnie nie puszczał. Zamiast tego, przyciągnął mnie do siebie i zamknął w żelaznym uścisku silnych ramion. Czując bliskość, o której niemal zapomniałem, miałem wrażenie, jakby kolczasty drut owinął się ciasno wokół mojego gardła.

            – Wiem, synu – mruczał cicho, pocierając przy tym moje plecy. – Daj jej trochę czasu. Jej mama przyznała, że Molly jest w złym stanie psychicznym. Po tym, jak wyjaśnią sobie sprawy rodzinne, obiecuję, że będziesz mógł się z nią spotkać, w porządku?

            Ufałem mu. Ufałem jak nikomu innemu. Zacisnąłem powieki, znajdując pocieszenie w jego uścisku. Mój przyspieszony puls powoli się wyciszał, podobnie jak szarżujące myśli.

            – Ty też powinieneś odpocząć, to był naprawdę ciężki dzień.

            Zgodziłem się skinieniem głowy i uwolniłem z jego objęć.

            – W takim razie dobranoc.

            – Dobranoc, kochanie. – Mama posłała mi całusa w powietrzu.

            – Śpij dobrze, złoty chłopcze.

            Wyciągnąłem telefon z tylnej kieszeni spodni, gdy zmierzałem w stronę schodów. Wybrałem chat z chłopakami, po czym wystukałem wiadomość.

            Od: Ares
Odnaleźli Molly, jest w szpitalu na obserwacji.

            Od: Ace
Ja jebie, całe szczęście. Nic jej nie jest?

            Od: Ares
Nie, jest roztrzęsiona, musi odpocząć.

            Od: Rhys
Złego diabli nie biorą 😉

            Przewróciłem oczami na jego przytyk. Miałem już pójść do swojego pokoju, jednak przebłysk skruchy namówił mnie, by sprawdzić co z moją siostrą. Wziąłem głęboki oddech, zanim trzykrotnie zapukałem do drzwi.

            – Proszę!

            Pchnąłem klamkę, gdy wszedłem do środka fiołkowego królestwa. Zastałem Antheię leżącą w łóżku ze wzrokiem wlepionym w telewizor, zanim nasze spojrzenia się nie skrzyżowały. Wydawała się być zaskoczona moją obecnością.

            – Chciałem cię przeprosić. – Z frustracją potarłem kark. – Nie powinienem na ciebie krzyczeć, przepraszam za to.

            Wyraz jej twarzy nieco złagodniał, gdy zbliżyłem się do niej i przysiadłem na łóżku.

            – Dlaczego byłeś zły? – zapytała.

            Westchnąłem, pochylając się nad kolanami i splotłem palce w kontemplacji.

            – Wiesz, czasem w życiu wydarzają się rzeczy, na które nie mamy wpływu, przez co czujemy złość, że nie potrafiliśmy temu zapobiec – wyjaśniłem najprościej, jak tylko potrafiłem. – Dlatego byłem zły, ale to nie powód, by się na tobie wyżywać. – Zerknąłem na nią przez ramię. – W końcu nie zrobiłaś niczego złego.

            Posłała mi ten swój perlisty uśmiech, wygramoliła się spod kołdry, po czym rzuciła mi się na plecy i objęła szyję. Kącik moich warg mimowolnie powędrował w górę.

            – Nie jestem na ciebie zła. – Niemalże teatralnie wpadła wprost w moje ramiona. – W końcu jesteś najlepszym starszym bratem!

            – Tak myślisz? – Wygiąłem brew.

            Gdy założyłem kosmyk jej ciemnych loków za ucho, zdumiałem się, jak szybko urosła.

            – Chciałam tylko, żebyś przyszedł na mój występ – wymamrotała, opierając się o moją klatkę piersiową. – Ostatni opuściłeś z powodu treningu, ale to nic.

            – Tak, wiem – przyznałem z ukłuciem żalu. – Zajmujesz szczególne miejsce w moim sercu, wiesz? – Pogłaskałem ją po plecach. – I czuję ogromną dumę, że dostałaś jedną z głównych ról.

            Uśmiechnęła się szeroko, marszcząc przy tym nos. Odzwierciedliłem jej wyraz twarzy w komiczny sposób, wywołując u niej radosny śmiech. Kiedy droczyłem się z nią łaskotaniem, jej dziewczęcy chichot wypełnił przestrzeń między nami.

            – Aaa, nie! – piszczała.

            – Mam przestać? – przekomarzałem się z nią, przebiegając palcami wzdłuż jej talii.

            – Tak! – zaprotestowała, zwijając z radosnym okrzykiem.

            – Co? – zachichotałem. – Czy ja słyszałem „nie"?

            – Nie, przestań! – Krzyk przebijał się przez jej salwy śmiechu. – Ares! Mój brzuch!

            Zrzuciłem ją na łóżko, po czym uniosłem dłonie w geście wycofania. Atak śmiechu ustąpił, choć mała wciąż dyszała z twarzą zarumienioną od wysiłku.

Podszedłem do drzwi i oparłem dłoń na klamce.

            – Kładź się spać, skrzacie.

            Poderwała się na nogi i zaczęła skakać po łóżku jak po trampolinie.

            – Ale ja nie chcę spać!

            No świetnie, rozbudziłem potwora. Zdałem sobie sprawę, że mnie też nie spieszy się do spania.

            – To może obejrzymy coś razem? – Wskazałem palcem na telewizor.

            Antheia zastygła w miejscu, jej oczy błysnęły ekscytacją.

            – Okej, ale ja wybieram film! – Chwyciła za pilota, by za moment zaoferować nam wieczorny repertuar.

            – Niech ci będzie – poczochrałem jej włosy.

            Położyłem się obok niej, podczas gdy ona opadła na cztery litery, a po chwili wtuliła się w moje ramię. Nawet jeśli oglądanie Barbie, rockowej księżniczki nie było w moim bingo na ten wieczór, to wiedziałem, że wszystko było lepsze niż zadręczanie się rzeczami, których biegu nie potrafiłem zmienić.

            Śmiech Anthei wypełnił pokój, podnosząc mnie na duchu. Zdałem sobie sprawę, że czasami najlepsze chwile to te kompletnie nieoczekiwane, dzielone z tymi, którzy wnoszą światło do naszego życia.

#FADINGRED

TO OSTATNI ROZDZIAŁ DOSTĘPNY NA WATTPADZIE. Premiera książki już jesienią 2024. Dziękuję, że tak licznie śledziliście losy Aresa i Molly! Jeszcze wiele przed Wami w papierowej wersji <3.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro