02. PRAWDA W MASCE
ARES
Wyczułem nad sobą ruch, a zaraz po nim delikatna pieszczota musnęła mi policzek. Westchnąłem ze zmęczeniem, mając nadzieję, że pies po prostu sobie pójdzie, gdy podtrzymam ignorowanie go. Rozchyliłem oczy, lecz nim zdążyłbym zareagować, zorientowałem się, że wcale nie byłem w domu.
Molly w kilka sekund dosiadła mnie okrakiem i przycisnęła coś do mojej szyi.
– Molly, co do ku...
– Jeśli komukolwiek o tym powiesz, wypruję ci flaki, rozumiesz? – wypowiedziała te słowa cicho, choć niezwykle wyraźnie.
Aż przeszył mnie pierdolony dreszcz. Jak gdyby nigdy nic, siedziała mi w pół naga na brzuchu, z włosami spływającymi nad moją twarzą niczym kurtyna, przytykając mi do tętnicy coś, co określiłem jako śrubokręt.
– O czym? – Ściągnąłem ku sobie brwi.
– Nie chcę, by ludzie mnie z tobą kojarzyli – odparowała chłodno, przeszywając mnie wzrokiem. – Nic się nie wydarzyło, a mnie tu nigdy nie było.
Auć, trochę zabolało.
– Sorry, ale to życzenie nie może zostać spełnione przez twoją własną głupotę – wycedziłem. – Prawdopodobnie wszyscy widzieli, jak wytargałem cię pijaną z basenu i zaprowadziłem do tego pokoju. – Wyrzuciłem oskarżycielsko brew w górę. – Dzięki Ares za uratowanie ci życia! – imitowałem jej głos. – Nie ma za co, Molly! Wystarczy kawa, może być nawet zbicie piątki, wszystko, kurwa, będzie lepsze od grożenia mi śmiercią!
Jej czoło zmarszczyło się w gniewie, a policzki nabrały wściekłych rumieńców.
– Omal nie umarłem ze strachu o ciebie – mruknąłem, sięgając dłońmi jej bioder. – Naprawdę wolałbym nie wynosić cię stąd w worku na zwłoki, więc z racji swojej przełknij swoją durną dumę i pogódź się z faktem, że zależy mi na tobie.
Zielone oczy napotkały moje. Dostrzegłem w nich błysk czegoś nieodgadnionego, nim niezbadany mrok przyćmił jej wewnętrzne rozterki.
– Nie prosiłam cię o to.
– Nie bądź pierdoloną egoistką. – Posłałem jej ponure spojrzenie. – I co zrobisz? Dźgniesz mnie? Oboje wiemy, że nie masz psychy.
Rozjuszyłem ją tym komentarzem. Wzniosła kruchą dłoń nieco ponad moją głowę i nim zdołałaby się zamachnąć, pchnąłem biodrami, by w mgnieniu oka zmienić pozycję naszych ciał. Po tym, jak nad nią zawisłem, słyszałem, jak zaczerpnęła zaskoczony wdech.
– Jestem od ciebie silniejszy, Molly i wolałbym nie używać tego wobec ciebie, ale cholernie mi to utrudniasz. – Zacisnąłem zęby, a subtelne drgnięcie w szczęce zdradziło moje zdenerwowanie. – Samo przebudzenie i odejście rozwiązałoby ten problem, ale nie, ty rozkoszujesz się scenkami.
– Nienawidzę cię – wycedziła, mierząc mnie tak oschłym spojrzeniem, że poczułem ukłucie gdzieś w głębi siebie.
– Nienawiść i miłość to wbrew pozorom niezwykle zbliżone uczucia. – Pociągnąłem kącik ust w górę. – Twoja niechęć do tego, by przyznać się do braku kontroli i uczuć, jakie w tobie wzbudzam, wiele o tobie mówi, a jednocześnie cię przeraża.
Nabrała powietrza w usta, a chwilę później zaczęła się motać jak cholerna ryba bez wody. Ścisnąłem jej nadgarstki i wbiłem je ponad głową rudowłosej.
– Puść mnie! – wrzasnęła.
– Wystarczyłoby powiedzieć proszę.
– Wystarczyłoby się odpierdolić – mruknęła z udawanym znużeniem. – Zejdź ze mnie, w przeciwnym razie będziesz mógł pożegnać się ze spokojnym snem tej nocy!
– Och, czyżby? – zadrwiłem, lustrując ją wzrokiem. – Co zrobisz? Zakradniesz się do mojego pokoju i będziesz ujeżdżać mojego fiuta, dopóki...
Zgiąłem się w pół, gdy zadała mi trafny cios w krocze. Z jękiem osunąłem się na miejsce obok, łapiąc się za czułe miejsce. Kurwa, wygrała tę bitwę.
– Prędzej bym się zrzygała – wycedziła tuż przy moim uchu, nim zwinnie podniosła się z łóżka. – Nie chcę być obiektem plotek, mam dość, że ludzie zaliczają mnie do grona twoich opętanych fanek, a jeśli będę musiała, sprowadzę cię do parteru na oczach całego liceum, żeby się ode mnie odjebali.
– Od kiedy obchodzi cię to, co myślą inni? – Wyrzuciłem dłonie w górę. – Jesteś sprzeczna sama ze sobą.
Wciągnęła na nogi rajstopy, które wyglądały jak sieć rybacka, po czym zrzuciła z siebie t-shirt, udostępniając mi widok na nagie plecy. Śledziłem wzrokiem znajomą krzywiznę, znałem każdy pieprzyk na skórze, niegdyś omal je nie pocałowałem, gdyby Rhys tego nie spierdolił. Kiedy je przysłoniła, zdałem sobie sprawę, że założyła moją bluzę.
– Chwila, nie możesz...
– Moja koszulka jest brudna, nie wrócę w niej do domu. – Wciągnęła na stopę jednego, a później drugiego glana, by za moment zabrać się za wiązanie sznurowadeł.
– A ja niby w czym mam wrócić?
– Byłam pierwsza. – Wzruszyła ramionami. – Chyba nie naruszysz mojej prywatności i nie pozwolisz, bym wyszła stąd w samym staniku i kabaretkach, prawda? – Zerknęła na mnie przez bark, uśmiechając się do mnie przez ułamek pierdolonej sekundy.
Cóż, miała cholerną rację.
– Chyba, że boisz się swojego tatusia – ciągnęła, mierzwiąc palcami swoje rude kosmyki. – Jego złoty chłopiec wróci do domu na wpół nagi, przecież to obraza waszej wysokości – zadrwiła, kłaniając się przede mną.
Przekrzywiłem głowę, podtrzymując bezczelny uśmieszek na ustach.
– Lubisz widzieć mnie półnagiego, a najlepiej nagiego.
Zbliżyła się, stając między moimi nogami. Badałem wzrokiem jej drobne ciało, alabastrową skórę, a opuszki moich palców same lgnęły do jej łydek, by chociażby zaszczycić się muśnięciem tej dziewczyny.
– Pora leczyć swoje wybujałe ego, głuptasku. – Pchnęła mnie w czoło. – Oddam ci ją jutro, nie panikuj.
– Moje ego ma się w porządku, ponury żniwiarzu.
Słyszałem, jak prycha. Otworzyła drzwi, ukazując widok na Rhysa, który zerknął to na nią, to na mnie i znów na nią.
– Zejdź mi z drogi – wycedziła.
– Ciebie też miło widzieć, Pippi Pończoszanko.
Minął się z nią w przejściu, a gdy jego oczy padły na mnie, wygiął brwi.
– Czy radar mnie myli, czy tym razem zamoczyłeś? – Wyrzucił kciuk za siebie.
– Ona prawie zamoczyła – mruknąłem, podnosząc się z łóżka. – Śrubokręt w mojej tętnicy.
Wybuchł śmiechem, odrzucając głowę w tył. Zupełnie bezceremonialnie skrył dłonie w kieszeniach spodni i przechadzał się po pokoju.
– Stary, pora się pogodzić z faktem, że jara cię totalna świruska. – Zerknął na mnie przez ramię, gdy zatrzymał się przy oknie. – Jeszcze trochę i będziecie odtwarzać scenki z Pięćdziesięciu twarzy Grey'a.
Aż skręciło mnie w trzewiach, gdy zaczął udawać ciągnięcie dziewczyny za włosy i posuwanie jej od tyłu. Złapałem za spodnie, orientując się, że w kieszeniach nie było telefonu. Kurwa.
– Pierdol się. – Zignorowałem go, wsuwając jeansy i pospiesznie zapiąłem skórzany pasek. – Która w ogóle jest godzina?
Rhys zerknął na smartwatch owinięty wokół nadgarstka i wyrzucił brew w górę.
– Jest po trzynastej.
– Kurwa... – sapnąłem. – Ojciec mnie zabije.
Umówiłem się, że najpóźniej wrócę do domu o jedenastej, by pomóc mu z papierami w prokuraturze. Liczyłem się z jego dezaprobatą i z tym, że na bank miał już gotową litanię wobec mojego zachowania.
– Mogę cię podrzucić. W nocy odwoziłem Vaianę do domu, samochód stoi na podjeździe. – Machnął ręką w stronę okna. – Przy okazji, wykąp się jak wrócisz. Jebie tu rzygami i gorzałą.
Przewróciłem oczami. Cały on, nie mógł się powstrzymać z tą swoją przesadną szczerością, ale nie zamierzałem mu odmawiać. Lepsze to niż powrót metrem bez koszulki w wyjątkowo deszczowy dzień.
– Tu jesteście! – Ace wparował do pokoju i zarzucił ramię na szyję przyjaciela. – Jak poszło z Molly, byku?
– Za nimi noc pełna romantyzmu – parsknął Rhys. – Omal nie zajebała go śrubokrętem.
– Auć. – Skrzywił się. – Wiesz, może ma „te dni"? – Zakręcił palcem w powietrzu. – Gdy moja siora je miewała, nie można było do niej podejść bez kija.
Ignorowałem ich, wiążąc buty. W głowie obmyślałem przeróżne scenariusze dotyczące tłumaczeniu się ojcu z tego, dlaczego go wystawiłem.
– Molly całe życie ma „te dni" – skomentował Laurent z nutą obojętności i zniecierpliwiony zerknął na zegarek. – Zbierasz się, czy będziemy dalej prowadzić kółko wzajemnej adoracji?
Prychnąłem, prześlizgując się obok Westona w przejściu. W milczeniu pokonywałem schody na parter. Siedziba bractwa przypominała pogorzelisko, wszędzie walały się kolorowe kubki, puste butelki po alkoholu, kartony po pizzy, a wzrokiem napotkałem nawet damskie stringi. No cóż, ktoś tej nocy bawił się lepiej niż ja.
Odnalazłem mój telefon przy basenie i na całe szczęście nie był zalany. Ojciec dzwonił cztery razy, mama siedem, a do tego dwie wiadomości.
Od: Darth Vader
Dziękuję, że mogłem na ciebie liczyć.
Od: Mama
Daj znać, że żyjesz. Kocham cię.
No to przejebane.
Osunąłem się na tylnych siedzeniach maserati, które Rhys zwędził swojemu ojcu.
– Vaiana mówiła coś o jakimś projekcie z biologii – podjął marudnie Laurent. – Na kiedy to?
– To jest jakiś projekt? – jęknął ten drugi. – Ja jebie, ta baba się na nas uwzięła.
– Na jutro.
– E, to jeszcze zdążę to ogarnąć. – Ace machnął obojętnie ręką.
Zerknąłem na niego sceptycznie.
– Ale ty wiesz, że mieliśmy wyhodować jakąś roślinę z nasion, prawda? – Powróciłem do sprawdzania powiadomień na insta. – To zajmuje tygodnie, jeśli nie miesiące.
– Ja pierdolę, co jeszcze? Będzie kazała nam wyhodować kurczaka? Albo zaciążyć laskę na ocenę? – Kątem oka widziałem, jak pocierał twarz. – Wyskoczę do sklepu i kupię coś na ogrodniczym, może się nie skapnie.
– Ja nie mam tego problemu, Vaiana ogarniała nasze w tym samym czasie.
Wyłączyłem się z rozmowy, by wybadać grunt. Zabrałem się za wysłanie wiadomości.
Do: Mama
Jak bardzo jest zły?
Mama to mama, doskonale pamięta czasy własnej młodości i nie suszy mi głowy z powodu imprezowania. Co innego tata, lubił wzbudzać we mnie wyrzuty sumienia, a do tego uważał, że i tak miałem za mało dyscypliny.
Od: Mama
Raczej jest mu przykro. Mogłeś chociaż wysłać wiadomość, ale zdaję sobie sprawę, że na imprezie nie myśli się o takich sprawach.
Chłopaki zaczęli się z czegoś nabijać, jednak moje myśli były daleko stąd. Ocuciłem się w momencie, gdy rozpoznałem swój dom. Rodzice kupili go, gdy mama zaszła w drugą ciążę. Mieścił się w spokojnej dzielnicy, pełnej zieleni i dzianych sąsiadów, którzy wysyłali swoich lokajów z świeżo upieczoną tartą na przywitanie pozostałych mieszkańców.
Mercedes mojego ojca stał na podjeździe, sugerując, że albo wcale nie pojechał do prokuratury, albo szybciej z niej wrócił.
– No, stary, powodzenia – rzucił Rhys. – Przyda ci się.
Powstrzymując odruchowe przewrócenie oczami, patrzyłem, jak Ace żegna mnie cichym znakiem krzyża w moją stronę, zanim wysiadłem.
Leniwym krokiem pokonałem schody górę, po czym pchnąłem drzwi. Loki, nasz labrador, czekał już na mnie z merdającym ogonem. Głód dogłębnie mi dogryzał, zatem moim jedynym punktem odniesienia stała się lodówka, ale wiedziałem, że miałem do przebrnięcia kilka wstępnych etapów.
Byłem już gotów pobiec na górę, by wziąć szybki prysznic i zamaskować fakt, że wróciłem nagi od pasa w górę, gdy ponura intonacja mojego ojca zatrzymała mnie w wejściu na trzeci stopień.
– Zapraszam do salonu, synu.
Przekląłem swoje szczęście w myślach.
– Zaraz przyjdę, tylko...
– Teraz – rzucił wymagająco.
Zamilkłem, przyciskając palce do grzbietu nosa. No to po mnie.
Wziąłem głęboki wdech, nim ruszyłem za wskazówką, albo raczej rozkazem. Ojciec stał przy oknach z rękoma założonymi za plecami, a mama potulnie zajmowała miejsce na sofie. Usłyszawszy moje kroki, rodzice zwrócili na mnie spojrzenia. Mama wyglądała na zaskoczoną, zaś tata na zirytowanego.
– Gdzie twoje ubrania? – To pierwsze, o co zapytał.
– Oddałem bluzę Molly, jej sukienka się podarła – wyjaśniłem pospiesznie. – Rhys podrzucił mnie do domu, nikt nie widział mnie w tym stanie, jeśli to masz na myśli.
Pokręcił głową w cichym lamentowaniu, a z jego ust wydobyło się westchnienie.
– Czekałem na ciebie, pisałem, dzwoniłem – wymieniał. – Dlaczego nie odebrałeś telefonu?
– Wybacz. – Zwiesiłem wzrok na buty, nim ponownie skrzyżowałem spojrzenie z ojcem. – Było głośno, nie słyszałem, gdy dzwoniliście, a później poszedłem spać i nie miałem wyczucia czasu.
Tata zajął miejsce obok mamy, rozpinając przy tym guzik marynarki. Rozcapierzył palce na jej odkrytym przez materiał sukienki kolanie, jakby szukał ukojenia w jej dotyku, a ona niemalże natychmiastowo przykryła jego rękę swoją drobną dłonią.
– Ares, wystawiłeś mnie drugi raz w tym miesiącu – zarzucał mi. – Początkowo przymknąłem oko, ale popełniając po raz kolejny ten sam błąd, wykazujesz się brakiem szacunku i odpowiedzialności, a tego nie będę tolerować.
Moje nozdrza się rozszerzyły. Nienawidziłem, gdy traktował mnie jak jakiegoś gówniarza.
– Tato, wygraliśmy ważny dla nas mecz. To nie była byle jaka impreza, ja...
– Piłeś alkohol? – wtrącił z kamienną miną.
Oczy mi drgnęły, gdy na niego spojrzałem. Nie zdążyłem otworzyć ust, a po jego minie zorientowałem się, że on już wiedział.
– Może kilka drinków. – Potarłem nerwowo kark. – Ale nie upiłem się, miałem to pod kontrolą.
– Doprawdy? – Jego głos nabrał ostrości. – Jak długo będziesz miał to „pod kontrolą"?
Zmrużyłem powieki, przeskakując wzrokiem to do mamy, to do niego. Ach, wyglądało na to, że nie chodziło wyłącznie o nieodebrane połączenia.
– Co masz na myśli?
Tata sięgnął po smartfona z kieszeni marynarki, a za moment udostępnił jego zawartość na ekranie telewizora. To relacja z instagrama Tiany, na której nagrywała, siebie, zaś w tle widoczny byłem z ziomkami z drużyny. Ace nalewał mi rumu do ust, podczas gdy pozostali skandowali moje imię.
Ja pierdolę...
Jak tylko nagranie się skończyło, w odbiciu dostrzegłem swoje odbicie. Napięcie ścisnęło mi szczękę, a subtelne drżenie mięśnia zdradzało moją fasadę i nawet wymuszony uśmiech nie pomógł, by zniwelować budujący się we mnie bunt.
– Na to wydajesz pieniądze, które w ciebie inwestujemy? – Wyrzucił z pretensją dłoń w stronę telewizora. – Jeśli mnie pamięć nie myli, to wciąż masz siedemnaście lat, a to podlega pod paragraf.
– Nie upiłem się – powtórzyłem.
– Aha, czyli jeśli nie doprowadziłeś się do stanu upojenia, to wszystko jest w porządku, tak? – parsknął sarkastycznie i skrzyżował dłonie na torsie. – Zdajesz sobie sprawę z tego, co by się stało, gdyby ktoś z moich klientów lub z palestry to zobaczył?
Ugryzłem się w język, by nie powiedzieć za wiele.
– To moje życie i to ja ponoszę jego konsekwencje – odparłem spokojnym tonem.
– Bzdura – wycedził przez niemal zaciśnięte zęby w wątłej próbie powściągliwości. – Jesteś moim synem, Ares, i wszyscy możemy ponieść konsekwencje twojego lekkomyślnego zachowania, a nie tak cię wychowaliśmy.
Wstyd i burza emocji przetoczyły się przeze mnie od czubków palców po ostatni włos na głowie. Nawet straciłem apetyt. Miałem ochotę po prostu iść na górę i zaszyć się w swoim pokoju. W milczeniu odwróciłem się na pięcie i już miałem pokonać krok, gdy dobiegł mnie surowy tembr.
– Nie skończyliśmy rozmawiać.
Przemknąłem czubkiem języka po wargach, gdy bunt ustąpił miejsca wrzącej irytacji. Ponownie zwróciłem się ku niemu.
– Darujmy sobie dalszą część tej konwersacji. Tak, piłem alkohol, nawet nie pamiętam ile, ale świetnie się bawiłem. Miałem swoje powody, po tym, ile stresu wyciągnął ze mnie poprzedni rok i cała reszta. – Wyrzuciłem dłonie w powietrze. – Ja pierdolę, tato, zejdź ze mnie, dobra?!
Brwi mu nawet nie drgnęły, gdy podniósł się z sofy. Mama próbowała złapać go za dłoń, jednak ten zdążył ją zabrać. Zbliżał się do mnie powoli, z ostrożnością łowcy, z każdym krokiem zmniejszając dzielący nas dystans.
– Zamierzasz to powtórzyć? – Przekrzywił głowę, oczy miał ciemne niczym piekielna smoła.
Z trudem przełknąłem ślinę, szukając w jego spojrzeniu błysku wyrozumiałości, ale znalazłem jedynie nieustępliwy gniew. Dobra, może przesadziłem, ale naprawdę zadziałał mi na nerwy. Nie pozostało mi nic innego, jak skapitulować.
– Przepraszam. Poniosło mnie.
– Widzę. – Wskazał głową na sofę. – Siadaj na dupie.
– Tato, ja naprawdę mam za sobą kiepską...
– Siadaj, Ares – tym razem warknął.
Wypuściłem zbyt długo trzymane w płucach powietrze. Jak tylko usiadłem obok mamy, jej dłoń przesunęła się po moich plecach.
– Rozumiem wasz powód do świętowania, kochanie, ale tata ma rację – zaczęła spokojnie. – Nie powinieneś publicznie obnosić się z alkoholem czy z innymi używkami. Gdyby ktokolwiek z prawniczego świata dostałby ten filmik, twoja przyszła kariera zostałaby zagrożona, a nasza poważnie zachwiana.
Choć oboje sprawili, że czułem się jak naiwny dzieciak, to rozumiałem ich intencje, mimo, że cholernie działało mi to na nerwy.
– Przepraszam – odezwałem się cicho. – Nie brałem tego pod uwagę.
– W porządku. – Ucałowała mnie w skroń. – Rozumiem, że czujesz się sfrustrowany, jednak musisz pilnować tego, jak zachowujesz się publicznie, ponieważ nigdy nie wiesz, czy ktoś nie wykorzysta tego przeciwko tobie.
– A moje działania nie mają na celu tego, by ci dopiec, synu – sprostował tata. – Ze wszystkich sił staram się nie pozwolić ci wpaść do bagna, do którego sam się pakujesz, tak, jak ta dziewczyna.
Ta dziewczyna.
Bardzo powoli uniosłem na niego wzrok. Miał na myśli Molly.
– Nic jej nie jest – zapewniłem.
– Oboje wiemy, że to nieprawda. – Skrzyżował ramiona na torsie.
– Ledwie ją znasz, tato.
– Posiadam informacje wykraczające poza twoją wiedzę. – Niezachwianie spojrzał mi w oczy, nawet przy tym nie drgnął. – Jestem w jej życiu od kiedy się urodziła. Znam jej matkę i ojca lepiej niż ktokolwiek inny z naszego otoczenia. Mając wgląd w jej przeszłość, proszę cię, byś miał na uwadze zdrowy rozsądek i uważnie podejmował swoje decyzje.
Nagłe uderzenie gorąca wyjątkowo mocno zaczynało mi doskwierać, aż poruszyłem się niespokojnie w miejscu.
– Insynuujesz coś? – Wygiąłem brew.
Tata musnął kciukiem swój podbródek, gdy mi się przyglądał. Dopiero po chwili zwiesił wzrok na zegarek, nim ponownie nawiązał ze mną kontakt wzrokowy.
– Proszę cię jedynie, żebyś był ostrożny. – Przybrał postawę oazy spokoju. – W każdym możliwym aspekcie.
– Masz na myśli jakąś wpadkę czy coś? – parsknąłem. – Tato, nie sypiamy ze sobą. Ledwie jesteśmy w stanie prowadzić jakąkolwiek rozm...
– Molly grozi dozór kuratora – wtrącił, ucinając moją żenującą pogadankę. – Jej mama dziś rano znalazła w jej rzeczach ketaminę, na którą nie posiadała recepty.
Poczułem, jak krew w kilka sekund odpłynęła mi z twarzy. Całe szczęście, że siedziałem, bo pierdolnąłbym jak długi.
– Nie wiedziałem. – Te słowa ledwo przeszły mi przez gardło.
– Wiesz, na jakie niebezpieczeństwo naraziłaby swoją rodzinę, gdyby wciąż była objęta programem ochrony świadków? – Zbliżył się, zajmując miejsce po mojej lewej stronie. – Ares, nawet nie chcę myśleć, do czego by doprowadziła, gdyby, nie daj Boże, to wszystko by wróciło.
– Co by wróciło? – Przeniosłem na niego wzrok.
– Gdyby jej przeszłość dała o sobie znać. – Oparł mi dłoń na plecach. – Prawdę mówiąc, synu, wolałbym, byś trzymał się od niej z daleka dla własnego dobra.
Przełknąłem ślinę, niemal dusząc się jej zawartością w gardle.
– Ona mnie potrzebuje, tato.
Patrzył na mnie, ale nie odezwał się słowem. Zamiast tego, wysunął coś przed siebie, co natychmiast rozpoznałem jako kubeczek na mocz z wskaźnikami obecności narkotyków w moczu.
– Serio? – Poderwałem się z sofy. – Nigdy nawet nie widziałem narkotyków na oczy, a ty wyskakujesz mi z czymś takim?
Cóż, może poza ziołem. Poczułem się oburzony faktem, że w ogóle brał pod uwagę taką możliwość.
– Jeśli nie masz niczego do ukrycia, to czym się martwisz? – Trzymał mnie pod bacznym spojrzeniem.
– Okazujesz mi brak zaufania, a przez to mogę poczuć się urażony – zauważyłem, maszcząc przy tym czoło. – To nie w porządku.
– Zaryzykuję. – Wyciągnął dłoń z kubeczkiem w moją stronę. – Przyjdź, gdy skończysz.
Nasze spojrzenia skrzyżowały się w cichej walce. Im dłużej nie odrywał ode mnie wzroku, tym coraz mniejszy się czułem. Cholera, nienawidziłem, gdy mi to robił, i chociaż dręczył mnie związany z tym dyskomfort, wiedziałem, że ujawnienie prawdy wiązałoby się z pożegnaniem z drużyną i meczami. Ojciec był konsekwentny, w szczególności wobec łamania prawa.
– Okej.
Złapałem za kubeczek, a w drodze do wyjścia z salonu obmyślałem każdy możliwy plan, dzięki któremu mógłbym obejść ten test. Co prawda, wiedziałem, że to nie w porządku, ale jeśli wyda się, że paliliśmy zioło, ojciec dojdzie po nitce do kłębka do moich kumpli, a tego wolałbym uniknąć. Wujek Treyvon był gorszy niż tata, a mama Ace'a nie wypuściłaby go z domu do ukończenia trzydziestki.
Dłoń zawisła mi nad klamką, gdy poczułem uścisk na nadgarstku. Mama rzuciła mi znaczące spojrzenie, by za moment pociągnąć mnie w stronę schodów. Byłem zdezorientowany, ale nie zamierzałem z nią walczyć.
– Myślę, że oboje wolimy tego uniknąć – mówiła szeptem, gdy zatrzymaliśmy się przed drzwiami łazienki. – Przyznaj się przede mną. Brałeś coś, Ares?
– Nie. – Stanowczo potrząsnąłem głową. – Mamo, ja... – Z frustracją potarłem kark. – ...zapaliłem wczoraj skręta. Wiem, że to wyjdzie w teście. Tata się wścieknie, jeśli się o tym dowie.
Wypuściła oddech, zerkając to na mnie, to na kubeczek, nim wzięła go ode mnie.
– Robię to pierwszy i ostatni raz – powiedziała z przekonaniem. – A ty masz szlaban na jakiekolwiek wyjścia poza szkolne do odwołania, a do tego przez miesiąc bez gadania będziesz wyrzucał śmieci i wyprowadzał psa na spacery. Żadnych negocjacji, czy to jest jasne?
Jej pełne dezaprobaty spojrzenie samo w sobie było karą, jednak tak, jak mówiłem – nie suszyła mi głowy. Czasem miałem wrażenie, że mój ojciec już urodził się stary.
– Bez dwóch zdań.
Uśmiechnęła się smutno. Nie wiedziałem, jakim cudem to robiła, ale zawsze miękłem pod jej wpływem. Cóż, tata też miał do niej ogromną słabość.
– Idź do pokoju. Za dwie minuty przyjdź do łazienki, a za pięć zejdź na dół – instruowała mnie. – I nie patrz na mnie, gdy wejdziesz do salonu, w przeciwnym razie tata wyczuje, że coś jest na rzeczy.
Potaknąłem. Niemalże na palcach poszedłem do swojego pokoju. Wieść o Molly kompletnie zbiła mnie z tropu. Sięgnąłem po telefon, by przejrzeć wiadomości. Na grupowym chacie panowała kompletna cisza. Znając życie, chłopaki odsypiali imprezę, Vaiana siedziała w bibliotece, a Molly... miała przejebane.
Po umówionym czasie wszedłem do łazienki. Kubeczek stał na półce, pełny i zabezpieczony. Prawdopodobnie do końca życia będę miał dług wdzięczności wobec mamy za to, że nie wsypie mnie przez tatą.
Odczekałem jeszcze kilka minut, zanim zszedłem na dół. Tata rozmawiał z kimś przez telefon, zaś mama krzątała się w kuchni. Jak gdyby nigdy nic odstawiłem kubeczek na stole, pilnując, by dłoń mi nawet nie drgnęła.
– Oddzwonię – rzucił na zakończenie rozmowy.
Według instrukcji, którą od niechcenia zacząłem czytać, wyniki miały pojawić się w przeciągu pięciu do dziesięciu minut. Więc obaj wpatrywaliśmy się w paski odznaczone różnymi kolorami, zamoczone nie w moim moczu, siedząc na sofie w kompletnej ciszy. Dosłownie bałem się odezwać w przekonaniu, że jeśli pisnę choćby słowo, ojciec rozpocznie całą serię przesłuchania.
Tata zerknął na zegarek, na test, a następnie na mnie.
– Wiesz, że to dla twojego dobra, prawda?
Podtrzymywałem milczenie przez kilka uderzeń serca.
– Wiem – mruknąłem. – Przepraszam, tato.
I wcale nie za to, że wcześniej się uniosłem.
Ścisnął moje ramię, zanim podniósł się z miejsca i zabrał kubeczek.
– Jestem z ciebie dumny, synu.
Przełknąłem ślinę, wpatrując się w jego plecy, gdy odchodził. Te kilka słów przypominały cios, uderzający głębiej niż jakakolwiek fizyczna rana.
Jednak mnie zabolałoby to mniej niż jego.
#FADINGRED
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro