Rozdział 6
Elizabeth
Zaczęłam dzień jak zwykle. Nocne koszmary , brak snu w nocy , przygotowanie śniadania dla mnie , Amandy i Martina. Następnie odprowadziłam Amandę do szkoły a Martina do opiekunki a sama z niewiarygodną niechęcią wsiadłam do auta i pojechałam do mojej roboty... a raczej pracy.
No cóż każdy musi na siebie pracować i to bez wyjątku - tu pomyślałam o sobie ale dlaczego akurat tak? Po raz kolejny dostałam cholernie bezpieczną pracę w wydziale zabójstw. Nie wiem kto to załatwiał ale na pewno mózgu na miejscu ta osoba nie ma. Ale już dość z użalaniem się nad sobą. Zaczęłam nowe życie ... no może nie zupełnie ale nikt nie musi o tym wiedzieć, lecz pozory muszę zachować ...niestety.
Gdy weszłam do policyjnego budynku, wszystko wyglądało prawie identycznie. Te kiczowate obrazki na ścianach ,zapach ,szmer a raczej krzyki, płacz, śmiech ludzi. Wszystko to samo. Ale nie ma tu Mata. Niestety.
- Na reszcie pani jest - z moich rozmyśleń wyrwał mnie męski miły głos. Odwróciłam głowę w stronę z której usłyszałam wołanie. Lecz to co tam zobaczyłam przekroczyło wszelkie najgorsze sceny z tandetnych komedii romantycznych. A mianowicie za mną stał nie kto inny jak mój były we własnej osobie. Dlaczego ja ?-pytałam się w myślach boga za co mi to robi- może za to ,że nie wieżę w boga - pomyślałam za raz.
- Dzień dobry - powiedziałam powoli I dokładnie mu się przyjrzałam. - Nazywan się Eatan Moor a pani to jak mniemam moja nowa zastępczyni. - zarzartował
- Witam już myślałem ,że pani nie przyjdzie - powiedział powoli ... i tak jakoś dziwnie. A może mnie nie poznał ? Nie to przecież nie możliwe po tylu latach znajomości i to jeszcze takiej ...bliższej.
- Dlaczego miałaby nie przychodzić ? Zależy mi na tej pracy.
- No nic nie ważne. Proszę - wskazał ręką na drzwi - wejdźmy do mojego gabinetu. To zdecydowanie leprze miejsce do takich rozmów.- uśmiechną się lekko
Czułam się dziwnie. Mój były z którym byłam prawie rok mnie nie poznaje i w dodatku jest moim nowym szefem... Nie wiem dlaczego ale ktoś najwyraźniej chce mi uprzykrzyć życie i to bardzo.
- Proszę. - wskazał na krzesło- niech pani usiądzie. Napije się pani czegoś?
- Herbaty jeżeli można prosić - powiedziałam nadal trochę niepewnie
- No pewnie ,że może pani prosić. - podniósł słuchawkę i nacisną klawisz - proszę o herbatę i o kawę dla mnie taką jak zwykle.- powiedział szybko po czym odłożył słuchawkę. - No dobrze. Przejdźmy do konkretów. Przysłano panią tutaj na stanowisko zastępcy komendanta komendy głównej w stanie Alaska ... wie pani ,że to jest bardzo wymagająca praca i zważywszy na pani sytuację rodzinną - no jaki cham !!! Nie sądziłam ,że kiedykolwiek mogę coś takiego usłyszeć. Co on do cholery nie widział moich referencji i CV? Sk***l jeden
- Przepraszam ,że przerywam ale chciałam zauważyć ,że pan nie jest tutaj od oceniania czy radzę sobie z rodziną czy nie. Pan jest tutaj po to aby ocenić czy mam odpowiednie referencję i kompetęcje do tej funkcji a pan prawi mi morały ?- już nie wytrzymałam i mu wygarnęłam. Co ten facet sobie do cholery wyobraża wyobraża
- Przepraszam jeśli panią uraziłem ale moje obawy są uzasadnione. Ma Pani dwójkę dzieci i niema pani męża ani ...o ile mi wiadomo chłopaka więc musiałem zapytać
- Dobrze rozumiem ale mógł by pan bardziej delikatnie pytać się o takie rzeczy ... bo potem rodzą się z tego nieprzyjemne sytuację- powiedziałam stanowczo
- Oczywiście to się więcej nie powtórzy. Chodźmy więc oprowadzę panią po całym budynku i wytłumaczę czym będzie się pani zajmowała
Bruno
Obudziły mnie krzyki oraz walenie w drzwi. Powoli zwlokłem się z łózka i poszedłem do drzwi. Im bliżej nich byłem tym wyraźniej słyszałem głosy dochodzące zza drzwi. Niestety usłyszałem głos Anastazji ... ale również co mnie zdziwiło głos mojej uczennicy Lizy ale również jakieś inne głosy. O co może chodzić w sobotę rano ?
Otworzyłem drzwi i od razu zaczęły się krzyki i szmery kilku osób stojących pod moim domem.
- No nareszcie pan otworzył -pierwsza odezwała się Liza - musi nam pan pomóc -powiedziała szybko
- No tak szybko chodź musimy jechać - odezwał się zaraz później Richard matematyk ode mnie ze szkoły
- Zaraz bo nie nadążam ... o co wam chodzi ? Gdzie mam jechać - Zapytałem zniecierpliwiony
- No bo proszę pana musi pan mu pomóc - powiedziała Luiza błagalnym tonem - on pana teraz potrzebuje ...
-Ale kto ?- zapytałem zniecierpliwiony
- No David - powiedział zdecydowanie Richard - nie słyszałeś ,że aresztowali go ? Podobno kogoś bardzo pobił ....
- Cholera dobra dajcie mi chwile zaraz się zbiorę a na razie możecie wejść - odsunąłem się od drzwi robiąc im miejsce. Kiedy wszyscy weszli powiedziałem żeby się rozgościli a sam poszedłem się umyć i ubrać.
Wszedłem pod prysznic i odkręciłem wodę. Tego mi było trzeba. Dokładnie tego. Stałem tak przez dłuższą chwilę do czasu kiedy nie usłyszałem skrzypu otwierających się drzwi. Spanikowany zasłoniłem swoje najważniejsze części ciała i spojrzałem w stronę drzwi. Jak można było się tego spodziewać była to we własnej osobie Anastazja która na mój widok upuściła coś z rąk. W tym momęcie sam nie wiem kto miał śmieszniejsze miny ale jak ją zobaczyłem to miałem wrażenie ,że ona jest jakimś duchem albo czymś bardzo podobnym do zjawy ponieważ zaparowaną szybę widziałem jedynie buty.
- Ja chyba powinnam wyjść - wyjaśniła i szybkim krokiem wyszła z łazienki.
Przez tą babę powoli tracę wiarę w ludzkość .... Z kąt biorą się tacy ludzie ? Nie wiem ale chyba nie z tej planety na jakiej ja się urodziłem.
Jak tylko wyszedłem z pod prysznica od razu owinąłem się w ręcznik i wyszedłem z łazinki i przeszedłem do pokoju się ubrać. Tym razem obyło się na szczęście bez żadnych podglądających mnie osób.
Jak tylko zszedłem na dół od razu wszyscy rzucili się na mnie ,że co tak długo i w ogóle ,że już musimy jechać bo David na nas liczy.
- Ale co się z nim stało ?- zapytałem już wykurzony - cały czas mówicie mi ,że ma kłopoty ,zrywacie mnie z łóżka o wczesnej porze w sobotę i nic nie macie mi do powiedzenia?
- A no właśnie jakoś zapomnieliśmy ci powiedzieć - odezwał się pierwszy Richard - no bo go policja zgarnęła na ...
- Wyścigach - przerwała mu Liza - Proszę pana niech mu pan pomoże. On bardzo pana ceni i no .... Proszę
- Jak to go zgarnęli. Gdzie on teraz jest ?
- Chodź powiemy ci wszystko w aucie - powiedziała Anastazja po czym wszyscy troje zaciągnęli mnie do samochodu.
______________________________________________
Siema jajk wam się podobało ? Mam nadzieje ,że tak bo na chwilę postanowiłam was potrzymać w napięciu jeśli chodzi o Sprawę naszych dwóch bohaterów. No bo miałam taką ochotę
No i jeśli wam się chociaż trochę podoba zostawcie po sobie znak ,że ŻYJECIE taki żarcik
Buziaczki Marci
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro