Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 31

Bruno.

-Nie wiem od czego zacząć. - Sant złapał się za głowę - tyle tego jest ...
-Spokojnie - poklepałem go po ramieniu - od początku
- El jest na celowniku byłej agentki wywiadu Brytyjskiego. Cały czas ktoś stoi pod szpitalem. Wybajęci prywaciarze.
- A skąd wiesz, że to Anglicy za tym stoją? Przecież wynająć kogoś to każdy sobie może. - powiedziałem spokojnie jednak w mojej głowie spokój nie panował.
- Nie kryją się z tym zbytnio. Włamali się na serwer policji i stamtąd biorą obraz ze wszystkich kamer dookoła szpitala. - przerwał na chwile i nerwowo rozejrzał się dookoła. - jest jeszcze coś. Kurczę ale nie wiem czy powinieneś wiedzieć.
- Jak to? - zapytałem zdziwiony. - Dlaczego mam czegoś nie widzieć? Co przede mną ukrywasz?!

- Po pierwsze na mnie nie krzycz. Nie dziw się. Jesteś świeżo wybudzony ze śpiączki i tak już dużo Ci powiedziałem- popatrzyłem sie na niego groźnie na co on ciężko westchną - No dobra ale mowię co to na własną odpowiedzialność. A mianowicie w ostatnim czasie zginęły wszystkie teczki personalne El , wszystkie ( w domyśle, rownież te w których miała inna tożsamość. ) . To znaczy nie zginęły tak po prostu ... departament sprawiedliwości Wielkiej Brytani o nie poprosił a raczej zażądał ich w trybie natychmiastowym. Jakby tego  było mało podobno do nich nie dotarły! Jedyne kopie! Rozumiesz? - wykrzyczał przejęty.

- Ktoś się podszył pod Brytyjski rząd a potem zawrócił paczkę? - zapytałem z niedowierzaniem. - Ale jak to w ogóle możliwe? - w odpowiedzi dostałem jedynie obojętne wzruszenie ramion i ciężkie westchnięcie.

- Nic się kupy nie trzyma, dlatego jestem. Ale najdziwniejsze jest to, że w niektórych dokumentach pojawia się imię które napewno znasz....- oznajmił tajemniczo.
- Skąd mam znać kogoś z wywiadu Brytyjskiego? - Parsknąłem śmiechem. - Co jak co ale żarty się ciebie trzymają Sant. - Popatrzyłem na niego lecz nic nie wskazywało na to, że żartuje.

- Ja mówię poważnie, całkowicie poważnie.
- To niby kogo ja tam znam? Hmm?
- Mówi Ci coś nazwisko Foster? - Hmm wydaje się znajome. Znałem paru Fosterów jednak żaden z nich nie pochodził z WB ani nawet tam nie był.
- Jesteś pewien, że znam tego kogoś? - zapytałem - Nie przypominam sobie nikogo takiego.

- Zastanów się Matti. - na dźwięk mojego starego przezwiska, aż mi się ciepło na sercu zrobiło. Tylko kilka osób do mnie tak mówiło. Właśnie Sant, Moja mała przyjaciółka Daniel i S.... ? To nie możliwe przecież.

- To nie możliwe- wyszeptałem wpatrując się w Santiago.  - Przecież ona jeśli żyje to jest po 70-tce. - ponowienie pokręciłem głową na znak niedowierzania. - Jakim cudem? Jak ona do niej dotarła? I skąd ona wiedziała jak wcześniej sie nazywała?
- Pamiętasz jak mówiła nam, żebyśmy nigdy nie wierzyli pozorom? - zapytał a mi stopniowo przypominały sie fragmenty z przed wspaniałych dla mnie lat - Wiele nas nauczyła, dbała o nas jak nikt inny mimo, że nie byliśmy z nią w żaden sposób spokrewnieni.

- Ale nadal nie rozumiem czego chce od El i jakim cudem wszystko zorganizowała? Przecież na to potrzeba ogromnych pieniędzy ?!
- I tu masz racje przyjacielu- Powiedział z szerokim uśmiechem Sant. - Nasza bunia nie tylko jest byłą agentką wywiadu ale też... członkinią rodziny królewskiej. - zaczął grzebać po kieszeniach. Po chwili ujrzałem kilka kartek do których Sant uśmiechał się  jakby to były conajmniej jego ulubione paczki. - Spójrz- powiedział wręczając mi kartki. 

Zacząłem czytać każdą linijkę tekstu. Znałem to wydarzenie doskonale. Bunia opowiadała mi często o swojej zmarłej córce i ledwo poznanej córce.
- Ale co to ma wszystko wspólnego  ze sobą i co najważniejsze z El?
- Dokładnie jeszcze  nie wiem ale to wyjaśnia skąd ma tyle pieniędzy na całe to przedsięwzięcie. Muszę mieć więcej czasu. A teraz chodź przejdziemy się kawałek.
- Boże co ja zrobiłem- chwyciłem się za głowę. - Przecież gdybym jej nie poderwał tego feralnego wieczoru byłyby obie bezpieczne...

-I samotne- Dokończył za mnie przyjaciel. - Chciałbym Ci rownież przypomnieć, że to ona miała takie zadanie wiec jakby to powiedzieć wina leży po środku.
- Ale... - nie dał mi dokończyć.

-Ale co? Hmm? Nie ma co gdybać stary. Znamy się tyle lat, jesteśmy już jak bracia a ona jest prawie bratową wiec z łaski swojej nie pierdol bo tych twoich smętów się odechciewa słuchać. A i jeszcze jedno, nie po to Ci o wszystkim powiedziałem żebyś biadolił. Nie tak nad Sonia nauczyła- pstryknął mnie w ucho- Pamiętaj!

- Boże gadasz jak drażliwa kwoka- zacząłem się śmiać. - ha ha ha No co. -Sant patrzył teraz na mnie jakby był żądny mojej krwi... - Ej No weź staruszku- powiedziałem, śmiejąc się jeszcze głośniej.

- Nie staruszkuj mi tutaj. Pamiętaj że to ty jesteś na wózku i może nie będzie mi się chciało mi się Ciebie odwieść do sali. - Oznajmił z absolutną powagą Odwracając się do mnie plecami.

-Ej No weź. - westchnąłem - przecież nie jesteś dzieckiem - zaczął oddalać się ode mnie. - No dobra przepraszam- nadal nic. Idzie cały czas w przeciwną stronę. - Sory proszę cię - Krzyknąłem z bezsilności. W tym możecie odwrócił się błyskawicznie i zaczął donoście się śmiać.
- No i co rechoczesz? - zapytałem poirytowany
-Gdybyś widział swoją minę- po miedzy każdym słowem słychać było donośny rechot.
- Ha ha ha- zacząłem go przedrzeźniać. -Czyli jesteśmy kwita?
- Nie mogłoby być inaczej- oznajmił Sant z promiennym uśmiechem na twarzy.
- Dobra już uspokój to swoje coś co odpowiada u ciebie za głupawkę.- powiedziałem z uśmiechem. - Chodź wracamy pewien bardzo wkurzający człowiek pewnie się za mną zatęsknił.- powiedziałem z ironią

- Ta a najbardziej za twoim krzykiem. - Dodał po chwili Santiago. - W sumie odstawię cię do niego z miłą chęcią.
-A to niby dlaczego? - zapytałem zadzierając głowę aby móc na niego spojżeć
- Zaczynasz mnie denerwować- powiedział po czym oboje zaczęliśmy się śmiać
- Powiem więcej ty też zaczynasz mnie wnerwiać- ha ha ha

W takim dobrym humorze wróciliśmy do budynku szpitala. Zanim jednak dotarliśmy do mojej sali Sant krótko streścił mi wyniki najważniejszych meczów siatkówki i szczypiorniaka.

Zdążyliśmy się rownież posprzeczać która drużyna powinna przejść dalej w eliminacjach.
- Brakowało mi ciebie Mat - powiedział Sant na odchodne- Trzymaj się - Poklepał mnie po ranieniu i znikną za białymi drzwiami. ...

Hej. Mam nadzieję, że dalej jesteście i mimo mojej długiej o bezsensownej przerwy nie zwialiście.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro