Rozdział 31
Bruno.
-Nie wiem od czego zacząć. - Sant złapał się za głowę - tyle tego jest ...
-Spokojnie - poklepałem go po ramieniu - od początku
- El jest na celowniku byłej agentki wywiadu Brytyjskiego. Cały czas ktoś stoi pod szpitalem. Wybajęci prywaciarze.
- A skąd wiesz, że to Anglicy za tym stoją? Przecież wynająć kogoś to każdy sobie może. - powiedziałem spokojnie jednak w mojej głowie spokój nie panował.
- Nie kryją się z tym zbytnio. Włamali się na serwer policji i stamtąd biorą obraz ze wszystkich kamer dookoła szpitala. - przerwał na chwile i nerwowo rozejrzał się dookoła. - jest jeszcze coś. Kurczę ale nie wiem czy powinieneś wiedzieć.
- Jak to? - zapytałem zdziwiony. - Dlaczego mam czegoś nie widzieć? Co przede mną ukrywasz?!
- Po pierwsze na mnie nie krzycz. Nie dziw się. Jesteś świeżo wybudzony ze śpiączki i tak już dużo Ci powiedziałem- popatrzyłem sie na niego groźnie na co on ciężko westchną - No dobra ale mowię co to na własną odpowiedzialność. A mianowicie w ostatnim czasie zginęły wszystkie teczki personalne El , wszystkie ( w domyśle, rownież te w których miała inna tożsamość. ) . To znaczy nie zginęły tak po prostu ... departament sprawiedliwości Wielkiej Brytani o nie poprosił a raczej zażądał ich w trybie natychmiastowym. Jakby tego było mało podobno do nich nie dotarły! Jedyne kopie! Rozumiesz? - wykrzyczał przejęty.
- Ktoś się podszył pod Brytyjski rząd a potem zawrócił paczkę? - zapytałem z niedowierzaniem. - Ale jak to w ogóle możliwe? - w odpowiedzi dostałem jedynie obojętne wzruszenie ramion i ciężkie westchnięcie.
- Nic się kupy nie trzyma, dlatego jestem. Ale najdziwniejsze jest to, że w niektórych dokumentach pojawia się imię które napewno znasz....- oznajmił tajemniczo.
- Skąd mam znać kogoś z wywiadu Brytyjskiego? - Parsknąłem śmiechem. - Co jak co ale żarty się ciebie trzymają Sant. - Popatrzyłem na niego lecz nic nie wskazywało na to, że żartuje.
- Ja mówię poważnie, całkowicie poważnie.
- To niby kogo ja tam znam? Hmm?
- Mówi Ci coś nazwisko Foster? - Hmm wydaje się znajome. Znałem paru Fosterów jednak żaden z nich nie pochodził z WB ani nawet tam nie był.
- Jesteś pewien, że znam tego kogoś? - zapytałem - Nie przypominam sobie nikogo takiego.
- Zastanów się Matti. - na dźwięk mojego starego przezwiska, aż mi się ciepło na sercu zrobiło. Tylko kilka osób do mnie tak mówiło. Właśnie Sant, Moja mała przyjaciółka Daniel i S.... ? To nie możliwe przecież.
- To nie możliwe- wyszeptałem wpatrując się w Santiago. - Przecież ona jeśli żyje to jest po 70-tce. - ponowienie pokręciłem głową na znak niedowierzania. - Jakim cudem? Jak ona do niej dotarła? I skąd ona wiedziała jak wcześniej sie nazywała?
- Pamiętasz jak mówiła nam, żebyśmy nigdy nie wierzyli pozorom? - zapytał a mi stopniowo przypominały sie fragmenty z przed wspaniałych dla mnie lat - Wiele nas nauczyła, dbała o nas jak nikt inny mimo, że nie byliśmy z nią w żaden sposób spokrewnieni.
- Ale nadal nie rozumiem czego chce od El i jakim cudem wszystko zorganizowała? Przecież na to potrzeba ogromnych pieniędzy ?!
- I tu masz racje przyjacielu- Powiedział z szerokim uśmiechem Sant. - Nasza bunia nie tylko jest byłą agentką wywiadu ale też... członkinią rodziny królewskiej. - zaczął grzebać po kieszeniach. Po chwili ujrzałem kilka kartek do których Sant uśmiechał się jakby to były conajmniej jego ulubione paczki. - Spójrz- powiedział wręczając mi kartki.
Zacząłem czytać każdą linijkę tekstu. Znałem to wydarzenie doskonale. Bunia opowiadała mi często o swojej zmarłej córce i ledwo poznanej córce.
- Ale co to ma wszystko wspólnego ze sobą i co najważniejsze z El?
- Dokładnie jeszcze nie wiem ale to wyjaśnia skąd ma tyle pieniędzy na całe to przedsięwzięcie. Muszę mieć więcej czasu. A teraz chodź przejdziemy się kawałek.
- Boże co ja zrobiłem- chwyciłem się za głowę. - Przecież gdybym jej nie poderwał tego feralnego wieczoru byłyby obie bezpieczne...
-I samotne- Dokończył za mnie przyjaciel. - Chciałbym Ci rownież przypomnieć, że to ona miała takie zadanie wiec jakby to powiedzieć wina leży po środku.
- Ale... - nie dał mi dokończyć.
-Ale co? Hmm? Nie ma co gdybać stary. Znamy się tyle lat, jesteśmy już jak bracia a ona jest prawie bratową wiec z łaski swojej nie pierdol bo tych twoich smętów się odechciewa słuchać. A i jeszcze jedno, nie po to Ci o wszystkim powiedziałem żebyś biadolił. Nie tak nad Sonia nauczyła- pstryknął mnie w ucho- Pamiętaj!
- Boże gadasz jak drażliwa kwoka- zacząłem się śmiać. - ha ha ha No co. -Sant patrzył teraz na mnie jakby był żądny mojej krwi... - Ej No weź staruszku- powiedziałem, śmiejąc się jeszcze głośniej.
- Nie staruszkuj mi tutaj. Pamiętaj że to ty jesteś na wózku i może nie będzie mi się chciało mi się Ciebie odwieść do sali. - Oznajmił z absolutną powagą Odwracając się do mnie plecami.
-Ej No weź. - westchnąłem - przecież nie jesteś dzieckiem - zaczął oddalać się ode mnie. - No dobra przepraszam- nadal nic. Idzie cały czas w przeciwną stronę. - Sory proszę cię - Krzyknąłem z bezsilności. W tym możecie odwrócił się błyskawicznie i zaczął donoście się śmiać.
- No i co rechoczesz? - zapytałem poirytowany
-Gdybyś widział swoją minę- po miedzy każdym słowem słychać było donośny rechot.
- Ha ha ha- zacząłem go przedrzeźniać. -Czyli jesteśmy kwita?
- Nie mogłoby być inaczej- oznajmił Sant z promiennym uśmiechem na twarzy.
- Dobra już uspokój to swoje coś co odpowiada u ciebie za głupawkę.- powiedziałem z uśmiechem. - Chodź wracamy pewien bardzo wkurzający człowiek pewnie się za mną zatęsknił.- powiedziałem z ironią
- Ta a najbardziej za twoim krzykiem. - Dodał po chwili Santiago. - W sumie odstawię cię do niego z miłą chęcią.
-A to niby dlaczego? - zapytałem zadzierając głowę aby móc na niego spojżeć
- Zaczynasz mnie denerwować- powiedział po czym oboje zaczęliśmy się śmiać
- Powiem więcej ty też zaczynasz mnie wnerwiać- ha ha ha
W takim dobrym humorze wróciliśmy do budynku szpitala. Zanim jednak dotarliśmy do mojej sali Sant krótko streścił mi wyniki najważniejszych meczów siatkówki i szczypiorniaka.
Zdążyliśmy się rownież posprzeczać która drużyna powinna przejść dalej w eliminacjach.
- Brakowało mi ciebie Mat - powiedział Sant na odchodne- Trzymaj się - Poklepał mnie po ranieniu i znikną za białymi drzwiami. ...
Hej. Mam nadzieję, że dalej jesteście i mimo mojej długiej o bezsensownej przerwy nie zwialiście.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro