4
Marco się zaśmiał pod nosem. Już mówiłam jaki ma piękny uśmiech gdy się śmieje? Nie? To mówię teraz.
- Dasz mi swój numer? -zapytał blondyn uśmiechając się szczerze w moją stronę.
- Nie. -zaprzeczyłam szybko, bez mniejszego zastosowania i zaczęłam się rozgrzewkę. Biegałam kółka, a ten debil nie dawał za wygraną.
- Umówimy się? -zapytał truchtając obok.
- Może kiedyś Marco. -odpowiedziałam uśmiechając się lekko pod nosem biegnąc dalej.
***
Po treningu, który poszedł mi świetnie jak na pierwszy wróciłam do szatni. Przebrałam się w swoje ciuchy, a swój strój spakowałam do torby. Pożegnałam się z dziewczynami i wychodząc wpadłam na Reusa.
- Cześć śliczna.
- Nie podlizuj się Reus i tak nie dam Ci mojego numeru.
- Już go mam. -chłopak puścił dziewczynie oczko kierując się ku wyjścia na parking.
- Skąd go masz? -dziewczyna szybko dorównała mu kroku udając się w jego towarzystwie na parking.
- Erik mi go dał.
- Parszywy, mały gnojek. -dziewczyna zaczęła w swojej głowie knuć jak zemścić się na braciszku. Chłopak się zaśmiał, a dziewczyna go lekko popchnęła dochodząc do auta brata.
Zatrzymałam się gdy zobaczyłam że o maskę samochódu opiera się Neymar. Odjeło mi mowę. Marco przystaną za mną i podążył za moim wzrokiem.
- Co jest Meg? Co on tu robi? -blondyn zasypywał mnie pytaniami. Złapałam go za dłoń plącząc razem nasze palce i ruszyłam w stronę auta brata. Gdy byłam już na krok od Neymara. Spojrzałam w jego twarz, pod okiem miał nie małego sińca, z na ustach mały strup po rozciętej wardzę. Na moją pierwszą myśl przyszedł Luis Suarez, który mógł go tak urządzić.
- Cześć Megan. -przywitał się Brazylijczyk wpatrując się w dziewczynę jak w obrazek.
- Cześć. -odpowiedziałam surowo, nie chciałabym by myślał że mi zależy. Potwornie mnie zranił. Zabolało mnie to. To był okropny cios, a teraz on się tu zjawia. Ale po co? Między nami jest wszystko zakończone.
- Możemy porozmawiać?
- Nie. Odwal się. -chciałam już odejść, ale Neymar złapał mnie za nadgarstek i nie chciał puścić, ale coraz bardziej zaciskał swój nadgarstek na moim.
- Ała! Zostaw, to boli.. -nie sądziłam, że Neymar mógłby kiedykolwiek zrobić mi krzywdę. Łzy ciekły po moich policzkach, ale z wybawieniem przyszedł mi Reus.
- Mówiła byś spierdalał! -Marco nie wytrzymał i rzucił się na mojego byłego z pięściami, siadając na nim okrakiem i bijąc go po twarzy. Chciałam go odciągnąć, jednak w porę przyszli Erik z Mattem i go oddciągneli od piłkarza Barcelony.
- Co się stało!? Co tu robi Neymar!? O co chodzi Meg!? Czemu oni się bili!? -dla mojego brata puściły nerwy. Nic nie rozumiał. A ja tylko płakałam.
- Nie krzycz na nią! Ten chuj robił jej krzywdę, to zareagowałem! -w mojej obronie staną mój wybawiciel i zaraz przytulił mnie mocno do siebie i glaskając mnie po plecach. Próbował mnie uspokoić. Udało mu się.
- Odwal się Neymar. Między nami wszystkiego jest skończone, zresztą z Twojego powodu. Brzydzę się Tobą, rozumiesz? Nienawidzę Cię! -wrzasnęłam i weszłam do samochodu nie żegnając się z nikim. Po chwili zakochana parą wsiadła do samochodu i pojechaliśmy do domu. Erik jeszcze w drodze próbował mnie przeprosić za to jak się zachował. Za to ze podniósł na mnie głos. Ale udawałam że go nie słyszę przez słuchawki i próbowałam unikać jego wzroku.
Gdy dojechaliśmy do domu, pędem rzuciłam się w stronę mojej sypialni, gdzie wylałam fale łez w poduszkę. Mój cichy płacz przerwał dzwoniąc telefon, postanowiłam go wyłączyć i ułożyć się spać. Po kilku godzinach zasnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro