41."Już od dawna jestem cały twój, kochanie"
Kolejny rozdział za 10 komentarzy i 20 gwiazdek :)
Dwie godziny później, kiedy Lucas wyszedł siedziałam na balkonie paląc kolejnego papierosa wycierając co chwilę rękawem łzy płynące po policzkach myśląc przez cały czas o wiadomość, którą dostałam.
"uważaj na Lucasa, on chce cie tylko zaliczy, to wszystko..."
Wzięłam głęboki oddech i weszłam w konwersacje z nieznajomym, żeby dowiedzieć się kim jest, a przede wszystkim czy mówi prawdę.
DO NIEZNAJOMY:
kim jesteś?
OD NIEZNAJOMY:
nie zrób głupstwa.
DO NIEZNAJOMY:
skąd wiesz o tym...wszystkim?
OD NIEZNAJOMY:
za dużo byś chciała wiedzieć...zapytaj go po prostu, a jak chłop ma jaja, to się przyzna.
DO NIEZNAJOMY:
możemy się spotkać i porozmawiać?
Dość długo czekałam na jego odpowiedź, ale takiej nie dostałam, więc kiedy tylko usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu, to szybko poszłam do łazienki, żeby umyć twarz i nałożyć podkład oraz korektor, żeby nie było widać jak fatalnie wyglądam chociaż...gówno to dało.
- Cześć! Byłam u ginekologa i będzie dziewczynka! Tak się cieszę, że mała rozwija się prawidłowo...tylko nie wiem jakie imię wybrać. Podoba mi się Nena, ale też Julia, a tobie? - zapytała. - Luna, słuchasz mnie w ogóle? - dodała, więc zwróciłam na nią uwagę i kiwnełam głową na tak choć nie słyszałam ani jednego słowa jakie do mnie mówiła. - To o co zapytałam?
- Na co mam ochotę na obiad? - bardziej spytałam niż odpowiedziałam.
- Luna, co się dzieje? - spytała i usiadła obok mnie przy stole obserwując uważnie moją twarz, a ja z całych sił próbowałam powstrzymać łzy.
- Nic, jestem po prostu zmęczona. - odparłam i wstałam z miejsca. - Idę do Christophera i nie wiem kiedy wrócę. - dodałam szybko, kiedy poczułam słoną ciecz w ustach i wyszłam z domu nawet nie biorąc ze sobą kurtki.
Kiedy tylko dotarłam do szpitala, to postanowiłam zmienić technikę i zamiast błagać lekarza o pozwolenie wejścia do Chrisa, to sama bez pytania weszłam do jego sali.
- Cześć, jak się czujesz? - zapytałam od razu, żeby nie skomentował moich czerwonych oczu i usiadłam na taborecie obok łóżka.
- Luna, co się stało? - zapytał i podniósł się do pozycji siedzącej.
- Nic...martwię się po prostu o ciebie i tyle...jesteś ważny dla mnie i...cholera! - nie wytrzymałam wybuchłam głośnym płaczem, a Chris szybkim ruchem przyciągnął mnie do swojego ciała tuląc mocną, a ja czułam się jak pierdolona idiotka, ale te wszystkie emocje połączyli się razem, bo przecież wczoraj z Lucasem było tak dobrze...idealnie, a dwie godziny potem dowiedziałam się, że chcę mnie tylko zaliczyć i jeszcze Chris...nie wiem co się z nim dzieje i tak bardzo boję się, że go stracę.
- Spokojnie...- szeptał mi do ucha i głaskał po plecach. - Zaraz mi wszystko opowiesz, ale musisz się uspokoić, bo inaczej nic nie zrozumiem, mała. - dodał i wytarł mi kciukiem łzy z policzków.
- Wyglądam strasznie, prawda? - zapytałam po chwili przypominając sobie, że miałam na sobie makijaż.
- Zawsze wyglądasz strasznie, więc to na mnie nie zrobiło wrażenia. - zaśmiał się na co i ja lekko uśmiechnęłam się.
- Jak ty się czujesz? - ponownie zapytałam.
- Najpierw to ty opowiesz mi co się stało, a potem ja powiem Ci jak się czuje, coś za coś.
- Chris, przecież wszystko jest okej...po prostu martwię się o ciebie...
- Kłamać nie potrafisz.
- Ty też nie...dlatego wiem, że coś jest nie tak...Christopher, proszę powiedz mi co się dzieje.
- Eh...w skrócie, to leki nie zadziałały i szczerze mówiąc ani ja, ani co gorsza lekarze nie widzą co dalej zrobić...jak na razie miałem już pierwszą chemioterapie, więc się nie przestrasz gdy nie będę miał włosów - zaśmiał się. - A potem nie wiem...czas pokaże, ale wiesz co? Nie boję się tego, że umrę, bo wiem, że Lea na mnie czeka, a ty...ty masz Lucasa, który kocha cię najmocniej na świecie i wiem, że z nim będzie Ci dobrze...
Nie dokończył, bo znów zalałam się łzami.
- A...ale Chris, co ty wygadujesz? Jaka śmierć? Przecież...nie możesz mi tego zrobić...ja cie potrzebuje. - wychlipałam.
- Nie płacz, głupia nie rycz - pocałował mnie w czoło. - To nie jest zależne ode mnie...sam jeszcze nie wiem jak to będzie, ale widzę jak lekarze ze współczuciem na mnie patrzą, wiesz? I co ja mam myśleć? - dodał i mocniej mnie do siebie przyciągnął, a ja oparłam głowę o jego ramię zamykając oczy.
Między nami zapadła głucha cisza, bo ja jak głupia szlochałam i nie wiedziałam co mam powiedzieć, a Christopher chyba gdzieś odpłynął myślami, bo też siedział cicho jednak po chwili do środka wszedł lekarz z rodzicami Chrisa, więc szybko stałam z łóżka.
- A co panienka tu robi? - zapytał lekarz na co jedynie wzruszyłam ramionami, bo nie miałam siły odpowiadać cokolwiek. - Christopher, nie mamy dla ciebie dobrych wiadomości...- zaczął, ale przerwał, kiedy znów jego wzrok poleciał na mnie. - Panienka niech poczeka na korytarzu i...
- Luna, tu zostaje. - wtrącił się Christopher, ale nie wiem czy dobrze...nie wiem czy dam radę usłyszeć te chujowe wieści jednak kiedy poczułam jak Chris łapie mnie za rękę i mocno ściska, to wiedziałam, że po prostu muszę tu zostać dla niego...
- Niech pan mówi. - pogonił lekarza ojciec chłopaka.
- Naprawdę robiliśmy wszystko co było w naszej mocy, ale niestety Chris twój organizm się poddał...jest źle. - odpowiedział lekarz, a ja zmarłam po prostu zapomniałam jak się oddycha i opadłam na łóżko cały czas trzymając za rękę Chrisa, który wygląda jakby słowa doktora nie zrobiły żadnego wrażenia.
- Jak bardzo...jest źle? - dopytał ojciec chłopaka, bo ani ja, ani tymbardziej jego mama, która tuliła go i nie była wstanie powstrzymać łez.
- Taka sama sytuacja jak z pańską córką...zostało Ci może kilka miesięcy, ale to wszystko zależy od ciebie...od twojego podejścia do życia. Może to zabrzmi głupio, ale chłopie spełniaj marzenia...
- Musi być jakieś wyjście! - krzyknęłam i wstałam z łóżka, żeby podejść do lekarza. - Kurwa ty musisz coś zrobić przecież potrafisz leczyć!
- Nie pomagasz mu tą gadką...jeżeli chcesz mu pomóc, to zrób wszystko, żeby te ostatnie miesiące spędził szczęśliwy.
I wtedy po tych słowach cały mój pieprzony świat się zawalił, a ja upadłam na kolana i żałośnie płakałam, bo spełnił się najczarniejszy scenariusz jaki mógłby być.
- Kochanie, damy radę...
Nie dokończył, bo załączyłam nasze usta w pocałunek nie zwracając uwagi nawet na jego rodziców.
- Damy jeśli będziesz mój. - wyszeptałam.
- Już od dawna jestem cały twój, kochanie. - odparł i znów połączył nasze usta.
Ja zostawię to bez komentarza...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro