Nowy początek
Minęły już cztery miesiące odkąd Ergaon wraz z Saphirą opuścili Alagaesię. Mimo iż cały czas podróżowali nadal nie znaleźli dogodnego im miejsca na twierdzę, gdzie uczyliby nowe pokolenia Smoczych Jeźdźców. Pewnie jemu samemu i Spahir'ze zajęłoby to krócej, ale musieli oni płynąć statkiem z pozostałymi. Oczywiście od czasu do czasu bardzo daleko oddalali się od załogi, bo przecież gdyby tak cały czas płynęli to by pewnie nic nie znaleźli.
W całej tej wyprawie, jego, Saphirę i innych, najbardziej zdziwiło to, że rzeka Edda jest taka długa, naprawdę bardzo długa! Płynęli przez nią chyba z trzy miesiące i dopiero po takim czasie dopłynęli do ujścia. Teraz żeglują już po pełnych wodach. Oczywiście nie obyło się na nich bez piratów, no bo jakżeby inaczej. W ciągu ostatniego miesiąca próbowali ich zaatakować aż cztery statki z piracką banderą i dwa bez niej. No właśnie, próbowali. Ponieważ za każdym razem, jak tylko zauważali Saphirę to się wycofywali, albo udawali neutralnych, albo zmieniali kurs (chociaż jeden był taki odważny i ich zaatakował, co oczywiście skończyło się zwycięsko dla naszych). Raz nawet smoczyca oznajmiła, że schowa się pod wodą, ale reszta nie chciała na to przystać, bo nie chciała zaryzykować zniszczeniem statku, dlatego też Saphira pozostała widoczna.
Eragon westchnął i oparł się o balustradę. Miał już dość od dłuższego czasu tego monotonnego życia i wody; wody, która go wszędzie otaczała, która jest mokra, no i słona, przez co nie można było się z niej napić, chociaż raz spróbował, co nie skończyło się dla niego dobrze. Wolałby już spędzić tyle czasu na pustyni Hadarackiej, bo tam woda byłaby przynajmniej dobrą i smaczną wodą, a nie solą w postaci płynnej. A poza tym byłoby coś znajomego, coś co bardzo dobrze znał, zaznał, przeżył, widział.
Jęknął i popatrzył się w stronę Saphiry. A patrzył na nią tak długo, że aż przez chwile miał niebiesko-zielono-żółte mroczki przed oczami, a stało się tak ponieważ słońce odbijało się od szmaragdowych łusek smoczycy. Zasłonił dłonią patrzały i zamrugał kilkakrotnie, a na koniec zacisnął je mocno. Saphira popatrzyła na niego z niemym pytaniem na pysku. Chwilę przeczekała, aż Eragon ochłonie i w końcu spytała:
Tęsknisz za tamtymi czasami, mam rację?
Jakbyś nie wiedziała - prychnął w odpowiedzi do niej telepatycznie.
Ta skierowała swe szafirowe oczy ku niebu.
Tak tylko pytam. - Zamilkła.
Eragon znów na nią spojrzał, tym razem spod przymrużonych powiek. Nie chciał powtórki z rozgrywki. Saphira jakby zignorowała jego wzrok, bo przeciągnęła się, a następnie skuliła w jeszcze ciaśniejszy kłębek niż wcześniej, jakby chciała pójść spać. Ale on ją znał zbyt dobrze i wiedział, że ona również obserwuje go spod przymrużonych powiek.
Podrap mnie po szyi - powiedziała po pewnym czasie.
Eragon zaskoczony jej nagłym żądaniem przez chwilę nie wiedział jak zareagować.
A co ja? Drapaczka? - wydusił z siebie w końcu.
Tak.
Ugh, zapomnij, od czego masz te swoje, ostre jak brzytwa szpony?
Nie to nie - odparła. - Ale pewnie będziesz miał za chwilę ochotę polatać. Mam rację?
To się nazywa szantaż - powiedział oburzonym tonem.
Wiem. A teraz mnie podrap - zażądała jeszcze raz.
Ech... No dobra, czego to się nie robi dla swoich kochanych smoczków.
Podszedł do smoczycy z ociąganiem, ale koniec końców podrapał ją po tej szyi, przez co Saphira zaczęła mruczeć. Eragon chyba się w to wczuł, bo robił to aż do zachodu słońca, czyli z naszego na nasze jakieś dwie godzinki. Ale przerwał to nie z powodu tego, że miał dosyć, co to to nie! Po prostu rozbolał go... tyłek, tak, nie palce, które już zresztą były czerwone, przez drapanie szorstkich łusek, nie, to był tyłek.
Następnym razem sama się drapiesz - pogroził palcem jednocześnie drugą ręką masując zadek.
- Ziemia na horyzoncie! - w tym samym momencie rozległ się krzyk Alberta, człowieka, który siedział w ptasim gnieździe i miał za zadanie wypatrywać lądu.
Saphira od razu się poderwała do startu, a Eragon wskoczył na jej grzbiet, mimo iż nie było tam siodła i go zadek bolał.
Podobno cię tyłek boli - zachichotała, co w jej przypadku nie wyszło najlepiej. Powiedzmy sobie szczerze, Saphira nie umie ani chichotać, ani śmiać się.
Jeździec wywrócił tylko w odpowiedzi oczami tak, że aż go zabolały.
- Ruszajmy! - krzyknął. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że powiedział to na głos.
Saphira ryknęła tak głośno, że aż statek zadrżał i poderwała się do lotu. Rzeczywiście, na zachodzie było widać ląd. Może i nie był blisko, ale dla tak szybkiego smoka, jak Saphira nie stanowiło to problemu. Szybko znaleźli się na miejscu, oczywiście od razu zachwycił ich piękny krajobraz wyspy, krainy, a może kontynentu? Nieważne, było pięknie, naprawdę pięknie. Dalej na horyzoncie piętrzyły się góry, które czubkami dotykały chmur, niżej były zielone (pewnie iglaste) lasy, które rosły niemalże wszędzie. Dzięki pomocy wzroku Saphiry, Eragon był pewien, że dostrzegł kilka pojedynczych domów z wielołanowymi polami, jakieś zamki otoczone fosami i miasta.
Smoczyca zniżyła lot i wylądowała na jakimś wysokim klifie. Obydwoje od razu wiedzieli, że to jest to. Ich wymarzone miejsce dla ich twierdzy. Nie dość, że mieli wspaniały widok na morze, to jeszcze te lasy za nimi! A jak by się zrobiło dość wysoką wierzę to można by ujrzeć budynki w głębi lądu.
Koniec.
_____________
Yey, moje pierwsze opublikowane opowiadanie xd Oczywiście poprawcie mnie w komentarzach jeśli będą jakieś błędy ;D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro