Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ W potrzasku ~

Rok 1974

— Profesorze, czy istniałaby możliwość przedłużenia terminu oddania pracy?

Lysandra Black została po lekcjach, chcąc wybłagać Horacego Slughorna o więcej czasu na dokończenie eseju.

— Moja droga... — rzekł smutno nauczyciel — To nie byłoby w porządku wobec innych uczniów, którzy już ukończyli ową pracę.

— Myślę, że nikt nie dał rady go jeszcze skoczyć...

W tym momencie do klasy wszedł Remus Lupin z długim pergaminem w ręku.

— Witam, Panie Profesorze — powitał nauczyciela — Przyszedłem oddać pracę semestralną.

Lysandra posłała Gryfonowi spojrzenie pełne żalu i wściekłości.

— Oh, dziękuje bardzo, Panie Lupin — rzekł radośnie Slughorn, odbierając od chłopaka jego pracę — Widzi, Pani? Jednak są osoby, które zdążyły.

Remus wyglądał na nieco zakłopotanego.

— Profesorze... — zaczęła ponownie Lysandra — Rozumie Pan, że eliksiry nie są moją mocną stroną.

— Nie sposób tego nie zauważyć — oznajmił Slughorn posyłając jej krzepiący uśmiech — Niestety bardzo mi przykro, ale do jutra ma Pani czas na oddanie pracy semestralnej.

Lysandra zacisnęła usta i wzięła głęboki oddech.

— Dobrze — szepnęła czując jak ogarnia ją wściekłość.

Ruszyła do drzwi gdy nagle profesor zawołał:

— Skoro już tu jesteście, może pomożecie mi przygotować klasę do następnych zajęć? Muszę pilnie udać się do profesora Dumbledore'a.

— Oczywiście, profesorze — odparł ochoczo Remus.

Lysandra jedynie kiwnęła głową.

Nauczyciel klasnął radośnie w dłonie po czym oznajmił:

— Na zapleczu mam kilka kociołków i słoiczków ze składnikami. Przenieście je proszę do klasy.

Po tych słowach Slughorn opuścił salę, pozostawiając Remusa i Lysandrę samych.

— Zadowolony? — Syknęła Ślizgonka, posyłając Remusowi pretensjonalne spojrzenie.

— O co Ci chodzi?

— Prawie przekonałam Slughorna do przedłużenia terminu oddania pracy. A Ty, jakbyś tylko czekał pod drzwiami na idealny moment, by wpaść do środka i pogrążyć mnie przed nauczycielem.

— Mieliśmy miesiąc na napisanie owego eseju, Lysandro — oznajmił spokojnie Lupin, zakładając ręce na piersi.

Dziewczyna westchnęła głośno po czym zdjęła z siebie swoją szkolną szatę i oznajmiła oschle:

— Weźmy się za te głupie kociołki.

Oboje ruszyli na tyły klasy gdzie mieściło się małe zaplecze.
Weszli do niewielkiego pomieszczenia pełnego szaf i regałów.

— Kociołki leżą tutaj, ale nie widzę nigdzie słoików... — rzekł Remus rozglądając się dookoła.

Lysadra weszła do pomieszczenia a drzwi z hukiem zamknęły się za nią.

— Poszukaj w tamtych szufladach, ja sprawdzę te — powiedziała i wzięła się za poszukiwania.

— Mam — zawołał Remus wyciągając z szuflady słoik z ogonami szczura.

— Bierzmy to i wracajmy.

Lysandra podeszła do drzwi i chwyciła za klamkę. Ku jej zdziwieniu drzwi nie chciały się otworzyć.

— Co jest? — zapytała napierając na drzwi.

— Nie możesz otworzyć? — Remus podszedł do dziewczyny — Daj, ja spróbuję.

— Są zamknięte. Myślisz, że nie potrafię otworzyć drzwi?

— Może masz za mało siły?

Na te słowa Lysandra parsknęła ironicznie pod nosem.

Remus podszedł do drzwi i chwyciwszy klamkę, mocno za nią pociągnął. Następnie naparł na drzwi z nadzieją, że to zadziała.

— Brawo — powiedziała Lysandra — Na całe szczęście mam różdżkę...

Ślizgonka sięgnęła do kieszeni i ku jej zdziwieniu nie znalazła jej.

— Moja różdżka jest w szkolnej szacie, którą zostawiłam w klasie — westchnęła z poirytowania — No dalej, otwórz te drzwi.

Chłopak spojrzał na nią z niepewnością po czym szepnął:

— Nie mam różdżki.

— Jak to nie masz różdżki?

— Zostawiłem ją w dormitorium.

Lysandra wyrzuciła ręce w górę.

— Świetnie! Po prostu cudownie...

Remus zsunął się na ziemię, opierając się o drzwi, Lysandra zaś usiadła na najbliższej szafce i jęknęła pod nosem z niezadowolenia:

— Mam pracę do napisania i zamiast być teraz w bibliotece, siedzę w śmierdzącym, zakurzonym pomieszczeniu w Twoim towarzystwie.

— Zawsze mogło być gorzej — powiedział Remus przyglądając się dziewczynie.

— Doprawdy?

— Równie dobrze mogłoby tu roić się od pająków i szczurów.

Lysandra podwinęła nogi pod samą brodę i z niepewnością rozejrzała się po podłodze.

Siedzieli w małym pomieszczeniu, oczekując powrotu Slughorna, któremu najwyraźniej wcale się nie spieszyło.

Lysandra upewniwszy się, że w pomieszczeniu nie ma niechcianych gryzoni, zeszła z szafki i chwyciła mały słoiczek do ręki.

— Obrzydliwe.

Z odrazą wpatrywała się z małe oczka pływające w słoiku.

— Uważaj, szczur!— krzyknął Remus wskazując na podłogę.

Dziewczyna wrzasnęła przeraźliwie i rzuciła się w stronę Remusa, chcąc by gryzonie najpierw zajęły się nim.

Ukryta za plecami Gryfona zapytała drżącym głosem:

— Gdzie on jest?

Remus jednak, zamiast odpowiedzieć, zaniósł się głośnym śmiechem.

Lysandra spojrzała na niego z wysoko uniesionymi brawami i wciąż zerkając nerwowo na podłogę zapytała:

— Z czego się śmiejesz?

— Gdybyś widziała swój wyraz twarzy. W życiu nie słyszałem tak przerażonego krzyku. Nie było żadnego szczura.

Ślizgonka szturchnęła go w ramię po czym z obrażoną miną ponownie usiadła na szafce.

— To nie było zabawne — warknęła.

— Ależ było.

Przyjrzała się Remusowi, z którego twarzy nie schodził rozbawiony uśmiech. Mimowolnie uśmiechnęła się delikatnie pod nosem co nie uszło jego uwadze.

— Powinnaś częściej się uśmiechać.

Brwi dziewczyny wystrzeliły w górę.

— W waszym towarzystwie nie mam powodów do radości — odparła Lysandra przybierając poważny wyraz twarzy.

— Tak tylko mówię. Wyglądasz wtedy zupełnie inaczej.

Ślizgonka przyjrzała się Remusowi, mrużąc delikatnie oczy. Chłopak również obserwował dziewczynę.

Nagle drzwi od pomieszczenia stanęły otworem, ukazując profesora Slughorna.

— Tak mi przykro. Zasiedziałem się trochę u Dumbledore'a i zapomniałem powiedzieć wam, że te drzwi często się zatrzaskują.

— Żaden problem, profesorze — rzekł uprzejmie Remus wstając na nogi — Miałem miłe towarzystwo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro