Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ Amortencja ~

Rok 1977

Lysandra wychodziła właśnie z Wielkiej Sali, kiedy dostrzegła Jamesa i Syriusza, którzy z przerażeniem spoglądali na dziedziniec.

Zdziwiła się, że nie ma z nimi Remusa. Postanowiła podejść i zobaczyć co tak bardzo ich zaciekawiło.

— Cześć, bałwany — Przywitała się stając za ich plecami. — Co tak obserwujecie?

Gryfoni aż podskoczyli w miejscu, zaskoczeni jej nagłym pojawieniem się. Oboje wyglądali na zmieszanych i nieco rozbawionych.

— Lysandro... — Zaczął Potter nerwowo zerkając na Syriusza. — Jak minął Ci poranek?

Ślizgonka zmrużyła podejrzliwie oczy. Zlustrowała Gryfonów czujnym wzrokiem i zapytała:

— Gdzie Remus?

Zrobiła krok do przodu, lecz drogę zastapił jej Syriusz.

— Kuzyneczko. Zanim cokolwiek zrobisz lub powiesz, wiedz, że nie mieliśmy z tym nic wspólnego.

Dziewczyna wyminęła go i spojrzała w stronę dziedzińca. Ku jej wielkiemu zaskoczeniu dostrzegła Remusa w towarzystwie Katie Miller. Owa scena nie byłaby wielce zaskakująca, gdyby nie fakt, że siedzieli zdecydowanie za blisko siebie.

Remus obejmował dziewczynę ramieniem i szeptał jej coś do ucha, na co Katie reagowała perlistym śmiechem.

Lysandra stanęła jak wryta. Z szeroko otwartymi oczami przyglądała się tej dwójce, nie pojmując tego, co właśnie widzi.

Ponownie zwrócił się do niej Syriusz:

— Tylko spokojnie, Lys. On...

Nie było dane mu dokończyć. Dziewczyna w mgnieniu oka wpadła na dziedziniec, krzycząc:

— REMUS!

Podeszła do Remusa i Katie z wyraźną chęcią mordu w oczach. W jej ślady poszli James i Syriusz, którzy trzymali się na dystans i obserwowali całą sytuację z bezpiecznej odległości.

— Witaj, Lysandro — Przywitał się uprzejmie Lupin, nie przestając obejmować Katie. — Jak Ci mija dzień?

— Dotychczas znakomicie. — Warknęła Ślizgonka posyłając dziewczynie jadowite spojrzenie.

— Katie, znasz Lysandrę? — Zapytał Gryfon uśmiechając się czule do swojej towarzyszki, na co ta kiwnęła głową.

James i Syriusz, wciąż w zupełnej ciszy stali za Lysandrą i uważnie słuchali tej rozmowy.

— Lysandro — Remus ponownie zwrócił się do Ślizgonki. — Poznaj Katie. Miłość mojego życia.

Lysandra gwałtownie wciągnęła powietrze, otwierając szeroko oczy. Jej twarz przybrała kolor purpury, a dłonie zacisnęły się w pięści.

— Co. Tu. Się. Dzieje!? — Wycedziła przez zęby nie spuszczając wzroku z Katie.

— Amortencja — Szepnął do niej James.

Lysandra stała jak sparaliżowana, obserwując jak dłoń Remusa wędrują po plecach Katie.

— Nie dotykaj jej, Remus! — Warknęła i szybko odwróciła się na pięcie, podchodząc do Gryfonów.

— Jak do tego doszło!? — Zapytała z wyrzutem.

— Nie wiemy! — Zarzekał się James. — Po śniadaniu udał się do biblioteki po czym znaleźliśmy go tutaj, w objęciach tej dziewczyny.

— Jak się tego pozbyć?

— Katie czy Amortencji? — Zapytał Syriusz.

— Tego i tego — Odparła Lysandra.

— Nie mam pojęcia. Jestem słaby z eliksirów. — Oznajmił James. — Syriusz również. Przez te wszystkie lata to Remus odwalał za nas czarną robotę.

Lysandra zaklęła w myślach, wiedząc, iż jej umiejętności z tego przedmiotu również na nic się nie zdadzą.

Nagle Gryfoni otworzyli szeroko oczy i zastygli w bezruchu. Lysandra ponownie zwróciła się w stronę Remusa i aż zachłysnęła się powietrzem.

Lupin nachylał się właśnie ku Katie, która czule gładziła jego twarz dłonią.

Ślizgonka doskoczyła do nich w ostatniej chwili, wskakując między Remusa, a Katie. Chwyciła chłopaka za sweter i pociągnęła go za sobą.

— Dokąd mnie zabierasz? — Zapytał zasmucony Remus. — Nie chcę opuszczać mojej ukochanej.

Lysandra zdusiła w sobie dziki okrzyk i ruszyła w stronę drzwi, ciągnąc za sobą Lupina.

— Dokąd wy...

— Stul pysk, Katie! — Wrzasnęła Ślizgonka, posyłając dziewczynie mordercze spojrzenie.

James i Syriusz ruszyli za Lysandrą, zduszając w sobie śmiech. Owa scena wydawała się im nad wyraz przezabawna.

Cała czwórka, z nadąsanym Remusem na czele, ruszyła w stronę lochów.

— Dokąd go ciągniesz? — Zapytał Syriusz doganiając kuzynkę.

— Do Severusa. On będzie wiedział jak go odczarować.

— Myślisz, że Smarkerus nam pomoże? — Zapytał wątpliwie James.

— Oczywiście, że tak. — Zapewniła go Lysandra.

— W życiu wam nie pomogę!

Severus mierzył wrogim wzrokiem trójkę Gryfonów, na co Lysandra aż sapnęła ze złości.

— Daj spokój, Sev...

— Nie wiem czy przez te wszystkie lata zdążyłaś się zorientować... — Zaczął Ślizgon — Ale my się nie nienawidzimy.

Powiedziawszy to wskazał na siebie i trójkę Gryfonów.

James mruknął coś pod nosem, zaś Syriusz jedynie zacisnął pięści.

— Zrób to dla mnie, nie dla nich!

— Gdzie Katie? Tęsknię za nią...

Wszyscy spojrzeli na Remusa, który stał obok Lysandry z wyraźnie niezadowoloną miną.

— Zaraz Cię do niej zaprowadzimy, Luniek — Zapewnił przyjaciela Syriusz.

— Zgadza się. — Dodał James — Musimy tylko poczekać aż Smarkerus...

— Potter! — Syknęła Lysandra szturchając Gryfona w żebro.

Severus oblał się purpurą po czym oznajmił wyniosłym tonem:

— Możecie zapomnieć o mojej pomocy. Niech ktoś inny wam pomoże.

— Do kogo niby miałabym się z tym zwrócić? — Zapytała Lysandra z wyraźną pretensją w głosie.

— No nie wiem... — Rzekł Snape sarkastycznie — Może do Slughorna?

— I co mu powiem? Dzień dobry, jakaś świruska podała mojemu chłopakowi Amortencję?

— Chłopakowi? — Zapytał Severus nie kryjąc zaskoczenia.

Ślizgonka zwyzywała się w myślach za swoją nieuwagę po czym oznajmiła na odchodne:

— Zapomnij o tym.

Po tych słowach zgarnęła Remusa i ruszyła w stronę schodów. James i Syriusz pokazali jeszcze Snape'owi wulgarny gest po czym dołączyli do Lysandry.

— To co robimy? — Zapytał Potter.

— Idziemy do Slughorna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro