~ Amortencja ~
Rok 1977
Lysandra wychodziła właśnie z Wielkiej Sali, kiedy dostrzegła Jamesa i Syriusza, którzy z przerażeniem spoglądali na dziedziniec.
Zdziwiła się, że nie ma z nimi Remusa. Postanowiła podejść i zobaczyć co tak bardzo ich zaciekawiło.
— Cześć, bałwany — Przywitała się stając za ich plecami. — Co tak obserwujecie?
Gryfoni aż podskoczyli w miejscu, zaskoczeni jej nagłym pojawieniem się. Oboje wyglądali na zmieszanych i nieco rozbawionych.
— Lysandro... — Zaczął Potter nerwowo zerkając na Syriusza. — Jak minął Ci poranek?
Ślizgonka zmrużyła podejrzliwie oczy. Zlustrowała Gryfonów czujnym wzrokiem i zapytała:
— Gdzie Remus?
Zrobiła krok do przodu, lecz drogę zastapił jej Syriusz.
— Kuzyneczko. Zanim cokolwiek zrobisz lub powiesz, wiedz, że nie mieliśmy z tym nic wspólnego.
Dziewczyna wyminęła go i spojrzała w stronę dziedzińca. Ku jej wielkiemu zaskoczeniu dostrzegła Remusa w towarzystwie Katie Miller. Owa scena nie byłaby wielce zaskakująca, gdyby nie fakt, że siedzieli zdecydowanie za blisko siebie.
Remus obejmował dziewczynę ramieniem i szeptał jej coś do ucha, na co Katie reagowała perlistym śmiechem.
Lysandra stanęła jak wryta. Z szeroko otwartymi oczami przyglądała się tej dwójce, nie pojmując tego, co właśnie widzi.
Ponownie zwrócił się do niej Syriusz:
— Tylko spokojnie, Lys. On...
Nie było dane mu dokończyć. Dziewczyna w mgnieniu oka wpadła na dziedziniec, krzycząc:
— REMUS!
Podeszła do Remusa i Katie z wyraźną chęcią mordu w oczach. W jej ślady poszli James i Syriusz, którzy trzymali się na dystans i obserwowali całą sytuację z bezpiecznej odległości.
— Witaj, Lysandro — Przywitał się uprzejmie Lupin, nie przestając obejmować Katie. — Jak Ci mija dzień?
— Dotychczas znakomicie. — Warknęła Ślizgonka posyłając dziewczynie jadowite spojrzenie.
— Katie, znasz Lysandrę? — Zapytał Gryfon uśmiechając się czule do swojej towarzyszki, na co ta kiwnęła głową.
James i Syriusz, wciąż w zupełnej ciszy stali za Lysandrą i uważnie słuchali tej rozmowy.
— Lysandro — Remus ponownie zwrócił się do Ślizgonki. — Poznaj Katie. Miłość mojego życia.
Lysandra gwałtownie wciągnęła powietrze, otwierając szeroko oczy. Jej twarz przybrała kolor purpury, a dłonie zacisnęły się w pięści.
— Co. Tu. Się. Dzieje!? — Wycedziła przez zęby nie spuszczając wzroku z Katie.
— Amortencja — Szepnął do niej James.
Lysandra stała jak sparaliżowana, obserwując jak dłoń Remusa wędrują po plecach Katie.
— Nie dotykaj jej, Remus! — Warknęła i szybko odwróciła się na pięcie, podchodząc do Gryfonów.
— Jak do tego doszło!? — Zapytała z wyrzutem.
— Nie wiemy! — Zarzekał się James. — Po śniadaniu udał się do biblioteki po czym znaleźliśmy go tutaj, w objęciach tej dziewczyny.
— Jak się tego pozbyć?
— Katie czy Amortencji? — Zapytał Syriusz.
— Tego i tego — Odparła Lysandra.
— Nie mam pojęcia. Jestem słaby z eliksirów. — Oznajmił James. — Syriusz również. Przez te wszystkie lata to Remus odwalał za nas czarną robotę.
Lysandra zaklęła w myślach, wiedząc, iż jej umiejętności z tego przedmiotu również na nic się nie zdadzą.
Nagle Gryfoni otworzyli szeroko oczy i zastygli w bezruchu. Lysandra ponownie zwróciła się w stronę Remusa i aż zachłysnęła się powietrzem.
Lupin nachylał się właśnie ku Katie, która czule gładziła jego twarz dłonią.
Ślizgonka doskoczyła do nich w ostatniej chwili, wskakując między Remusa, a Katie. Chwyciła chłopaka za sweter i pociągnęła go za sobą.
— Dokąd mnie zabierasz? — Zapytał zasmucony Remus. — Nie chcę opuszczać mojej ukochanej.
Lysandra zdusiła w sobie dziki okrzyk i ruszyła w stronę drzwi, ciągnąc za sobą Lupina.
— Dokąd wy...
— Stul pysk, Katie! — Wrzasnęła Ślizgonka, posyłając dziewczynie mordercze spojrzenie.
James i Syriusz ruszyli za Lysandrą, zduszając w sobie śmiech. Owa scena wydawała się im nad wyraz przezabawna.
Cała czwórka, z nadąsanym Remusem na czele, ruszyła w stronę lochów.
— Dokąd go ciągniesz? — Zapytał Syriusz doganiając kuzynkę.
— Do Severusa. On będzie wiedział jak go odczarować.
— Myślisz, że Smarkerus nam pomoże? — Zapytał wątpliwie James.
— Oczywiście, że tak. — Zapewniła go Lysandra.
— W życiu wam nie pomogę!
Severus mierzył wrogim wzrokiem trójkę Gryfonów, na co Lysandra aż sapnęła ze złości.
— Daj spokój, Sev...
— Nie wiem czy przez te wszystkie lata zdążyłaś się zorientować... — Zaczął Ślizgon — Ale my się nie nienawidzimy.
Powiedziawszy to wskazał na siebie i trójkę Gryfonów.
James mruknął coś pod nosem, zaś Syriusz jedynie zacisnął pięści.
— Zrób to dla mnie, nie dla nich!
— Gdzie Katie? Tęsknię za nią...
Wszyscy spojrzeli na Remusa, który stał obok Lysandry z wyraźnie niezadowoloną miną.
— Zaraz Cię do niej zaprowadzimy, Luniek — Zapewnił przyjaciela Syriusz.
— Zgadza się. — Dodał James — Musimy tylko poczekać aż Smarkerus...
— Potter! — Syknęła Lysandra szturchając Gryfona w żebro.
Severus oblał się purpurą po czym oznajmił wyniosłym tonem:
— Możecie zapomnieć o mojej pomocy. Niech ktoś inny wam pomoże.
— Do kogo niby miałabym się z tym zwrócić? — Zapytała Lysandra z wyraźną pretensją w głosie.
— No nie wiem... — Rzekł Snape sarkastycznie — Może do Slughorna?
— I co mu powiem? Dzień dobry, jakaś świruska podała mojemu chłopakowi Amortencję?
— Chłopakowi? — Zapytał Severus nie kryjąc zaskoczenia.
Ślizgonka zwyzywała się w myślach za swoją nieuwagę po czym oznajmiła na odchodne:
— Zapomnij o tym.
Po tych słowach zgarnęła Remusa i ruszyła w stronę schodów. James i Syriusz pokazali jeszcze Snape'owi wulgarny gest po czym dołączyli do Lysandry.
— To co robimy? — Zapytał Potter.
— Idziemy do Slughorna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro