Wspomnienia cz. 2
Brunet trzymał dłoń na swoim ciążowym brzuszku, wstając powoli ze swojego miejsca na krześle firmowym. Zagarnął papiery z biurka i ruszył w stronę wyjścia ze swojego gabinetu.Powoli, dość śmiesznym ruchem, ruszył w stronę gabinetu swojego męża.
Będąc przed drzwiami zapukał, pamiętając o tym jak zajęty potrafił być Louis. Szczególnie jeśli chodziło o spotkania czy telekonferencje. Tym razem na szczęście szatyn rzucił krótkie proszę. Niebieskie oczy rozbłysły na widok ciężarnego męża.
- Mam tu dla ciebie papiery do podpisania - jego oddech stał się cięższy.
Ich syn od dość dawna potrafił naciskać na przeponę Harry'ego, przez co ten szybko łapał zadyszkę.
- Dziękuję kochanie - skinął wdzięcznie - Powinieneś darować sobie pracę, jesteś już naprawdę wysoko Hazz - nie oparł się przed komentarzem.
- Wiem, wiem - oparł się o biurko partnera tyłkiem i położył papiery - Ale nie chcę być w domu sam, plus wiem że mnie potrzebujesz na miejscu. Nasz synek to rozumie.
- I tak będę musiał jakoś dać radę bez ciebie jak urodzi się nasz szczeniak - przypomniał - Będę musiał kogoś zatrudnić na zastępstwo.
- Pomogę ci znaleźć godne zastępstwo - przejechał dłońmi po swojej wypukłości, gdzie czuł ruchy szczeniaka.
- No tak, musisz mieć pod kontrolą nawet to - zaśmiał się - No już nie dąsaj się, znajdziemy kogoś odpowiedniego.
- Chcę dobrze dla swojego męża i firmy - złapał dłoń Louisa i ułożył ją na brzuchu - Jeśli to nie alfa, to się mocno zdziwię.
- Daje popalić mamusi, bardzo aktywny maluch - alfa czuł podekscytowanie na nowego członka ich rodziny - Będziemy mieli jeszcze sporo zabawy z nim.
- Też tak myślę, ale z twoim wsparciem damy radę - uniósł kącik ust, czując jak Louis przejeżdża swoimi dłońmi po jego wypukłości.
- Nie mogę się doczekać, aż będzie z nami - przyłożył policzek na chwilę do brzuszka męża - Kocham was.
- My ciebie też - palcami przejechał po włosach alfy, czując przez tak miłą sytuację gorąco na swoich policzkach.
- Odpocznij Harry - poprosił - Wystarczająco dużo dziś zrobiłeś, potrzebujecie oddechu.
- Powiedz to temu panu, co ciągle naciska na moją przeponę - jego oczy lekko błysnęły - Ale nie odmówię sobie małej przerwy, skoro szef nalega.
- Nalegam i to bardzo mocno - odsunął się w końcu od bruneta - Teraz ja się zajmę tymi dokumentami, muszę to przejrzeć porządnie.
- No tak, praca - pochylił się po krótki pocałunek, zaraz powoli unosząc się z biurka męża, a szczeniak od razu na ruchy mamy przestał aż tak kopać.
- Przyjdę potem do ciebie z herbatą - obiecał szatyn, sięgając po długopis i odprowadzał omegę wzrokiem do wyjścia.
Oczy alfy były pełne miłości, jak zawsze chodziło o jego omegę, a tym bardziej o nią i ich szczeniaka.
🐾🐾🐾🐾🐾
- Tak mamo, już po wszystkim, mały jest zdrowy, dostał maksymalną ilość punktów. Badają go i zaraz będę mógł iść do Harry'ego - musiał poinformować Jay o tym co się stało.
Serce Louisa wciąż uderzało gwałtownie o pierś przez całe te wydarzenia. Właśnie po ciężkich godzinach porodu, jego mąż urodził mu zdrowego synka. Był tatą i to do niego wciąż za dobrze nie dochodziło, choć jak dumny ojciec przeciął pępowinę.
- Gratulacje synku, uściskaj ode mnie Harry'ego i mojego wnuka - poprosiła - Czekam, aż wyjdziecie ze szpitala, wiem że mama i maluch potrzebują na razie tylko ciebie.
- Na pewno to zrobię - obiecał rodzicielce, spoglądając na drzwi, za którymi znajdowała się jego rodzina - Jak się czujesz, z byciem babcią oficjalnie?
- Brzmi trochę staro, ale cieszę się Lou, bardzo się cieszę. Tym bardziej wiedząc jak bardzo wy tego chcieliście - pociągnęła nosem ze wzruszenia.
- Oczywiście - zaśmiał się lekko, zaciskając dłoń na komórce - Zaraz będę kończyć, bo chcę do nich pójść.
- Jak dasz radę prześlij zdjęcie szczeniaka mi, chcę go zobaczyć i to bardzo - zasugerowała bezpośrednio alfie - Teraz leć do swojej rodzinki.
Louis pożegnał się z kobietą i zaraz schował urządzenie do kieszeni swoich spodni. Kiedy podszedł bliżej sali, pielęgniarka wyszła z jego synem w ramionach, co już mu się mniej spodobało.
- Czemu nie jest przy swojej mamie? Skończyliście już go badać? - spytał poważnie szatyn, nie spuszczając wzroku ze szczeniaka.
- Chcemy go zaznajomić z innymi szczeniakami, skoro ma spać z nimi w jednym pomieszczeniu - odpowiedziała spokojnie - Zaraz wróci do mamy.
- W porządku - powiedział nie do końca przekonany - Mogę wejść już do męża?
- Tak, oczywiście - skinęła - Właśnie pytał też o pana.
Poprawiając sobie szczeniaka w ramionach, ruszyła przed siebie, czując na sobie czujny wzrok Louisa. Alfa wszedł do sali męża, dopiero kiedy pielęgniarka zniknęła z pola jego widzenia. Niebieskie oczy zabłyszczały na widok bruneta, od razu usiadł przy jego łóżku, łapiąc jego dłoń i całując jej wierzch.
- W końcu tu jesteś - Harry uniósł znikomo kącik ust - Następnym razem chyba poproszę o ten zastrzyk w plecy.
- Byłeś cholernie dzielny Harry, ja pewnie trzy razy bym zemdlał - zaśmiał się lekko - Mamy naszego synka, jest z nami.
- Tak - ścisnął lekko mocniej dłoń męża - Najchętniej poszedłbym spać, ale chcę syna przy sobie.
- Za chwilę wróci do nas. Minąłem na korytarzu pielęgniarkę, poszła go zapoznać z zapachem innych szczeniaków - nie mógł się doczekać, aby mieć syna ze sobą.
- Jeszcze go nie czułeś, wiesz jaki to miły ciężar na twoim ciele? - zielone oczy mimo, że zmęczone to zabłyszczały.
- Miałem ochotę wyrwać go z rąk pielęgniarki - przyznał się - Ale jak tu przyjdzie to od razu chce poczuć go przy sobie.
- Uczucie nie do opisania - z jękiem poprawił się na łóżku, na bardziej wygodną pozycję.
- Potrzebujesz czegoś? Przynieść ci picie? - chciał być wsparciem dla swojego męża.
- Pan doktor mi podał, kiedy ciebie nie było przy mnie, ale dziękuję - zachichotał też, czując jak Louis poprawia kołdrę na jego ciele.
- Zadzwoniłem do mamy, dać jej znać że już jest babcią. Z resztą ta pielęgniarka powiedziała, że muszę wyjść już, bo skończył się właściwy poród - przewrócił oczami.
- Uroki publicznych szpitali - trochę żałował porodu tutaj - Najbardziej boli, że mały nie będzie spał w spokoju ze swoją mamą.
- To są dopiero głupie wymysły - warknął pod nosem alfa - Lepiej by mu było tutaj z tobą, a nie że pielęgniarki mają go mieć na oku jak ty będziesz spał. Do tego ja nie mogę zostać.
- To mnie jeszcze bardziej boli, ja potrzebuję was dwóch przy mnie - spojrzał na ich złączone dłonie.
- Damy radę, mam nadzieję że szybko was stąd wypuszczą - wypuścił powietrze - W domu będzie nam najlepiej.
W tym momencie wróciła do nich pielęgniarka, z dość niepewną miną, choć ci tego nie spostrzegli, zapatrzeni w zawiniątko w jej dłoniach.
- Ja go wezmę - wyrwał się Louis i poderwał się, aby podejść do kobiety.
Przejął szczeniaka, a pielęgniarka zostawiła ich samych od razu, co właściwie było dobre dla nich w tamtym momencie.
- Nasz synek w twoich ramionach to widok, który pragnę na co dzień - pociągnął lekko nosem brunet.
- I będziesz to miał, zrobiłem wszystko, żeby zostać trochę z tobą w domu - nie mówił mu o tym wcześniej - Musisz się zregenerować po porodzie.
- Och, bardzo się cieszę w takim razie - wesołość wybrzmiała w głosie omegi.
- Cześć kochanie, jesteś taki malutki - bujał lekko szczeniakiem - Nasz synek, tyle na ciebie czekaliśmy.
Chłopiec jęknął dość głośno w jego ramionach, poruszając delikatnie swoją rączką.
- Zostajemy przy Bradfordzie? Bardzo mi się podoba dalej to imię i pasuje do niego - spojrzał w zielone oczy męża.
- Nie miałem nawet innej myśli alfa, to jest Bradford i koniec
🐾🐾🐾🐾
Kola 💙💚💙💙
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro