5. Najgorsze za nami, tak?
Podeszli do drzwi, gdzie pozwolili szczeniakowi nacisnąć dzwonek, który poinformował Jay, że ma gości, jednocześnie od razu weszli do środka, ponieważ drzwi nie były zamknięte na żaden zamek.
- Babcia! Jesteśmy! Gdzie jesteś babcia?! - Bradford wolał, jak zawsze chcąc jak najszybciej zobaczyć kobietę.
- A kto tu mnie odwiedził!? - od razu było słychać zachwyt w głosie kobiety - Mój kochany wnuczek i moje dzieci - przywitała się z każdym po kolei.
- Uważaj mamo - Louis dla bezpieczeństwa syna odsunął się o krok - Mały miał operację nogi, wciąż się goi... I zanim zaczniesz krzyczeć, przyjechaliśmy ci powiedzieć i spędzić miło czas. Bradford wystarczająco się nacierpiał.
- Dobrze - wypuściła powietrze, zanim cokolwiek zdążyła skomentować - Posadzimy cię na kanapę, co? Mam kolorowankę dla ciebie ze zwierzątkami.
- Tak! - wyszczerzył się, a Louis przeniósł chłopca do wymienionego pomieszczenia.
Bradford zaraz miał swoje zajęcie, a Jay zgarnęła małżeństwo do kuchni, zaczęła robić herbatę, ale jasnym było iż oczekiwała na wyjaśnienia. Louis zaczął jej tłumaczyć sprawę całego wypadku, który stał się przez opiekunkę.
- To nie koniec mamo - Louis spojrzał na męża, a widząc jego wzrok kontynuował - Bradford ma grupę krwi A.
- To musi mieć po Harrym, tak? Bo Lou ma B, tego jestem pewna - spojrzała na nich, nie do końca rozumiejąc tą ciszę.
- Też mam grupę krwi B - pokręcił głową brunet, biorąc się w garść - Ktoś podmienił szczeniaki w szpitalu, mamo.
- Nie żartujcie nawet w taki sposób - starała się dotrzeć chociaż cień rozbawienia u nich - Nie robicie tego... Jak to pomylili?
- Nie wiemy, od jakiegoś czasu żyjemy w stresie z tym związanym, dlatego się nie kontaktowaliśmy - Louis podszedł do kuchenki i wyłączył gaz, ponieważ czajnik zaczął piszczeć.
- Louis załatwia wszystko prawnie, nie zostawimy tego bez słowa - Harry dla bezpieczeństwa zajrzał za kuchnię, ale było czysto - Gdzieś na świecie jest nasz biologiczny syn.
- Muszę usiąść - wydusiła z siebie Jay - Lou, uchylisz okno? - poprosiła - Co za beznadziejny szpital, który dopuszcza się takiego błędu, przecież minęło praktycznie sześć lat...
- Jasne mamo - prędko przeszedł na drugi koniec pomieszczenia, aby złapać za klamkę i uchylić okno jednym sprawnym ruchem.
- Bradford nie wie, prawda? - upewniła się, oddychając głęboko przez emocje, które się jej trzymały.
- Nie i niech tak pozostanie na razie - Louis położył dłoń na ramieniu matki - To jest szalone mamo i dużo z Harrym przeżyliśmy w ostatnim czasie.
- Nie wyobrażam sobie tego nawet - spojrzała najpierw na Louisa, a potem na Harry'ego ze współczuciem.
- Bradford zawsze będzie naszym szczeniakiem, ale chyba rozumiesz mamo, że chcemy znaleźć... Biologicznego syna - brunet sam usiadł.
- Oczywiście, że rozumiem. Zrobiłabym to samo bez zawahania - pochwaliła ich działania - Nie wiem jak podejdą tamci rodzice, ale sami powinni zrozumieć.
- Na pewno muszą sami poznać prawdę - Louis postanowił zalać im picia wrzątkiem.
🐾🐾🐾🐾🐾
Louis musiał wrócić do pracy. Bardzo tego nie chciał, budzik w jego telefonie sprawił, że jęknął na samą myśl wstawania. Szczególnie czując drugie ciało tak blisko siebie.
To było jak dawno nie, Harry nie spał już na drugim końcu łóżka, a szukał jego kontaktu w nocy, tak jak kiedyś i to tylko potęgowało jego chęć pozostania w domu. Jednak wiedział jak dużo ma do nadrobienia, nawet jego zastępca na pewno nie ogarnął wszystkich spotkań i dokumentów, które powinien sam zrobić przez ostatnie kilka dni. Alfa podniósł się tylko dlatego, że dźwięk budzika przyprawiał go o ból głowy.
Nie powstrzymał się od pocałowania czoła męża i zsunął się z łóżka, dopadając dłońmi urządzenie, w którym zaraz wyłączył budzik.
Przygotowanie się do pracy oraz ogarnięcie dość szybko mu poszło. Od tylu lat już wprawę w ubieraniu garnituru oraz wiązania krawatu (w czym początkowo Harry musiał mu pomagać).
Nie powstrzymał się, by jeszcze raz pocałować czoło omegi, która miała naprawdę dobry sen tego poranka. Dość dziwnie było wychodzić do pracy w pojedynkę. Jednocześnie cieszył się, że Harry podjął taką, a nie inną decyzję. To pozwalało jego wilkowi odetchnąć w pewnym sensie.
Wyszedł z sypialni i zajrzał jeszcze do Bradforda, drzwi na szczęście były uchylone, więc nie obudził szczeniaka. Ten spał przytulony do swojego misia, co było również ulgą dla Louisa.
Mógł spokojnie ruszyć do firmy. W trakcie drogi, przypomniał sobie że jeszcze nie miał szansy na konfrontację z byłą nianią syna, a ta jakby zniknęła. Zastanawiał się czy dziewczyna w ogóle odezwie się, chociażby po pensje, której nie otrzymała jeszcze, a powinna dostać kilka dni wstecz. Tak czy inaczej, musieli złożyć sprawę na policję.
Jego głowa ponownie zaczynała boleć, przez te ostatnie dni było to bardzo normalne. Jego organizm musiał jakoś rozładować cały stres gromadzący się w nim.
W biurze był idealnie pięć minut przed dziewiątą, przywitał się z Sarą, która powitała go ciepłym uśmiechem i pytaniem o kawę, na co alfa natychmiast się zgodził i skierował do swojego gabinetu. Zajął się pracą, a w czasie niej zauważył że brakuje mu kilka papierów. Dobrze, że miał klucze od gabinetu wcześniej zajmowanego przez Harry'ego i mógł spokojnie je wziąć, wiedząc że tam będą.
Dostał się do gabinetu męża w którym było jak zwykle bardzo porządnie, byli zupełnymi przeciwieństwami w tej kwestii. Otworzył sprawnie szufladę od biurka i wyjął cały plik dokumentów. Będzie musiał tu uprzątnąć i w zasadzie potrzebował zatrudnić nową osobę.
Zaczął dzielić kartki, chcąc dostać się do tego, czego potrzebował. W pewnym momencie jego wzrok natrafił na nagłówek, który sprawił że jego alfa żałośnie zawył, a jego nogi lekko się ugięły.
Arkusz do wystąpienia o rozwód... Nie spodziewał się ujrzenia tego na własne oczy. Miał w głowie momentalnie masę myśli. Jasne, on i Harry nie mieli najlepszego czasu, ale rozwód? Mieli szczeniaka i uczucia wobec siebie.
To wszystko nie mogło tak nagle wygasnąć. Byli tyle lat razem, wydawało mu się, że ludzie mogli im pozazdrościć siły ich miłości.
Drżącymi dłońmi zaczął przewracać kartki, ale te były kompletnie puste. Żadnego podpisu, opisu, daty. Nic. To go trochę uspokoiło, ale nie do końca. Co jeśli omega wydrukowała je w dniu wypadku Bradforda? Za dużo pytań błądziło mu w głowie.
Szybko wziął dokumenty, na których mu zależało, a resztę papierów schował z powrotem do szuflady. Wrócił do siebie, próbując zamknąć wcześniej rozgrzebaną sprawę.
Stanowczo, porozmawia ze swoim mężem, kiedy tylko wróci do domu. Teraz, teraz musiał się zająć sprawami firmy, dzięki której mógł utrzymywać swoją rodzinę na bardzo dobrym poziomie życia.
Czas po tej sytuacji zleciał mu na szczęście szybko, zajął głowę dokumentami i spotkaniami, które miał do odrobienia. Zmarszczył czoło, kiedy usłyszał pukanie do drzwi, jednak powiedział proszę.
- Już piąta panie Tomlinson - Sara jak zawsze dawała mu znać, że normalne godziny pracy już się kończyły - Do jutra - dodała.
- Do jutra - mruknął Louis spoglądając następnie na wyjście i na dokumenty.
Mógł wyjść z pracy jak normalny człowiek i kolejnego dnia zająć się dalej nadrabianiem. Harry zawsze wytykał mu nadgodziny w firmie.
Chrząknął pod nosem. Potrzebne były zmiany z dwóch stron, a jeśli nie chciał stracić partnera, musiał się również ogarnąć. Zaczął układać rzeczy na biurku, a najważniejsze rzeczy chowając do szuflady zamykanej na kluczyk. Pani od sprzątania miała dziś przyjść i nie chciał zostawić ważnych rzeczy z biura na zewnątrz.
Kiedy był już pewny wszystkiego, zabrał telefon oraz włożył na siebie marynarkę. Naprawdę wychodził z pracy o normalnej godzinie i było to cholernie dobre uczucie. Sprawnie dostał się do swojego auta i ruszył w kierunku domu. Na miejscu znalazł się piętnaście minut później, zaparkował pojazd w garażu i dostał się do domu.
- Ja wiem, że chcesz biegać za piłką Bradford, ale na to jeszcze nie czas. Najpierw musisz ćwiczyć swoją nogę, tak jak teraz - głos Harry'ego roznosił się po salonie.
- Nudne mama - rozżalony głos szczeniaka również rozbrzmiał i Louis domyślał się, jak ciężko musi być zarówno jednemu jak i drugiemu.
- Ja wiem, ale to jest bardzo warte zachodu kochanie - brunet lekko westchnął, jednak nie był zły na syna.
- A dla taty trochę jeszcze poćwiczysz? - Louis pojawił się w salonie, zwracając przy tym na siebie uwagę.
- Tata - chłopiec momentalnie się uśmiechnął w stronę rodzica, zatrzymując swoje ruchy na macie - Jak długo?
- Dziesięć minut? - spojrzał na Harry'ego, wiedząc że to ich początki z rozruszaniem nogi szczeniaka.
- Dziesięć minut brzmi naprawdę dobrze, to co, przyjmujesz Bradford? - Harry skinął lekko głową.
- Tak, będę silny jak tata - powiedział pewny siebie, ponownie kładąc się na matę.
- Pójdę się przebrać - szepnął tylko do Harry'ego, nie chcąc rozpraszać mocniej ich syna.
- Obiad jest w lodówce - uniósł kącik ust, przyjmując słowa męża i skupił się ponownie na ćwiczeniu z synem.
Patrząc na bruneta jeszcze przez chwilę, Louis zastanawiał się, czy ten chciał naprawdę od niego odejść? A ta rozmowa pod prysznicem. To wszystko nie łączyło się w możliwość rozstania, ale musiał poruszyć temat. Widział te papiery i to za mocno zostało mu w głowie.
Sprawnie przebrał się w dresy i zwykły t-shirt oraz opłukał twarz chłodną wodą. Po tym mógł spokojnie zejść na dół i odgrzać sobie posiłek.
Harry jak zwykle był królem kuchni i alfa nie mógł nie wziąć sobie dokładki. Zawsze zazdrościł, że omega tak dobrze gotowała. Jego brzuch szybko był pełny, wiedział jednocześnie, że brunet powinien już jakiś czas temu skończyć ćwiczenia ze szczeniakiem.
Nie mylił się, kiedy Harry przyszedł z Bradfordem na rękach, a ten bardzo chciał przywitać się ze swoim tatą. Louis prędko przejął w ramiona syna i pocałował go kilka razy w czoło z czułością. Chwilę później pozwolili mu obejrzeć w salonie kilka bajek, w nagrodę za dobre zachowanie i dzielne ćwiczenia. Chłopiec całkowicie zajął swoją uwagę telewizorem, co było chwilą wytchnienia dla małżeństwa. Nie zabraniali szczeniakowi bajek, jednak wszystko z umiarem.
- Pójdę wstawić pranie, jeśli masz coś ciemnego to przynieś, dobrze? - Harry ścisnął nadgarstek alfy i wyszedł z pomieszczenia.
Nawet jeśli Louis by nie miał, to pralnia była idealnym miejscem w którym będą mieli choć chwile prywatności do rozmowy. Sięgnął z przedpokoju po swoją bluzę, którą miał na sobie raptem dwa razy i z nią w ręku skierował się do celu.
Harry już klękał przed pralką i wrzucał rzeczy, grzebiąc w ich koszu do prania. Mieli je dwa i obydwa były pełne. Nic dziwnego, po takich burzliwych dniach.
- Będę musiał przekonać Louisa do pomocy domowej - brunet burknął cicho.
- Aż tak nie lubisz brudnej roboty? - zaśmiał się szatyn, doskonale to słysząc.
- Raczej nasz syn będzie potrzebował dużo uwagi, a jeśli jeszcze dojdzie kolejny szczeniak w przyszłości - mamrotał, wrzucając kolejne rzeczy - To dosłownie nie będę miał na wszystko czasu. Chciałeś rodzinkę, czas potrząsnąć portfelem Lou - rozbawiony spojrzał w niebieskie oczy partnera.
- Myślę, że jestem w stanie negocjować - oparł się o ścianę i nie mógł powstrzymać uśmiechu, tym bardziej kiedy omega mówiła o ich przyszłości.
- I tak wygram te negocjacje, jeszcze nie przywykłeś? - wyciągnął dłoń po bluzę Louisa.
- Taki pewny siebie - przewrócił oczami, jednak podał materiał mężowi.
- Lata przyglądania się swojemu partnerowi - schował do pralki materiał - A on długo uczył mnie, aby dobrze negocjować. Nawet z nim samym.
- Najwyraźniej jestem dobrym nauczycielem albo mam za dużą słabość do własnego męża - droczył się lekko.
- Spróbowałbyś nie - zamknął pralkę i stanął na równe nogi. Nastawił urządzenie i wlał płyny.
- Zabrałem dziś dokumenty, które były mi potrzebne z twojego gabinetu - wziął się w garść, chciał mieć ten temat za sobą.
- Powinienem choć raz przyjść i ogarnąć tam wszystko, nie miałeś problemu ze znalezieniem? - upewnił się.
- Nie, dałem radę i zamknąłem sprawę. Tylko... Znalazłem coś jeszcze i trochę mnie to sparaliżowało - chrząknął - Wniosek rozwodowy. Naprawdę chciałeś?
Brunet momentalnie obrócił się w stronę starszego, wypuszczając ciężko powietrze.
- Zapomniałem o tym kompletnie... - pokiwał lekko głową - Chciałem rozwodu, to prawda, ale tylko przez jakieś... Dwie godziny? - musiał zastanowić się chwilę - Podejrzewałem zdradę Louis, że mnie zdradzasz.
- Zdradę? Kiedy dałem ci takie podejrzenia? W życiu bym tego nie zrobił Harry, nie potrafiłbym - czuł ściśnięcie w klatce piersiowej.
- To było trzy, może cztery miesiące temu - mówił ostrożnie - Wyszedłem na chwilę z firmy i zobaczyłem cię w restauracji z inną omegą. To cholernie zabolało, wydawało mi się, że byliście bardzo blisko... Kilka godzin później przyszedłeś z tą kobietą do biura i okazało się, że to pani dyrektor, tej firmy gdzie od dwóch lat walczyłeś o współpracę. Od razu schowałem papiery i pomyślałem, jak głupi byłem.
- Och, wtedy. Dosłownie skakałem wokół niej, byle podpisała te cholerne dokumenty - doskonale pamiętał te negocjacje, na szczęście na tym ich kontakt się zakończył, a odpowiednie osoby z firmy przejęły współpracę - Rozumiem w takim razie, ale poważnie... Nie zdradziłbym cię Harry.
- Wierzę ci - przybliżył się do Louisa - Ani ja nie zdradziłem ciebie, tak w gwoli jasności. Jesteś moim alfą, kocham cię. Mieliśmy gorszy czas, ale tak się zdarza.
- Związki nie są proste. Najgorsze za nami, tak? - jego dłonie powędrowały do bioder młodszego.
- Mam nadzieję - jeszcze mocniej się przybliżył i po prostu wtulił się w ciało Louisa - Potrzebuję cię jak kiedyś. Potrzebuję mojego kochającego męża, sam chcę takim być, a nie dogryzać sobie wszędzie.
- Zero uprzykrzania sobie nawzajem życia - obiecywał - Jesteśmy młodzi, jeszcze wszystko przed nami. Musimy działać razem Harry - mówił dość cicho.
- Będziemy, już działamy razem - przejechał delikatnie nosem po jego żuchwie - Jak będzie spokojnie, to pojedziemy gdzieś razem. Całą rodzinką.
- Wakacje, dawno nie byliśmy nigdzie razem - lekko się rozmarzył, na wspomnienie o wspólnym czasie.
- Nie zaprzeczam - odsunął się lekko - Chodźmy na górę, spędźmy czas z Bradfordem.
🐾🐾🐾🐾🐾
Kola 💙💚💙💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro