4. Mieliśmy tyle znaków Louis...
Miłego wieczoru i weekendu ☺️
Na noc tak naprawdę zmieniali się, rozkładany fotel dawał im drzemki, w czasie gdy drugi czuwał nad Bradfordem, który co jakiś czas wybudzał się przez obce miejsce, jak i przez ból nogi. Obaj najchętniej wyszliby do domu, jednak wiedzieli że operacja chłopca była duża i to właśnie w szpitalu ma lekarzy pod ręką oraz odpowiednie kontrole.
Louis w trakcie tego czasu powiedział Harry'emu o wyniku testu, a omega starała się mocno trzymać po tej informacji. Przez kolejne dni bardzo rzadko opuszczali szpital, ale w końcu i Bradford dostał wypis do domu z należytymi wymogami, które spadły na rodziców.
Obaj odetchnęli opuszczając ten budynek. W aucie Harry usiadł wyjątkowo na tyle ze szczeniakiem, pilnując aby podróż przebiegła spokojnie. Louis prowadził bardzo ostrożnie, nie szalejąc po drodze tak jak czasem potrafił.
- Ostrożnie - brunet poprosił, wiedząc że Louis musi wnieść Bradforda na górę, używając przy tym swojej siły. Mimo wszystko miał obawy.
- Jestem ostrożny Harry, najbardziej jak się da - westchnął, wchodząc stopień po stopniu, jednocześnie uważając na nogę chłopca.
- Po prostu... - nie kontynuował, wiedział że Louis go zrozumie. Obaj mieli podobne uczucia co do całej sytuacji.
- Wiem Harry, wiem - bezpiecznie znalazł się na górze i przeszedł do pokoju Bradforda, gdzie od razu położył go na łóżku, a nogę podparł poduszką zgodnie z zaleceniami.
- Potrzebujesz czegoś kochanie teraz? Pić? Jeść? Czy chcesz może się zdrzemnąć? - zielone oczy wpatrywały się w sześciolatka.
- Miś i drzemka? - zaczął rozglądać się za swoim ukochanym pluszakiem, za którym marudził przez cały pobyt w szpitalu.
- Już go podaję - Louis doskonale wiedział, gdzie jest pluszak i na chwilę musiał wyjść z pokoju chłopca, aby zbiec do salonu.
- Nie chcę więcej szpitala - Bradford spojrzał na Harry'ego - Nie lubię.
- Nie będzie więcej szpitala, do czasu sprawdzenia nóżki, okej? Ale to tylko na chwilę - wyjaśnił synowi.
- Dobrze - ziewnął - Będę mógł potem kakao? Takie jak robisz rano?
- Oczywiście - potwierdził - Wołaj nas jak będziesz coś potrzebować.
- Mam misia - przerwał im Louis i wszedł z pluszakiem do pokoiku szczeniaka, podając maskotkę Bradfordowi.
- Miś - niebieskie oczka zabłyszczały, a sześciolatek mógł zaraz objąć brązowego, dość dużego misia i przymknąć oczy.
Louis i Harry opuścili pokój szczeniaka, zostawiając otwarte drzwi, co pozwalało im dobrze słyszeć, gdyby szczeniak zaczął ich wołać. W końcu i oni mogli doprowadzić się do porządku i trochę odpocząć.
Harry wszedł jako pierwszy pod prysznic, choć sytuacja kompletnie uległa zmianie, kiedy poczuł drugie ciało za sobą. Na chwilę, dosłownie sekundę się spiął, ale zaraz zrozumiał, że nie miał czemu.
To był Louis. Jego partner, alfa. Mieli cięższy czas, ale znali doskonale swoje ciała i nie było czego się wstydzić czy obawiać. Choć bardzo dawno temu ostatni raz razem się kąpali, czy brali prysznic. Specjalnie w swojej łazience załatwili dużą wannę oraz kabinę.
- To w porządku? - spytał szatyn, przejeżdżając dłonią po ramieniu omegi - Po prostu pomyślałem, że nie będziesz miał nic przeciwko temu, kiedyś to była dla nas codzienność.
- Jest dobrze - lekko przybliżył się do dotyku, a jego ciało zadrżało w znajomy sposób - Po prostu dawno tego nie robiliśmy, byliśmy za bardzo zajęci kłótniami.
- Zdecydowanie za bardzo nas to zajęło - nie pamiętał kiedy ostatni raz się poprawnie pocałowali, nie mówiąc nawet o kochaniu się.
Harry obrócił się w stronę Louisa. Woda spływała po ich ciałach, kiedy bez wyrazu wpatrywali się w siebie.
- Co my zrobimy? To pytanie nie ucieka z mojej głowy - przejechał dłonią po swoich mokrych włosach.
- Prawnik, sąd i będziemy szukać naszego dziecka Harry, oczywiście pod względem biologicznym. Jestem przerażony, nie będę tego ukrywał - wypuścił powietrze - Ale powinniśmy dojść do prawdy, my zasługujemy na to, tak samo jak tamci rodzice i nasze szczeniaki.
- Teraz ma wszystko sens, dużo myślałem w ostatnich godzinach - pochylił się, aby sięgnąć po gąbkę i ich ulubiony płyn - Pamiętasz, jak Bradford nie chciał się zassać na mojej piersi? Jak płakał? On wiedział, że nie jestem jego mamą.
- Pamiętam to, byłeś zmęczony próbami karmienia, a bardzo chciałeś sam karmić - Harry niejednokrotnie siedział ze szczeniakiem, mając łzy na policzkach, kiedy ten odsuwał się od pokarmu.
- Po dniach jedzenia mleka z proszku, zrozumiał że jestem lepszą alternatywą - nalał płynu na gąbkę i patrząc głęboko w oczy męża, przyłożył ją do skóry alfy - Tak się bałem, że coś ze mną było nie tak, nawet moje dziecko nie chciało próbować jeść z piersi.
- Ze mną był problem, kiedy robił się większy - podzielił się swoimi spostrzeżeniami - Próbował mi wejść na głowę, czego szczeniak nie powinien robić alfie. Zrzucaliśmy to na mocny charakter.
- Mieliśmy tyle znaków Louis... - przeszedł gąbką na brzuch, a później podbrzusze męża - Nie mogę też przestać myśleć o naszym biologicznym szczeniaku. Jaki on jest? Czy on też czuł, że jest coś nie tak z tymi ludźmi, z którymi mieszka?
- Na pewno były podobne historie. Nie skupiliśmy się na tym, tłumaczyliśmy sobie te wszystkie zachowania, w życiu nie podejrzewałbym, że mogli podmienić szczeniaki - zamrugał parę razy - Bradford ma niebieskie oczy, zrzuciliśmy to na moje geny. W zasadzie rzeczywiście nie jest szczególnie podobny do żadnego z nas, ale czasem szczeniaki tak mają.
- To prawda - zakończył mycie partnera i potem nałożył nową porcję żelu na gąbkę - Czuję się złą matką, że tego nie wyczułem...
- Nie Harry - przejął gąbkę od niego - Zawsze byłeś cudowną mamą dla Bradforda. Dawałeś mu i dajesz całego siebie. Żaden z nas tego nie zauważył, byliśmy zbyt przejęci samym rodzicielstwem. To nasz pierwszy szczeniak.
- Od dawna chciałeś drugie dziecko - przez ostatnie słowa Louisa, przypomniał sobie - A jesteśmy teraz tutaj, pierwszy raz od miesięcy się nie kłócąc.
- Miła odmiana - przejeżdżał gąbką, po kolei po różnych częściach ciała omegi - Brakowało mi normalnej rozmowy, wspólnego czasu.
- Mi również - odpowiedział zgodnie z prawdą - Nasze temperamenty niemal nie zniszczyły naszego małżeństwa... - wciąż w środku miał nadzieję, że wypadek syna mógł w nich coś zmienić. Uświadomić w pewnych tematach, nie chciał rozwodzić się.
- Musimy to przepracować Harry, nie chcę chcę żeby to wróciło. Nie byłem szczęśliwy - przyznał się na głos - Nie, kiedy unikaliśmy się we własnym domu.
- W pracy nie było wyboru - uniósł minimalnie kącik ust - Mamy przed sobą wiele pracy, do tego sprawa ze szczeniętami... To przerasta moje myśli Louis.
🐾🐾🐾🐾
- To wszystko naprawdę brzmi jak historia z filmu - podsumował prawnik, kiedy Louis i Harry siedzieli przed nim.
Bradford został z asystentką mężczyzny, która dała mu kredki oraz kartki papieru, aby ten się mógł czymś zająć w czasie spotkania.
- A jednak to prawdziwe życie - Louis chrząknął, za każdym razem to tak samo bolało, mówienie o tym - Dlatego chcemy znaleźć naszego syna, biologicznego syna i pozwać szpital.
- Do szpitala sąd wystąpi o udostępnienie papierów, od was potrzebuje dokumentów Bradforda - poinformował - Przygotuję pozew i podrzucę go do firmy, żebyście oboje go podpisali jako prawni opiekunowie.
- Ja będę w domu - Harry od razu wolał poinformować - Ktoś musi się zajmować Bradfordem w dzień, więc moglibyśmy oddać papiery dzień później?
- Jasne, bez problemu - pokiwał głową - Niestety dane szczeniaków, które urodziły się w tym samym dniu w szpitalu, będą przekazane tylko do sądu, oni powołają zespół który zajmie odnalezieniem waszego biologicznego szczeniaka.
- Jak długo może to trwać? Każdy dzień nam okropnie dłuży się, po dowiedzeniu się prawdy - Harry nie ukrywał swojego pośpiechu.
- Jest wiele czynników, które może na to wpłynąć. Nie wiemy ile szczeniaków się urodziło, zawęża nam się tylko płeć, bo to musi być chłopiec. Pytanie czy ta rodzina pozostała w Anglii, będą w pierwszej kolejności sprawdzać rodziny na miejscu - wymieniał po kolei różne opcje.
- Ja chyba nie przeżyję tego emocjonalnie - powiedział, a Louis momentalnie złapał jego dłoń w swoją dla otuchy.
- Wiesz, że pieniądze nie grają tu roli. Chcemy jak najszybciej to załatwić - alfa zaznaczył swoje miejsce.
- Postaram się trochę ruszyć swoje kontakty, jak już tylko nadamy sprawie bieg - obiecał prawnik, zapisując jeszcze coś w swoim notatniku.
Spotkanie trwało jeszcze piętnaście minut, nim wyszli zadowoleni z gabinetu i przeszli po Bradforda, który miał świetną zabawę z pracownicą.
- Dziękujemy za opiekę nad naszym synkiem - Louis sięgnął po szczeniaka, opierając go na swoim biodrze - Powiesz ładnie do widzenia?
- Do widzenia pani - chłopiec pomachał rączką do kobiety.
- Do widzenia kochanie - sama pomachała w jego stronę, zaraz biorąc się za zbieranie kredek.
Opuścili budynek, kierując się do zaparkowanego auta, gdzie wygodnie się usadowili.
- Dom czy jakieś inne plany? - spojrzał w lusterku na omegę.
- Może podjedziemy do mamy Jay? Nie wie o wypadku, a później będzie nas obwiniać i mieć focha - zaproponował lekko - Chciałbyś pojechać do babci Jay Bradford?
- Babcia! - niebieskie oczy momentalnie ożyły - Jedziemy do babci!
- Nie mamy już wyjścia - zaśmiał się Louis - Z resztą powinna wiedzieć co się stało.
- To będzie miłe oderwanie się Lou - Harry położył dłoń na udzie alfy, a kiedy chciał ją zabrać, Louis położył swoją na tej jego.
- Masz rację, dlatego ruszamy - posłał mężowi mały uśmiech, po czym skupił się na aucie i drodze do swojej mamy, której mieli zamiar zrobić niespodziankę.
Na szczęście wszyscy mieszkali w jednym mieście i nie była to długa droga. Dom rodzinny Louisa znajdował się na obrzeżach miasta.
- Dasz radę sam kochanie przejść, czy tata ma cię wziąć na ręce? - brunet zapytał, po otworzeniu tylnych drzwi.
- Tata - od razu zdecydował, szukając wzrokiem alfy.
- Nie ma problemu Bradford, jeszcze przyjdzie czas na ćwiczenie nogi, prawda? - ostrożnie zabrał go z auta.
- Mhm - objął rączkami kark rodzica.
Dorośli wiedzieli, że szczeniak trochę wykorzystuje swój stan, ale czuli że trochę zawiedli jako rodzice i na razie dawali mu małe fory.
🐾🐾🐾🐾
Kola 💙💚💙💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro