Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12. Czyli jednak wyszło na nasze.



Louis siedział w swoim gabinecie, zadowolony ze swojego małego planu. Niall miał przyjść na rozmowę za dosłownie kilka minut, a to jego asystentka zaprosiła go na rozmowę, dzięki czemu Horan nie wiedział, że to właśnie z nim będzie rozmawiał.

Nie wiedział dlaczego to zrobił, nie no, doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Od zawsze z Horanem sobie dogryzali w różnych sytuacjach, jak i droczyli się. Tutaj też tak po prostu musiało się tak zadziać.

Wyprostował się, słysząc pukanie do drzwi i rzucił głośno proszę, za chwile patrząc na dość znaną sobie twarz, która jednak zmieniła się nieznacznie od ich ostatniego spotkania.

- Louis - niebieskie oczy momentalnie rozbłysły na widok starego przyjaciela - Cholera, mógłbym się spodziewać że skończysz tak wysoko po studiach przyjacielu!

- Niall, za to ja nie spodziewałem się, że wrócisz jeszcze do Anglii z tej swojej ukochanej Irlandii - wstał zza biurka, by objąć na przywitanie Horana.

- Cóż. Żona nie była za chętna do mieszkania w Irlandii - poklepał lekko plecy Tomlinsona - A ty? Co z tobą!

- Nie ruszam się z Anglii jak widzisz, mam męża i dwóch synów. Do tego firmę na głowie, jest naprawdę dobrze - wskazał mu miejsce, aby usiadł, po czym sam wrócił na swoje.

- Typowe poukładane życie Tommo - zasiadł wygodnie - Więc, szukasz pracownika, czy była to podpucha dla mnie?

- I jedno i drugie - przyznał się od razu - Potrzebuje pracownika i to lojalnego, bo przyszłościowo chodzi o zastępstwo dla mnie w niektórych sytuacjach, a wiem że potrafisz wiele.

- Zwłaszcza bym ciebie nie zawiódł Tommo, ani siebie. Znasz mnie - przyłożył dłoń do serca - Zawsze biorę wszystko na poważnie.

- Co powiesz na przegadanie warunków zatrudnienia, a potem zabiorę cię do siebie? Chyba, że żona na ciebie będzie czekać w domu. Albo możecie razem wpaść do nas wieczorem - dawał opcje.

- Moja żona jest teraz w delegacji, więc bardzo chętnie zobaczę jak żyjesz - skinął głową - Więc opowiadaj o sprawach czysto zawodowych.

I Louis tu zaczął mówić o wszystkim, czego potrzebował, oczekiwał i jakie panowały tu zasady. Nie zapomniał wspomnieć o wysokości wypłaty. Niall nawet się nie zastanawiał, wiedział że na początek pracy w Anglii lepszej opcji nie znajdzie. Tym bardziej mając przyjaciela przy swoim boku. Horan uzupełnił dokumenty i Louis złożył je asystentce, aby została przygotowana nowa umowa dla mężczyzny.

Louis podał Niallowi swój adres, nim rozdzielili się na dwa pojazdy. Szatyn nawet zadzwonił do męża, poinformować go o niezapowiedzianej wizycie Horana w ich domu. Brunet ostatnio potrafił brać w dzień prysznic i potem chodził w szlafroku po całym domu.

Dostali się na miejsce niemal równocześnie, po czym zaczęło się przedstawianie i witanie się, co chwilę trwało. Szczeniaki były szczególnie ciekawe nowej osoby.

Bradford był bardzo nieśmiały jeśli chodziło o Nialla i raczej trzymał się blisko brata, czy rodziców z dość niepewnym wzrokiem przyglądając się mężczyźnie. Z czasem jednak czuł się bardziej komfortowo przy nowym wujku, który okazał się całkiem fajny i bardzo dużo mówił.

Zjedli wspólnie obiad, który był pełen wspomnień Louisa i Nialla z czasów uczelni. Harry bardzo chętnie zadawał pytania, chcąc czegoś więcej dowiedzieć się na temat życia męża w czasie studiów.

- Sprawił, że cały akademik ewakuowali o trzeciej w nocy, a my uciekaliśmy, żeby nie obciążyli nas kosztami włączenia tego alarmu - Horan śmiał się w głos z tego wspomnienia.

To była jedna z kolejnych historii podanych przez mężczyznę, a Louis dość niechętnie przyznawał się do swoich wybryków jeszcze za czasów uczenia się.

Dopiero pod wieczór pożegnali się z Niallem, który kolejnego dnia rano miał stawić się w biurze, aby podpisać umowę i poznać swoje obowiązki na początek.

- Czyli jednak wyszło na nasze - Harry z trzaskiem zamknął załadowaną zmywarkę i włączył urządzenie.

- Tak, jak widać. Dopiero co przeprowadził się z Irlandii, był na kilku rozmowach, ale wyzysk i nic więcej - usiadł jeszcze na chwilę przy stole.

- Nie jestem wcale zdziwiony twoimi słowami - przetarł dłonią swoje czoło - Chłopcy też dzielnie przyjęli nowego gościa, no prawie. W Brodfordzie się włączyła nieśmiała omega.

- To było całkiem urocze właściwie, nie spodziewałem się tego - uniósł kącik ust - Ale potem się przełamał, Niall zawsze lubił dzieci. Ma bratanka, na studiach już go miał, kiedyś wziął go na cały dzień do nas.

- W takim razie musi być duży teraz - rozejrzał się po kuchni, ale na szczęście nie miał niczego do ogarnięcia w tym temacie.

- Tak, jest nastolatkiem - skinął - Przepraszam, że tak cię postawiłem przed faktem, że Niall przyjedzie, ale musiałem.

- Spodziewałem się trochę tego po tobie Lou - uniósł kącik ust - Za dobrze cię znam kochanie.

- Znajomych nigdy za dużo, z resztą Niall już nas zapraszał do siebie, jak jego żona wróci z delegacji - uśmiechnął się - Kocham cię, wiesz?

- No nie wiem, dawno tego nie słyszałem - psotny wzrok napotkał niebieskie oczy - Jestem bardzo zaniedbaną omegą przez męża...

- Dawno? Rano powiedziałem, ale spałeś. To już nie moja wina - powiedział zadowolony z siebie szatyn.

- Cóż. Moje uszy tego nie dosłyszały - zrobił krok w stronę starszego - A... - przerwał, przez światła dochodzące do nich przez okno.

Obaj spojrzeli w tamtą stronę i to była karetka pod domem Payne'ów. Coś się stało, czy może Zayn zaczął rodzić?

Louis spojrzał za okno, upewniając się tylko, że to Zayn szedł do karetki, wsparty na ramieniu Liama, który trzymał torbę w ręku.

- A jednak, będziemy mieli nowych sąsiadów lada dzień - zaśmiał się alfa, mając na myśli szczeniaki.

- Tak, oby przeszedł szczęśliwie poród - uniósł kącik ust, zaciskając mocno palce za przyjaciół.

Wewnętrznie miał też nadzieję, że Payne'owie nie pozwolą do takiego zaniechania, jak oni sami.

- Przypilnuje i położę spać chłopców, a potem moglibyśmy wziąć wspólny prysznic. Co ty na to? - Louis obrócił się do męża.

- Jestem na tak - odpowiedział momentalnie - Och i kocham cię mocniej mój alfo.

🐾🐾🐾🐾🐾

- Przyznali nam odszkodowanie Harry, to od szpitala - Louis był dalej w szoku, po rozmowie z prawnikiem - Zgodzili się na tą ugodę, którą zaproponował prawnik.

- To nie były małe pieniądze, jestem aż zdziwiony - poprawił pasy na swoim ciele. Właśnie jechali na zakupy.

- Harry, to było dwieście tysięcy funtów... Co prawda prawnik z tego bierze jeszcze swoje wynagrodzenie, ale chłopcy mają zapewnione studia na pewno - nie mieściło mu się to jeszcze w głowie.

- Chociaż tym nie musimy się martwić, to bardzo miła myśl - zagryzł uśmiech - Cieszę się, ale wciąż brzmi to niewiarygodnie.

- Wolę tą opcję, bo mamy obu chłopców przy sobie. Nie chcę myśleć, co by było, gdybyśmy musieli rozwiązywać tą sytuację z tą drugą parą - wzdrygnął się.

- Tak, nasze życie dość dziwnie się ułożyło. Przynajmniej teraz obaj mają kochający dom...

Czas bardzo szybko mijał, Harry i Louis kilka dni później pierwszy raz zobaczyli szczeniaki Zayna i Liama. Były to dwie urocze dziewczynki, małżeństwo otrzymało od nich prezent w postaci kilku par śpioszków, przez co brunet się mocno rozczulił.

Bradford i Reggie bardzo szybko uczyli się pisania z pomocą mamy, przez co Harry wiedział że ci nie będą mieli problemów z tym w szkole. Omega nawet dodała im w czasie dnia zajęcia z matematyki, proste liczenie i nawet zainteresowała się jak przekazać dobrze chłopcom wiedzę na temat Francuskiego.

Wszystko szło po ich myśli, co tylko napędzało ich rodzinę.

Louis wdrożył Nialla w pracę firmy, dzięki czemu mógł spokojnie pracować dwa lub trzy dni w tygodniu. Widział, że nie musi martwić się w dniach kiedy nie było go w firmie. Dokumentacja była poukładana, a sprawy załatwiane na bieżąco. Horan zostawiał przyjacielowi tylko najważniejsze decyzje.

Zaczęło się robić coraz zimniej. Musieli zabrać marudzące szczeniaki na zakupy. Potrzebowali pasujących kurtek, butów oraz cieplejszych rzeczy na całą zimę.

- Czym mniej będziecie marudzić tym szybciej wrócimy do domu - Louis złapał się za nasadę nosa, kiedy szczeniaki nie współpracowały ani z Harrym ani z nim.

- Ale to nudne tato - Bradford odsuwał się od kurtki, którą trzymał w dłoniach Harry, aby pomóc szczeniakowi ją nałożyć.

- Ale jeśli nie sprawdzimy tego, będziesz marznąć w zimę. I nie będzie sanek, śnieżek ani wyjścia na łyżwy - od razu zaznaczył Louis - Będą za to niedobre syropy i siedzenie pod kołdrą.

- Uch, dobrze - wystawił rączki w górę i zaraz omega mogła mu założyć kurtkę na ciało.

- Jest trochę większa, idealna na zimę - Harry spojrzał na męża.

- Najważniejsze, żeby zmieściła się pod spód jakaś bluza albo chociaż sweter jeszcze - skinął Louis - Bierzemy ją, może rozmiar większa będzie dobra dla Reggiego.

- Tak kochanie, zmierzysz większą? - Harry wyprostował się i zaczął szukać innej kurtki, większej o rozmiar.

- A mógłbym zieloną? - poprosił młody alfa - Nie podoba mi się granatowa - spojrzał jeszcze raz na brata.

- Oczywiście skarbie - Harry uniósł kącik ust i przeszedł do innych wieszaków.

Chwilę to trwało, ale w końcu znalazł odpowiedni rozmiar i rozpiął materiał.

- Hop, hop do mamy - Louis motywował młodego alfę.

Reggie przymierzył materiał, który okazał się również lekko za duży, ale to było dobre. Obaj mieli porządne kurtki, które posłużą im całą zimę. Później jeszcze wzięli tym razem na oko kilka bluz, gorzej było ze spodniami, bo tutaj dzieci też musiały się ukazać cierpliwością.

Nie było to proste, jednak udało im się wyjść ze sklepu z sukcesem, ponieważ mieli wszystko, czego potrzebowali dla szczeniaków. Nie myśleli nawet o sobie, widząc że zarówno oni jak i sami chłopcy są zmęczeni.

Plus oni od lat nie rośli. Mieli po kilka sprawnych kurtek, płaszczy. Co najwyżej będą musieli pojechać któregoś dnia i kupić sobie buty. Sprawnie dostali się do auta, gdzie każdy zajął swoje miejsce i ruszyli w drogę do domu.

- Chyba naprawdę wymęczyliśmy ich - Louis na światłach spojrzał na tył, gdzie chłopcy zdążyli uciąć sobie drzemkę.

- Byli niemożliwi - Harry sam spojrzał na tył - Miałem przez chwilę ochotę krzyczeć, ale wiedziałem że to mógłby zrobić im krzywdę w psychice i prędko się ogarnąłem. Czasem ciężko jest być rodzicem z takimi rozrabiakami.

- Są tylko dziećmi w zasadzie - ruszył ponownie, widząc zielone - Ale nie zaszkodziłoby im trochę współpracować z nami w takich sytuacjach.

- Louis - spojrzał poważnie na męża - Oczywiście, że są. Doskonale obaj o tym wiemy, jednak każdy ma swoją cierpliwość po godzinach marudzenia i uciekania - alfa aż lekko się skulił na ton głosu omegi. Przypominał mu ten jego mamy.

- Tak to prawda - rzucił tylko, nie mając nic więcej do dodania w tamtym momencie.

Na szczęście dostali się sprawnie do domu, a na miejscu przebudzili ostrożnie szczeniaki, aby przeszły do domu, sami zajęli się zakupami.

Szczenięta przeszły do swoich pokojów, gdzie poszły dalej spać. Harry rozerwał metki od każdej rzeczy i posegregował wszystko do prania, żeby rzeczy nie śmierdziały sklepem, a miłym dla nosa proszkiem do prania.

- Myślisz, że jak zdecydujemy się na kolejnego szczeniaka pomieścimy się tutaj w domu? - alfę trapiło to pytanie od kiedy tylko zaczęli myśleć o powiększeniu rodziny.

- Musielibyśmy albo zmniejszyć naszą sypialnię, albo zrobić kącik maluszkowi u nas - przeniósł wzrok na męża - Jest jeszcze sprawa z naszym strychem, ale nie wiem czy taki remont się nam chce robić i ile on wyniesie.

- Lubię tą okolicę i ten dom z resztą też, nie jestem skory do przeprowadzki - podsumował - Ale będziemy potrzebować jeszcze przynajmniej jednego pomieszczenia, jeśli dorobimy się kolejnego dziecka.

- Zawsze chcieliśmy dużej rodziny i nie wiemy, czy ten następny maluch będzie ostatnim - zagryzł dolną wargę, zatrzaskując pralkę.

- No właśnie, a jeśli byśmy wyremontowali ten strych i zgarnęli go dla siebie? - zaproponował - Naszą sypialnie podzielimy na dwa pokoje.

- Można spróbować - powiedział po dłuższej chwili - Ten dom to wszystkie nasze wspomnienia. Lepsze i gorsze. Tutaj dorastał od maleńkości Bradford.

- Lubię go, naprawdę mocno. Zarówno przez sentyment jak i lokalizację, wszystko - wypuścił powietrze - Najwyżej potem zdecydujemy się na przeprowadzkę.

- Oby nie - wstawił pralkę i wstał na nogi - Coś czuję, że z tej kupki ciuchów to jeszcze co najmniej dwie pralki wyjdą.

- Uroki szczeniaków, które potrzebują dużo rzeczy - alfa spojrzał na ułożone ubrania - Dobrze, że mamy pralnię oddzielnie.

- Tak, to akurat dobrze zrobiłeś kochanie - rozbawiony podszedł do męża - I przepraszam za wybuch w samochodzie, czułem jakbyś mnie nie zrozumiał.

- W porządku, czasem tak bywa. Chodziło mi tylko i wyłącznie o nich, czasem są to dwa wcielone diabły - bez wahania przysunął partnera do swojego ciała.

- Kocham cię - ucałował policzek męża, a swoje dłonie ułożył na jego plecach.

- Chyba poważne rozmowy ostatnim czasem trzymają się pralni - zauważył ze śmiechem Louis - Kocham cię oczywiście też.

- Jednych kuchni, drugich łazienek - schował nos w jego karku - Jeszcze kilka miesięcy i będziemy starać się o kolejnego Tommo.

- O naszą mieszankę - gładził dłońmi plecy męża - Taką jaką jest Reggie, tylko że teraz dziewczynka - wiedział, że nie mają na to wpływu, jednak liczył mocno na córkę.

- Nie, to będzie kolejny Tommo kochanie, chłopiec. To męski dom - zaśmiał się lekko.

- Nie Harry... - marudził - Potrzebujemy małej księżniczki, która będzie córeczką tatusia. Nie odpuszczę tego.

- Będziesz musiał do tego jakoś dojść - oczy omegi mówiły mocno o tym, jak ta bardzo była rozbawiona.

- To akurat nie jest problem mając takiego męża przy sobie - uwielbiał łapać za słówka bruneta i droczyć się przy tym.

Harry kompletnie wybuchł śmiechem i po prostu przyciągnął starszego do poprawnego pocałunku.

🐾🐾🐾🐾

Kola 💙💚💙💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro