Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 29

Mimo, iż ostatnimi czasy na dworze było coraz cieplej dzisiejszy dzień okazał się przywitać Kate zimnem, wiatrem i deszczowymi chmurami. Dziewczyna nie potrafiła odgonić od siebie myśli, że właśnie teraz wszystko przeżywa żałobę. Wszystkie rzeczy wskazywały jednoznacznie, że utożsamiają się z jej nastrojem. Czuła jak zimny wiatr smuga jej policzki i dała by wszystko, aby zastąpić to mogły ciepłe palce Harrego. Uwielbiał przejeżdżać zewnętrza stroną dłoni po jej twarzy, patrząc jak się rumieni, a później do niego uśmiecha. Zwykle potem całował jej usta. Kate wzięła głęboki wdech starając się odrzucić od siebie te myśli. Nie może po raz kolejny się rozkleić. Nie robiła niczego innego przez ostatnie dni. Nic poza tęsknieniem, płakaniem i wspominaniem. Właśnie czuła jakby utknęła w martwym punkcie. 

Kierowała się właśnie na cmentarz. Szła tam, by pożegnać miłość jej życia, raz na zawsze rozstać się z chłopakiem w którym ulokowała swoje uczucia. I mimo, że tak naprawdę odszedł kilkadziesiąt godzin temu, to pogrzeb będzie czymś w rodzaju zamknięcia księgi jego życia. Tutaj już nie ma czystych stron, wolnych kartek. Zapisał każdą z nich ciepłem, miłością i uśmiechem. Pozostawił na ziemi ludzi, którzy kochali go bezwzględnie i bezinteresownie. 

Nie była w stanie policzyć ogromu ludzi, którzy właśnie piętrzył się przy ogromnym dębie, zaraz obok jego nagrobka. Widziała tutaj tak wiele znajomych twarzy - także ze szpitala. Wszyscy, których mijała posyłali w jej stronę smutne uśmiechy, zapewne zdając sobie sprawę jakimi uczuciami dążyła się ta dwójka. 

Kate zajęła miejsce tuż obok zrozpaczonych; Gemmy i Tima. Nie mogła patrzeć na tego chłopca. Jedyne co chciała zrobić to uchronić go przed cierpieniem. Zacisnęła dłonie, kiedy tylko zobaczyła jego mokre, czerwone policzki. Jego drżącą wargę zaciśniętą pomiędzy ząbkami i piąstki mocno ściskające materiał płaszcza Gemmy. 

- Mamo? - Zapytał cichutko. 

- Tak? - Odszepnęła Gemma. 

- Wujek Harry już nie wróci? - Jego głosik się załamał. 

Kate nie słyszała już tego co odpowiedziała Gemma. Po jej policzkach polały się łzy i jedyne o czym myślała to tylko to, aby szloch nie przejął kontroli nad jej ciałem. Nie była w stanie wziąć porządnego, głębokiego oddechu. Czuła, jakby coś blokowało jej układ oddechowy. Wielka gula, która utknęła w jej ciele. Zupełnie, jakby ktoś trzymał jej dłoń na gardle. Nagle zawiał mocny wiatr. Jej włosy rozwiewały się na wszystkie strony. Spojrzała w niebo. Pomyślała o tym, że być może to Harry. Może daje jej znaki, aby wzięła się w garść, aby była silna, tak jak wiele razy mu to obiecywała. Uśmiechnęła się smutno w przestrzeń i postanowiła skupić na słowach kapłana. 

Ceremonia była piękna. Ciało Harrego właśnie spoczęło w dole i obecnie wpatrywała się w tablice, która głosiła.

Harry Edward Styles

ur. 01.02.1990*

zm. 10.03.2017

Spoczywaj w pokoju. 

Westchnęła głęboko. Więc to wszystko? Tyle pozostało po miłości jej życia? Tyle jeśli chodzi o ich wspólne wspomnienia? Tutaj wszystko się kończy?

Tak, tutaj.

Tutaj, ponieważ Kate już zdecydowała. 

Po przyjęciu wszystkich kondolencji, wyściskaniu Gemmy oraz Tima. Kate udała się do swojego mieszkania. 

- Przepraszam, Harry. Być może będziesz na mnie zły za to co zrobię, ale nie potrafię inaczej. Zawsze wydawało się nam, że jesteśmy silni. I wiem, że ty taki byłeś. Zawsze byłeś moim bohaterem. - Westchnęła. - Ja nie umiem być twarda. Budzenie się co rano bez ciebie to dla mnie męka. Nie jestem w stanie wytrwać całego tego czasu, który pozostał mi na ziemi. Nie bez ciebie. Może będziesz na mnie krzyczał przez kilka minut, ale wiem że nie będziesz potrafił się na mnie gniewać. Odwiedzę cię trochę szybciej niż nam obojgu się to wydawało. To wydaje się dobrym rozwiązaniem wiesz? Koniec końców właśnie do tego to wszystko dążyło. To autodestrukcji. Pamiętaj jedno, zawsze będę cię kochać. Obiecuje, że już niedługo powiem ci to prosto w oczy. 

Kate napisała jeszcze tylko list pożegnalny do szpitala, rodziców i Gemmy. Wiedziała, że dla wszystkich to będzie ogromny szok. Zdawała sobie sprawę z tego jak mocno swoim wyborem rani rodziców. Kate zawsze była samolubna. Ponoć mamy wybierać tak, aby być szczęśliwymi, a nie aby szczęśliwi byli wszyscy inni. 

Kiedy tylko na dworze się ściemniło Kate wspięła się na dach jej wieżowca. Wynajmowanie mieszkania tutaj miało choć jeden pozytywny skutek. Jutro w gazetach pojawi się informacja o kobiecie, która skoczyła z dachu budynku, prawdopodobnie będzie nawet wydrukowane zdjęcie. 

Żaden z reporterów nie będzie widział dlaczego posunęła się do tego czynu. Może miała depresję? Albo była psychiczne chora? Żaden z nich, nigdy się nie dowie, że zrobiła to z miłości. 

- Do zobaczenia, kochanie. - Powiedziała. 

I zrobiła to. 

Skoczyła. 

Moje ramię będzie zawsze przy Tobie, jeśli kiedykolwiek zechcesz płakać. Wszystko będzie dobrze, bo zawsze będę cię kochać, aż do dnia w którym umrę.

***

zaskoczeni? nigdy o to nie proszę, ale teraz jestem szalenie ciekawa i proszę abyście podzielili się Waszą opinią. w niedziele dodam epilog i podziękowania. spadam kończyć pisać CV, miłego dnia :)

* musiałam zmienić datę, na potrzeby opowiadania. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro