Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Paranoiczny strach

Zastanawiam się, czemu kiedy człowiek chce się skarcić, mówi sobie, "jesteś", czyli "jesteś beznadziejny, brzydki". Tak jakby bali powiedzieć się "jestem". Gdyby mówili "jestem", obarczali by wine i odpowiedzialność na siebie. Może to ze strachu, a może jednak nie...

*

Tata wydawał się dziś nieco przygnębiony, wnioskuję po tym, jak po powrocie do domu zniknął gdzieś w garażu w swojej pracowni.

Mama jeszcze nie wróciła z pracy. Jest nauczycielką w szkole językowej. Teraz akurat skończyła prace, ale tata o tym nie wie. Tylko ja wiem kiedy i o której godzinie kończy prace w tygodniu - uważałam, sprawdzałam codziennie, przez siedem dni, o której wraca.

Może się bałam, że zniknie, może mam paranoje. No, nie ważne, pozastanawiam się jeszcze nad tym.

Mój braciszek wraca później do domu, jest środa, a ja kończę dwie godziny wcześniej. Teraz mam cały dom dla siebie - mogę pokrzyczeć, pohałasować, odpowiedzieć na cały swój dzisiejszy dzień, oglądając anime na słuchawkach, i komentując przy tym na cały dom, nie zwracając uwagi, czy ktoś jest - bo przecież nikogo nie ma, nie?

Czy my zawsze jesteśmy sami? Nie licząc cząsteczek i małych stworzeń krażących w powietrzu?
Może tak na prawdę jeżeli ktoś jest, to my tego nie wiemy, skoro chowa się tak dobrze, że nie możemy go znaleźć. A jeżeli ten ktoś chowa się przed nami całe życie, i czeka na ostateczny koniec, by po zaprzestaniu istnienia naszego gatunku zająć tę planetę?

Może znów mam paranoje.
Ale nie twierdze, że ta teoria nie jest prawdziwa, bo niby skąd mamy wiedzieć, że tego kogoś nie ma, skoro nie da się tego po prostu upewnić, jak tak dobrze siedzi w ukryciu?

Postanowiłam wykorzystać ten jeszcze jasny, lecz chłodny dzień. Wyszłam na trawę w ogrodzie i postanowiłam odrobić lekcje.

Nie, tu nie czuję aury do odrabiania lekcji.

Znowu te dziwne przeczucia.

Ściemnia się, mój instynkt przetrwania, pozostały po najstarszych czasach, nie pozwala mi siedzieć samej na dworze po zmroku.

Nic z odrabiania lekcji.

Zamiast wziąć się do odrabiania lekcji na miejscu, ty straciłaś czas na szukaniu go.

Przepraszam was, po prostu nie mam ochoty odrabiać pracy domowej.

Nie przepraszaj samej siebie.

Mam racje. Wszystkie moje wewnętrzne "ja", w tej chwili mają rację - razem ze mną.

Wydaje mi się, że ktoś wrócił do domu.

- Kochanie? Jesteś w garażu?

Mama nie wie, że skończyłam dwie lekcje wcześniej niż brat.

Teraz, jak ja wiem, kiedy ona kończy, to czuję się, jakbym to ja się o nią martwiła.

Ale mama jest zajęta, i nie ma miejsca w głowie na takie rzeczy.

Znowu obarczasz kogoś winą.

- Eloisa jest w domu? Córcia, odrobiłaś lejcje? Jak tam test?

Podeszłam do kuchni. Na kafelkach były czerwone plamy. Przypominało mi to scenę z horroru, ale raczej tak nie było.

No pewnie, że tak nie było, przecież nic im nie jest. Tak nie jest wcale, dlaczego miało by niby być?

- Mamo, e..., wszystko w porządku, znaczy... Tata w garażu?

Nie odpowiedziała.

Ale ona jest głucha, rzadko odpowiada.

Nagle poczułam lęk, tak silny, że przestałam myśleć racjonalnie, i krzyknęłam, jakby modelka zobaczyła szczura w swoim hotelowym pokoju.

Natychmiast mama pojawiła się z przerażeniem w oczach i śrubokrętem, jakby trochę na nim było... coś czerwone.

O boże, to krew?

Znów ten wielki krzyk, którego ja sama nawet nie usłyszałam. Po chwili za mamą zobaczyłam tatę z plastrem na ręce. Wszystko zaczęło do mnie docierać, ale dopiero po zderzeniu śrubokrętu z terakotą. Mama natychmiast do mnie podbiegła i złapała, zanim upadłam.

Nigdy tak nie reagowała, zawsze zdawała się myśleć, że udaje.

Co się stało z mamą?

Mama miała przerażony wzrok, jakby paranoiczny. Tata tylko stał i patrzył.

- A tobie co? Wszystko dobrze? Moja mała jaskółeczka, wywinęła fikołeczka? - tata jakby nie zrozumiał powagi sytuacji.

O ile w ogóle sytuacja była poważna.

Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i wielki wrzask, jakby z głębin tartaru. Zanim zdołałam zrozumieć, że to mój brat, który wrócił wcześniej, witający się z pomieszczeniem, nastała ciemność.

Śniło mi się, że biegałam po suficie, a podemną na podłodze gromadziło się wiele pająków wielkości mojej pięści. Zanim się zorientowałam, że wcale już nie biegam jakby wbrew wszelkim prawom grawitacji po suficie, zdążyłam zabezpieczać wcześniej przewidziany upadek żyrandolem.
Nie wiem dlaczego, ale w snach zawsze mam większy refleks i fizyczny i psychiczny, niż zazwyczaj. Podobno w snach właśnie się nie myśli i gna przez nie, jakby były pozbawione sensu. Ale ja miałam zupełnie na odwrót.
Ledwo już trzymałam się żyrandola, bałam się strasznie pająków, one były zbyt realistyczne, żeby się ich nie bać.
Nagle zaczęły utwarzać z siebie piramidkę, i wspinać się do sufitu, tuż podemną.

Nie, nie! Boję się! Nie, proszę... Przestańcie! Bardzo proszę...

Zaczęłam  myśleć, i zorientowałam się, że nie jest to realistyczne. Wiem też, że jeśli nie mogę ruszyć się, tak jak tego chce, ani być nad sytuacją, to to jest sen.
Niestety. Miałam rację. Wyszło na sen. Pająki były coraz bliżej mnie, ja już nie wytrzymywałam.

Czemu sny się tak rządzą, jakby ktoś nami rządził, albo one pokazywały nam, czego nie potrafimy, na co nie możemy mieć wpływu.

To chyba jedno z tych pytań bez odpowiedzi. A przynajmniej, jeszcze nie znalazłam na nie wytłumaczenia.

Jak tylko się obudze, zaraz wypadnie mi to z głowy.

Potem zrobiłam coś, czego się nie spodziewałam. Postanowiłam odwrócić sens sytuacji.

Chodźcie tu, chodźcie szybciej.

Na stole w salonie leżała niezapalona świeczka. Jakoś nagle pojawiła mi się w ręku druga taka sama, tylko że podpalona. Czekałam na odpowiedni moment.

I tak nie jesteście prawdziwe, jedyne co tu teraz jest prawdziwe, to lęk i moje uczucia.

Rzuciłam świeczką, ale oczywiście na złość snu ona zawisnęła w powietrzu i postanowiła zniknąć.

Ah, dziękuję ci śnie! No dalej, wchodźcie tu, wchodźcie.

Mój lęk w tamtej chwili, był silniejszy, niż kiedykolwiek, ale ja wiedziałam, że to wszystko nie dzieje się na prawdę. Ostatni pająk zbliżał się do mojej twarzy.

Ostateczne starcie, tylko ty zostałeś, smacznego życzę.

Pająk skoczył prosto na moją twarz, a ja zamknęłam oczy.

*

Poczułam na sobie coś wilgotnego, po czym zorientowałam się, że brat wylał mi na twarz szklankę wody.

- Nie mdlej mi tu, siostra! Ale to było głupie, jesteś głupia!

Mówisz tak, bo się przestraszyłeś, i nie wiesz jak zareagować. Nie chcesz się zmagać z problemem.

- Erik, przestań! - skarciła go mama.
- Eloisa nam zemdlała, nie widzisz, co się stało? - odezwał się tata, dołączając się do oskarżeń mamy.
- Ale ona jest głupia! Bardzo, głupia i dziwna. Zawieźcie ją do psychiatryka! Tam niech sobie mdleje! - krzyknął na rodziców, po czym pobiegł do swojego pokoju.

Co mi się śniło? E... Coś mi się śniło? Pamiętam przebłyski, muszę je zachować, zanim zapomnę. Zapiszcie to w szufladzie z tymi rzeczami!

- Wszystko w porządku Eloisa, czy to przez tą krew? Tata zranił się śrubokrętem, nic się nie stało, spokojnie. - mama wskazała na plamy na kafelkach.
Nie były aż takie duże, a jednak wcześniej wydawały się być jedną, wielką kałużą krwi
- Nie... Idę do pokoju. Wszystko chyba ze mną okej...
- Na pewno? Wstaniesz? - zapytał tata.
- Tak, po prostu źle się poczułam.

Czuję się teraz, jakby rodzice zwracając na mnie uwagę, badali mnie wzrokiem. Że tylko tak zwrócili na mnie uwagę. Eh, jak to się nazywa? Zazdrość, strach, zażalenie, smutek? Nie moge znaleźć takiego słowa!

Po prostu nie chcę być teraz w centrum uwagi...

Nie w taki sposób.

Musimy przemyśleć tą reakcje, nazwać ją... Jest trudna do nadania jej nazwy, bo jest nowa. Ale nie porzucę tego uczucia, od tak. Zmagam się z problemem, i je w końcu nazwę.

——————————

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: