19
~ Pov. Kawaii ~
Leżałam na śpiącym Nick'u i tuliłam się do jego ciepłego torsu. On jeszcze spał, a ja z tego korzystałam. Tak bardzo go kocham... Nie myślałam że kiedyś znajdę miłość, a jeżeli nawet tak że ktoś mnie pokocha...
~ Pov. Christopher ~
Siedziałem spokojnie na swoim łóżku, gdy nagle usłyszałem pocztę. Wychyliłem głowę ze swojej rudery i oberwałem listem w nos. Wziąłem papier, spojrzałem wilkiem na chłopaka roznoszącego je, i znowu zniknąłem w pokoju. Ciekawe kto mógł mi go wysłać. Otworzyłem kopertę i zacząłem powoli czytać. W trakcie zbladłem, chwyciłem mocniej papier i szepnąłem tylko imię mojej podopiecznej "Lunamine"... Wypadłem jak poparzony z pokoju i pobiegłem do Armii. Ten skończony idiota. Tord. On ma Lunnie.
~ Pov. Ashley ~
Szłam przez korytarz, aż ktoś we mnie wbiegł. A w zasadzie nie ktoś tylko mała Lunamine. Spojrzałam na nią i podniosłam.
- Co się stało mała? - zapytałam jak zwykle spokojnym i typowym dla mnie głosem.
- Bo b-bo... - nie umiałam nic powiedzieć.
- Hm...? Co się stało...? - głaszcze po głowie. - Mi możesz powiedzieć.
- Jeden żołnierz... On... On... - w oczach zakręciły mi się łezki.
- Co? Który? Co ci zrobił? - zaniepokojona.
- Nie wiem... Nie znam jego imienia.
- A jak wyglądał i co ci zrobił?
- Miał błąd włosy… i-i… po za golf-fem czarny płasz-cz…
Hm… Kto… Kto to może być? Nie… Zaraz…! to Luke! Ugh… muszę z nim pogadać…
~ Mini time skep po rozmowie ~
~ Pov. Ashton (alternatywa wersja Ashley) ~
Pojawiłem się w armii... Ale w jakiejś dziwnej... To nie armia Tori... I wogóle co się ze mną stało...? Gdzie ja jestem? Od razu zacząłem panikować. O nie, o nie, o nie... Gdzie ja jestem i co mam zrobić?
Rozglądałem się po korytarzu, w którym się znajdowałem. Poczułem dłoń na moim ramieniu. Powoli się odwróciłem.
Zobaczyłem... Zobaczyłem dziewczynę z takim samymi włosami i oczami jak ja? Zaraz co? Co tu się stało? Ktoś mi to wytłumaczyć?
- Kim jesteś...? - odezwała się pierwsza dziewczyna.
- Ashton... A... A ty...?
- Ashley... Zaraz... Ashton, Ashley... Mamy taki sam wygląd... Tylko że ty jesteś chłopakiem... O kurwa... To znaczy że uniwersa się pomieszały... Co robić co robić... - fioletowo włosa mówiła stukając rytmicznie obcasem.
Po chwili namysłu się odezwałem:
- To znaczy że jestem tobą? A ty mną? - kiwnęła głową. - Iiii... Jest tu Tori? Em... To znaczy... Jej odpowiednik?
- Chodzi ci o Torda? Tak... Jest tutaj... - wyglądała na zamyśloną kiedy to mówiła. - Chodź... Nie będziemy tu stali...
~ Pov. Paula ~
Kolejna świetna randka z Ethanem! On jest taki wspaniały i świetny… Ja… Nie wiem co on we mnie widzi ale on jest wspaniały! Kocham go nad życie i nie chcę go zostawić… Już nigdy…
Ale wracając… Idę do mojego pokoju bo zebranie się skończyło… To męcząca praca ale lubię ją, dobrze płacą i dzięki niej poznałam mojego cudownego chłopaka…
Hm… Może napiszę mu jakąś piosenkę…? I jeszcze mu ją zagram i zaśpiewam? Ucieszy się? Może to dobry pomysł…
Usiadłam przy biurku, wyciągnęłam kartki i długopis, żeby coś napisać ale nic nie przychodzi mi do głowy…
~ Pov. Słup energetyczny (XxKundziaxX)
Stoję w parku i obserwuje jak jacyś chłopcy się gwałcą…
~ Pov. Tord ~
- Nie kurwa! Nie będę działał według twojego pieprzonego planu Tori! - siedzie w moim biurze i kłócę się z moją alternatywną wersją… To źle że ona tu jest… Uh, już mnie tak wkurza…
- A ja według twojego! Jesteś idiotą że wymyśliłeś coś takiego!
- Słuchaj! Skoro jesteś moją inną, dziewczęcą, ale na pewno nie ładniejszą wersją mnie to oznacza że to też i twój pomysł!
Widzę jak ją lekko zatkało… Oho… Szykuje się foch, znam to po Ashley…
- A wiesz co?! Jesteś jebanym zboczeńcem! Pieprz się!
- Czyli ciebie moja droga~?
- O ty chuju! Ugh! - obserwując jak dziewczyna wkurwiona opuszcza mój gabinet zacząłem się śmiać… Jej mina - bezcenna…
****************
He he he… Powstaje z martwych? W sumie ten rozdział od paru miesięcy jest napisany… He he he…
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro