18
~ Time skep kilka (czyt. 3) miesięcy ~
~ Pov. Lili ~
Siedzę w kawiarni i uzupełniam tabelki na moim laptopie. To jest bardzo nudne! Na całe szczęście co jakiś czas popijam moją kawusię żeby nie usnąć...
~ Pov. Theo ~
Idę obok kawiarni "Kawiarnia pod gwiazdami"... Bardzo ciekawa nazwa nie powiem...
Idę i idę aż w końcu GWAŁTownie się zatrzymałem. Zobaczyłem Lili. Tak! To jest moja szansa!
Wszedłem do kawiarni i ustałem nad nią.
- Hej śliczna - powiedziałem zalotnym głosem, na co ta podskoczyła.
- T-to ty...! - wystraszona dziewczyna szybko zamknęła laptop z zamazanym znakiem Red Army. Hm... Co to...? Ciekawe...
Usiadłem na przeciwko niej - co słońce chcesz jakieś ciacho? - ona lekko kiwnęła głową i wybrała ciasto, a ja je zamówiłem.
- Czego chcesz? - warknęła już bardziej pewna siebie ale w jej oczach nadal widziałem strach.
~ Time skep skończenie ich spotkania ~
Bawiłem się z nią świetnie...! Właśnie wracam z lasu, do mojego pokoju w rebelii.
Opadłem na łóżko i szybko zasnąłem.
~ Pov. Melody ~
Siedzę siebie na drzewie przed bazą rebeliantów i obserwuję teren.
Łoł widzę jakiegoś człowiek... Nie zaraz... T imię człowiek! To anioł jednym mechaniczny skrzydłem i jakaś mała zdzirą.
O nie...! On jest mój! Ona nie może mi go zabrać! Ale zaraz... Muszę powiedzieć o tym Tordowi...!
~ Time skep po posiedzeniu Tordowi o małej ~
Idę za tą małą do lasu. Kto puszcza dziecko do lasu?! Chce żeby Slenderman je porwał? A w sumie... I tak ja ją porwę więc... Ale muszę wykonać moja robotę...
Podeszłam do niej od tyłu i przyłożyłam chustkę na siąknietą środkiem nasennym i po chwili dziewczynka straciła przytomność.
~ Time skep w armii ~
~ Pov. Lunamine ~
Obudziłam się przywiązana do krzesła. Przestraszyłam się słysząc skrzypnięcie otwieranych drzwi. Do pomieszczenia w którym się znajduje wszedł jakiś dziwny rogacz i jakiś facet z nożem.
Jeden z nich podszedł do mnie i przyłożył nóż do gardła.
- Jak się nazywasz mała - milczę... Nie chcę żeby to wiedział... Po chwili znowu się odezwał. - Zapytałem o coś - warknął do mnie groźnym tonem. lekko się przestraszyłam, a po chwili odpowiedziałam szeptem "Lunamine". - grzeczna dziewczynka - powiedział z dziwnym uśmiechem. - Ile masz lat i skąd pochodzisz? - zapytał dziwnym tonem. nie umiałam jednak odpowiedzieć na żadna z tych pytań szczerze mówiąc sama nie wie. Nie znałam odpowiedzi na te pytania. Po chwili poczułam piekący ból na szyi a po kilku sekundach zobaczyłam moją czarną jak węgiel (i serce autorki ~ dop. Aut.) krew spływającą po niej.
Nie minęła chwila, usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i zostałam sama.
~ Time skep 1h ~
Otworzyłam moje zaspane oczy ponownie słysząc skrzypienie drzwi. Do pokoju weszła kobieta o fioletowych włosach. Kiedy minie zobaczyła szybko do mnie podbiegła i zaczęła magią (bo tak myślę) uleczać moją ranę. Po ranie zniknął ślad a ona szybko zaczęła mnie rozwiązywać i wzięła na ręce. Udałam bezbronne jak zawsze w takiej sytuacji. Tak samo jak nauczył mnie Christopher.
- Spokojnie mała nie bój się, nic ci nie zrobię - powiedziała spokojnym głosem.
Nie no spoko. Jak miałabym się bać. Wcale nie zostałam porwana, związana i zraniona. Jest git może jeszcze mnie zgwałcą...
Wyszła z tego pomieszczenia i poszła przez korytarze które dla mnie wyglądały jak labirynt. Postawiła mnie prze jakimś pokojem.
- Zostań tutaj, proszę... Za chwilę wracam... - powiedziała i zniknęła za drzwiami.
To moja szansa... Pomyślałam. Ale... Wydawała się miła... No ale nie można nikomu ufać, tak jak uczył mnie Chris
~ Pov. Ashley ~
- Tord co ty robisz...! To jest dziecko...! - powiedziałam zdenerwowana i podeszłam do jego biurka.
- Hm? - podniósł głowę z nad papierów, które ja zwykle wypełniam. - A! O tą gówniarę ci chodzi!
- Nie mów tak o niej dobrze ci radzę... - syknęłam przez zaciśnięte zęby, pokazując lekko moje kły. Nie powiem wkurzyłam się...
- Kochanie bez stresu. Nie unoś się tak to tylko zwykłe nic nie znaczące dziecko...
- Nic nie znaczące?! To niby po co tu jest...! Chcesz więzić kolejną osobę?! Proszę masz mnie, innych, tylko proszę nie dziecko!
- Kto jej to zrobił?
- Nie udawaj że nic o tym nie wiesz. Wszyscy tutaj działają na twoje polecenie, po za mną i Mayą!
- Czekaj... Agresorem...? -posłał mi głupi uśmiech.
- Nie zmieniaj tema - przerwałam moją wypowiedź, bo usłyszałam tupot małych stópek. Odwróciłam się i zobaczyłam małą. Podeszłam do niej, uklęknęłam przed nią i wzięłam na ręce. Rzuciłam tylko w stronę Torda. - Jak możesz... - i wyszłam z jego biura.
~ Pov. Tord ~
Zauważyłem że małej wypadło zdjęcie. Wstałem z mojego wygodnego różowego fotela w kształcie pandy trzymającej serduszko i je podniosłem. Momentalnie poczułem w moim sercu zazdrość i smutek. Tyle lat minęło a on nadal się uśmiecha gdy cierpi. Połowa była zamazana czerwonym pisakiem. Domyśliłem się jednak jaki był powód tej małej gówniary. W tym miejscu było jego mechaniczne skrzydło.
J-ja mu to zrobiłem... Najważniejszej osobie w moim życiu... Do czasu poznania Ashley...
~ Flash back ~
Siedziałem samotny w parku i płakałem. Żałowałem tego co zrobiłem. Myślałem że jestem sam, a tu nagle obok mnie pojawiła się drobna kobieta. Podeszła do mnie i usiadła obok.
- Hej... Co tu robisz i dla czego płaczesz...? Mogę wiedzieć...?
Nic nie odpowiedziałem tylko się do niej przytuliłem, a ona odwzajemniła przytulasa. Potrzebowałem tego... Ciepła i bliskości drugiej osoby.
- To... Może zabiorę cię do domu... Robi się zimno... - starała się mnie odczepić ale ja tego nie chciałem. Nie pozwoliłem jej na to. W końcu wstała a ja razem z nią, ale nadal ją tuląc. Zaczęła iść do swojego domu, a w nim poznałem jej imię i imię jeszcze jednej dziewczyny... W tym dniu poznałem Ashley i Mayę...
~ Koniec flash back'a ~
Tyle lat, a on dopiero teraz się pokazał. Czego on odemnie chce? Zemsty? To nie w jego stylu. Zresztą i tak jestem na prowadzeniu, w końcu jeśli Melody się nie myli mam jego największy skarb... Małą, bezbronną dziewczynkę...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro