~ 22 ~
•••
Jenna z niepokojem rozglądała się po starym, zapuszczonym budynku, co rusz posyłając niepokojące spojrzenie ku Samowi.
Steve od dłuższego czasu siedział w niewielkim pomieszczeniu, czekając aż Bucky się ocknie.
– I co teraz? – Zapytał Sam przerywając ciszę.
Kobieta wzruszyła ramionami po czym odparła:
– To zależy od Steve'a.
W tym samym momencie, jak na zawołanie pojawił się wcześniej wspomniany mężczyzna.
Spojrzał na Jennę smutnym wzrokiem i rzekł smutno:
– Pozwól, że nastawię Ci ramię.
– Czy to będzie boleć? – Zapytała niepewnie Jenna.
– Tak.
– Cóż, przynajmniej jesteś szczery.
Ciemnowłosa niechętnie usiadła na krześle. Rogers podszedł do niej wzdychając ciężko. Chwycił jej ramię po czym zaczął odliczać do trzech.
Jenna krzyknęła z bólu, jednakże ustał on w ułamku sekundy.
– Przykro mi, Jenn. – Szepnął Steve spoglądając na zaczerwienioną od bólu twarz przyjaciółki.
– W porządku. Nie miał nad sobą kontroli. – Odparła po czym wstając z krzesła, zapytała: – Ocknął już się?
– Nie.
Kapitan zerknął niepewnie na Sama i ponownie spoglądając na Jennę oznajmił:
– Muszę załatwić kilka spraw. Zważając na Twoje ramię, lepiej gdybyś została z Bucky'm. Wrócimy wieczorem. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem...
Kobieta kiwnęła jedynie głową, nie zadając zbędnych pytań.
Jenna w milczeniu obserwowała jak Steve i Sam wsiadają do małego garbusa po czym odjeżdżają.
Weszła do pomieszczenia, w którym był przetrzymywany James i ku jej zaskoczeniu, mężczyzna był przytomny.
Napięła się cała, obawiając się ataku, jednakże ten rzekł ze skruchą w głosie:
– Obudził mnie Twój krzyk... – Wskazał na ramie kobiety i zapytał: – Boli?
– Już nie. – Odpowiedziała, siadając pod ścianą naprzeciwko Jamesa. – Jak się czujesz?
– Obolały. Dużo szkód wyrządziłem?
Jenna nie odpowiedziała, co James uznał za tak.
Siedzieli przez chwilę w milczeniu, gdy ten nagle zapytał:
– Rozmawiałaś już ze Stevem?
– O?
– O Twoich zdolnościach, które wymykają się spod kontroli.
– Nie wiem czy zauważyłeś, ale nie miałam na to czasu. – Warknęła Jenna, na co Bucky spuścił głowę.
Kobieta pożałowała swojego nagłego przypływu złości, toteż rzekła:
– Przepraszam. Wiem, że to nie Twoja wina.
Mężczyzna odgarnął swoje ciemne włosy z twarzy i wpatrując się w ciemnowłosą zapytał:
– W tamtej chacie wspomniałaś coś o planecie Navaar. Zgadza się?
Jenna kiwnęła głową, na co ten kontynuował:
– Co to za planeta? Jak wiesz, mam prawie sto lat i zero pojęcia o otaczającym nas świecie. Nie wspominając już o kosmosie.
Jenna uśmiechnęła się delikatnie i odparła:
– Navaar jest niezamieszkaną planetą, której moce przejęłam. Znalazłam się tam przypadkiem wraz z moją biologiczną matką. Ona zmarła, ja jednak... W nieznany mi sposób pozyskałam swoje zdolności.
Wyraźnie zaciekawiony Barnes zapytał ponownie:
– Jak udało Ci się wrócić na Ziemie?
– Znalazł mnie Odyn, potężny władca Asgardu. Zabrał mnie na swoją planetę i zaopiekował się mną. Wychował mnie, wyszkolił i przyjął do swojej rodziny. Jest dla mnie niczym ojciec.
– A co z Twoim biologicznym ojcem?
– Nie żyje. – Oznajmiła smutno Jenna. – Zabiłam go.
James był wyraźnie zaskoczony taką informacją, toteż Jenna opowiedziała mu pokrótce o wydarzeniach z Casperem.
– Przykro mi to słyszeć. – Szepnął. – Straciłaś biologicznych rodziców.
– Straciłam również Friggę, moją przybraną matkę oraz... – Kobieta wyraźnie się zawahała co nie umknęło uwadze Bucky'ego. – Lokiego.
– Loki? Czytałem o nim. To nie on zaatakował Ziemię kilka lat temu?
Ciemnowłosa kiwnęła twierdząco głową.
– Kim on dla Ciebie był?
– Kimś bardzo ważnym.
•••
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro