Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 22 ~

•••

Jenna z niepokojem rozglądała się po starym, zapuszczonym budynku, co rusz posyłając niepokojące spojrzenie ku Samowi.

Steve od dłuższego czasu siedział w niewielkim pomieszczeniu, czekając aż Bucky się ocknie.

– I co teraz? – Zapytał Sam przerywając ciszę.

Kobieta wzruszyła ramionami po czym odparła:

– To zależy od Steve'a.

W tym samym momencie, jak na zawołanie pojawił się wcześniej wspomniany mężczyzna.
Spojrzał na Jennę smutnym wzrokiem i rzekł smutno:

– Pozwól, że nastawię Ci ramię.

– Czy to będzie boleć? – Zapytała niepewnie Jenna.

– Tak.

– Cóż, przynajmniej jesteś szczery.

Ciemnowłosa niechętnie usiadła na krześle. Rogers podszedł do niej wzdychając ciężko. Chwycił jej ramię po czym zaczął odliczać do trzech.

Jenna krzyknęła z bólu, jednakże ustał on w ułamku sekundy.

– Przykro mi, Jenn. – Szepnął Steve spoglądając na zaczerwienioną od bólu twarz przyjaciółki.

– W porządku. Nie miał nad sobą kontroli. – Odparła po czym wstając z krzesła, zapytała: – Ocknął już się?

– Nie.

Kapitan zerknął niepewnie na Sama i ponownie spoglądając na Jennę oznajmił:

– Muszę załatwić kilka spraw. Zważając na Twoje ramię, lepiej gdybyś została z Bucky'm. Wrócimy wieczorem. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem...

Kobieta kiwnęła jedynie głową, nie zadając zbędnych pytań.

Jenna w milczeniu obserwowała jak Steve i Sam wsiadają do małego garbusa po czym odjeżdżają.

Weszła do pomieszczenia, w którym był przetrzymywany James i ku jej zaskoczeniu, mężczyzna był przytomny.

Napięła się cała, obawiając się ataku, jednakże ten rzekł ze skruchą w głosie:

– Obudził mnie Twój krzyk... – Wskazał na ramie kobiety i zapytał: – Boli?

– Już nie. – Odpowiedziała, siadając pod ścianą naprzeciwko Jamesa. – Jak się czujesz?

– Obolały. Dużo szkód wyrządziłem?

Jenna nie odpowiedziała, co James uznał za tak.

Siedzieli przez chwilę w milczeniu, gdy ten nagle zapytał:

– Rozmawiałaś już ze Stevem?

– O?

– O Twoich zdolnościach, które wymykają się spod kontroli.

– Nie wiem czy zauważyłeś, ale nie miałam na to czasu. – Warknęła Jenna, na co Bucky spuścił głowę.

Kobieta pożałowała swojego nagłego przypływu złości, toteż rzekła:

– Przepraszam. Wiem, że to nie Twoja wina.

Mężczyzna odgarnął swoje ciemne włosy z twarzy i wpatrując się w ciemnowłosą zapytał:

– W tamtej chacie wspomniałaś coś o planecie Navaar. Zgadza się?

Jenna kiwnęła głową, na co ten kontynuował:

– Co to za planeta? Jak wiesz, mam prawie sto lat i zero pojęcia o otaczającym nas świecie. Nie wspominając już o kosmosie.

Jenna uśmiechnęła się delikatnie i odparła:

– Navaar jest niezamieszkaną planetą, której moce przejęłam. Znalazłam się tam przypadkiem wraz z moją biologiczną matką. Ona zmarła, ja jednak... W nieznany mi sposób pozyskałam swoje zdolności.

Wyraźnie zaciekawiony Barnes zapytał ponownie:

– Jak udało Ci się wrócić na Ziemie?

– Znalazł mnie Odyn, potężny władca Asgardu. Zabrał mnie na swoją planetę i zaopiekował się mną. Wychował mnie, wyszkolił i przyjął do swojej rodziny. Jest dla mnie niczym ojciec.

– A co z Twoim biologicznym ojcem?

– Nie żyje. – Oznajmiła smutno Jenna. – Zabiłam go.

James był wyraźnie zaskoczony taką informacją, toteż Jenna opowiedziała mu pokrótce o wydarzeniach z Casperem.

– Przykro mi to słyszeć. – Szepnął. – Straciłaś biologicznych rodziców.

– Straciłam również Friggę, moją przybraną matkę oraz... – Kobieta wyraźnie się zawahała co nie umknęło uwadze Bucky'ego. – Lokiego.

– Loki? Czytałem o nim. To nie on zaatakował Ziemię kilka lat temu?

Ciemnowłosa kiwnęła twierdząco głową.

– Kim on dla Ciebie był?

– Kimś bardzo ważnym.

•••

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro