Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 24 ~


•••

— Jak było na spotkaniu? — Dopytywał James następnego dnia przy śniadaniu.

— Całkiem w porządku. Khai to sympatyczny chłopak.

— To świetnie — Mruknął Bucky pod nosem.

— Coś się stało? Masz dzisiaj jakiś gorszy humor...

— Ależ skąd, Jenn. Po prostu się nie wyspałem.

Jenna przyjrzała się uważnie Jamesowi, który z ponurą miną wpatrywał się z talerz pełen warzyw. Klepnęła go po ramieniu i zaproponowała:

— Co powiesz byśmy wieczorem udali się na miasto? Zabawmy się trochę! Nie próbuj mi nawet odmówić.

•••

Wieczorem James wciąż był w podłym nastroju. Słowa Khai'a jedynie potwierdziły jego obawy. Czuł się podle, jednakże nie chciał psuć humoru Jennie.

Kobieta szybko przepychała się przez tłum roztańczonych mieszkańców Wakandy, którzy cieszyli się wieczorem w jednym z klubów.

James szedł za nią niczym cień. Dookoła ludzie popijali alkoholowe trunki i bujali się w rytm głośnej muzyki.

Spojrzał przed siebie i uświadomił sobie, że stracił swoją towarzyszkę z oczu. Zaczął rozglądać się dookoła, kiedy poczuł jak ktoś chwyta jego dłoń.

Obejrzał się do tyłu i ujrzał roześmianą Jennę, która pociągnęła go za rękę w stronę parkietu, mówiąc:

— Nie ociągaj się, James.

Entuzjam Jenny powoli zaczynał mu się udzielać, toteż uśmiechnął się delikatnie pozwolił jej zaciągnąć się na parkiet.

— Nie tańczyłem od kilkudziesięciu lat — Oznajmił zerkając na zebranych ludzi. — Chociaż nie wiem czy to, co oni teraz wyprawiają, można nazwać tańcem.

— Ja również nie jestem świetną tancerką. Najwyżej podeptamy sobie wzajemnie stopy.

Jenna wyciągnęła ku niemu drugą dłoń, a on się zawahał. Spojrzał jej w twarz, która aż promieniała. Serce zabiło mu mocniej, kiedy chwycił jej obie dłonie.

James i Jenna, dwójka ludzi z różnych światów i czasów spędzili całą noc na tańcach i spacerach po rozrywkowych dzielnicach Wakandy. Osoby, które nigdy nie powinny się spotkać, a jednak los postanowił temu zaradzić. Osoby, które nieświadomie dopuściły się wielkich krzywd, nareszcie odnalazły namiastkę spokoju.

Spokoju, który oboje czuli, kiedy ich dłonie i ciała były blisko siebie nawzajem. Spokoju, który niebawem miał zostać zaburzony.

•••

Kilka dni później Jenna obserwowała jak James pojedynkuje się z jednym z żołnierzy T'Challi. Były Zimowy Żołnierz ewidentnie przeważał w tym starciu.

Kobieta w ciszy spoglądała na Jamesa, który odpierał każdy atak przeciwnika. Jego twarz była skupiona i spokojna, kiedy z zaskoczenia wykonał szybki ruch, który powalił przeciwnika na ziemię.

Obaj mężczyźni podali sobie rękę po pojedynku i rozeszli się w przeciwne strony. James ruszył ku Jennie, na której twarzy dostrzegł wyraźne zaintrygowanie.

Kobieta rzuciła mu ręcznik na co ten zapytał:

— Chętna na pojedynek?

— Doskonale wiesz, że bez moich mocy nie mam szans.

— Wiem ale chciałbym móc chwalić się w przyszłości, że udało mi się pokonać słynną Jennę Hawkins z Asgardu.

Jenna parsknęła śmiechem po czym bez uprzedzenia rzuciła się w stronę Jamesa wymierzając mu solidny cios w brzuch.

Zaskoczony mężczyzna pomasował obolałe miejsce, odrzucił ręcznik i przygotował się na kolejny atak przyjaciółki.

Kobieta okrążyła Jamesa, zastanawiając się nad jego słabymi punktami. Niewiele się zastanawiając skoczyła w prawo by wykonać kopnięcie, które miało podciąć mu nogi, jednakże ten był szybszy. Bez problemu odepchnął ją do tyłu, nie kryjąc samozadowolenia.

— No dalej, Jenn. Zaskocz mnie.

— Próbuję — Mruknęła pod nosem, a w jej żyłach aż buzowało pragnienie uwolnienia swoich mocy.

Ponownie rzuciła się do przodu, na co James schylił się i wywrócił ją na plecy po czym przygniótł ją własnym ciałem, uniemożliwiając jej ucieczkę.

— Myślałem, że jesteś w lepszej formie — Rzekł rozbawiony.

— To przez to ciasto czekoladowe, które kupujesz nam niemalże codziennie. — Syknęła Jenna, będąc poirytowana swoją słabą koordynacją ruchową.

James wzruszył ramionami nie spuszczając z niej wzroku. Momentalnie pomiędzy nimi zapadła głucha cisza, a oni wpatrywali się w siebie w skupieniu, jakby pragnęli odczytać swoje myśli i zamiary.

Wnet James dostrzegł, że Jenna zerknęła na jego usta, a w nim wezbrała nadzieja. Niewiele myśląc nachylił się ku niej, na co ona westchnęła cicho oczekując na kolejny ruch.

Wnet drzwi od sali treningowej stanęły otworem. Oboje natychmiast poderwali się z podłogi, unikając siebie wzrokiem.

Okoye, generał sił zbrojnych Wakandy, weszła do pomieszczenia i oznajmiła beznamiętnym tonem:

— Macie gości.

•••

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro