Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 13 ~


•••

Jenna szła przed siebie czując otępienie i ból w nadgarstkach. Zerknęła na dłonie, które były zaczerwienione i pełne ran od wielkich, metalowych kajdanek.

Zaprowadzono ją do znanego jej miejsca. Duże, zimne pomieszczenie z wysokim sufitem. Zapach metalu i morza był wszechobecny. Słyszała szum fal i rozentuzjazmowane głosy.

Naprzeciwko niej, na wysokim podeście stał mężczyzna. Znała jego twarz. Nękała ją w snach i zaburzała jej spokój.

Martin — Pomyślała. Wielokrotnie słyszała jego imię.

— Jenno. — Rzekł mężczyzna poważnym tonem. — Twój kolejny cel to wysoko postawiony członek ONZ, Richard West. Pozbądź się go, a następnie wywołaj zamieszanie w południowej części Francji.

Jenna wpatrywała się w niego, nie wykonując żadnego ruchu. Tak jak robiła to dotychczas.

— Zrozumiałaś swoje zadanie? — Zapytał Martin.

Kobieta przechyliła lekko głowę, na co stojąca obok Martina kobieta poruszyła się nerwowo.

Nie dam rady — Pomyślała Jenna.

W tym samym momencie w jej głowie pojawił się absurdalny i ryzykowny pomysł.

Nie znała ograniczeń swoich mocy i nie wiedziała jak w pełni ich używać, jednakże ten potwór, którego podporządkował sobie Martin i jego ludzie, wiedział doskonale. Wszak była idealnym narzędziem do siania terroru. Niepowstrzymanym.

— Zrozumiałam — Odparła Jenna, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.

Wtedy pozwoliła ponownie przejąć nad sobą kontrolę, jednakże nie w pełni. Nie pozwoliła by ponownie zawładnięto jej myślami, uczuciami i czynami.

Zamierzała z tym walczyć, toteż wycofała się w głąb siebie, a wtedy jej oczy przybrały białą barwę.

— Jestem niepowstrzymana — Szepnęła złowieszczo.

Jeden z ludzi zbliżył się do niej by zdjąć jej ciężkie kajdanki, jednakże zanim zdążył wyciągnąć klucz spadły one na ziemię z głośnym hukiem.

Były zwęglone, a dym unosił się ku górze owiewając Jennę.

— Co się dzieje? — Zapytała Harriet nie kryjąc przerażenia.

— Chyba znowu zaczyna się buntować — Rzekł Martin i nakazał swoim ludziom obezwładnić Jennę, jednak ona była szybsza.

W mgnieniu oka posłała ognistą falę wprost na zbliżających się do niej oprawców, którzy w ułamku sekundy zajęli się ogniem.

— Głupcy — Szepnęła i wzniosła się w powierzę czując ogarniającą ją swobodę i satysfakcję.

Powoli rozejrzała się dookoła szukając drogi wyjścia, jednakże takowej nie znalazła.

— Cóż — Pomyślała spoglądając w stronę Martina i chowającej się za nim kobiety — Zasługują na to.

Jenna skierowała dłoń w stronę ściany, za którą słyszała szum fal. Ściana zaczynała pękać, a do środka wdzierały się pierwsze strumienie wody.

— Nie rób tego! — Krzyknął Martin nerwowo zerkając na wlewającą się do pomieszczenia wodę — Znajdujemy się na środku oceanu. Utopisz nas wszystkich.

— Nie wszystkich — Oznajmiła Jenna wzruszając ramionami — Czyżbyś już zapomniał? Woda mnie nie zabije. Nic co jest częścią mnie nie zdołałoby tego zrobić. Wam jednak nie pozostało wiele czasu.

W tym momencie ściana pękła, a do pomieszczenia wdarła się woda, która szybko przybierała na sile.

Nikt tego nie przeżył. Cała tajna baza, która okazała się opuszczoną platformą wiertniczą, została zalana i legła w gruzach na dnie oceanu.

Jedynie Jenna, która bez problemu zdołała opuścić platformę, wyszła z tego incydentu bez najmniejszego szwanku.

Unosiła się w powietrzu, a tuż pod nią rozpościerał się ogromny ocean. Dookoła nie było żadnego lądu, jednakże uśmiech nie schodził z jej twarzy.

Kobieta wzięła głęboki oddech i wzbiła się wyżej ku górze, a jej oczy wciąż pozostawały białe.

•••

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro