~ 8 ~
•••
Jenna stała wśród elegancko ubranych ludzi, wpatrywała się w podłogę i wsłuchiwała w przemowę Sama.
Znajdowali się w Waszyngtonie, gdzie Sam oddał Tarczę Kapitana Ameryki w ręce władz.
Jenna długo się z nim o to spierała. Odradzała mu ową decyzję, pragnęła go przekonać by zachował Tarczę, jednakże Sam nie zmienił zdania. Uważał, że nie jest godzien by reprezentować kraj oraz być zastępcą Steve'a.
— Nikt nie będzie w stanie go zastąpić, Jenn. — Powiedział jej w samolocie, kiedy wspólnie lecieli do Waszyngtonu.
— Oczywiście, że nie. Żadnego z nas nie da się zastąpić, wszak różnimy się od siebie. Jednak uważam, że Steve dokonał dobrego wyboru wręczając ci swoją Tarczę.
Ku niezadowoleniu Jenny, Sama nie przekonał owy argument.
Stała wśród tłumu i ze smutkiem zerkała na Tarczę oraz na wielki wizerunek Steve'a, wiszący tuż za Samem.
— Steve reprezentował nasze najlepsze cechy — Zaczął Wilson poważnym tonem — Odwagę, prawość, optymizm. Opanował do perfekcji stoickie pozy.
Na te słowa Jenna i kilku zebranych, zaśmiali się cicho. Kobieta poczuła czyjąś dłoń na ramieniu, toteż odwróciła się i ujrzała Rhodey'a, który posłał jej krzepiący uśmiech, kiedy Sam kontynuował:
— Zmienił świat na zawsze. Kilka miesięcy temu miliardy ludzi powróciły do życia po pięciu latach, wywołując światowy chaos... — Mężczyzna zamyślił się na chwilę po czym oznajmił zdecydowanie — Potrzebujemy nowych bohaterów. Dostosowanych do tych czasów — Tu spojrzał na Tarczę, mówiąc — Symbole są niczym bez kobiet i mężczyzn, którzy nadają im znaczenia. Tarcza... jest największym symbolem. Ale tu chodzi o człowieka, który ją trzymał, a ten nie żyje.
Jenna opuściła głowę, czując wzbierające w jej oczach łzy.
— Dziś honorujemy spuściznę Steve'a, ale też spoglądamy w przyszłość. Dziękujemy, Kapitanie Ameryko, ale ta Tarcza należy do ciebie.
Po tych słowach Sam oddał Tarczę w ręce urzędników, którzy włożyli ją do szklanej gabloty.
Dookoła rozległy się brawa, a Jenna ruszyła ku drzwiom, nie mogąc już dłużej powstrzymać łez.
•••
Jenna i Sam zostali w Waszyngtonie jeszcze dwa dni, które spędzili z Rhodey'em. Przy okazji odwiedzili również Pepper i Morgan, które przygotowały dla nich pyszny obiad.
Przez cały ten czas w głowie Jenny krążyła myśl, że już nigdy nic nie będzie takie jak wcześniej.
Po powrocie do domu odłożyła walizkę i usłyszała dźwięk telefonu. Odebrała go i natychmiast ruszyła do telewizora by go włączyć.
Dzwoniła do niej Sara, która kazała jej włączyć kanał, na którym Jenna dostrzegła mężczyznę, który z dumą przemawiał do narodu:
— Niedawne wydarzenia uczyniły nas bezbronnymi. Odciska to piętno na cywilach. Kochamy bohaterów, którzy poświęcali się, by chronić Ziemię, ale potrzebujemy też bohatera, który ochroni ten kraj. Potrzebujemy kogoś, kto uosabia największe wartości Ameryki. Potrzebujemy kogoś kto na nowo nas zainspiruje i będzie symbolem dla nas wszystkich.
Jenna zacisnęła pięści, tępo wpatrując się w telewizor.
— W imieniu Departamentu Obrony i zwierzchnika państwa... — Kontynuował mężczyzna — Mam zaszczyt przedstawić nowego bohatera Ameryki. Powitajmy nowego Kapitana Amerykę.
Wnet na ekranie pojawił się kolejny mężczyzna w stroju i z Tarczą Steve'a. Uśmiechał się i machał do tłumów, a na jego twarzy można było dostrzec wyraźną dumę.
Jenna spuściła głowę i zaklęła pod nosem. Ogarnęła ją wściekłość i żal, że Tarcza jej przyjaciela trafiła w obce ręce.
•••
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro