Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 7 ~


•••

Jenna i Steve biegli przez park, kiedy zatrzymali się przy ławce, na którą kobieta opadła, oddychając ciężko.

— Dosyć, Rogers. Jestem wykończona.

— Fizycznie czy psychicznie?

Jenna zerknęła na niego, zastanawiając się jakim cudem zawsze zauważał wszelkie zmiany w jej zachowaniu.

— To i to.

Mężczyzna usiadł obok niej i zapytał:

— Wciąż o tym myślisz?

Minęły dwa tygodnie od śmierci Friggi oraz biologicznego ojca Jenny.

Tak... — Szepnęła smutno — Jestem taka żałosna, że nie potrafię sobie z tym poradzić. Uśmiecham się, ale wewnątrz jestem złamana. Staram się nie okazywać słabości. Jesteś jedyną osoba, przy której mogę szczerze uronić łzy, nie wstydząc się tego jak brzydko i żałośnie wtedy wyglądam.

— Nie zgadzam się z tym.

— Z czym?

Ze stwierdzeniem, że brzydko wyglądasz. Jesteś piękna, Jenn. I nie chodzi mi tylko o twój wygląd. Mam na myśli twoją inteligencję, twój uśmiech, twoje łzy, twoje momenty załamania, twoje poczucie humoru. Jesteś wspaniała osobą. Jeśli ja jestem w stanie to dostrzec, to ty również powinnaś.

Jenna obudziła się, jednakże nie znajdowała się w swojej sypialni. Stała w lesie, dookoła unosiła się mgła, z której wyszła staruszka od przepowiedni:

Oh, moja droga. Jego starta jest dla ciebie wyjątkowo bolesna. Dręczą cię myśli o tym co by się stało gdybyś przyjęła go do swojego serca? Na pewno tak jest. Cóż, wyjaśnię ci...

— Nie interesuje mnie to — Warknęła wrogo Jenna.

— Wciąż by tutaj był... Przy tobie. Do samego końca.

Przestań, przeklęta wiedźmo! Nie prosiłam cię byś wyznała mi moje przeznaczenie! Zostaw mnie w spokoju bo odnajdę cię i spalę na popiół.

— Nie możesz zabić kogoś kto od dawna jest już martwy, Jenno. Oh, słodkie dziecko. Tak bardzo jest mi ciebie żal.

•••

Jenna siedziała na werandzie swojego domu i wsłuchiwała się w szum rozpościerającego się przed nią lasu.

Błogą ciszę przerwało jej nawoływanie, dobiegające z domu:

— Halo, halo! Jest tu ktoś?

Na dźwięk znajomego głosu, Jenna poderwała się z miejscu i ruszyła do domu, gdzie czekał na nią Sam. Kobieta przytuliła przyjaciela na powitanie i z uśmiechem na twarzy rzekła:

— Nie mówiłeś, że wracasz do domu. Jak było na ostatniej misji?

— A jak miało być? — Zapytał Wilson wzruszając ramionami — Jak zwykle dałem czadu.

Jenna zagotowała wodę i przygotowała herbatę. Podała malinowe babeczki, które upiekła tego ranka i usiadła przy stole naprzeciwko przyjaciela. Sam opowiedział jej o przebiegu ostatniej misji w Tunezji podczas, której odbił zakładnika niejakiemu Georgesowi Batrocowi.

Batroc był najemnikiem i przestępcą, poszukiwanym przez Interpol. Niegdyś Jenna miała z nim styczność, kiedy to Kapitan Ameryka pojmał go i wsadził do aresztu T.A.R.C.Z.Y. Jak się okazało, mężczyzna zdołał uciec.

Sam opowiedział Jennie również o współpracy z Torresem, jego nowym znajomym. Joaquin Torres był porucznikiem Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych i oficerem wywiadu. Często wspólnie wyruszali na niebezpieczne misję do dalekich krajów.

— Będziesz musiał kiedyś go tutaj zaprosić — Rzekła Jenna z uśmiechem — Chętnie z Sarą poznamy chłopaka, który wytrzymuje w twoim towarzystwie więcej niż godzinę.

Sam zaśmiał się na te słowa po czym chwycił babeczkę.

Ten dzień był bardzo udany. Jenna w końcu miała okazję porozmawiać z przyjacielem i dowiedzieć się o sytuacji na innych kontynentach. Brakowało jej jego towarzystwa.

•••

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro