Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 45 ~


•••

Jenna siedziała w namiocie wojskowym, a jej serce biło jak szalone. Do jej uszu docierały krzyki, rozemocjonowane głosy oraz cichy płacz.

— Są przerażeni — Rzekł Nick Fury wchodząc do namiotu i stając przed Jenną — Obawiają się, że bez ciebie nie zdołamy ochronić naszej planety.

— Gdyby media nie ogłosiły mojego odejścia to obyłoby się bez tych tłumów. Nie potrzebuję widowni.

Wnet odezwała się Maria Hill, która przez cały czas wyglądała na zewnątrz:

— Są tutaj również po to by ciebie pożegnać oraz podziękować za to co dla nich robiłaś przez te wszystkie lata.

Jenna zacisnęła usta i wzięła głęboki oddech. Od kilku dni przygotowywała się na ten moment, jednakże teraz, kiedy finalnie miała odejść, zaczęła odczuwać lęk i gromadzący się w sercu smutek.

— Już jest — Oznajmił Fury — Czeka na ciebie, Jenno.

— Jesteś gotowa? — Zapytała Maria marszcząc brwi i nie kryjąc żalu w głosie.

Jenna kiwnęła niepewnie głową po czym wstała na nogi, wyprostowała się po czym szepnęła cicho:

— Jestem gotowa.

Wnet Fury odsunął się na bok, pozwalając Jennie opuścić namiot.

Kobieta wyszła na światło dziennie i ujrzała tłumy ludzi, gromadzące się po obu stronach metalowych poręczy, które oddzielały ich od Jenny.

Znajdowali się na obrzeżach Nowego Jorku, z dala od budynków, ulic i zgiełku miasta.

Przed Jenną rozpościerała się szeroka, wydeptana ścieżka, na której końcu stała wysoka, jasnowłosa postać.

Mimo powagi sytuacji i żałobnej atmosfery, Jenna uśmiechnęła się delikatnie na widok Thora.

Kobieta wykonała pierwszy krok do przodu, potem kolejny, a każdy następny przybliżał ją do nieuniknionego momentu.

Dookoła słyszała krzyki zebranych ludzi, którzy dziękowali jej za ochronę, płakali na jej widok, a także wznosili modły. Jenna siliła się na krzepiący uśmiech, chcąc dodać im nieco pewności.

Mimo, iż jej już nie będzie, to na tej planecie wciąż pozostają ludzie, którzy będą ją chronić.

Nagle wśród tłumów zaczęła dostrzegać znajome twarze, a ich widok rozczulił jej serce.

Kilka osób ruszyło w stronę Jenny z posępnymi minami.

— Wychodzi na to, że z naszej legendarnej grupy Avengersów zostajemy tylko ja i Banner — Rzekł Clint przytulając Jennę na pożegnanie — To był zaszczyt pracując u twego boku.

— Trzymaj się, Clint — Szepnęła Jenna — Dbaj o siebie i rodzinę.

— Z uśmiechem na twarzy będę im opowiadał o przygodach jakie było nam dane wspólnie przeżyć — Dodał Burton z delikatnym uśmiechem.

Wnet do Jenny podszedł Bruce Banner, który zacisnął usta w wąską linię po czym rzekł:

— Będzie nam ciebie brakowało, Jenn. Zaopiekujemy się twoją rodziną. Możesz być pewna, że niczego im nie zabraknie.

— Dziękuję — Jenna wtuliła się w wielkie, zielone cielsko Bannera, a następnie skierowała twarz w stronę Pepper i Morgan, które stały przy metalowych bramkach, machając do niej. Twarz Pepper była zalana łzami, jedną ręką kurczowo ściskała dłoń córki, drugą zaś trzymała na sercu.

Jenna nie była w stanie dłużej powstrzymywać łez. Jej słone łzy kąpały na ziemię, na której po chwili wyrastały piękne, białe stokrotki.

Wśród zebranych dostrzegła również Scotta Langa z rodziną, Rhodey'a, Petera Parkera i wielu innych, z którymi wiązała niesamowite wspomnienia i przygody.

Nagle pojawił się przed nią Doctor Strange, który uścisnął dłoń Jenny i oznajmił:

— Nie obawiaj się o losy tej planety i swojej rodziny. Twoje zadanie dobiegło końca.

Na te słowa kobieta kiwnęła głową i odparła:

— Skąd mogę mieć pewność, że Ziemii nie zagraża już żadne niebezpieczeństwo?

— Nie możesz mieć takiej pewności. Ale poradzimy sobie, Jenno Hawkins. Ty zaś możesz już odejść w spokoju.

Jenna wysiliła się na ciche podziękowanie po czym rozejrzała się dookoła, na zebranych wokół niej przyjaciół oraz ludzi, którzy przybyli by towarzyszyć jej w jednym z ostatnich momentów życia. Uśmiechnęła się do nich, a następnie uniosła prawą rękę ku górze. Zawiał delikatny, ciepły wiatr, który niósł ze sobą cichy szept Jenny:

Dziękuję — Proste, aczkolwiek niezwykle istotne słowo, będące oznaką wdzięczności za wiarę i wsparcie na przestrzeni tak wielu lat.

Jenna pragnęła również przekazać tym ludziom by się nie lękali, wszak ta planeta ma kilku, naprawdę znakomitych obrońców, którzy będą w stanie wiele poświecić dla jej dobra i ochrony.

Któż wie, zastanawiała się również Jenna, może kiedyś powstanie kolejna grupa superbohaterów, która będzie kontynuowała dzieło Avengersów.

Kobieta po raz ostatni uśmiechnęła się do otaczających ją ludzi, a następnie ponownie skierowała twarz w stronę czekającego na nią Thora.

Postąpiła krok naprzód, kiedy nagle usłyszała w swojej głowie znajomy, kobiecy głos:

Żegnaj, najbliższa przyjaciółko. Jeśli spotkasz Pietra powiedz mu, że go kocham i tęsknię. Dziękuję, że trwałaś przy mnie i nigdy we mnie nie zwątpiłaś. Jestem ci wdzięczna za to twoją obecność i lojalność. Do zobaczenia.

Jenna uśmiechnęła się w duchu. Mimo, iż nie widziała Wandy, wyczuwała jej obecność i była wdzięczna za to, że była przy niej w tak trudnym momencie.

Każdy kolejny krok przybliżał ją do Thora oraz ostatecznego pożegnania.

Wnet rozpadał się deszcz. Jenna nie wiedziała czy było to zwyczajne zjawisko atmosferyczne czy to jej serce płakało z żalu i bezradności.

•••

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro