~ 44 ~
•••
Jenna ściskała dłoń Jamesa i wpatrując się w jego twarz, rzekła:
— To jedyne wyjście. Muszę ją ocalić.
Mężczyzna zamknął oczy po czym zapytał szeptem:
— Dlaczego ja nie mogę ocalić ciebie?
Oboje siedzieli przez chwilę w zupełnej ciszy, przyglądając się sobie nawzajem, chcąc zapamiętać każdy szczegół i detal drugiej osoby.
Było to ich pożegnanie. Doskonale zdawali sobie sprawę, że nie ma innego wyjścia z owej sytuacji. Jenna musiała odejść by uratować życie ich córki.
James był z tego powodu wściekły. Odczuwał żal, smutek, a zarazem wzrastającą w nim frustrację. Początkowo zaprzeczał słowom Jenny, próbował wmówić jej, że na pewno istnieje inne rozwiązanie, że znajdą inny sposób na ocalenie Freyi.
— Nie ma innego sposobu, James — Powtarzała wnet Jenna — To było mi pisane. Od samego początku. Moje życie może i nie trwało długo, aczkolwiek było wspaniałe. Nie żałuję niczego. Tak wiele się wydarzyło... Poznałam wielu, niesamowitych ludzi, przeżyłam niezliczoną ilość, niezapomnianych przygód, zdobyłam prawdziwych przyjaciół, odnalazłam ciebie, a następnie pojawiła się Freya. Ona jest moim dziedzictwem, żywym dowodem naszej miłości. Będzie ci przypominać o mnie oraz o tym co nas łączyło.
— Jenn... — Przerwał jej James, nie mogąc już dłużej powstrzymać łez gromadzących się w jego oczach — Tak długo byłem samotny... Nie miałem nadzieji, że będę wiódł szczęśliwe życie, a wtedy pojawiłaś się ty. Wyciągnęłaś ku mnie pomocną dłoń, kiedy najbardziej tego potrzebowałem. Trwałaś przy mnie, podarowałaś mi spokój, miłość oraz szansę na lepsze jutro, a teraz... Nie jestem w stanie pogodzić się z tym, że ciebie stracę. Nie po tym wszystkim co razem przeszliśmy.
— Nie stracisz mnie, James.
Jenna wtuliła się w swojego męża, wdychając jego zapach i ciesząc się jego bliskością.
— Zawsze będę przy tobie. Przy tobie i Freyi. Będę obserwowała was i czuwała nad wami, wszak jesteśmy rodziną.
Był to ciężki wieczór dla nich obojga. Freya nocowała u Sama, aby Jenna i James mogli w spokoju się ze sobą pożegnać.
Wspominali początki swojej znajomości, początkową niechęć, ucieczkę z Rumunii, pobyt w Wakandzie, każdą chwilę, zarówno szczęśliwą jak i przykrą.
Ich znajomość zaczęła się niewinnie. Początkowa niechęć z czasem przeistoczyła się w wzajemnie zaufanie, a następnie w przyjaźń, która ewoluowała w miłość.
Gdyby kiedykolwiek ktoś powiedział Jennie, że zakocha się w ponad stuletnim mężczyźnie w życiu by w to nie uwierzyła.
Podobnie było w przypadku Jamesa. Któż mógłby się spodziewać, że pisana mu była kobieta, wychowana w kosmosie wśród bogów. Kobieta, która ostatecznie wyrwała go z ciemności i pokazała mu czym jest prawdziwa miłość i radość z życia.
Przez wiele lat byli dla siebie wsparciem, nadszedł jednak czas, kiedy ich drogi musiały się rozejść.
— Kocham cię, Jenn. Na zawsze.
— Do samego końca, James.
•••
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro