Rozdział 7
Tam zostałyśmy same. Jedna z dziewczyn poprosiła abym stanęła na podeście i zaczęły się przyszykowania i rozmowy.
-Kim jesteście?- zapytałam.
-Ja jestem Korina, a to jest Lora, Alice, Eliza i Sara- przedstawiła resztę.
-Pracujecie tu?
-Tak jesteśmy...pokojówkami.- odpowiedziała Korina.
-Wiecie jak stąd można uciec?
-Nie da się.- posmutniała.- uwierz mi próbowałyśmy.
-Też byłyście sprzedane?
-Tak, po paru latach zrozumiałyśmy że opór nic nie daje więc jesteśmy posłuszne.
-Współczuję.- powiedziałam- Ale ja muszę się stąd wyrwać.
-Nie uda ci się, a radzę żebyś się ich słuchała.- odpowiedziała.- Jesteś przeznaczona Sethowi. A on potrafi być.... Delikatnie mówiąc bezlitosny.
-Chciałby mi coś zrobić.- powiedziałam a dziewczyny jeszcze bardziej posmutniały. Ewidentnie było widać że jest im mnie szkoda. Dobrze wiedzieć. Dziewczyny ubrały mnie w w czarno-fioletową sukienkę, czarne szpilki i do tego delikatna srebrna biżuteria. Ułożyły mi włosy i chciały zrobić makijaż, ale im zabroniłam. Te ze smutkiem powiedziały że jak nie pozwolę dac się pomalować to one oberwą, postanowiłam nie dodawać im cierpienia. Więc się zgodziłam. Zrobiły mi czarne kreski i fioletowe cienie. A na usta dały delikatny błyszczyk. Po wyszykowaniu zaprowadziły mnie do Sali balowej. Była wielka i pełna gości. Wszyscy dobrze się bawili, więc po co tu ja? Zawsze na urodziny można kupić pieska, a nie dziewczynę... Przeszłam spokojnie przez salę i zobaczyłam prezydenta polski! Ciekawe co on tu robił... Szkoda że nie mogłam do niego podejść. W trakcie szykowania dostałam jasne instrukcje jak się zachowywać, bo w przeciwnym razie ucierpią wszyscy goście. Co prawda wystraszyło mnie to wiec postanowiłam się posłuchać. Nie odzywałam się do nikogo, tylko podeszłam do stołu z jedzeniem i sięgnęłam po kanapkę. Głód został poskromiony wiec mogłam w spokoju przyglądać się tej cholernej sali. Masakra. Miałam już dosyć tej sukienki. Już w sari było wygodniej... Nie miałam zbytnio co robić, nie mam zamiaru chodzić i witać się z gośćmi i udawać że wszystko jest happy. W środku się gotowałam. Ta wściekłość, strach, bezsilność, ból. Musiałam stąd uciec. Nie mogę się zabić. Muszę to przetrwać dla Alanis. No właśnie Alanis. Z oka popłynęła mi jedna pojedyncza łza. To była łza tęsknoty. Mój własny brat mnie sprzedał jak przedmiot. Jedyna osoba którą kocham to Alanis. Tylko u niej mam pewność że nie zdradzi mnie. Nagle usłyszałam głos:
-Wszystko w porządku?- odwróciłam się w stronę głosu. To była Korina.
-A jak myślisz.- odpowiedziałam bezbarwnym tonem.
-Tęsknisz za kimś?- zapytała.
-Może.- odpowiedziałam jednak doszłam do wniosku że Korinie mogę coś powiedzieć.- Za przyjaciółką.- dodałam cichym głosem.
-Byłyście sobie bliskie?
-Dalej jesteśmy.- odpowiedziałam.- Nic nie zerwie tej przyjaźni.
-Jesteś pewna? Ja też miałam przyjaciółkę. A teraz o mnie zapomniała.
-Ona nie zapomni. Będzie mnie szukać.
-Błagam nie okłamuj się. Pozwól aby prawda do ciebie dotarła, tak będzie lepiej.
-Nigdy.- odpowiedziałam groźnym cichym tonem.
-Jak wolisz.- odpowiedziała zrezygnowana, jednak po chwili powiedziała.- Podoba ci się przyjęcie?
-Wolałabym nie mieć na sobie tej sukienki.- odpowiedziałam lekko się uśmiechając.
-Nie lubisz sukienek?- zapytała z ciekawością.
-Uwierz mi że nikt nie może wyobrazić sobie mnie w sukience.- odpowiedziałam dalej się uśmiechając.
-Aż tak źle?
-Nigdy nie nosiłam sukienek i gdyby to ode mnie zależało tak by zostało.
-No cóż.. Ale chociaż ładnie w nich wyglądasz.- powiedziała szczerze uśmiechnęła się. Co ja gadam? Zaśmiała się. Ja też się zaczęłam delikatnie śmiać. Co mi pomogło. Nagle usłyszałyśmy jak ktoś mówi przez mikrofon.
-Powitajmy Omara Calumma szejka Zjednoczonych Emiratów Arabskich.- wszyscy zaczęli klaszczeć i do sali wszedł ten facet z którym rozmawiałam (ten który mnie kupił), ja nie klaskałam.
-Powitajmy syna Omara Calumma, Setha Calumma.- i do sali wszedł ten facet dla którego mam być prezentem. Brzydki nie był. Znowy rozpoczęły się oklaski, i znowu ja byłam wyjątkiem. Po chwili wszyscy wrócili do zabawy, a ja wróciłam do rozmowy z Koriną. Dzięki tej rozmowie przez chwilę mogłam nie myśleć o tym ci się dzieje. Nagle Korina powiedziała lecz tym razem nie do mnie.
-Dzień dobry panie.- spojrzałam na kogo mówi. Mówiła do Setha.
-Dzień dobry Korino, możesz odejść.- odpowiedział do niej spokojnie. Korina dygnęła i odeszła nie patrząc na mnie. Seth zwrócił się do mnie:
-Witaj jestem Seth.
-Wiem kim jesteś.- odpowiedziałam mu także spokojnie.
-A zatem wiesz po co tu jesteś.- odpowiedział spokojnie ale widać było że sę wkurzył.
-Nie jestem tu z własnej woli więc nie oczekuj ode mnie posłuszeństwa.- odpowiedziałam mu dobitnie. Seth się ewidentnie wkurzył, ale robił dobrą mine do złej gry.
-Nie zapominaj że przyjęcie jeszcze trwa.- powiedział cicho, po czym dodał głośniej.- Czy zechciałabyś zatańczyć ze mną?- zapytał na tyle głośno żeby słyszała chociaż połowa gości.
-Dziękuję, dzisiaj nie tańczę.- odpowiedziałam grzecznie, równie głośno, aby zrobić mu na złość.
-Nalegam.- powiedział i wyciągnął rękę. Spojrzał na mnie, a ja na niego. Przez chwilę siłowaliśmy się spojrzeniami. Jednak wiedziałam że muszę ustąpić mu przy gościach.
-No dobrze.- odpowiedziałam i przyjęłam jego dłoń. Wyciągnął mnie na parkiet i zaczęliśmy tańczyć. Przyznaję że co jak co ale Seth potrafi tańczyć. Tańczyliśmy do ''Ellie Goulding - Love Me Like You Do'', czyli to był taniec wolny. Nie mogłam tego ścierpieć. Za dużo dotyku. Gdy tylko piosenka się skończyła puściłam go i odeszłam w stronę okna. Jednak Seth nie chciał dać się spławić. Poszedł za mną i stał chwilę, gdy ja patrzyłam przez ogromne okno na widok. Tak bardzo brakowało mi świeżego powietrza które chłodnym powiewem dodawało mi energii i uspakajało. Brakowało mi wypadów w góry, wspinaczki z Alanis. Tęskniłam za adrenaliną. i podróżami. Jednak ta podróż wcale mnie nie uszczęśliwiała.
-Nad czym myślisz?- zapytał mnie Seth.
-Nic ci do tego.- odpowiedziałam poirytowana.
-Odpowiedz.- powiedział do mnie władczym i groźnym tonem. Przed chwilą był można powiedzieć że nawet romantyczny , a teraz rozkazuje mi? Jakiś dwubiegunowy...
-Nie.- odpowiedziałam. Nie będę spełniać jego rozkazów. Idiota jeden.
-idziesz ze mną.- syknął mi do ucha a ja musiałam iść za nim. Dalej pamiętałam o groźbie, więc poszłam za nim. Wyprowadził mnie z sali bankietowej i prowadził przez kręte korytarze.
-Gdzie ty mnie prowadzisz?- zapytałam
-Zamknij się.
-Nie.- odpowiedziałam i zatrzymałam się. On się odwrócił, złapał mnie za rękę i ciągnął dalej. Początkowo się stawiałam ale Seth miał więcej siły ode mnie więc po chwili przestałam się stawiać bo rozumiałam że moje starania były na marne. Zaprowadził mnie do innego pokoju i zamknął drzwi za sobą. Ja stałam na środku pokoju i patrzyłam na niego bez uczuć. Nie wiedziałam co robić, czekałam na rozwinięcie akcji.
-O co ci chodzi?- zapytał mnie.
-Na przykład oto że mnie porwano bez mojej zgody.- odpowiedziałam stojąc 2 metry od niego.
-Nie zostałaś porwana tylko kupiona.- odpowiedział.
-No i?
-Uczciwa transakcja. Zostałaś kupiona dla mnie. Masz robić to co ci karzę. Jesteś tu dla mnie.
-A co ja piesek jestem? Może jeszcze powinnam czekać aż mi zaczniesz rozkazywać? Chyba śnisz.
-Ty masz mało do gadania. Zrobisz to co ci karzę a jeśli twoje zachowanie mi się nie spodoba to pożałujesz.
-Taa jasne.- odpowiedziałam i zauważyłam że Seth się wkurzył. Pewnie nie przywykł do tego że ktoś mu się stawia. Podszedł do mnie i bezpieczna odległość się kurczyła. W miarę gdy podchodził narastał we mnie lęk. Każdy człowiek ma inne lęki a moje znacznie utrudniają mi życie. Seth podszedł i złapał mnie w tali. Chciałam się wyrwać ale przy nim czułam się słaba,. Miał o wiele więcej siły ode mnie. Chciałam zamknąć oczy i się obudzić. Niestety to nie był sen. W wyniku dotyku narastała we mnie panika. Spanikowana nie wiedziałam co robić. Szarpałam się ale wiedziałam że to na nic, darłam się na Setha ale to też nic nie dawało. Cholera. Seth zmienił chwyt i złapał mnie za ramiona zmuszając do patrzenia mu w oczy. Jego oczy były ciemne, jednak bił z nich chłód i irytacja. Po chwili wyjął z kieszeni zdjęcie brata, pokazał mi je i powiedział..
-Widzisz? Sprzedał ciebie. Ja jestem jedyną osobą na świecie która ci pozostała.
-Jesteś nienormalny.- odpowiedziałam z wściekłością.
-Nie, musisz się mnie słuchać.- odpowiedział.
-Nigdy.- odpowiedziałam z wściekłością i mojeciało nie wytrzymał strach z paniki zmienił się w odruch bezwarunkowy. Z całejsiły odepchnęłam Setha i zaczęłam biec. Nie patrzyłam gdzie. Nie myślałamdlaczego. Po prostu biegłam. Nie obchodziło mnie czy biegł za mną. Mój strachprzejął kontrolę. Nad uczuciami. Nad umysłem. Nad ciałem. Adrenalina osiągnęłazenit. W tym momencie. Świadomość nie nadążała za akcją. Nagle. Nie nie wiemczy w biegu. Nie wiem czy się zatrzymałam. Po prostu. Światło zgasło. Organizmnie wytrzymał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro